Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2018, 14:08   #35
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Elaine przygryzła wargę. Chciała zobaczyć się z Blaithin.
- Pewnie nie wiadomo ile się nam z tym zejdzie, co? – zerknęła na telefon. Westchnęła ciężko, na razie odkładając napisanie smsa.
- Powinnam się z nią zobaczyć zanim mi zwieje z kraju.
- Jak kocha, to poczeka -
powiedział koteł, zachęcając dziewczynę do zmiany planów.
~ Jak nienawidzi, tym bardziej ~ przebiegło mu przez myśl na bezpiecznym kanale. Może to znowu odzywała się jego opuchła paranoja? Forma, jaką przybrało przebudzenie sierściucha sprawiała, że zawsze dopatrywał się w ludziach samych najgorszych rzeczy, jednak... rzadko kiedy bywał z tego powodu rozczarowany. A jeśli już, to pozytywnie.
- Mam spore wątpliwości co do jej kochania – Elaine podniosła się z poduch i wydobyła z kieszeni telefon. - Zajmijmy się tym szybko – Nie patrząc na kocura, wystukała kolejnego smsa: “Będę trochę później, muszę się rozejrzeć za jednym typkiem.”
- Chodźmy kiciu – Uśmiechnęła się do Seigna i podniosła leżący na ziemi grimuar.
- Spytamy Dantego, czy może nie wie gdzie podziała się nasza zguba.

Cytat:
W połowie drogi do celu wróciła wiadomość od mentorki czarodziejki. Zawierała pojedyncze słowo: “Dobrze.” Kropka ponuro ulokowana za wyrazem sprawiała, że cała tekstówka zyskiwała na złowieszczości.
Dante był dokładnie tam, gdzie go zostawili - w osławionej sali bitewnej, obecnie zwanej Peronem 9 i ¾ przez czwórkę dzieciaków, które zaczęły radośnie okupować krużganki pomieszczenia. Dante był bez szans - albo przynajmniej takiego udawał, nieporadnie zasłaniając się płaszczem przed lecącymi z góry śnieżkami. Z co najmniej sześciu stron, co było niezłym wynikiem jak na czwórkę młodocianych napastników.
- Pomoglibyście, już Agnes porzuciła mnie w potrzebie – jęknął rozpaczliwie, ukradkiem puszczając oko do wchodzących. Chwilę rozproszenia przypłacił śnieżką w ucho.
- Najwyraźniej ci się należało – Elaine mrugnęła do maga.
- Ash nie mówił ci może, gdzie się udaje?
- Pojechał z nią, dosłownie pół godziny temu –
kilka śnieżek minęło go o włos, kiedy odwrócił się do Elaine i Seigna. Z jakiegoś powodu wywołało to buczenie na trybunach.
- Chwalili się może, gdzie dokładnie jadą?
- Do Irishtown, na miejsce gdzie zaatakowano Asha –
nazwa jednej z dzielnic nabrzeża Dublina padła już drugi raz tego dnia. - Obiecali wrócić dziś wieczorem.
- Myślę, że spróbujemy ich znaleźć –
Elaine zerknęła na Seigna, szukając jakiejś akceptacji tej decyzji. - Masz może numer do Asha lub Agnes?
- Oczywiś…-
śnieżka trafiła go prosto w twarz, przy akompaniamencie wojennych okrzyków całej czwórki zbójców u góry. Na twarzy Dantego najpierw pojawił się szczery szok, a później duma. Mina mu trochę zrzedła, kiedy rzucającym okazał się młodszy z podopiecznych Seigna. Koteł natomiast wydawał się bardziej napuszony niż zwykle. Może było to wywołane obniżoną temperaturą, a może jakimś spaczonym rodzajem samozadowolenia. Dante podjął ponownie:
- Jesteście pewni że chcecie iść za nimi? To pewnie nie będzie najbezpieczniejsze.
- Cóż, może uda nam się odrobinę pomóc –
Elaine z uśmiechem obserwowała śnieżkę zsuwającą się po twarzy maga. Sielanka przyjemnie odrywała myśli od problemów, których nie była w stanie teraz rozwiązać. - A chyba przydałaby się nam pomoc Asha.

- Potrzebujemy zwołać nagonkę i ściągnąć na przesłuchanie faceta odpowiedzialnego za jeden z ataków. A konkretniej za nasłanie czarnych prześcieradeł na moją dzielnicę. “Biały Wędrowiec. Ten, który rozkazuje”. Mówią Ci coś ta ksywka i opis profesji? – sierściuch nerwowo przestąpił z łapy na łapę. Śnieg ziębił go w poduszki, a cała rozgrywająca się przed nosem scena ziała podróbką bajki Disneya. Fajnie, że choć dzieciarnia dobrze się bawiła.
- Agnes i Ash ruszyli po tropie tego, który zorganizował atak na nas. To zupełnie różny styl działania, ale jeżeli to ten sam…
- Nie dowiemy się jeśli nie sprawdzimy –
Elaine wydobyła z kieszeni telefon. - Sprawdźmy gdzie są i czy będziemy potrzebowali podwózki.
Abonent nie odpowiadał. Dokładniej mówiąc, był poza zasięgiem sieci.
- No, no Ash porwał ci żonę. Dobrze to spróbujemy z kicią ich znaleźć. Widziałeś może stolarza? Przydałaby się nam podwózka.
- Zaszył się w kącie knajpy z tuzinem książek, zaraz po tym jak wróciliście. Ty uważaj, może i tobie próbować coś zadać –
zwrócił się pół żartem, pół serio do Seigna.
- Jeśli utrafi z jakąś ciekawą tematyką, to czemu by nie? - odpowiedział koteł, jakby smakując tę myśl. - Wszystkich zaległości z zakresu mojego poletka badawczego i tak już w tym wcieleniu nie nadrobię, więc równie dobrze mogę łyknąć trochę rekreacji.

Elaine była bardzo pozytywnie zaskoczona. Czyżby tak zadziałała na chłopaka obecność w przełomie? Może znalazł przy tej okazji coś ciekawego.
- Chodź kiciu, załatwimy sobie podwózkę. Baw się dobrze Dante – Pomachała magowi i ruszyła w kierunku biblioteki. Szpiczastouchy podreptał za nią. Potem zwolnił. Zatrzymał się, odwracając wymownie łeb.
- Zanim zapomnę... mój duet diablików jest uzbrojony w nożyki modelarskie i szpachlówkę. Wiedzą jak się z nimi obchodzić, więc nie musisz się martwić. Kiedy już odmrożą sobie nosy, po prostu posadź ich przed jednym z tych pudełek pełnych plastiku i będziesz miał święty spokój. Dzięki z góry. Kiedyś Ci to wynagrodzę, D. - rzucił przez ramię do śnieżnego woja i pośpiesznie pognał za oddalającą się dziewczyną. Wiedział, że zostawia dzieciaki w dobrych rękach, ale miał nadzieję, że kiedy wróci, owe ręce nadal będą miały wszystkie palce na swoich miejscach.


Elaine z uśmiechem na twarzy wparowała do biblioteki konsylium. Nie była pewna, co dokładnie mają ścigać. Była też ciekawa, za czym dokładnie gonili Ash i Agnes, skoro Dante twierdził, że banda która ich napadła była raczej jakąś zwykłą grupą. Rozejrzała się po bibliotece, szukając swojego ucznia. Bujnej czupryny nigdzie dało się zauważyć; za to niezwykle szybko zawisł nad nią - dosłownie - bibliotekarz, efemeryczny konstrukt pomagający wszystkim znaleźć to, co powinni. Najczęściej oznaczało to drzwi. Był dość... terytorialny względem biblioteki. Ostrożnie, Seign uniósł łapę w geście powitania.
- Mogło być gorzej, siostro. Znacznie gorzej. Wierz lub nie, słyszałem, że w Konsylium niedaleko Beaconsfield w bibliotece urzęduje mał... goryl, znaczy się - szepnął do Elaine, unosząc subtelnie pokrytą sierścią brew.

- Czeeego szukaaa, hmmm? – zaciągnęło z góry.
- Nie czego tylko kogo – Elaine wyszczerzyła się do konstrukta. - Mojego ucznia.
- Czylii koooogoo? Dużo iiich byłłłło. Pyskatej? Tłustołapego? –
bibliotekarz skrupulatnie wymienił najciekawsze pseudonimy artystyczne dla dwójki stojących poniżej magów.
- Oj narzekasz. Stolarza, toż to taki grzeczny chłopak.
- Byyyył. Ale nie maaaa. Wyyyyszedł. Bieeegiem…
- A mogłabym zobaczyć co czytał nim wybiegł? –
dziewczyna spoważniała. Wolałaby by bliskie jej osoby nie ładowały się w kłopoty. Natomiast im, z jakiegoś trudnego do wyjaśnienia logicznie powodu, bardzo na tym zależało.
- Nic nie czyyytał. Wziąął ze sooobą – konstrukt przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni, nie ruszając głową, co wywołało mimowolne skrzywienie na kocim pysku. - Ale mooogę pokazaać skąąd wziąął…
- Z chęcią zobaczę –
zgodziła się Elaine.
- Cofam co powiedziałem. Nic nie może być gorsze niż to zawodzenie (!) - kot wskoczył magini za kark, kuląc uszy i nakrywając je łapami. - Wezmę dziesięć goryli zamiast niego. Sto. Cholera, wolałbym już słuchać skrzeczenia Gulmotha (!) - wyżalił się.
Duch poprowadził dwójkę poszukujących do ich bardzo skąpego w materiały regału o trwałych fizycznych manifestacjach Prawdziwych Światów. Elaine tylko westchnęła i spojrzała na mało pomocną aparycję.
- Dawno temu wyszedł?
Proste pytanie mocno rozszczelniło procesy myślowe widziadła. Zabierało się do odpowiedzi ze trzy razy. Mniej niż najkrótszy okres oczekiwania na najnowszą publikację od EOPublishing... Średnio 2,7 wydań książki w Banglad… 2500 stron tempem Church….
- Nikooooogo nieeee byyyyło poooo niiiimm – wydukał w końcu zniechęcony próbami konwersji przekazu konstrukt, decydując się na wybór najbezpieczniejszej odpowiedzi.
Spomiędzy warg Elaine wydobył się kolejny zrezygnowany świst powietrza. Kto pyta nie błądzi, mówili. Wydobyła z kieszeni telefon i wybrała numer do Stolarza.

- Elaine! – młodzieniec był zaskoczony, ale jego wybuchowe przywitanie brzmiało aż trochę zbyt...przyjaźnie? - Co się stało?
- Doszły mnie słuchy, że okradłeś bibliotekę i wybiegłeś z niej w bliżej nieokreślonym kieruuuunku –
czarodziejka wydała z siebie odgłos podobny do tego, który wydawał bibliotekarz. Kot fuknął jej koło ucha w geście upomnienia.
- Kto tak pow….- urwał, kiedy zdał sobie sprawę z żartu - Jesteś w bibliotece.
- Yhym i byłam ciekawa, gdzie cię znajdę z tym tomiszczem –
dziewczyna uśmiechnęła się do trzymanej słuchawki.
- W “The Brazen Head”, pod tylną ścianą – młodzieniec nie był jeszcze na tyle skrzywiony przez swoją profesję i jej potencjalne niebezpieczeństwa, żeby podawać kiedy tam jest.
- A czemu pytasz? Wracamy do dworku?

Elaine pomachała duchowi na pożegnanie i ruszyła z kicią na ramionach w stronę drzwi.
- Tym razem musimy kogoś znaleźć – odpowiedziała radośnie.
- Chcesz użyczyć mi znów transportu?
Seign uśmiechnął się w duchu słysząc to pytanie. Było retoryczne do bólu, podobne do tych zadawanych przechodniom w ciemnych bramach przez nerwowych młodzieńców posiadających ostre akcesoria kuchenne. No, może ostatecznie kwalifikowało się jako trochę przyjemniejsze dla strony postawionej pod ścianą. Dlaczemu? Bo Stolarz definitywnie czuł miętę do swojej mentorki, a jego mentalność potulnego dzieciaka z sąsiedztwa, jak każda tego typu, posiadała cechy masochistyczne. Koteł pokręcił łbem. Poczekał aż rozmówca Elaine zostanie zapędzony w kozi róg, a potem powiedział:
- Miły chłopak, naprawdę. Stawiam dziesięć euro, że ma nad łóżkiem przynajmniej jedno Twoje zdjęcie - nie zamierzał psuć słodkiego obrazka sugerując, do czego młody mężczyzna może używać tego typu obrazków w zaciszu swojego pokoju.
- No...da się zrobić… - w głosie Stolarza było już odrobinkę mniej entuzjazmu niż poprzednim razem – wciąż dość żeby całkiem zasadnie wywoływać takie uwagi jak Seigna - ale było też coś jeszcze. I to coś kusiło go równie mocno, o czym kot i magini mieli dowiedzieć się znacznie później...
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 18-01-2018 o 17:00.
Highlander jest offline