Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2018, 02:09   #334
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Skalane Imago

- Tak, iść - warknął Emerens. - Po prostu, kurwa, pójdziemy sobie - rzekł i wyszedł na korytarz.
Ewald nie wydawał się ani trochę zrażony. Obrócił się na fotelu do Alice i uśmiechnął się. Wzruszył ramionami.
- Czy okazałem się choć trochę pomocny? - zapytał żartobliwie. Zdawał się spodziewać odpowiedzi… jednak raczej nie do końca przejmował się nią.
Śpiewaczka kiwnęła do mężczyzny głową
- Tak. Nawet więcej niż trochę. Życze panu miłego dnia - pożegnała go ciepło i wyszła za Emerensem, po czym zamknęła drzwi z okiem
- Nie bądź taki zeźlony. Nie wiem czy to tak na pewno bardzo źle, że go nie znaleźliśmy - powiedziała, podchodząc do niego blisko i mówiąc cicho, by Ewald za drzwiami tego już nie usłyszał. Ruszyła znów do przodu toru zwiedzania i zerknęła na Emerensa, czekając aż dołączy.
Szybko ją dogonił. Chwycił za ramię kobiety, tak że lekko obróciła się w jego stronę.
- Zróbmy sobie przerwę - mruknął. - Jesteśmy tu już za długo. Wyjedźmy stąd. Zaśpiewajmy coś, zagrajmy. Nosi mnie tutaj! Nic się nie dzieje…!
Wyglądało na to, że elfia natura Emerensa domagała się rozrywek i zabaw.
Alice uniosła brew
- Mmm… Cholewa… Dobra. Niech będzie…Musimy o tym porozmawiać tak czy inaczej… Zerknąłeś może na czas, kiedy opuścił muzeum? - zapytała zaraz.
- To było mniej więcej wtedy, kiedy my weszliśmy do środka. Pamiętasz, która to była godzina?
Emerens zdawał się zachwycony, że Alice nie oponowała i nie chciała zostać w tym miejscu zbyt długo.
Harper zastanawiała się
- Mniej więcej. No dobrze, ale potrzebuję jeszcze tylko dwóch rzeczy… Mapy Kunsten i mapy Aalborga. Z tym możemy wrócić nawet do Casa Corner i pośpiewać - powiedziała
- A w sumie, czemu nie odpisujesz swojej dziewczynie? - przypomniało jej się nagle.
- Na serio? - Emerens westchnął z niedowierzaniem. - To jest teraz twoje największe zmartwienie? - mruknął. Wydawało się, że nie chciał rozmawiać na temat Floortje… co samo w sobie stanowiło już pewną informację. - Mapa Kunsten będzie na pewno w samochodzie. Mam kilka ulotek z muzeum. A jeżeli chodzi o Aalborg… - mruknął, wyjmując komórkę z kieszeni i odblokowując ją. - Czego chcesz wiedzieć?
Alice uśmiechnęła się
- Po prostu potrzebuję map. Trochę nad nimi… Poczarujemy - powiedziała tajemniczo.
- Potrzebujesz ich fizycznie? W sensie, papierowych? Bo mapa miasta będzie w Casa Corner. Ale mam aplikację na telefonie z GPSem, jeżeli potrzebujesz jakichś konkretnych informacji.
Rudowłosa pokręciła głową
- Potrzebuję papierowej. Nie wiem co mogłoby się stać z twoim telefonem po tym… - powiedziała uśmiechając do niego. Już zaplanowała co będzie musiała zrobić, gdy wrócą.
- Skoro tak uważasz - westchnął mężczyzna. - Czy powinienem oczekiwać, że mi to wytłumaczysz? - zapytał, choć nie spodziewał się szczególnie pomyślnej odpowiedzi.
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Więcej… Ja ci to pokażę. Ktoś będzie musiał przy tym nade mną czuwać - powiedziała i popatrzyła na niego z zaufaniem w oczach.
- Czyli chcesz, abym nad tobą czuwał, ale nie chcesz mnie na nic przygotować? - mężczyzna jęknął. - Jesteś jak moi bracia. Przypomina mi to wieczory, kiedy opiekowałem się nad nimi. Jest dokładnie tak samo, tyle że byli nieco mniej bezczelni i nie rzucali mi złymi zamiarami prosto w twarz.
Alice znów na niego spojrzała
- Spokojnie, powiem ci co nieco. Tylko już nie tu - powiedziała i skinęła na ściany muzeum, mając na myśli ogół miejsca.
Przeszli obok kontuaru w głównym holu. Cornelia tkwiła pochylona nad magazynami i wydawała się kompletnie niezainteresowana ich obecnością. Zapewne nawet jej nie zauważyła. Wyszli na zewnątrz. Alice zmrużyła oczy, kiedy jasne słońco zaświeciło jej prosto w oczy. Niebo było tak jasne i błękitne, że nie mogła uwierzyć, że cokolwiek podejrzanego, lub złowrogiego mogłoby wydarzyć się. Pogoda zdawała się zbyt wesoła.
- Idziemy do samochodu - Emerens stwierdził oczywistość.
Harper opuściła wzrok na chodnik, by o nic się nie potknąć, a potem ruszyła, ramię w ramię z Emerensem do jego samochodu.

Wsiedli do samochodu mężczyzny. Ten włożył kluczyki do stacyjki i przekręcił. Rozbrzmiał warkot silnika, z jakiegoś powodu pokrzepiający. Emerens otworzył przegrodę i wyjął z niej masę ulotek. Wręczył je Alice. Kobieta przypadkiem zacięła się papierem w palec i kropelka krwi zalśniła jej palcu wskazującym. Broszurki informowały o największym atrakcjach miasta. Aalborh Zoologiske Have, Lindholm Hoeje Museum, Park Muzyki… Kunsten było na czwartym miejscu najciekawszych, wartych odwiedzenia obiektów.
- Jedziemy do Casa Corner - Emerens rzekł, wduszając pedał gazu.
Rudowłosa syknęła leciutko, gdy się skaleczyła, ale tylko oblizała szybko palec i wróciła do przeglądania broszurek. Otworzyła tę dotyczącą muzeum i przyjrzała się czy w środku faktycznie jest mapka i jak wygląda.

Na pewno nie sprawiała wrażenia niezwykle dokładnej. Zajmowała kilka centymetrów wzdłuż i wszerz. Kładła nacisk głównie na miejsca, w których odwiedzający mogli wydać pieniądze. Bez wątpienia w niczym nie przypominała szczegółowych, architektonicznych planów.
Fortuyn wyjechał na skrzyżowanie i stanął w korku, głośno wzdychając.
- Jestem głodny. A dopiero co jadłem - mruknął, nie patrząc na Alice.
Rudowłosa obróciła mapę tak, by wejście do muzeum było frontem do niej, po czym skupiła się, wiodąc wzrokiem po mapie. Zastanawiała się dokąd doszli, względem kafeterii i gdzie mogło być to czego szukała. Skoro muzeum było faktycznie tak wielkie… Zastanawiała się.
Wnet zajechali na parking hotelu, w którym zatrzymała się.

Alice znów usłyszała muzykę dobiegającą z ogrodu. Mimo że już wcześniej jej doświadczyła, a na dodatek brakowało trzeciego głosu, wciąż była pod jej wrażeniem. Nieświadomie odprężyła się i uspokoiła. To miejsce zdawało się niespodziewaną, prawdziwą oazą. Bazą, do której można uciec w strachu przed niespodziewanym. Takie odczucia były, rzecz jasna, bezzasadne i nielogiczne, jednak niełatwe do odrzucenia. Emerens wyszedł, aby rozprostować nogi. Przeciągnął się, nie spoglądając na Alice, która została sama w aucie.
Śpiewaczka odetchnęła, po czym powoli odwróciła wzrok od mapy, biorąc broszurki ze sobą i wysiadając z auta za Emerensem
- Pójdźmy do kuchni, ty zjesz, a ja ci trochę opowiem, o tym co będę próbowała zrobić - zaproponowała.
- Niech zgadnę… posiadasz wahadełko i planujesz z niego skorzystać - Emerens przybrał minę sygnalizującą, że wcale nie jest taki głupi.
Skierowali się główną ścieżką, wijącą się niespiesznie w stronę foyer. Ptaki przyjemnie ćwierkały. Wiatr leciutko przemykał pomiędzy roślinnością, orzeźwiając. Gdzieś w oddali Alice słyszała dźwięk wody. Zapewne nieopodal musiała znajdować się fontanna. Fortuyn podszedł do głównych drzwi Casa Corner, na których siedział motylek z niebieskimi skrzydłami. Odleciał, bojąc się zagrożenia. Weszli do środka i skierowali się do kontuaru, który stanowił miejsce pracy mężczyzny.
Harper zmarszczyła brwi
- Też go widziałeś? - zapytała wskazując na motylka, nim całkiem odleciał. Miała dziwne wrażenie, że albo go sobie uroiła, albo coś było z tymi motylami.
- Owada? - mruknął Fortuyn. - To nie jednorożce, naprawdę zdarzają się.
Gdy dotarli do kontuaru, Alice rozejrzała się
- To teraz jeszcze mapa miasta i może jakieś hmm… pinezki - poprosiła, uśmiechając się do Emerensa.
- Zaraz znajdę - mruknął, szperając w szufladzie biurka.
- I nie, to nie będzie wahadełko - powiedziała w końcu, ściszonym tonem.
- Pinezki. To będą pinezki. Tak mi mówi przeczucie - szepnął Emerens. - Poza tym, przed chwilą o nich wspomniałaś - uśmiechnął się. Zdawał się zaciekawiony działaniami Alice. Był podekscytowany na kolejną akcję, podobną jak tą z radiem. Pewnie miał nadzieję, że ta pobije poprzednią. Wnet podał kobiecie złożony kawałek papieru, na którym wydrukowano linię układające się w siatkę ulic Aalborg. Znalazł również trzy pinezki, które walały się w plastikowym pojemniku wraz z agrafkami i innymi biurowymi akcesoriami.
Alice wzięła od niego wszystko i zebrała do kupy z broszurkami, uważając by nie pobrudzić niczego krwią
- Mm, no dobrze. To najpierw herbata, czy pierwsza próba? - zapytała, widząc że Emerens był zaciekawiony tym co będzie robiła.
- Próba czego? - zapytał, po czym machnął ręką, nie spodziewając się konkretnej odpowiedzi. Ruszył w stronę kuchni. Wnet Alice usłyszała dźwięk wody parzącej się w czajniki. Po chwili Emerens wrócił z czajnikiem, podstawką oraz dwiema filiżankami.
Harper wzięła od niego czajnik
- Próba dowiedzenia się gdzie jest nasz cel - powiedziała i ruszyła w stronę schodów
- Chodź ze mną - powiedziała do mężczyzny, gdyby przypadkiem nie wiedział co ma zrobić. W końcu nie będą się w to bawić na korytarzu, a skoro nadal miała wynajęty pokój, to się akurat nadawał.

Weszli do środka. Nic nie zmieniło się od czasu, kiedy go opuściła. Świeża, schludnie złożona pościel przypominała o nieudanej próbie skontaktowania się z Kirillem. Bez wątpienia członkowie Kościoła Konsumentów do tej pory zostali wysłani do Aalborg. Pytanie brzmiało... gdzie w takim razie byli. Emerens usiadł na łóżku i pogładził je bezwiednie. Alice nie potrafiła czytać w jego myślach, jednak mogłaby przysiąc, że nadeszła chwila zwątpienia. Fortuyn przypominał sobie jej rzekomą próbę samobójczą. Być może zastanawiał się, czy Harper naprawdę nie jest wariatką. Co powiedziałby, słysząc opowieść o jej matce? I również sprawiał wrażenie, że zastanawiał się nad własną poczytalnością.
Harper zaczęła rozkładać mapę i broszury na łóżku troszkę dalej od niego. Wcześniej odstawiła czajnik na stolik
- Nie zastanawiaj się nad tym. Im mocniej będziesz próbował to wszystko zracjonalizować, tym będzie ci ciężej. Jeśli ci trudno, wyobraź sobie, że to sen. Jutro się skończy - powiedziała i zerknęła na niego, uśmiechając się smutno.
Za chwilę wróciła wzrokiem do rozłożonych papierów. Położyła dłonie na mapie i uklęknęła na podłodze przed broszurami i mapą. Wzięła głęboki wdech
- Teraz tak… Pamiętasz jak mówiłam, o tamtej bogini? No to jest pewien powód, dla którego zależy jej akurat na mnie. Własnie przez ten powód, mam tę zdolność wynajdywania różnych magicznych rzeczy. No i teraz będę próbować własnie tego. Nie wiem, czy mi się uda, ale zawsze warto spróbować - powiedziała
- z tego co się orientuje, może mi się zmienić kolor włosów i pinezki mogą chwile latać, ale nie wiem jak pójdzie i czy w ogóle wypali - powiedziała, ostrzegając go o możliwych wydarzeniach, po czym teraz już całkiem się rozluźniła.
Spróbowała przywołać do siebie to uczucie, które miała wtedy, gdy robiła to nad mapą w kryjówce na wyspie zoo. Zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w siebie. Powoli wyrównując oddech do bicia serca.

Bicie serca… cały świat ograniczył się właśnie do niego. Rytmiczne uderzenia, przypominające dzwon. Wypełniały cały umysł Alice. Wpierw obawiała się, że nie będzie w stanie w pełni skoncentrować się… jednak została szybko pochłonięta przez ten stały, wszechmocny rytm. Z jej serca wylewała się krew. A wraz z nią elektryczność. Płynęła zgodnie z przebiegiem tętnic, docierając do każdego, nawet najbardziej odległego miejsca w jej ciele. Przepełniało tkanki swoistą energią, którą nie można było porównać z niczym innym. Czy właśnie tak czuł się magnes umieszczony w polu elektromagnetycznym? Czy tak brzmiała nuta dźwięcząca w najpiękniejszej symfonii? Alice promieniowała mocą niczym radioaktywny izotop.

Lekko rozwarła oczy, jakby budząc się ze snu. Ujrzała twarz Emerensa. Elfa, który był świadkiem cudu. Poczuła zmienny prąd grawitacji, który sprawił, że uniosła się. Jej włosy również zaczęły lewitować, przeobleczone złotą mgiełką. Wiły się niczym wężowe głowy Meduzy. Fortuyn sprawiał wrażenie, że boi się, że zaraz zamienią go w kamień.

Mapa uniosła się wraz z Alice. Do tej pory zwykły, codzienny obiekt. Teraz był częścią cudu, który wydarzył się za sprawą śpiewaczki. Papier jasno połyskiwał. Atrament zdawał się ciemniejszy od zwykłej czerni. Linie lekko przemieściły się, jakby chcąc jeszcze wierniej oddać faktyczny przebieg ulic. Emerens z wahaniem podszedł do przodu. Jego włosy również zaczęły nieznacznie unosić się, lekko powiewać, jak gdyby oddziaływał na Imago Alice. Rozwarł dłonie. Trzy pinezki, które w niej tkwiły, rozbłysły i zaczęły wirować wzdłuż Harper. Przypominały iskry o niesłabnącym świetle. Wręcz przeciwnie… bez przerwy zyskiwało na intensywności. Jak gdyby zmieniły się w gwiazdy wirujące wokół osi uniwersum, którym była Alice.

Harper spostrzegła, że Emerens rozwarł usta i oczy jeszcze szerzej. Z każdą sekundą cud, jakiego był świadkiem, docierał do niego z większą intensywnością. Przemienienie na Górze Tabor. Czy właśnie tak czuli się apostołowie Chrystusa? Fortuyn podszedł bliżej i uniósł rękę, jakby chcąc dotknąć kobiety… i właśnie wtedy światło zostało splamione mrokiem.

Złote wylewające się z Alice nabrało domieszki fioletu… pełznącego i rozprzestrzeniającego się niczym nieznośny wirus. Wszechmocne, dotkliwe łańcuchy i kajdany próbujące sprowadzić ją na ziemię. Harper, czując dotyk Tuonetar, chciała postarać się jeszcze szybciej wyznaczyć punkty na mapie i zrezygnować z Imago. Jednak… im szerzej starała się otworzyć zawór astralnej mocy, tym więcej bogini śmierci chciało przez niego przypełznąć. Alice nagle w pełni poczuła zmagania Dubhe, która swoim światłem bez przerwy próbowała odpędzić Tuonetar od ego Alice. Fioletowy bluszcz piął się przez te wszystkie godziny bez ustanku, chcąc odnaleźć słaby punkt w obronie Dubhe. Choć do tej pory Harper nie odczuwała tego tak dosłownie, to uświadomiła sobie, że walka o jej duszę nie osłabła ani na moment. Rozgrywka toczyła się bez chwili wytchnienia i Tuonetar zdawała się wygrywać. Dubhe wciąż pozostawała silna, jednak nie mogła w nieskończoność tkwić w defensywie. Jej obrona musiała się w końcu załamać.

Łzy pociekły po twarzy Alice. Lśniły jasnym, turkusowym odcieniem. Odklejały się od jej policzków i szybowały w stronę sufity niczym drogocenne, szlachetne kamienie. Trzy, przeraźliwie intensywne rozbłyski wirowały coraz szybciej wokół śpiewaczki… aż wbiły się w mapę. Harper zgasła. Padła na ziemię niczym kukiełka, marionetka, zabawka wyrzucona przez znudzone nią dziecko. Czuła ból promieniujący z każdego narządu. Nie spoglądała na mapę, nie była w stanie. Krew ciekła jej z nosa, uszu, zmieszała się wraz ze łzami w szkarłatne szlaki spływające po linii szczęki. Wszelka energia zniknęła, jak gdyby nigdy nie zaistniała. Grawitacja wróciła do normy, posłuszna prawom fizyki. Złoto spełzło z jej włosów. Teraz były tylko rude. Alice czuła się połamana, zmarnowana i wykończona. Każdy oddech, który zaczerpywała, bolał i smakował przedziwnie. Jak gdyby była niemowlęciem dopiero co wyciągniętym z łona matki i nieznającym posmaku ziemskiej atmosfery. Przymknęła oczy. Powieki zdawały się zbyt ciężkie, by była w stanie je utrzymać.
 
Ombrose jest offline