Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2018, 17:51   #174
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Ama Ala, Mel
Okolice habitatu administracji, po zakończeniu narady


Kapłanka nigdy wcześniej nie dała się poznać ze strony, którą właśnie zaprezentowała. Niecierpliwość nigdy nie była jej domeną, a wcześniej jej osoba wykazywała jedynie wstrzemięźliwość i opanowanie. Podczas wspólnej pracy w temacie argonauckich materiałów przejawiała dogłębne zainteresowanie, nie mniejsze niż samego naukowca. Temat był dla niej niezwykle ważny. Teraz właśnie zaprezentowała jak bardzo, stając Melowi na drodze. Jej mina była daleka od zadowolonej. Była daleka nawet od neutralnej.

- Od jak dawna posiadasz tą próbkę? - zachrypiała nisko splatając ręce.

- Wyizolowaliśmy ją w nocy. Symulacje komputerowe potwierdzają się w 98% - odpowiedział Mel upewniając się i łapiąc za kieszeń. - Jeśli martwisz się o zwierzaki to wiedz że nic im się nie stało. Próbki pobieraliśmy bez otwierania pacjenta. - Mel wyjął z kieszeni manierkę i odkręcił nakrętkę. - Wasza kapłańska mość pozwoli że też o coś zapytam. Jak dużo jedzenia nam zostało? Przetrwamy tu zimę? Dunn twierdzi, że powinniśmy ruszać za dużymi herbiworami na południe. Ja się z nim zgadzam, pozostawanie w jednym miejscu to ryzyko, zwłaszcza w tym miejscu, gdy Excalibur ma przewagę czasu, jeśli za szybko się do nich zbliżymy, może to nas kosztować wiele strat. Być może się mylę... Na Atherrę obym się mylił... Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu się boję. Może już postradałem rozum od tego uciekania, ale z doświadczenia wiem że tam gdzie znajdują się Argonauckie relikty, tam szybko pojawiają się kłopoty. A jeszcze ta cholerna sprawa psioniki z pieprzonymi problemami z Imperium jakie to za sobą ciągnie. - Mel pociągnął z manierki.

- Strach całkowicie odbiera tobie rozum - podsumowała niezadowolona, zbliżyła się do naukowca i z każdym następnym słowem zbliżała się bardziej. - Czy ty chcesz nas wszystkich zabić, Melathiosie Sofitresie? Chcesz doprowadzić do tego, by całą planetę zbombardowano? Chcesz zniszczyć to, co pozostało dla nas w ruinach? Coś ty narobił, kretynie? - warknęła cicho będąc już przed samą jego twarzą. - Uważałam ciebie za osobę potrafiącą przewidzieć skutki własnych poczynań. Jak widać zamiast rozumu to Djozos jest twoim doradcą. Przemyślałeś jakkolwiek decyzję o ujawnieniu wyników badań, czy nawet się nie wysiliłeś? Jeśli nie wiedziałeś, co począć, czemu nie przyszedłeś z tym do mnie? W sali narad są tylko dwie osoby wyznające wiarę czegoś ważniejszego niż Imperium. Reszta, gdyby mogła rzuciłaby się nam wszystkim do gardeł, bo nasza wiara nie wpasowuje się w ich światopogląd. Ty dałeś im do tego narzędzie. Jeszcze nazywasz tę substancję ambrozją... Nie wzruszyło by mnie to z ust reszty, lecz z twoich? Uważasz, że jak wbijesz igłę w nowo poznany gatunek to przez noc jesteś w stanie wytwarzać ambrozję? Przez strach przemawia przez ciebie pycha i demagogia. Pogubiłeś się, a to co robisz jest katastrofalne w skutkach. - Ama Ala była wściekła, lecz mimo wszystko nie była skora do użycia czegoś więcej poza słowami. - Nie cofniemy już tego, co zrobiłeś. Gubernatora wraz z resztą nadgorliwych będzie trzeba powstrzymać przed radykalnymi decyzjami. Będę musiała po tobie posprzątać, więc proszę cię: zaprzestań tego, co robisz, bo sprowadzisz na nas klęskę. A ja na to na pewno nie pozwolę.

- Spokojnie. Wbrew pozorom też staram się nie doprowadzić do katastrofy. Przedstawiłem sprawę całemu zarządowi, bo każda strona zasługuje by znać prawdę. Gdybym chciał ukrywać przed kimś fakty to wielebna należała by to tej licznej grupki siedzącej w ciemnogrodzie, więc spójrz na to z tej strony. Poza tym teraz, gdy tajemnica stała się wiadomo wszyscy którzy mogli skorzystać na jej utrzymaniu wiele stracili, co może spowodować, że zechcą się zemścić co spowoduje ich ujawnienie. Być może moje metody pozostawiają wiele do życzenia, ale jestem człowiekiem logiki i faktów a nie mitów. Ja nie podchodzę do historii ludzkości jak do bajki opowiadanej dzieciom, czy alegorii dobrego i złego. Nie musisz mi mówić o skarbach Argonauckich ruin, jest na mnie wyrok śmierci bo zdradziłem tajemnice korporacyjne by chronić skarby przodków i wiem, że wszystko co się dzieje na tej planecie jest ze sobą powiązane. Teraz tylko czekam, wielebna zdaje się znać na polityce. Sprawdzam. Excalibur musi pokazać karty.- Mel odpowiedział stanowczo już lekko poirytowany tonem kobiety i jej wykładem. Fakt, że nie jadł śniadania, nie licząc samogonu nie pomagał.- Być może strach trochę przyćmił mój umysł. Być może mogłem rozegrać to inaczej, ale grałem takimi kartami jakie miałem, i na boginie dalej uważam, że postąpiłem słusznie. Teraz nie tylko Excalibur czy my wiemy o istnieniu tej substancji, ale Ci ważniacy w gajerach. Być może moje działanie doprowadzą do wojny, ale jeśli musimy walczyć o tę planetę by nazwać ją domem to niech tak będzie. - Mel zakończył. Czekał na odpowiedź Amy, która to rozpiekliła się jeszcze bardziej.

- Wy na prawdę nie macie pojęcia, z czym igracie, panie Melathiosie - przecisnęła przez zęby. - To nie jest labolatorium, doktorze. Tutaj po nieudanym eksperymencie nie da się rozpocząć od nowa. W świecie poza laboratorium konsekwencje są nieodwracalne. Wbijasz pan kij w mrowisko tylko dla tego, że możesz.

- Tak. Polemizować nad słusznością moich decyzji możemy długo, nie zmieni to jednak faktu, że choćby wielebna mnie przekonała do tego, że się mylę, a to łatwe nie będzie, to wydarzenia te już miały miejsce i nic ich nie zmieni. Czemu ma więc służyć to kazanie? Wywołaniu u mnie poczucia winy? Dziękuję, ale już winię się za ważniejsze sprawy. Dążysz do tego, żebym teraz ponownie wszystkich zebrał i powiedział im, że to wszystko było nieprawdą? Przykro mi, ale tak też uczynić nie mogę. Może wy macie taki zwyczaj w świątyniach by mydlić ludziom oczy, by żyli sobie spokojnie nieświadomi niebezpieczeństwa, ale ja tak nie potrafię. Nie chcę. Jeśli wiem, że stadu grozi wilk to szczekam, nie chowam się jak inne owce. Dobry pasterz powinien to zrozumieć. Miałem trzymać to w sekrecie przed zarządem kolonii? Kim bym wtedy był? Chyba tylko zdrajcą, lub co gorsze, tchórzem.

- Nie kpijcie sobie ze mnie, profesorze. Sprawa jest ważniejsza niż pańskie sumienie. Macie w ręku coś, co opieszałe podejście doprowadzi do tragicznych skutków. Raz już byłam świadkiem wojny, która powstawała na moich oczach. Drugi raz do tego nie dopuszcze. Nie zdajecie sobie sprawy, profesorze, jakie są konsekwencje waszego podejścia.

- I mówi to osoba duchowna? Myślałem, że wiara i te wszystkie historyjki opierają się na ocenie sumienia. Ambrozja jest niebezpieczna i właśnie dlatego jej istnienie musiało zostać upublicznione. Na razie wie o niej tylko zarząd kolonii, by mógł podejmować sprawne decyzje. Wiemy, że druga grupa też najpewniej ma do niej dostęp, więc w wypadku kontaktu posiadamy grunt do negocjacji. Ludzie Fundacji też o niej wiedzą więc w przypadku gdy zła prasa dotrze do Imperium będą mogli przeciwdziałać sankcją czy zbrojnej interwencji z tej strony, przynajmniej na naszą kolonię. Słucham więc. O co wielebnej chodzi? O to by zapobiec wojnie? Proszę w takim razie rozmawiać z gubernatorem, ja przedstawiłem jedynie prognozę. By powstrzymać Imperium. Powodzenia. Mój lud próbował i cała potęga Atherrańskiej floty i Spartaxańskiej armii zdołała jedynie na chwilę ich spowolnić. Jeśli wielebna Ama tak pragnie pokoju to może niech wyruszy w Wschodnie Szczyty jako nasz poseł i dyplomata by negocjować w Excaliburczykami. Słucham o co tak naprawdę wielebnej chodzi? Czy jest to zwykłe kobiece gadanie, tak by sobie tylko pogadać.

- Nie macie ani kszty odpowiedzialności za swoje czyny. Przedstawiając tą substancję, którą zuchwale nazywacie abrozją, fundacji, doprowadzicie do tego, że Imperium albo zmiecie z powierzchni ziemi, albo użyje do zniszczenia możliwości, które jeszcze posiadamy. Mam wam, doktorze, przypominać, o tym, że psionika jest kluczem do wiedzy, którą wspólnie badamy? Odszyfrowywanie zapisków, czy archeologia nie da nam takich możliwości. To jest nasz cel. Wiedza, która została zapomniana. Wypłynięcie tej substancji jest skrajnie niebezpieczne i destabilizujące możliwości pozyskania tej wiedzy. Kompletnie tego nie zauważacie i własnoręcznie przekazujecie broń w ręce imperium, która się boi tej wiedzy. Zrobią wszystko, by ją kontrolować, czy zniszczyć. To, co poczyniacie stawia was nie po tej stronie, po której powinniście być. Opamiętajcie się, zanim dojdzie do czegoś gorszego.

- Cieszę się że wielebna podziela moją opinię na temat psioniki, rzadko kiedy słyszy się takie głosy w Imperium, ale proszę zrozumieć, że jeśli nie ja to wyniki tych badach równie dobrze przekazał by doktor Kruger, Nae czy ktokolwiek inny pracujący w laboratorium. Nie ujawniając tych danych gubernatorowi, prawnemu przedstawicielowi Imperium czy ludziom z fundacji, zostałbym uznany za zdrajcę Imperium. Badania zostały zlecone odgórnie. Wyniki musiały się pojawić, to była kwestia tego kto i kiedy. Tak, mogło to mieć miejsce później, ale później mogło mieć konsekwencje jeszcze gorsze niż teraz. Teraz mamy czas się przygotować. Opracować strategie. Nie wiem czy wielebna Ama słyszała, ale owi przedstawiciele fundacji kazali mi zamknąć dalsze badania, zniszczyć dotychczasowe dane i wydalić obiety z koloni. Mamy zapomnieć o sprawie. To znaczy, że Imperium jeszcze się o tym nie dowie. Rozumiem wasze obawy, ale jedynie co zostało z wyników to ta próbka - Mel wyjął niebieską fiolkę z kieszeni - oraz dane na dysku, do których tylko ja mam dostęp. Wiem, że Imperium zrobi wszystko by zniszczyć Ambrozję. Sam to powiedziałem na zebraniu, ale wiem też że w Imperium są ludzie, którzy mogę chcieć tej substancji do innych celów. - Mel przez chwilę patrzył na wielebną. - Ale masz rację, to nasze dziedzictwo. Pozostałość ze złotej ery ludzkości. Z czasów, gdy bogowie przemierzali wszechświat a nie byli tylko produktem mitów i legend. Przechowaj to dla mnie. Nie jestem w stanie zniszczyć wszystkiego. - Mel przekazał Amie fiolkę z Ambrozją. - Być może wiara wygra tam gdzie zawiodła nauka.

Kapłanka nieco się uspokoiła, choć w dalszym ciągu była zła. Sceptycznie przyjęła próbkę, której się przez chwilę przyjrzała. Wróciła do naukowca.

- Jest nas za mało, byśmy mogli pozwolić sobie na błędy, czy wrogość wobec siebie. Więc przyczyń się do sprawy zajmując się nauką. Politykę pozostaw mi. I na bogów, racz powiadamiać mnie o sprawach dotyczących argonautów i badań nad nimi. I przestań nazywać to ambrozją.
Mel popatrzył chwilę na Amę. Nie był pewien czy jej słowa miały go ponownie urazić, czy może była to szczera obserwacja. W końcu Mel odpowiedział. - Będę o tym pamiętał. Co do ruin to chyba najlepiej by było gdyby wasza świątobliwość towarzyszyła ekspedycji badawczej.

- Owszem, planuję, acz szczegóły omówimy w bardziej dogodnym czasie - odpowiedziała zauważalnie z ulgą. Wyglądało na to, że się uspokoiła. Skitrała fiolkę w szaty i przez chwilę milczenia nabrała nieco emocjonalnego dystansu do sytuacji. - Przez zimę z głodu nie wymrzemy, acz też nie będzie się przelewać. Relokacja będzie musiała wziąć pod uwagę wymóg znacznie większej powierzchni uprawnej. Mam nadzieję, że ekspedycja wykaże też miejsca, które były wcześniej używane w tym celu. To znacząco ułatwiłoby sprawy.

- Też na to liczę - potwierdził Mel. - Argonauckie ruiny często znajdują się przy wielkich rzekach, tak też jest i tym razem. Oprócz akweduktów zapewniających świeżą wodę w mieście fajnie byłoby trafić na stare rowy melioracyjne, które można odnowić.

- Przed zasianiem czegokolwiek chciałabym dowiedzieć się, co rosło tam wcześniej. Odtworzenie wszystkiego po "staremu" spisze się na tych ziemiach najlepiej. Plany, role każdego z budynków... Potrzebujemy odbudować miasto z jego ruin i tchnąć w nie życie takie, jakie było za czasów jego świetności. Co do najdrobniejszego szczegółu... - odpowiedziała podążając myślą, którą ucięła z uwagi na nieodpowiedni czas. Westchnęła i przyjrzała się naukowcowi bardziej przyjaźnie. - Od przesiadywania w laboratorium zapomnieliście, co zażywać na uspokojenie ducha. Zaczniecie pojawiać się na obrządkach, to napady strachu będą waszą przeszłością. Djozos jest tylko złudnym doradcą, który przegania sroki.

Melathios ukłonił się lekko, schował manierkę i odszedł w swoją stronę.
 
Proxy jest offline