Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2018, 17:55   #175
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Ama Ala, Carl Cabbage
Habitat administracji


Krótko po szybkiej wymianie zdań z sekretarką Ama została zapowiedziana i gubernator zaprosił ją do gabinetu.

- Przepraszam za szurające drzwi, czasem tak mają od kiedy pająkomyszy dobrały się do instalacji. W czym mogę pomóc Wielebna Ala? Nalegała pani na spotkanie. - Mężczyzna wskazał jej krzesło, a gdy usiadła, sam usadowił się w wygodnym skórzanym siedzisku za biurkiem, jednym z niewielu zbytków które pozostały tu z czasów pierwszego gubernatora.

- Zgadza się, gubernatorze, nalegałam - potwierdziła kapłanka spokojnym zachrypem. - Planowałam przeprowadzić ją w bardziej dogodnym czasie, choć w wyniku pojawienia się ostatnich informacji, musiałam nadać sprawom szybszy bieg... - wyjaśniła nieco niechętnie nastawiona do wspomnianej sytuacji. - Na wstępie chcę zapewnić, że przez zimę nie zemrzemy. Przynajmniej z głodu. Co do innych powodów... Mam wrażenie, że szykujemy się na wojnę z excaliburczykami... - dopowiedziała bardziej w celu potwierdzenia, lub zaprzeczenia wrażenia u osoby decyzyjnej.

- Wszystko wskazuje na to, że ona już się rozpoczęła i nie z naszej woli - westchnął Carl Cabbage. Ama znała historię gubernatora, nim został dyplomatą walczył w obronie zacofanej rodzinnej planety przez dwie dekady przeciwko doskonale uzbrojonym piratom. Był już zmęczony walką i widać było to na jego twarzy. - Wojnę nie zawsze rozpoznaje się po wybuchach i żywności na kartki. Czasem przychodzi cicho. Póki co nie martwię się specjalnie, na orbicie jest okręt wojenny i działania naszego widma ograniczyły się do szpiegostwa i być może - duże być może - sabotażu. Ale przygotowujemy się na eskalację. Nie wiadomo jak długo będziemy pod bezpiecznym płaszczem Floty, a jeżeli ich ochrona zniknie, chcę przygotować naszych ludzi najlepiej jak się da. Nie chcę stracić kolejnej ojczyzny, Wielebna Ala.

- A ja i tego domu, gubernatorze - po raz kolejny ochryple potwierdziła. - Nie mniej, nie wszystkie wieści docierają do szklarni. Mając też na głowie wyżywienie kolonii nie wszystko biorę pod uwagę, jak najbardziej mogę się mylić, jednakże obawiam się, że przez excaliburczyków to my jesteśmy odbierani jako agresorzy. Oni są zmuszeni bronić się przed nami. Może niekoniecznie przed osobami w koloni, a przed wartościami, które kolonia sobą przedstawia. Odnalezienie ich będzie wiązało się z bardzo agresywną postawą z ich strony. Postawą obronną rzecz jasna.

- Chciałaby pani być emisariuszem Wielebna? - zapytał gubernator. - Odważnie, ale czuję się w obowiązku przypomnieć, że według oględzin naszego wraku został on ostrzelany właśnie przez Excalibura, były to pierwsze strzały oddane w tym konflikcie. To było ostrzelanie bezbronnego niczego nie spodziewającego się celu. Jeżeli ci ludzie reprezentują takie wartości, prawdopodobnie zostałaby pani zakładniczką, nie negocjatorem. Lub psionicznie wypraliby pani mózg. Mam hipotezę że właśnie to czynili - wyciągali nas z zamrażarek po jednym, potem pranie mózgu i jak kandydat był całkowicie przekabacony - brali się za kolejnego. Nie mogę pozwolić na takie ryzyko, jest pani jednym z filarów naszej społeczności.

- Unieszkodliwienie potencjalnego zagrożenia różni się od komendy "zabij", gubernatorze. A to mogli uczynić bez najmniejszych oporów już wcześniej. Tak się nie stało. Nie mniej, wgląd w raport o naszym incydencie byłby niezmiernie pomocny przy usystematyzowaniu wiedzy. Odpowiedni czas i na to będzie musiał się znaleźć. - Kapłanka na chwilę zawiesiła głos i myśli w przestrzeni, po czym zwróciła się do mężczyzny z wtrąceniem. - Rozumiem, że jest pan w obowiązkach, acz z chęcią poczęstowałabym się z panem trunkiem.

- Jeżeli będę miał taką możliwość, zamierzam ich schwytać i postawić przed wymiarem sprawiedliwości. Nie wykluczam jednak, że mogą stawić zaciekły opór, wówczas nie będę miał wyboru i muszę zezwolić na użycie siły. Raport był przedstawiony jakiś czas temu na zebraniu Gabinetu, panna Meere powinna mieć zapiski. Proszę poprosić ją o stenogram i kopię sprawozdania. Natomiast jak najbardziej dam się zaprosić na coś mocniejszego. - Karl zerknął na zegarek na ścianie. Zabrał go z mesy Nadziei, pokazywał czas lokalny, imperialny oraz uniwersalny floty - Nie piję w trakcie obowiązków, chyba że picia wymagają, więc może w jadalni za dwie godziny? Skończę wachtę, a Wielebna znajdzie nam jedną z nowych buteleczek Avalońskiej Księżycówki.

- Boreite na kánete perissótera me evgéneia pará sovarótita...1 - wychrypała przyglądając się zagarowi. - Wybiorę zatem coś odpowiedniego, acz wolałabym zachować rozmowę w cztery oczy. Możemy pozostać w tym gabinecie.

- Czyli spotkanie robocze? Nie widzę przeciwskazań, to miejsce też jest odpowiednie. W tej sytuacji mój barek jest do dyspozycji, niestety jest tam wyłącznie nasz lokalny specjał z pierwszego pędzenia.

- Poproszę panią Meere o kopię i pojawię się za dwie godziny, gubernatorze - podsumowała po czym powstała z krzesła.

Dwie godziny później przyniesiona przez kapłankę butelka trafiła na stolik i została rozlana do szklanek. Była cierpka, nieco gorzkawa i miała porządnego kopa. Wyglądało na połączenie, które Ama preferowała.

- To chyba nie samogon Teodora, prawda - Karl przyjrzał się trunkowi.

- Po części. Jego wykonania, lecz z recepturą popularną w sektorze Hellańskim. Niewiele odbiega od pierwowzoru. Odpowiedni do sytuacji. Rozlewany zawrówno do toastów, zwycięstw i porażek - wychrypała również przyglądając się brązowawym zabarwieniu. - Za nowy dom - wzniosła szklanicę.

- Za nowy Dom - stuknął szkłem gubernator - oby zapanował na nim pokój.

- Jeśli gubernator pozwoli... Ama - wyszła z propozycją przejścia z relacji służbowej na bardziej personalną.

- Nie widzę przeciwskazań. Możemy śmiało być po imieniu Wiel... Amo, przynajmniej tu, prywatnie. Nie chciałbym by wśród ludzi powstało błędne wrażenie że rządzi nimi klika przyjaciół, a nastroje bywają różne. Poza tym doświadczenie już dawno mnie nauczyło, że tytuły i droga służbowa pozwalają uniknąć wielu kłopotów i nieporozumień. Ale to takie gadanie starego urzędnika i oficera. Jak to wygląda od strony religii? Zapewne też macie hierarchię?

- Jeśli tego potrzebujesz, niech tak będzie - skinęła głową i wzięła skromny łyk trunku. - Rozumiem twój punkt widzenia, choć mam całkowicie odmienne zdanie na ten temat. Ale tak to już jest, jak człowiek spędza życie w grupie tworzącej wspólnotę, a w grupie trzymającej się sztywno wytyczonej hierarchii. Religia Hellańska nie kieruje się takimi samymi prawami jak wojsko. Nie przewiduje formalnej hierarchii w kapłaństwie. Jedyną hierarchią, którą się rozdziela to bogowie i człowiek. Kapłani po święceniach nie są rojem posiadającą jakąś wspólną jaźń... Każdy pełni odpowiednią rolę. Jedne mogą odbijać się większym echem, drugie mniejszym. Wszystko przychodzi naturalnie, nie jest narzucane. Widzisz Carlu... Wspólnota nie rywalizuje sama ze sobą. Skupia się na ważnych dla niej wartościach. Jej więzi mogą przeskakiwać znacznie większe problemy i są zdolne do większych poświęceń, niż żołnierz walczący za sprawę kogoś tak odległego w galaktyce, że równie dobrze nieistniejącego. - Kapłanka spojrzała na gubernatora. - Jeśli od razu chcesz zapytać o to, tak bogowie mojej religii są dla mnie bardziej prawdziwi niż Imperator zasiadający na tronie Imperium. Prawdę powiedziawszy... To dla ciebie obie kwestie są równie nienamacalne - podsumowała z półuśmiechem.

- Całe życie byłem ateistą, ale po przydziale do ambasady spędziłem dużo czasu z ludźmi wyznającymi taką czy inną religię i trochę trwało zanim to ogarnąłem. Doszedłem do wniosku że chodzi o oddanie i dalekowzroczność. Oboje patrzymy w przyszłość i chcemy jej jak najlepszej dla naszych ludzi. Tyle że ja wierzę w to, że społeczeństwo wymaga porządku, gdyż chaos jest destrukcyjny. To oznacza prawo, to oznacza struktury społeczne i hierarchię. Nie zawsze musi mi się to podobać, ale robię co należy, gdyż mam na uwadze wyższy cel. Przykładowo to co robię teraz - myślisz że zostałem gubernatorem bo to wspaniała robota? Dobrze wiesz jak wygląda przewodzenie ludźmi w ciężkich czasach. Ale ktoś musiał to zrobić. DuVall nie dawał rady, mimo że pomagałem mu jak mogłem, właściwie robiłem wszystko za niego. Tak więc oto ja - Gubernator jednej malutkiej osady. Mogę równie dobrze nazywać siebie sołtysem, ale ludzie potrzebują poczucia siły, by czuć się bezpiecznie, a ja potrzebuję tytułu i autorytetu by wojsko i Fundacja nie weszły nam na głowy.

- Nie przeczę, że nie jesteś odpowiednią osobą. Pełnisz to stanowisko, bo potrafisz zarządzać ludźmi. Sami ciebie wybrali. To jest silna karta. Twoje metody są sprawdzone, w końcu bez nich Imperium nie rozrosłoby się na tak wiele sektorów. Jak widać uniwersalne metody w większości się sprawdzają. Nie wydaje mi się, by Avalon od jakiegoś czasu dalej zaliczał się do tej większości. Uniwersalność będzie powodowała w bardzo niedalekiej przyszłości problemy, które bardzo spowolnią rozwój kolonii, lub nawet go powstrzymają.

- Obawiam się droga Amo, że uczyłem się w jeszcze bardziej zamordystycznej szkole niż Imperium. Kirke, moja ojczyzna była podobną kolonią do tej - tyle że wylądowaliśmy na jałowej skale z ledwo dającą się wytrzymać atmosferą. Z pierwszych kolonistów umarło około trzech czwartych. Z głodu. Cofnęliśmy się cywilizacyjnie do epoki pary i potrzebowaliśmy czterech centurii by ponownie wystartować w kosmos, bo wszystkie środki szły na przeżycie. Z imperium mieliśmy do czynienia raz na sto lat, gdy poborca przybywał po daninę i zawsze było to wydarzenie na skalę pokolenia. A gdy byliśmy na etapie pierwszych satelit i prostych promów przybyli piraci z napędem nadświetlnym, bronią energetyczną... dwadzieścia lat walczyliśmy w nierównej wojnie. Jeżeli uważasz Imperium za twór autokratyczny, to wyobraź sobie moją Kirke - wszystko było ustawione na maksymalną efektywność, nic nie mogło się marnować. Kultura była zabroniona, podobnie jak religia czy nawet uprawianie sportów. Bo marnowały energię i zasoby ludzkie. Ostatecznie zwyciężyliśmy... przetrwaliśmy. Ale do czasu. - Karl wypił głębszego, najwyraźniej przyszło do niego jakieś wspomnienie które spowodowało ból.

- Ja również straciłam swoją planetę i swoich ludzi. Wszystko, co budowały pokolenia legło w gruzach. W moich snach cały czas jestem na Demuzji. Widzę twarze, z którymi się wychowywałam, widzę budowle w których spędziłam całe swoje życie. Bezwartościowa dla Imperium planeta, gdzie był tylko piach, skały i drapieżniki. Wszyscy mieli tylko siebie. Gdy szczytem technologii są prymitywne stopy metalu i wykorzystanie naturalnych elementów otoczenia... Kultura jest bogata. Do momentu, w którym Imperium nie postanawia zrobić z planety ścieku wszystkich mentów i szumowin. Teraz jest tam legowisko wszystkiego, do czego nie chce się przyznać Imperium.

- Demuzja była przeznaczona na planetę więzienną? Często jałowe i bezużyteczne planety mają takie przeznaczenie. Moja Kirke też by tak pewnie skończyła, ale były na niej rzadkie kopaliny. Jednak o ile pamiętam, lokalna populacja jest wówczas przenoszona na planety o lepszym ekosystemie. Co zresztą jest poprzedzone co najmniej stuletnim okresem przejściowym. Zdaję sobie sprawę że to co mówię jest sytuacją idealną zwykle tylko na papierze ale przepisy mówią jasno o pewnych procedurach, a procedur nie da się ominąć. Przynajmniej nie wszystkich. Co się stało?

Ama Ala uśmiechnęła się gorzko i odwróciła wzrok na dłuższą chwilę.

- Państwa prawa świetnie wyglądają w teorii, Carlu. W praktyce niedociągnięcia są ukrywane, by nie umniejszyć jakże światłemu celowi. I ypomoni einai mia epistimi...2 - dodała zamyślając się. W końcu wzięła kolejny łyk i zrzuciła z głowy mętne myśli. Spojrzała na gubernatora bardziej surowym i zmobilizowanym wzrokiem. - Kolonia będzie się przenosić na ruiny miasta argonautów. To pociąga za sobą rozwiązanie twojego kontraktu z Fundacją na piastowanie stanowiska gubernatora. Otrzymałam propozycję przewodniczenia nowemu miejscu. Na razie nieoficjalną i ze wskazaniem "na wyłączność", lecz nie zgadzam się z tym. Twoje metody są skutecznie, lecz nie sprawdzą się w przypadku Excaliburczyków. Chcę, byś na nowym miejscu zajął się tym, z czym umiesz sobie radzić, a resztę pozostawił mi. Wszystko, co tyczy się kultury poprzednich lokatorów.

- Ludzie z Excalibura są winni piractwa, a przynajmniej domniemanie winni. Jeżeli zostaną odnalezieni, zostaną aresztowani w celu ustalenia winy. Ale jak mówisz - to już nie będzie mój problem, mój kontrakt kończy się wraz z przenosinami. Z tego co mi wiadomo, nowy gubernator przybędzie na pokładzie statku z osadnikami wiosną, może więc masz świeższe informacje. Chyba że znów zostanie przez piratów ostrzelany... wierzę jednak że obecność okrętu wojennego na orbicie skutecznie ostudzi ich zapały. Prawdopodobnie będę jeszcze doradzał przez jakiś czas nowemu gubernatorowi, potem zamierzam aplikować na dowodzącego sterowcem. Nie jest to co prawda mostek okrętu, jednak myślę że poczuję się tam dobrze. Ciekawi mnie natomiast jedno - skąd twoja teza, że moje metody nie sprawdzą się wśród ludzi z Ekskalibura?

- Postaw się na ich miejscu, Carl. Odkryli coś, lub zostali czymś, co Imperium równa z ziemią. Jeśli wiesz, że zostaniesz posądzony lub pozbawiony życia - walczysz o nie. Owszem, uszkodzili Nadzieję i przywłaszczyli pokaźną część naszych zasobów. Zabrali też ze sobą osoby, którym psionika jakkolwiek jest bliższa. W wyniku nieszczęśliwych okoliczności straciliśmy trzy osoby, owszem. Mogli zadać nam poważniejsze rany, nawet zabić wszystkich, lecz się powstrzymali. Nie chcą z nami walczyć. Raport po części to potwierdza. Odebrali broń, transportery i całą technologię. Zniknęły wszystkie filtry do wody. Tysiąc sztuk. Wszędzie w okolicy jest woda. Wszędzie w okolicy można poruszać się pojazdami lądowymi. Dalej stoją w hangarach. Zabunkrowali się na ciężkodostępnym terenie, gdzie może być ciężko o wodę pitną. Walczą o swoje i dość łagodnie nas traktują. Chcesz ich postawić przed sąd. Ja chcę dowiedzieć się, co odkryli. Z tobą będą walczyć. Ze mną będą mogli negocjować - zakończyła całkiem sprawny wywód. Następnie wzięła łyk kończący szklankę i dodała ochryple. - To, co znaleźli nie czyni człowieka "piratem" chcącym zarobić na życie grabierzą.

- Piratem czyni natomiast człowieka podziurawienie kabiny niczym nie spodziewającej się tego pasażerskiej jednostki za pomocą dwucalowego działka okrętowego - zabrzmiało to tak lodowato i twardo, że wyraźnie powiedziało "nie patyczkuję się z piratami" - Tego kto wydał rozkaz i tego kto pociągnął za spust postawię przed sądem, natomiast co do pozostałych z całą pewnością odbędzie się śledztwo które odkryje co naprawdę się wydarzyło. Według tego zostanie podjęta decyzja.

Kapłanka uśmiechnęła się gorzko. Nie mogła spodziewać się czegokolwiek innego. Stary Cabbage był jak koń pociągowy, który został nauczony jednej rzeczy, gdzie każde odstępstwo nie mieściło się w głowie. Nie podejmowała dalej tematu, który mógł jedynie zaognić relację. Różnice zdań każdego z obecnych w gabinecie gubernatorskim nie podlegały dyskusji. A jednak trzeba było się dogadać.

- Nie możemy dopuścić do wybuchu wojny, Carl. Do tego każde z nas musi ograniczyć się do rzeczy, z którymi poradzi sobie najlepiej. Będziemy się uzupełniać, pomimo różnicy zdań. Tak będzie najlepiej. Dla nas, dla kolonii i jej przyszłości.

- Jeżeli mnie zastąpisz, będę cię wspierał jak potrafię. Choć, szczerze mówiąc, nie sądzę by tak się stało. Raczej przyślą nam jakiegoś niekompetentnego figuranta w stylu DuValla i będziemy tak jak wcześniej musieli odwalać robotę za niego - Karl poważnie odpowiedział kapłance. - Ale udawanie że wojny nie ma, nie zda rezultatu. Oni już nas szpiegują, sabotują nasze działania, uderzyli już trzykrotnie bezpośrednio. Jeżeli to nie jest wojna w naszej niewielkiej, kolonialnej skali, to zjem swój beret. Ale nie martw się, postaramy się ograniczyć niezbędne ofiary do minimum i każdemu kto się podda zapewnimy sprawiedliwy proces. Mam nadzieję że większość kolonistów nawet nie zauważy tego konfliktu.

- Również mam taką nadzieję - przytaknęła ze skinięciem głowy i sięgnęła do butelki, by rozlać jeszcze trochę trunku do szklanek. Następnie uniosła swoją do góry, by ponownie wznieść ochrypły toast. - Za dobro tutejszych.

Rozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym wrócili do swoich obowiązków.

______________________________
1 - [Hellański] Grzecznością więcej wskórasz niż surowością...
2 - [Hellański] Cierpienie jest nauką...
 
Proxy jest offline