Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2018, 12:43   #45
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna na pierwszym postoju w drodze do Pragi zwlekała ciągle pijanego ghula z siodła. Podtrzymała go gdy się zatoczył i usadziła na ziemi.
-Otrzeźwiej i pilnuj mej czci i honoru - zażartowała siadając obok w trawie. - Bożywoj chce ze mną mówić. A tak szczerze, to dlategoś się tak zamroczył? Denerwujesz się przed spotkaniem czy inne powody smutków?
- Nie uwierzysz pewnikiem, ale żal mi cię ostawiać - odparł lekko bełkotliwie i próbował się ukłonić. - A po cóż Skrzyński mówić chce?
-Zaraz sie dowiem - przytuliła się do jego boku szukając oparcia dla bezwładnego ciała. Nim pomknęła duchem do Skrzyńskiego jeszcze dodała. - Mnie, uwierz, żal bardziej. Ty zapomnisz w chwili gdy staniesz przed jego obliczem.
Mówił coś, ale nie dosłyszała. Zamroczenie wygłuszyło dźwięki, rozmazało obrazy. A chwilę później z mroku wyłoniły się krzewy róż o zamkniętych na noc pąkach. W spowitym w ciemnościach, uśpionym ogrodzie Bożywoj uczył bratanka ciskać czekanem. Chłopiec nadal był niewielki, i na gust Anny wyglądał wybitnie niezdrowo, ale toporkiem ciskał mocno i pewnie, ostrze aż gwizdało, gdy broń, wirując, mknęła do celu - skrawka szmaty przybitej nożem do drzwi. Za każdym razem chłopiec odwracał się, szukając w oczach wuja aprobaty, a potem dreptał ku drzwiom, by wyrwać czekan wbity głęboko w drewno.
„Lubisz go” - zaczęła jak zwykle, bez uprzedzenia jak złodziej zakradający sie nocą. - „Kiedyś myślałam, że dlatego, ze jest twój.”
“To byłaby przednia historia - jakich setki. Dwaj bracia walczący o tę samą niewiastę, i dziecko - niewinny owoc występnego miłowania. I cóż z tego, że to już było? Najbardziej lubimy opowieści, które już znamy, prawda, Anno?”
Nie czekał na odpowiedź, podniósł się z miejsca i poprawił palce dziecka zaciśnięte na drzewcu.
“Jeśli zaś chodzi o inne historie o oklepanym biegu… Twój ojciec, do spółki z moim bratem, pozbyli się twego małżonka o zbyt niskim statusie. Sprzedali go, jak sądzę.”
Anna czuła jak gniew wzbiera w niej wysoką niekończąca się falą.
“Jak… mógł” - wysyczała. - “Ja go… Jak przekabacił Włodka? I… komu sprzedali? Jak? Po co? Przecież wszyscy myśleli żem martwa!”
Bożywoj rozłożył szponiaste dłonie.
“Jak mógł… zapewne zwyczajnie, bez oporów. Brata mego najpewniej kupił wiedzą. Po co? Ażeby upokorzyć i zemścić się, doskonała pobudka, jeśli chcesz znać mój osąd. Jak i komu? Niestety, wiele nie wiem, Włodek jest ostrożny i czyści za sobą ślady. Ale ja znam mego brata. Korespondował z twym Gangrelem, wyprawił go do Wiednia, rzekomo by sprowadzić Tremera, który będzie potrafił cię uwolnić. I w Wiedniu twoje Zwierzę znika. Oczywiście, nie mam pewności. Ale spore sumy zmieniły właściciela, Anno. Przekazał je memu bratu niejaki Gundolf. Z klanu Zwierząt. Zapewne jeno pośrednik. Imię też to przykrywka. Oznacza walczącego wilka. Piękne miano dla Gangrela, sam bym lepiej nie wymyślił. Ukradnę je, jak przysposobię mojej suce towarzysza.
Anna nie doceniła dowcipu. Dłuższa chwile zajęło jej poskładanie myśli i ujarzmienie gniewu.
„Rozmawiałam juz z Hugonem. Pamiętasz Hugona? Znajdzie dla mnie Oldrzycha. Problem jest taki, że dług zaciągnę u Wedeghe.”
“To nie jest dobry pomysł. Rozumiem, że nie widzisz innych opcji? Postaraj się, by ten dług opiewał na jak najmniej. Może wykpisz się tanim kosztem”
Chyba sam w to nie wierzył.
“Wybacz, to nie powinno mieć miejsca. Niemniej stało się, lecz stąd i teraz niewiele mogę zrobić.”
„To trzeci brat, z legendy, prawda?” - Zapytała ostrożnie. - „W świetle ostatnich wieszczeń Krzesimira to zmienia całą sprawę. Możliwe, ze okoliczności zmuszą mnie byśmy znów się znaleźli po przeciwnych stronach. Nie chce tego, ale dla Oldrzycha zrobię wszystko co moge.”
“I jeśli ci rzeknie: oddam ci go całego i w jednym kawałku, i w takim kształcie jak do mnie przyszedł - to uwierzysz? Komuś, kto zdradził własny ród?”, wytknął jej Bożywoj bezlitośnie. “Nie myśl, że nie doceniam poświęcenia ani władzy, jaką płoche uczucia mają nawet nad nieumarłymi. Ale… nie bądź naiwna”.
„Wedeghe jest sprytny i wie co robi. Może mieć szerszą perspektywę i jasny cel. Gdziekolwiek trzyma Oldrzycha nie sposób do niego dotrzeć za pomocą mych zdolności. Robi to z rozmysłem, jak sadze. Jeśli więc nie zdołam go przechytrzyć bede sie z nim układać. A co do plochych uczuć to i tobie nie są takie obce. Krzesimir się ożłopał jak Wieprz, mysle ze to z powodu naszego rychłego spotkania. Bal, tak mówiłeś? Jakiś sie w Pradze szykuje?”
“Za cztery dni. Słudzy już postawieni na baczność, jak mniemam, a prosiaki obracają się na rusztach. Drahomira będzie podejmować dawnego sojusznika, z nadzieją, że zostanie obecnym sojusznikiem. A że jest niewiastą pozbawioną zarówno gustu, jak i skrupułów, spodziewam się żenujących scen.”
„Prosiaki brzmią doprawdy żenująco. A cztery dni w sam raz aby wyszykować Krzesimira tak by wzburzyć ci krew” - wesołość mieszała sie u niej ze smutkiem. - „Czyli… do zobaczenia?”
“Niebawem”
„Ach, kim ten wypatrywany sojusznik księżnej i czemu taki ważny?”
“Balint z Tzimisce? Zapewne dlatego, że ma wpływy zarówno w rodzimym Siedmiogrodzie, jak i wśród niemieckich mieszczan. Teraz zdaje się lubi, jak się go zwie: Stefan Bocskay. Przynajmniej ostatnio lubił. Jest biegłym koldunem, więc i brat mój wybiera się zaszczycić prosiaki własną personą.*

*

Anna szła gibko po padoku omijając błotniste kałuże i kupki końskiego łajna, choć bez cienia niesmaku. Wychowała się wśród biedy i zwierząt a i podczas wapierskiego życia nie dane jej było zbyt często zaznać wygód. Dygneła przed szeryfem zatrzymując sie tuż za liną wydrptaną prze lonżowaną klacz.
-Szeryfie Sokol, proszę mi wybaczyć że tak dalece zamarudzilam z pokłonem dla księżnej. Zatrzymały mnie, jak juz pewnie pan wiesz, nadzwyczajne czynniki.
Zelota unosił się i opadał miarowo w kulbace.
- Nadzwyczajne, zaiste - rzucił, gdy ją mijał, a przy kolejnym okrążeniu uzupełnił: - Koniokradztwo, czarostwo, pożary…
-I upiór, którego ignorowaliscie przez lata. Załatwiłam poniekąd wasz problem - uśmiechnęła sie.
W następnym okrążeniu przystanął, a tak blisko niej, że się musiała przed potrząsającym łbem koniem cofnąć.
- ...zastępując go liczną lupińską watahą. To cię tak bawi?
-Niespecjalnie. Przez waszego upiora - z rozmysłem podkreśliła „waszego” straciłam blisko cztery lata życia. To mało zabawne, zapewniam, tym bardziej zważając na miejsce do jakiego trafiłam. Co się zaś tyczy lupinow, byłabym w stanie zmniejszyć skale problemu, jak sadze.
Na to szeryf raczył przestać łyskać na nią zielonymi ślepiami. Tyłek zsadził z kulbaki i konia w zad klepnął, popędzając w kierunku sługi. Sam zaś podszedł do niewielkiej furty z kutego żelaza. Za nią objawił się oczom wampirzycy wypielęgnowany ogród, o którego posiadanie prędzej posądziłaby wymuskana Toreadorkę niż twardego Zelotę. Szeryf podał jej ramię.
Anna oplotła je drobniutkim ramieniem.
-Na jakiej zasadzie Libor przebywa u pana? Więźnia? Pracownika? To moja rodzina.
- Odpracowuje wierzchowca, którego przez niego straciłem. Zghulone wierzchowce rzadko żyją ponad 40 lat, zatem zostało mu jeszcze… 36 lat.
Prowadził ją z pewną rewerencją, ale stanowczo alejkami wysypanymi drobnym rzecznym piasek. Przystanął na chwilę przed starą czereśnią i przyglądał się drzewu z ukontentowaniem.
-Wyświadczyłam wam sporą przysługę. Czy nie mogłabym w ramach zasług go odzyskać?
- Zdaje się, iż mnie okradłaś, w drodze do realizacji własnych celów, a przysługę wyrządziłaś przypadkiem. Ale jestem otwarty na faktyczne przysługi… sprawa lupinów, dla przykładu.
Z czereśnią stała ławeczka z kamiennego bloku, ale szeryf ani myślał spocząć. Chyba zamierzał galopować z nią pod rękę wokół ogrodu.
Anna czerpała z ruchu sporą przyjemność. Ogród urzekał, nawet nocą a po czasie spędzonym w czarnej pustce zaczęła dostrzegać walory otwartych przestrzeni.
-Tak sie składa, ze znam przewodnika miejscowej watahy. W czym więc leży problem z lupinami? - drugą ręką wygładziła rękaw koszuli szeryfa zaraz jednak sie zmitygowała. Po pierwsze dość juz miała problemów z mężczyznami, po drugie szeryf i tak wielbił jedynie konie.
- W moich oczach czy księżnej pani? - uśmiechnął się sucho.
-Chętnie posłucham jak widzicie ów problem oboje, bo rozumiem, że każde inaczej.
- Księżna Drahomira raczy postrzegać problem w kategoriach przepychanki o władzę. Rozchodzi się mianowicie o to, iż lupiny zobowiązały się do stawania zbrojnie na wezwanie Laurentina z Horaku. To mą panią drażni niebywale. Nie ukrywam, że jest to problem, zwłaszcza że Laurentin wplątał się w tremerskie wojenki. Ja jednak główne zagrożenie widzę gdzie indziej.
Rześka przebieżka nagle się urwała. Mości szeryf zapragnął zatrzymać się przy niewielkiej sadzawce. Nie wiadomo po co, bo przecież nie by pokazać Annie wielkiego, tłustego karpia łypiącego oczami w mętnej wodzie.
-A co stanowi problem według pana? - Anna zatrzymała się według jego woli. Przykucnęła przy sadzawce i zmąciła palcami lustro wody.
- Lupiny ryjące w kopalniach za kruszcami. Lupiny wypalające szkło. Lupiny biorące się za handel. Bo stąd tylko krok do lupinów w mieście. Miejscem bestii są dzikie ostępy.
Przykucnął obok, dłopnie wspierając na kolanach.
-Muszę przyznać, że problemy są dość wydumane, i księżnej i szeryfa. Jak na razie lupiny nic nie robią wbrew tutejszym Kkainitom, nie nastają nawet na ich interesy choć by mogły. Gdyby to byli ludzie a nie likantropy, nie byłoby sprawy. Poza tym jeśli są pod kontrolą Laurentina, to znaczy że świadomie godzą się na miejsce niżej w drabinie i są częścią naszej hierarchii a nie odosobnionym i nieprzewidywalnym ogniwem - wygłosiła spokojnym głosem Anna. - Ale ja nie jestem tak wytrawnym politykiem. Nie wybiegam wiele ruchów w przód.
- Lupiny zawsze są nieprzewidywalnym ogniwem - skrzywił się szeryf. - Ale jeśli rzeczywiście masz wpływ na ich przywódcę, możemy zawrzeć układ. Ty i ja, bez księżnej pani. Polityka po prawdzie niezbyt mnie interesuje…
-Czego oczekujesz? - pyta Anna wprost.
- Że likantropy będą siedzieć w górach. Zniosę jakoś, że się za cywilizowane rzemiosło wzięły. Byle trzymały się z dala od Tremerów i ich spisków, które nieodmiennie prowadzą do jatki i pożaru.
-Pomówię z ich przywódcą. Myślę, że mógłby uszanować moje prośby by nie pchali się do Pragi. Czy w zamian oddasz mi Libora? - posłała mu łagodny, proszący uśmiech.
- W zamian zwolnię Libora - kiwnął głową. - A księżna o niczym się nie dowie, dzięki czemu ty i ja rozkoszować się będziemy świętym spokojem.
-Bardzom rada - podniosła się i oplotła dłoń wokół jego ramienia. - Odprowadzisz mnie do mojego konia? A przy okazji opowiesz o balu za cztery dni. Wtedy pokłonię się księżnej?
- Obawiam się, że nie da się tego uniknąć - skrzywił się lekko i na powrót powiódł Annę piaskową alejką. - Na twym miejscu wziąłbym sługę lubo druha, co potrafi wyłożyć ręcznie, jakie zachowania wobec niewiast nie uchodzą.
- Czemu?
- Księżna będzie ugaszczać siedmiogrodzkiego hospodara. Diabła. A ma dość jasno sprecyzowaną wizję w kwestii tzimiskich gustów i potrzeb. Spodziewam się jednostek zbydlęconych i wszelkiego obskuranctwa. Taki to będzie bal. Niemniej, sam zamek wart zobaczenia. We wzgórzu jest labirynt, wycięty w krzewach. A w nim ukryta krypta rycerza Ronovica, który zamek Frydlant zbudował. Podobno kazał się pochować razem ze swoim koniem.
Anna nie mogła nie uśmiechnąć się szerzej.
- Jesteś szeryfem, na pewno potrafisz zadbać na swoim terenie o spokój i stosowne zachowanie, nawet wśród diabłów. Nie lękam się naprzykrzań. Choć jeśli radzisz bym przyszła pod męskim ramieniem tak zrobię, dla bezpieczeństwa.
Wskazała z oddali na uwiązaną do koniowiązu białą klacz.
- Tu już mój postój.
Po raz pierwszy Annie się zdarzyło przegrać bój o męska uwagę z koniem. Sokol puścił jej ramię bez słowa, cmoknal przyjaźnie i już stał przy klaczy, wodząc ręką po jej oblym brzuchu. Lecz i trzeba przyznać - sprawił się Etienne nad podziw, i ze szkapy pośledniej uczynił zwierzę wielkiej urody.
- Pomożesz mi wsiąść na siodło? - zapytała całkiem niewinnie jak gdyby nie zauważając atencji jaką szeryf darzył jej konia. - Jestem fatalnym jeźdźcem.Libora mogę zabrać od razu?
- Nie widzę przeszkód. Nie dopełnisz umowy, odbiorę go z powrotem - kiwnął na zgodę, ciągle w konia wpatrzony. Nagle zreflektował się i dotarło do niego znaczenie całych Aninych wywodów. Objął ją dłońmi w pasie i lekko jak piórko posadził po kobiecemu, bokiem, na siodle.Przyjrzał się jej przy tym, jakby pierwszy raz ją zobaczył na oczy i ten widok ukontentował jego gusta.
- Piękne zwierzę - komplementem dopieścił jednak tylko klacz.
Annie przeszło przez myśl, że dostrzegł podobieństwo. Anny i konia, że są tworami wespół idealnymi, które wyszły spod pędzla tegoż samego artysty i komponują się w jedną niezwykłą całość. Może w ten sposób miłość do rumaków, przełoży się na słabość do niej? Taki kobiecy fortel.
- Owszem. Pamiątka po przyjacielu - przez twarz Anny przemknął grymas smutku. - Myślałam aby ją zghulić ale nawet nie wiem czy trzeba uzyskać jakieś pozwolenia? No i trochę się będzie pode mną marnowała. Jak wspomniałam, jeździec ze mnie żaden.
- Rozumiem - wykazał się empatią Sokol, prawą rękę na grzbiecie klaczy za Anną położył, a lewą pogładził wampirzycę po łydce nad cholewą trzewika. - Jeśli smutek taki spadek niesie lub kłopoty same, lepiej go oddalić - I pospieszył, rzecz jasna, z pomocą damie w potrzebie. - Jeśli ci ciąży, odkupię klaczkę. W stajniach u mnie dość miejsca.
- Ma wartość sentymentalną - wyznała i złapała się na tym, że to prawda. - Choć po latach zmarnowanych przez upiora, pieniądze by się i może przydały. Szczególnie teraz, gdy zaginął mój mąż a wyprawa ratunkowa zwykle wymaga nakładów. - Anna przygryzła dolną wargę. - Pozwól mi to przemyśleć. I podaj kwotę jaką byłbyś chętny wyłożyć.
Tak też uczynił, choć Anna nie miała pojęcia, czy jest to uczciwa kwota za konia takiego formatu. Niebawem jednak miał dołączyć do niej Libor, toteż będzie miała opinię z pierwszej ręki.

*

Jitka powitała Annę ciepło, nawet z młynarzówny jej juszki upuściła własnoręcznie. Anna przechadzała się po młynie i nie poznawała tego martwego uśpionego miejsca, jakim było podczas Anny napadu melancholii. Teraz wrzało tu jak w ulu. Jitce szło zaskakująco dobrze. Udowodniła, iż to mocno stojąca na ziemi dziewczyna, dobra do kręcenia takich interesów i warczenia na pracowników i klientów.
“Musimy ojca odnaleźć” padło mniej więcej po dwóch pacierzach od Anny powrotu.
Zapewniła, że się sprawą zajmą tak niezwłocznie jak pozwala ich położenie. Nie wywlekała narazie szczegółów. Uznała, że pomówią o tym wszyscy gdy wróci Libor. O swoich negocjacjach z szeryfem nie wspomniała, niech Jitka ma niespodziankę i choć odrobinę radości.
Gdy już ustalą strategię jak ratować Ołdrzycha trzeba będzie Annie spotkać się z Laurentinem. Pewnie i pożyczyć jakiś pieniądz? Albo i spróbuje wpierw Krzesimir spieniężyć wszystkie łupy, jakie ze sobą wlekli. Bronie (prócz szabli Laurrentina z pięknym rubinem, którą trzeba mu będzie zwrócić), kopalniane kamuszki, kobiece drobiazgi i kosztowności po Adele. Może wystarczy na stroje dla ich czwórki stosowne na okazję a i zostanie coś na wyprawę do Wiednia.
Zostaje jeszcze roztrzygnięcie spraw na odległość, to jest rozmowa z Otokarem (Anna obawiała się trochę czy nie będzie miał jej za złe przemodelowania twarzy) oraz z Hugonem von Baade, który obiecał wywiedzieć się więcej. Czy Ołdrzych w istocie został sprzedany? Na jakiej w ogóle podstawie można tak sobie sprzedać i odkupić wolnego człowieka? I dlaczego Ołdrzych nie ucieka? Zapewne nie może. Czy oni go tam łamią? Torturują ciało i zmiękczają wolę? Czy będzie tym samym mężczyzną, gdy już go odszuka?
Pogrążona w tych ponurych myślach ułożyła się do spanie. Widok sufitu wyglądał tak boleśnie znajomo. Ileż nocy przeleżała w tym łóżku bez ruchu? Przypomniała sobie jak Ołdrzych zasiadał obok na zydelku i przemawiał do niej tak jak się próbuje zagrzać do walki żołnierza, że musi wstać i polować, że to niezdrowe co się z nią dzieje. Kochany Ołdrzych. Pognał do samego Wiednia bo tam upatrzył nadziei by Annę ratować. Nigdy nie przestał szukać, nie pogodził się ze stratą. Jakżeby i mogła odpuścić teraz Anna? Znajdzie go, postanowiła stanonwczo. Odzyska. A kiedy to zrobi, ojciec i Włodek zapłacą za swój występek. Nie mieli prawa podnosić ręki na Anny bliskich. Zrobili to bo uważają ją za słabą, nie biorą choćby pod uwagę, że mogą nadejść jakieś konsekwencje. Krucha delikatna Anna, co ona może nam zrobić? Ojciec… I pomyśleć, że go kochała. Nadal kocha, co czyniło Annę jeszcze bardziej rozdartą. Co gorsza, przypuszczała, że i ojciec zrobił to bo darzy córkę szczególnym uczuciem i chciał ją wreszcie odzyskać. Miłość… Z jej powodu popełnia się najszlachetniejsze i najpodlejsze czyny. Musi to wszystko przemyśleć. Poukładać. I zaplanować.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 20-01-2018 o 12:54.
liliel jest offline