Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2018, 21:37   #22
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Erick rozdziawił usta, przyglądając się stworzeniu, przez co o mało nie wypuścił cygara. Nigdy jeszcze nie widział na żywo istoty rozumnej po tej stronie Wrót. Nie mówiąc już o tym, że nigdy nie widział prawdziwego kota ze skrzydłami, który dodatkowo posługiwał się telepatią.
- Osz kurwa… - szepnął kapral, kiedy wreszcie odzyskał zdolność mowy. Następnie poprawił uchwyt na rączce karabinu, jednak broń cały czas miał opuszczoną i skierowaną do ziemi. Szybko opanował swoje zaskoczenie, przybierając postawę profesjonalisty.
- To z jakiej jesteśmy krainy nie ma znaczenia. Ważne jest, że nie chcemy, by wasze… wojska robiły wypady na nasze ziemie. Jednak dopóki nie dowiemy się, jak zamykać te cholerne Wrota, możesz spokojnie nazywać nas sąsiadem, który szuka pokoju. A teraz… - mężczyzna urwał, zerkając w stronę Jacqie.
- Moja przyjaciółka wspominała, że wpadłeś w jakieś tarapaty. Zanim podejmę jakąkolwiek decyzję, chcę usłyszeć, w co się wpakowałeś. I jak w ogóle mam się do ciebie zwracać?
Po tym jak kapral użył słowa przyjaciółka do opisu Jacqie, ta nieznacznie uniosła brew, ale postanowiła nie komentować.
Kotowaty przekrzywił główkę słuchając wypowiedzi wojskowego. Zupełnie nie zwracał uwagi na to co trzymał w ręku, a uwagę w pełni skupioną miał na wpatrywaniu się w twarz mężczyzny.
~ Ja imię Procyon ~ usłyszeli w głowach. ~ Mistrz je dać ~
- Procyon - powtórzyła za kotowatym, z bladym uśmiechem na wargach - Ja jestem Jaqcueline albo Jacqie, jeśli tak będzie Ci łatwiej, a pan wojownik to Erick. - białowłosa kątem oka spojrzała na kaprala upewniając się, że w jego postawie nic się nie zmieniło - A kim jest mistrz? - w końcu nadszedł czas na zadanie tego pytania.
Flanigan skinął głową, po tym jak ligniwstka go przedstawiła i przyklęknął na jedno kolano, jakby chciał się lepiej przyjrzeć stworzeniu.
Procyon usiadł i popatrzył po nich, zastanawiając się nad czymś intensywnie.
~ Mistrz potężny czarodziej. Mądry. Ale zostać zaatakowany. On walczyć, ale wróg silny. My uciekać. Ale magia się spaczyć i się zgubić ~ kotowaty westchnął ciężko. ~ Nie wiedzieć gdzie Mistrz. Nie wiedzieć gdzie być. Zgubiony ~ Erick i Jacqie poczuli smutek jaki ogarniał istotkę.
- Czarodziej… Magia… - mruknął pod nosem Erick, kręcąc głową. Chcąc nie chcąc zderzał się z “fantastyką”, za którą nie przepadał przez całe życie.
[i[- Kto zaatakował twojego mistrza? -[/i] zapytał kapral z wyraźną niechęcią.
~ Wrogi. Sługi Nieumarłej Pani ~ oczy kotowatego aż zabłysły. ~ Znaleźli dom Mistrza i chcieli zabić. Ja bać sam ~
- Nieumarła Pani? Czy ona wygląda podobnie do mnie i do Ericka? Możesz ją opisać? - Jacqueline zapytała z zafrasowaniem malującym się na twarzy.

Kapral uniósł brew, słuchając wyjaśnień kota. Jako iż Jacqie wyjęła jego pytanie z ust, nie odezwał się, tylko “nasłuchiwał” dalej.
~ Ja nie widział. Ja spać kiedy się zaczęło. Mistrz tak mówić, kiedy kazać uciekać nam ~ Procyon pokręcił łebkiem.
Erick wstał, ocierając kolano i łypnął na Procyona.
- No dobrze, podsumujmy… Twój mistrz, który jest czarodziejem, został zaatakowany we własnym domu przez kogoś, kogo nazywasz sługami Nieumarłej Pani. Teraz błąkasz się po okolicy, bo nie możesz go odszukać - kapral odwrócił spojrzenie od kotowatego, zawieszając je na trzymanym w palcach niemal dopalonym cygarze i przycichł, zamyślony. Zadziwiająco szybko przeszedł z nieprawdopodobnych i surrealistycznych faktów, jakim było istnienie gadającego kota oraz czarodzieja do myślenia przyczynowo-skutkowego i logicznych wniosków.
- Czy twój właściciel miał jakiś przyjaciół? Ktoś, u kogo mógłby szukać schronienia? - zapytał Flanigan, wyrwany z zadumy.
~ Ja wierzyć, Mistrz znaleźć. A jak nie... Niewiem ~ kotowaty smętnie zwiesił skrzydła po bokach swojego drobnego ciałka. ~ Moge ja zostać z wy? ~ z nadzieją w spojrzeniu patrzył to na Jacqie, to na Ericka.
Kobieta zaś popatrywała na kota, to na legionistę.
- Jak myślisz, panie kapralu? Gdybym zaproponowała, że wezmę opiekę nad nim na siebie, górą wyrazi zgodę? To przecież misja naukowa, a od niego możemy się sporo nauczyć. - zakończyła swoją propozycję rozsądnym argumentem.

Legionista przygryzł wargę, nad czymś się zastanawiając. Wreszcie ruszył z miejsca, podchodząc do białowłosej. Delikatnie złapał ją za ramię, odciągając na parę kroków i stanął plecami do Procyona.
- Posłuchaj, panno Summer… - zaczął, ściszając głos. -To nie jest przydrożne zwierzątko, które możesz sobie ot tak przygarnąć. Po pierwsze jest istotą rozumną, a więc może coś kombinować i kolaborować z wrogiem. Po drugie sam przyznał się, że ma właściciela. Pomyślałaś o tym, co się stanie, jak zacznie szukać swojego pupila? Nie wiemy, kim ten cały… czarodziej jest i czy mamy ochotę go poznać. Zwłaszcza, że z relacji skrzydlatego jakieś gówno już się za nim ciągnie - żołnierz obsypał lingwistkę własnymi spostrzeżeniami, wpatrując się uparcie w jej oczy.
- Może to niepotrzebnie narażać misję - mruknął z wyrzutem. - Jednak… dobrze wiedziałaś, że nie będę mógł cię powstrzymać przed podjęciem innej decyzji. Dlatego mnie tu ściągnęłaś, prawda? - westchnął i pokręcił głową. - Ten kot… cóż, nie mogę udowodnić, że stanowi bezpośrednie zagrożenie. Eluard pewnie chciałby go zbadać i nawet major McClesfield nie miałby na to wpływu - kapral skrzywił się na ostatnie słowa i zerknął za siebie.
- Zrobisz, jak będziesz uważała. Porady z góry będziesz się mogła doszukiwać dopiero w Bazie Jeden po tym, jak wyślemy raport z przeprawy - dodał na koniec.
- Jeśli coś kombinuje, to lepiej mieć go na oku, niż nie wiedzieć gdzie jest dokładnie, prawda? Ani Ty, ani ja panie kapralu, nie byliśmy w stanie wypatrzeć go w krzakach, a dam sobie rękę uciąć, że tak czy siak pójdzie za nami - wyjaśniła Erickowi odwzajemniając jego spojrzenie.
- Jesteś bystrzejszy niż Twój wyraz twarzy sugeruje - dodała po chwili przyglądania się mężczyźnie, bez cienia rozbawienia w głosie.
Żołnierz przekrzywił głowę, przyglądając się tęczówkom kobiety.
- Ty z kolei nie wyglądałaś na księżniczkę Disneya - odpowiedział na “komplement”, po czym wetknął resztkę cygara w zęby i odwrócił się z powrotem do Procyona.

Pokręciła głową na komentarz Ericka, po czym wysunęła się na przód i przyklękła, by choć częściowo zrównać się poziomem ze skrzydlatym kotem.
- Możesz zostać z nami jeśli tylko chcesz - blady, podszyty smutkiem uśmiech wykwitł na wargach białowłosej.
Kotowaty machnął skrzydłami i wzbił się w powietrze. Zatrzymał utrzymując wysokość na poziomie oczu ludzi.
~ Cieszy się. Będzie grzeczny ~ usłyszeli w swoich myślach, a po minie na kociej mordce było dosłownie widać, jak Procyon uśmiecha się rozradowany, że zgodzili się zabrać go ze sobą.
- Ja myślę - mruknął Erick, komentując odpowiedź skrzydlatego. Nie ukrywał, że zabranie ze sobą Procyona było mu nie w smak. - Będę miał na ciebie oko. Spróbujesz coś śmiesznego, lądujesz na tych skrzydełkach do piachu. Jasne? - łypnął na sierściucha z niechęcią.
- Panno Summers, odpowiadasz za niego - dodał z nutką irytacji.
- Taki mam zamiar panie kapralu. - Stwierdziła spoglądając na legionistę z ukosa. Poklepała swoje ramię odwracając wzrok na ich nowego towarzysza, by zachęcić go, aby sobie na nim klapnął. Nie było powodów by ukrywać zwierzaka i tak się o nim dowiedzą. Ukrycie go mogłoby być uznane za działanie na szkodę misji, otwarte podejście było w tej chwili rozsądniejsze.

- W takim razie wracamy - skwitował Legionista i upuścił wypalone cygaro, które następnie rozdeptał butem.
Kotowaty gładko opadł na leśną ściółkę. Złożył skrzydła tak, że przyległy mu ściśle do grzbietu i przyglądał się wyczekująco ludziom. Wyraźnie zamierzał czekać, aż oni ruszą przodem na polanę.
Zarośla były gęste i stawały ścianą zieleni przed dwójką Ziemian. Byli jednak na tyle blisko od miejsca postoju, że bez problemu mogli do niego wrócić. Nim jednak wyłonili się zza drzew, Erick odezwał się do Jacqie, posyłając jej wrogie spojrzenie.
- Nigdy więcej nie stawiaj mnie pod ścianą. Nie lubię, kiedy się mnie wykorzystuje do swoich celów, o ile nie jest to rozkaz od wyższego stopniem.
Nie wydawało się by słowa mężczyzny jakkolwiek wpłynęły na kobietę, spłynęły po niej jak kropla po lodowej bryle.
- Nie bądź takim egocentrykiem - powiedziała ze spokojem w głosie spoglądając na kaprala zimnymi oczami - Nie wykorzystałam Cię. Chciałam racjonalnej opinii, kogoś, kogo ego nie jest większe od niego samego, a jego gwiazdki czy belki na pagonach nie przysłaniają mu zdrowego rozsądku. - wyjaśniła, nie mogąc jednak wzruszyć ramionami z powodu pasażera, jedynie uniosła prawą brew - Sugerujesz, że źle wybrałam?
- Sugeruję, że wiedziałaś, iż zabierzemy go ze sobą bez względu na moją opinię - odparł Erick, kiwnąwszy głową na Procyona. - Potrzebowałaś jednak kogoś, kto za ciebie poręczy. Nie mam racji? - zapytał, zatrzymując się i odwracając w stronę kobiety.
- Potrzebowałam opinii legionisty, co by inne mięśniaki nie dostały piany na pysku, jeśli uważasz, że moja opinia jest błędna i postąpiłam niewłaściwie, nie krępuj się, powiedz co innego powinnam zrobić w takiej sytuacji, panie kapralu? - zapytała zatrzymując się i bez strachu spoglądając prosto w oczy Flanigana.

- Uważam, że nawiązanie kontaktu z obcym, a do tego obiecanie mu ochrony było nierozsądne. W normalnej sytuacji kazałbym ci zostawić skrzydlatego tutaj, a najlepiej upewnić się, że do nikogo o nas nie doniesie. To właśnie powinnaś zrobić w tej sytuacji. - kapral poprawił uchwyt na karabinie i zmarszczył lekko nos, zerkając na kotowatego.
- Skąd pomysł, że obiecałam mu cokolwiek?- prawa brew białowłosej powędrowała jeszcze wyżej -Twoja teoria odpadłaby w pierwszej fazie badań. Jest niewłaściwa. Poza tym… - zaczęła odwracając spojrzenie od mężczyzny, z ukosa spoglądając na kociaka -...Mogłeś powiedzieć nie. Mogłeś się nie zgodzić. Mogłeś zawołać dowódcę. Być może nie mogłeś kazać mi czegoś zrobić, jako, że mimo wszystko nie jesteś moim przełożonym, ale nie musiałeś działać wedle moich założeń. Jesteś wolnym człowiekiem panie kapralu i w kontaktach z cywilami, wcale nie musisz spełniać ich zachcianek. Problem polega jednak na tym, że tak naprawdę, sam jesteś ciekaw i chciałeś wiedzieć. Jesteś człowiekiem, pogódź się z tym i to lepiej szybciej niż później kapralu.
- Oboje już wiemy, że to inteligentne stworzenie. Rozumne istoty z kolei unikają zagrożeń. Nie poszedłby z tobą, gdybyś mu nie zapewniła bezpieczeństwa, a więc musiałaś mu coś obiecać - odpowiedział na pytanie.
- Dostałem konkretne wytyczne na odprawie. Nie mogę wam wchodzić w drogę ani przeszkadzać w badaniach. To jest, poza bezpośrednim zagrożeniem. Jeśli bym to zrobił, mogłabyś wnieść na mnie skargę, a ja nie mam ochoty użerać się z urzędnikami - Erick westchnął, kręcąc głową. - Poza tym tak szczerze… posłuchałabyś mojej rady? Ja tak nawet nie sądziłem, dlatego zachowałem milczenie. A jedyne, czego jestem ciekaw, to sił oraz umiejscowienia jego pobratymców.
-Cóż.. Na te i inne pytanie, chyba nie poznasz teraz odpowiedzi- blady uśmiech pojawił się na jej wargach, jakby przypomniało jej się coś w miarę miłego - Ale zakładanie, że ktoś nie wysłucha rady, nawet w momencie kiedy o nią prosi, jest niesprawiedliwe, nie sądzisz?
- Dlatego zostałem Legionistą a nie psychologiem - mruknął, po czym splunął w bok.
- Kiedy robi się wyjątki w łańcuchu dowodzenia, zawsze powstaje burdel. No ale… nie mi to oceniać. Ja tu jestem tylko od strzelania do uzbrojonych małp czy innych elfów. Ty rób swoje, ale rób to rozsądnie. A zwłaszcza nie ufaj komuś, kto może ci wchodzić do głowy.
-Czyli psychologów i psychiatrów też nie lubisz - tak, to chyba był żart w wydaniu panny Summer.
Erick przekrzywił lekko głowę, gromiąc kobietę wzrokiem. Ostatecznie jednak wykrzywił usta w lekkim uśmiechu.
- Niech mnie diabli, że nie przepadam za gnojkami. Ale ty nie jesteś jednym z nich, co, panno Summer?

Pokręciła przecząco głową, mimowolnie dotykając cieniutkiej bransoletki oplatającej jej prawy nadgarstek.
- Moja dziedzina jest o wiele bardziej ulotna. Język i słowa. Staram się trzymać z dala od ludzkich głów, za dużo bagna. Każdemu normalnemu człowiekowi powinien wystarczyć jeden umysł do ogarnięcia - własny - dodała z bladym uśmiechem spoglądając ponad ramieniem Ericka na krzaki, za którymi była polana, skąd docierały przytłumione zielenią głosy.
- Jak dla mnie w porządku - mężczyzna kiwnął głową, jakby akceptując jej wypowiedź. Przeciągnął palcami po nosie i podrapał się po policzku.
- To jak, obiecałaś mu coś w końcu czy nie? - zapytał po chwili przerwy.
Kobieta zaśmiała się, zaskakująco przyjemnym dla ucha śmiechem, zupełnie nie pasującym do niej.
- Że go nie oszukam - wyznała, kiedy w końcu przestała się śmiać.
- Zobaczymy, jak z tym będzie, kiedy wasi zamkną go w klatce na badania, a potem zrobią autopsję - kapral mruknął z uśmiechem, jakby taka wizja wcale mu nie przeszkadzała.
- Jako istota rozumna, zdolna do komunikacji i rozumiejąca naszą mowę, przejmę nad nią opiekę, jako nad obiektem interesującym z powodów lingwistycznych, które być może pomogą opracować tutejszy język. Co zapewne pomoże w późniejszych kontaktach z tubylcami. Mi autopsja nic nie pomoże, ciężko rozmawiać z czymś, co nie może już nic powiedzieć kapralu. - po chwili rozluźnienia zimna maska profesjonalizmu znów powróciła na oblicze kobiety.
- To jest, o ile zlecą ci prowadzenie badań nad tym obiektem, prawda? Nawet wy, cywile, macie swoich przełożonych. Chyba, że naprawdę dostaliście wolną rękę, co w pewien sposób mnie przeraża - Erick uniósł głowę i rozejrzał się po okolicy, jakby upewniał się, że nikt ich nie obserwuje.
- Cóż.. dopóki tam nie wrócimy, nie przekonamy się, która z wersji jest bliższa prawdy - jasnowłosa cicho westchnęła pod nosem, wiedząc, że wersja Ericka wcale nie jest taka nieprawdopodobna.
- Racja, nie ma już co gdybać. Wracajmy, zanim grupa badawcza zamieni się w grupę poszukiwawczą - mruknął rozbawiony Flanigan i odwrócił się w stronę polany.
Jacqie jedynie pokiwała głową i podążyła jego śladem.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline