Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2018, 02:10   #335
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Samotny Dąb

Alice nie miała siły się podnieść, ale powoli przesunęła rękę, by zetrzeć nią mokry ślad z policzka. Nie chciala pobrudzić dywanu, ani podłogi w pokoju hotelu rodziny Emerensa. Czuła się maksymalnie wycieńczona. Wtedy też poczuła zmęczenie, ale nie takie. Widziała fioletowe wici mocy Tuonetar, zgadywała, że to najpewniej tego wina. Dubhe powoli przegrywała tę walkę. Nie miała siły podnieść powiek, by spojrzeć gdzie i w jakim stanie był Emerens
- Em… - szepnęła, jak szelest wiatru, chcąc zacząć do niego mówić, usta drżały jej delikatnie.
- Rens… - poprawił ją mężczyzna. - Zdrobnienie to Rens.
Rzecz jasna nie było to najważniejszą kwestią, jednak nie nadszedł czas, by rozmawiać na poważniejsze tematy.
- Alice… źle się czuję - rzekł szczerze, podnosząc ją z ziemi i kładąc na łóżku. - Coś się ze mną dzieje. Boję się… - mruknął. Wydawało się, że próbował odnaleźć pocieszenie i siłę w kobiecie, która ledwo co żyła. Sprawiał wrażenie kompletnie zagubionego… i o to trudno go było winić.
Rudowłosa kiwnęła słabo głową
- Prze… praszam… Nie. Nie sądz… łam. Że jest już… tak źle - powiedziała biorąc wdechy niemal co sylabę. Spróbowała powoli zmusić się i otworzyć oczy.
- Czy to on? To ten mężczyzna? To on cię zaatakował? - Emerens nie miał najmniejszego pojęcia, co się wydarzyło. - Proszę, wyjaśnij mi… niewiedza boli jeszcze bardziej niż fizyczny ból. Co to było…? Czy… czy wydarzy się jeszcze?
Lekko pochylił się nad Alice, która rozwarła oczy. Ujrzała strużkę potu spływającą po skroni mężczyzny. Teraz, kiedy był udręczony, sprawiał wrażenie jeszcze piękniejszego, niż kiedykolwiek wcześniej. A jednocześnie… zdawał się jakby nieskończenie nieprzystosowany do świata, w którym żyła Alice. Ludzie potężniejsi od niego, jak Joakim, czy Kirill z trudem walczyli o każdy dzień, każdą chwilę istnienia. Natomiast Emerens był jedynie zwykłym człowiekiem, który za tarczę posiadał tylko swoją zwyczajność oraz zapewnianą przez nią anonimowość.
Alice przyglądała mu się uważnie, po czym blado uśmiechnęła się i podniosła rękę. Dotknęła jego ramienia
- Ssspokojnie… Pamiętasz jak… mówiłam o bogini śmierci? To była ona… Pożera mnie od środka… Za dwie doby… Za dwie doby od wczoraj mnie już nie będzie. Musisz odpocząć… To musiał być dla ciebie… szok i coś wyczerpującego… Nie powinieneś był… podchodzić tak blisko Rens… I ja też… muszę odpocząć… Weź mapę… Potem będzie nam potrzebna… - powiedziała ściszonym tonem i przesunęła rękę z jego ramienia na jego policzek. Nie mogła się oprzeć, by nie sprawdzić, czy to jego cierpiące piękno jest prawdziwe. Pogłaskała go drżącymi palcami. Nie mogła jednak długo utrzymać ręki w powietrzu i ta za moment omsknęła się i opadła na łóżko. Alice znów zamknęła oczy. chciała odpocząć.
Wnet poczuła na prawym policzku pocałunek Emerensa, który przeniósł się na lewy. Nie było w tym nic romantycznego, ani erotycznego. Zbyt bardzo promieniowała z tego gorączkowa desperacja człowieka walczącego o życie z wrogiem, którego nie rozumiał. I Alice była jedynym graczem na linii boju, który mógł pomóc uporać się z nieznanym.
- Czego potrzebujesz? Nie martw się o mnie. Jak mogę ci pomóc? - zapytał. Coś w jego głosie sugerowało, że uważał, iż Alice kompletnie rozumiała obecny stan rzeczy i posiadała gotowe odpowiedzi na nieskończoną ilość trudnych pytań. Jakby była mistrzem mogącym rozjaśnić wszystkie wątpliwości, które zrodziły się w Emerensie w związku z tak brutalnym zderzeniem ze światem paranormalnym.
Alice słuchała go z zamkniętymi oczami
- Odpoczynku… A potem? Potem cudu. Większego niż to… co ci pokazałam. Chciałabym, żeby te wasze elfy istniały… I mogły mi pomóc… - uśmiechnęła się cierpko. Po jej policzkach znowu pociekły łzy. Naprawdę nie chciała zniknąć z tego świata, tak jak obiecała jej Tuonetar. Z jakim diabłem musiałaby się układać, by to osiągnąć? I co wtedy musiałaby oddać?
- Opowiem ci więcej… Tylko odsapnijmy - poprosiła.
- Tak - Emerens odpowiedział jakby nieco zbyt szybko. Czyżby rzeczywiście czuł się tak źle, jak twierdził? Czy wynikało to jedynie z powodów emocjonalnych? To było jedną z wielu kwestii, nad którymi Alice nie miała siły zastanawiać się. - Jest wpół do trzeciej. O której obudzić cię? - zapytał. - Mówisz… że nie masz dużo czasu - w jego głosie słychać było poruszenie.
Harper przechyliła lekko głowę
- Za… Za dwie godziny - poprosiła go znowu i powoli pozwoliła się sobie osunąć w ciężar ciała. By odpłynąć w sen.
- Dobrze - Emerens pogładził ją po czole i włosach. - Wszystko w porządku, jesteś w bezpiecznym miejscu - jego głos był ciepły i lepki, jak gdyby zwracał się do dziecka. - Te elfy, o których wspomniałaś… one naprawdę istnieją i chronią Casa Corner. Uwierz mi - szepnął, z trudem uśmiechając się. - Nic złego nie może cię tutaj napotknąć - dodał, po czym spojrzał na Alice, aby upewnić się, czy kobieta już zasnęła.
Rudowłosa jeszcze tylko kiwnęła głową
- Ufam ci - powiedziały same jej usta, bez dźwięku. Następnie po prostu całkowicie osunęła się w ciemność i spokój. Potrzebowała tego snu jak zbawienia.
Alice śniła.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=1TfDvUrP_3g[/media]

Zdawało się, że jej podświadomość czyniła, co tylko możliwe. Próbowała złagodzić traumę, jaką przeżyła Alice. Kobieta unosiła się pośrodku zlepku najlepszych, najszczęśliwszych wspomnień. Przygrywała do tego melodia z Kopciuszka, która miała ponad pół wieku. W dzieciństwie Harper wielokrotnie oglądała tę animację Disneya. Jej dziadkowie posiadali tylko tą jedną kasetę VHS. Wtedy Alice nie myślała o tym okresie jako o najszczęśliwszym i najbezpieczniejszym w swoim życiu. Jednak… życie okazało się bardziej doświadczające, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Harper przypomniała sobie, że i te piosenkę znała doskonale na pamięć, już wtedy w dzieciństwie. Słuchała jej niezliczoną ilość razy i tak samo często śpiewała.
Skoro sny były życzeniami… Chciała, żeby przyśniło jej się to, czego sobie zażyczy. Do tej pory jedynie dryfowała we własnych wspomnieniach, które opływały ją jak ciepły strumień, kojąc zmysły.
Nie mogła i nie chciała jednak zapominać o tym, o czym pamiętać powinna.
- Gdzie jest Kirill? - zapytała. Nie była jednak pewna, czy zrobiła to otwierając usta, czy też jedynie w myślach…
“Słodkie dziecko”, zdawał się mówić nieznany głos w jej umyśle. “Myślisz, że wystarczy zadać pytanie, aby do niego dotrzeć? Jeżeli dogorywa, umiera, lub już dawno nie żyje…”

No matter how your heart is grieving
If you keep on believing
The dream that you wish will come true

Czy piosenka starała się z niej zadrwić? Czy Alice naprawdę powinna próbować dotrzeć do Kaverina pomimo wszelkim przeciwnościom? Wcześniej to on tworzył białą bańkę pośród eteru, do której ją zapraszał. Czy naprawdę mogła sama spróbować? Zwłaszcza taka zmarnowana, po tym wszystkim, co przed chwilą przybyła?

Śpiewaczka zawahała się
- Kim jesteś? - odezwała się do głosu, ale miała wątpliwości, czy to jej własna mysl, czy też rzeczywiście ktoś do niej przemówił.
Alice była rozdarta.
Powinna spotkać się z Kirillem i porozmawiać z nim. Z drugiej strony, chciała wiedzieć co z Joakimem. Miała cierpkie przeczucie, że nie będzie mieć na wszystko siły.
Słowa piosenki po raz kolejny obiły się w jej głowie.
Alice wierzyła w rzeczy niesamowite odkąd skończyła pięć lat.
Wierzyła, że wszystko wypełnione jest magią.
Kiedy przestała wierzyć, a zaczęła opierać się po prostu na swojej wiedzy?
Może tu leżał błąd jej myślenia?
Mimo, że była wycieńczona. Bardzo pragnęła stworzyć nie sferę… Nie sferę, a ogród. inspirując się przestrzenią z opowieści o ‘Tajemniczym Ogrodzie’. Uwielbiała ją, tak jak te o Alicji w krainie Czarów.
chciała stworzyć ogród i zaprosić tam tym razem dwie osoby. Zamknęła oczy i zapragnęła złapać ich i dać im ulgę, przez cokolwiek teraz nie przechodzili.

Następne co uczyniła, to wyobraziła sobie szelest wody w fontannie, śpiew ptaków wśród drzew i szum kwiatów oraz liści. Cichą melodie graną przez świerszcze. Chciała narysować to miejsce. Wyciągnęła rękę i wyobraziła sobie, że klęczy wśród traw, muskając palcami ich źdźbła. Ogród nie miał być duży. Miał być nieduży, miał być ciepły i magiczny. Kojący. Dokładnie taki. Dokładnie po to chciała tu ściągnąć i dwóch panów, z którymi słowo zamienić po prostu potrzebowała. Ona rządziła tym miejscem i choćby się miała zamęczyć, chciała dać im tę chwilę na rozmowę.
Rzeczywiście, jej wysiłki nie poszły na marne… a przynajmniej nie w pełni. Ogród, który starała się skomponować, ograniczył się do pojedynczego, wiekowego drzewa, pod którym pierwszy raz ujrzała rodzeństwo Fortuynów. Otaczał go jedynie skrawek ziemi o promieniu nieprzekraczającym dwóch metrów. To jednak stanowiło wystarczający powód do dumy.


Alice usiadła pod rozłożystymi gałęziami ozdobionymi szeregiem lśniących, zielonych liści. Powiewały, targane nieistniejącym wiatrem. W tym miejscu odnalazła spokój i dobre warunki do odpoczynku… jednak nie po to je stworzyła. Czekała na Joakima i Kirilla. O ile ten pierwszy okazał się kompletnie niedostępny… to drugi pojawił się. Zmaterializował się, powstał z nicości. Opadł na trawę, lekko dysząc. Był nagi. Podniósł wzrok i wymierzył go w Alice.
- C-co… - zaczął. - Coś ty uczyniła…? - jęknął.
Harper siedziała, delikatnie muskając trawę palcami. Gdy pojawił się przed nią Kirill, powoli podniosła na niego wzrok
- Wybacz… Przeszkodziłam ci w czymś? Nie będę cię tu trzymać na siłę, jeśli ci się spieszy. Chciałam po prostu zamienić z tobą parę słów - powiedziała smutno.
- Uwolnij mnie - mężczyzna wyrzęził. - Puść mnie, szybko…! Nie ma czasu - rozejrzał się wokół, jakby znalazł się w więzieniu. Brakowało jedynie stalowych krat. - Zanim będzie za późno…!
Alice instynktownie zrozumiała, że chwyciła świadomość Kaverina z jej ziemskiej powłoki i przetransportowała ją do tego miejsca. Bez względu na to, gdzie znajdował się i co w tej chwili czynił - uciekał, gonił, walczył, toczył rozmowę - stracił przytomność, aby przetransportować się w to miejsce. Wbrew własnej woli.
Harper popatrzyła na niego, po czym wyobraziła sobie, że rozwiązuje sznur i puszcza Kirilla. Nie chciała go więzić w tym miejscu. Niech ucieka tam, gdzie powinien być, skoro nie mógł z nią nawet porozmawiać. Mogła zostać tu całkiem sama.
Choć ze wszystkich rzeczy na świecie, właśnie sama najbardziej tu być nie chciała.

Kirill był w pełni pochłonięty akcją, którą toczył do tej pory. Jednak w ostatniej chwili, tuż przed swoim zniknięciem, spojrzał na Alice. W jego oczach zakradła się iskierka żalu i wyrzutów sumienia. Jednakże, wyglądało na to, że to, czym obecnie zajmował się było ważniejsze od nastroju i uczuć Harper. Otworzył usta, jak gdyby chciał przemówić, lecz nie zdążył.
Alice opuściła znów głowę i wróciła do smętnego bawienia trawą.
Zaczęła cicho nucić piosenkę ‘elfów’, która wcale piosenką elfów, koniec końców się nie okazała. Zrozumiała, że może dalej utrzymywać to miejsce. Smutną, ponurą wyspę samotności. Lub też odpuścić, stracić kontrolę i zagłębić się w bezkres chaosu zwykłego snu. Jak okrutne wizje mogła podsunąć jej podświadomość? Po tych wszystkich wydarzeniach i obrazach, jakie Alice zobaczyła, aż strach było pomyśleć.

Alice obawiała się, że jeśli znów uśnie i pójdzie ścieżką błąkać się po eterze, nie będzie tym razem Kirilla, który sprowadzi ją na właściwą drogę. Postanowiła więc zostać tu. Tu, choć na tak niewielkiej przestrzeni, była bezpieczna. ‘U siebie’. Nadal jednak czuła się samotna i ta samotność nie dawała jej spokoju. Dusiła ją i męczyła
- Nie chcę być już sama… - powiedziała do traw, którymi się bawiła. Z jakiegoś powodu przygnębiły ją te słowa bardziej, niż samo odczuwanie ich.
Jeżeli źdzbła miały coś odpowiedzieć, to postanowiły tego nie uczynić. Lekko poruszały się, co tworzyło ułudę, że Alice nie znalazła się w jałowym, mikroskopijnym uniwersum stworzonym przez nią samą. Dotknęła ziemi, która rozciągała się pod trawą. Nabrała do ręki mokrej gleby. Przysięgłaby, że jest prawdziwa. Czy zmysły mogły aż tak bardzo mylić się?
- Alice - usłyszała bardzo cichy dźwięk. Tak nieznaczny, że początkowo zmieszał się z szumem wiatru i Alice upewniła się co do jego istnienia dopiero po tym, jak powtórzył się.

Harper podniosła głowę i rozejrzała się, wypuszczając ziemię z dłoni i otrzepując ją. Szukała kierunku, z którego dosłyszała ów głos. Podniosła się, tak jakby stanie pozwalało jej lepiej to dosłyszeć. Im bardziej koncentrowała, tym mocniejszy stawał się. Lecz jednocześnie kontury świata wokół niej traciły na wyrazistości. Czy powinna starać się je utrzymać? A może podążyć za głosem?
Rudowłosa nie była pewna co uczynić. Wiedziała tylko jedno. Na pewno nie chciała smucić się już sama. Puściła to, co wyimaginowała i skoncentrowała się na głosie, zaciekawiona kto do niej wołał.
Okazał się autostradę podążającą wprost ku… rzeczywistości.
- Alice - jeszcze raz rozbrzmiał głos Emerensa. - Słyszysz mnie?
Nachylał się nad nią. Wydawał się zmartwiony. Mocno trzymał ją za obydwa ramiona. Jego dotyk prawie bolał.
Śpiewaczka powoli otworzyła oczy i rozejrzała się, za chwilę skupiając w pełni na Emerensie
- Mm? - zapytała półprzytomnie, powoli otrząsając się z okowów senności. Poruszyła się cała, chcąc dać mu do zrozumienia, że żyje.
- Wszystko w porządku? - zapytał głosem sugerującym, że nic nie jest i dobrze o tym wiedzą obydwoje. - Płakałaś przez sen - mruknął, po czym podniósł rękę i starł łzy z policzków kobiety. Spojrzała na poduszkę. Była mokra. Jak bardzo upiorny widok musiała stanowić, łkając bez przytomności?
Alice przechyliła głowę
- Tak… Chyba tak… Długo spałam? - zapytała, rozglądając się. Czy minęły już dwie godziny, czy Emerens obudził ją wcześniej? Nie wiedziała. Zacisnęła i rozprostowała palce u dłoni, by ocenić to jak się czuje. Wydawała się w lepszym stanie, niż przed snem lecz w gorszym, niż przed osiągnięciem Imago.
- Minęła godzina. Miałem obudzić cię potem. Jednak przestraszyłaś mnie - wyjaśnił. - Chcesz wrócić do snu? - zapytał nieco sceptycznie. Jakby nie sądził, aby to był dobry pomysł. - Jak się czujesz?
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 20-01-2018 o 02:17.
Vesca jest offline