Czy w tym miejscu cokolwiek działo się normalnie?!
Najpierw cholerna knajpa z dziwacznym kiblem, potem chatki sponsorowane przez Wuja Sama na głębokim zadupiu i pieprzone łono natury.
Gdy Felicia kładła się spać, wszystsko ją świerzbiło.
Przewracała się zirytowana i solidnie wkurzona na Reece’a, że się uparł jak głupi osioł w ogóle tu przyjeżdżać. Dziewczyna nie mogła pojąć jak gnieżdżenie się w Wypizdowie Dolnym mogło mu jakoś pomóc się ogarnąć.
A teraz jeszcze to.
Jakiś wioskowy tępy chujek z w środku lasu bawi się w wielkiego mordercę.
Dziewczyna zmrużyła oczy, chcąc dojrzeć w słabym oświetleniu, czy chujek to nie jeden z dziwolągów spotkanych w knajpie. A może to ten oszołom z kibla?
Sam akt morderstwa czy truchło zabitego nie zrobiły na niej większego wrażenia. Na pewno jednak nie zamierzała zostać jego kolejną zdobyczą. Zdobyczą bo Felicia nie myślała o sobie jako ofierze.
Przekrzywiła głowę na dźwięk słów zabójcy. Co innego zwróciło jej uwagę, gdy słuchała pieprzenia o kasku.
Między nimi a opiekuńczym drwalem były ledwo cztery metry odległości.
Jakim cudem znaleźli się tak blisko? Lunatykowali? Czy może Cross dosypywał czegoś do zapasów w chatkach? A może to ta terapia-srapia Browna? Przestraszyć ich by docenili ‘drugą szansę’?
Ale... jeśli tak to gdzie był Reece?
Rozkminy wytatuowanej dziewczyny przerwał wymoczkowaty goguś.
- Rozbiegniemy się i wykosi nas pojedynczo – warknęła mu w odpowiedzi, spinając się cała – Rewolwer to pewnie podpucha.
Powoli wycofywała się nie odwracając się plecami do napastnika.