Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2018, 00:04   #176
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Bruno uśmiechnął się rozbrajająco do Dominique Bouleau. Kobieta była wyraźnie zmęczona i zestresowana. Nic dziwnego w jej sytuacji.
- Uczynił bym tak... - rzekł Bruno na jej prośbę, by nie zbliżał się do jej syna. [i]- ... gdybym mógł. Wiesz, że twój syn ma dar. Bez pomocy... może się on mu wyrwać z pod kontroli... może dojść do czegoś złego... Proszę, pozwól mi wam pomóc. Obiecuję, że zrobię co możliwe, by nie widziano nas zbyt wiele razem. Wiem jak ci ciężko, ale nie musisz stawiać temu czoła samotnie. Pozwól sobie pomóc.[/i - Bruno zamilknął na chwilę.
- Poza tym,... chłopak jest mądry, i udowodnił, że potrafi się wymykać, z pewnością będzie na własną rękę badał swój dar. Bez kogoś kto go poprowadzi... wiesz jak to mogło się dziś skończyć... prawda? Widziałaś drwali? Pozwól mi poprowadzić chłopaka, a postaram się uchronić go przed czymś podobnym. Co ty na to Dominique?
Bruno uśmiechnął się do niej szczerze, próbując dodać nieco otuchy.
Nie powiedział jej oczywiście jakie to zagrożenia sprowadzi na jej syna w zamian... nie powiedział jej jak jego szkolenie wyglądało... niech myśli, że to tylko medytacja i wyginanie łyżki siłą woli... bo prawda była o wiele straszniejsza.

***

Dawno temu, gdzieś na pewnej asteroidzie...
Młody Bruno usiadł ze skrzyżowanymi nogami w środku koła wyrytego w kamieniu. Młodzieniec i jego mentor znajdowali się w jednym z opuszczonych tunelów, jaki ciągnęły się w nieskończoność pod skorupą dryfującej przez próżnię asteroidy.
W pomieszczeniu panowała zimna ciemność. Jedynie cztery świeczki niemrawo rozpraszały mrok.
Bruno uniósł kanister nad głowę i oblał się benzyną. Ostry chemiczny zapach wdarł się brutalnie do jego nozdrzy. Nieco lepki płyn spłynął po jego głowie i po nagim torsie, wyzwalając na jego skórze gęsią skórkę. Bruno powtarzał sobie, że to z zimna, nie ze strachu.
- Skoncentruj się na bólu, musisz go opanować - rzekł Talzadar surowo.
Chłopak niepewnie odstawił blaszany pojemnik na bok i sięgną drżącą ręką do jednej z otaczających go czarnych świec. Rozległ się delikatny odgłos wybuchającej benzyny, z sykiem płomienie rozpełzły się po ciele mężczyzny. Dookoła zawirowały płatki tlącej się szaty.
Siedział tak cały w płomieniach,W dalszym ciągu nogi miał skrzyżowane po turecku, lecz tułów utrzymywał się sztywno w pionie. Zgarbił plecy i rękom Obią z całej siły uda. Mocno zacisną powieki - nikt nie ma dostatecznie silnej woli, by spalić się z otwartymi oczyma. Jego blond włosy zdążyły już sczernieć, tysiące koniuszków tliło się pomarańczowym blaskiem niczym płonąca miotła. Wtedy ożywiły się cienie dookoła, niczym oleista ciecz spłynęła ze wszystkich stron na zmaltretowane ciało Bruna, dusząc powoli ogień, póki nie został zdławiony ostatni płomyk.
Pozostała tylko para, oleisty dym i przytłaczający swąd palonego ciała. Bruno w dalszym ciągu zachowywał pozycję siedzącą, choć włosy miał zupełnie spalone, a twarz uczernioną jak wędrowny komediant. Drżał pod wpływem szoku i bólu. Skóra na grzbietach jego dłoni była przepalona na wylot i widać było nagie kości.
Nagle Bruno uniósł powieki, które pękły niczym spieczona skórka chleba. Z pod powiek wypłynęło białko oczu. Czarnymi dziurami spojrzał na stojącego spokojnie Talzadar 'a.
- Widzę cę mistrzu - rzekł, mimo iż z jego spieczonego gardła dobył się jedynie nie artykułowany skrzek.
- Teraz odnów swe ciało - rzekł Talzadar spokojnie.

***

- Chcę go jedynie uchronić. - rzekł Bruno do matki Louisa, gdy pod jego powiekami powoli mijały koszmary z jego młodości.

***

Noce bywały dość chłodne. Bruno przykucnął na drzewie, jego pole maskujące skrywało go przed wzrokiem, nawet, gdyby ktoś był w stanie przebić wzrokiem gęstą niczym smoła ciemność, nie dostrzegł by go.
O umówionym czasie zjawił się Zachary. Bruno odczekał jeszcze chwilę, by upewnić się, że nikt go nie śledził, po czym zeskoczył na dół wyłączając pole maskujące.
Podczas gdy mężczyźni rozmawiali, mały dron naszpikowany elektroniką bacznie monitorował okolicę.
Bruno zwięźle, pozostawiając swe źródła w swerze milczenia, przekazał Zacharemu czego się dowiedział.
Musiał z nim też przedyskutować sprawę Chrisomalos i badań jakim miały zostać poddane...


***

Przyszła do niego. Wiedział, że to nastąpi. Rozkoszował się jej zapachem, jeszcze nim go dotknęła, nim przycisnęła swe ciało do niego. Była zmarznięta. Pragnął ją przytulić, rozgrzać.. rozpalić... Powstrzymał się. Dał jej działać, dał jej szansę by się zdeklarowała. Pragnął... potrzebował to usłyszeć.
Jej drobne palce musnęły jego obrożę. Widział głębokie uczucie w jej oczach. Nic nie powiedział. Obroża nic nie znaczyła. Jej słowa... czy one coś znaczyły? Kłamstwo, które stało się prawdą. Świadomy wybór... tak, tylko nie jej... to on.. czuł równocześnie wstyd, że tak nią manipulował i zadowolenie z dobrze wykonanej roboty, też... Czy robiło to z niego złego człowieka? Nie, ale inne rzeczy które zrobił i... może znów zrobi... zapewne tak.
Gdy spuściła wzrok, Bruno uniósł ramię, delikatnie aczkolwiek zdecydowanie, uchwycił jej brodę swymi palcami i zmusił ją, by spojrzała mu w oczy. Przez chwilę wpatrywał się w jej ciemne głębokie oczy. Tak łatwo było by ulec jej, zatracić się w tym uroczym spojrzeniu... ale czy mógł sobie na to pozwolić? Czy potrafił jeszcze komuś prawdziwie ufać? Chciał... Lecz jego czyny zadawały kłam jego pragnieniom. Delikatnie, wślizgnął się do jej umysł, musiał sprawdzić, czy dobrowolnie przyszła do niego, czy... pracowała dla kogoś? Miała go szpiegować? Komu miała składać raporty.... czy popadał w paranoję?
Jego palce przesunęły się, podążając linią żuchwy, gładząc delikatną skórę. Przewędrowały delikatnie pieszcząc jej policzek, aż za jej ucho, by potem prześlizgnąć się po jej karku. Dopiero wtedy Bruno cofną rękę. Wydała mu się dziwnie lepka... gdy na nią spojrzał, na chwilę zalśniła szkarłatem. Ciarki przepełzły po jego kręgosłupie. Krew, świeża lepka krew.... ale skąd... Lecz nim zdążył zareagować... krew znikła... miał omamy? Nie ważne, nie teraz...
- Nie musisz walczyć... poddaj się. Po prostu się mi poddaj... - rzekł uwodzicielsko, nieco ochrypłym głosem. Przyciągnął ją i przywarł swym gorącym ciałem do niej, całując ją namiętnie.

***
Odkrycie ruin Argonautów bardzo zainteresowało Barona. Wszak nie był znawcą historii... jednak bardzo pragnął je zobaczyć.
Dlatego zgłosił się na ochotnika do następnej wyprawy.

Starał się też po kryjomu, za zgodą lub bez Dominique, spotykać z chłopakiem. Był ciekaw jego mocy, bo ta wykraczała, jak się zdawało ponad normę. I rzeczywiście pragnął chłopaka nauczyć, pomóc i nakierować.

Bywał też na obrządkach wielebnej Ama Ala, choć raczej starał się pozostawać z tyłu. pragnął jednak poznać więcej z jej wiary. Miał nadzieję, że zostaną sojusznikami.

Dalej też szpiegował, przekazując ważniejsze informacje Zacharemu.
 
Ehran jest offline