19-01-2018, 11:34
|
#51 |
|
Bagno wchłaniało truchło pająka, zalewało oczodoły, z których patrzyły martwo szalone oczy. Jeszcze tylko odnóża zniknęły w topieli, i ślad nie został po tzimiskim bojowym ghulu.
- Biedak – oznajmił Johan.
- Chciał nas zabić – przypomniał mu Jan.
- Ten człek, z pająkiem złączony. Nieszczęśnik.
Zdawał się zadumany i jakowyś nieswój. Zostawił go Jan na krawędzi wyspy i ruszył ku lipie. Niewiele się tu zmieniło. Może jeno listowie zdawało się bujniejsze i zieleńsze. Po chwili jednak młody Diabeł przystanął.
Szczelina w pniu drzewa. Jej krawędzie były lepkie od słodkich soków, a ona sama znacznie dłuższa i szersza była, niż gdy onegdaj drzewo krwią karmił. Teraz wsunąłby się do środka jak przez drzwi.
Przysunął twarz bliżej, wciągnął w nozdrza słodką woń. Jego włosy poruszały się lekko, a na twarzy czuł przyjemny, ciepły dotyk. Z wnętrza pnia szedł podmuch. Spokojny, ciepły wiaterek, jaki wieje w letnie popołudnia.
|
| |