Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 00:55   #599
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
- Popłyniemy - San Marino sprostowała cicho stwierdzenie Petera. Zacisnęła lodowate palce na jego dłoni i gapiła się poważnie, ani myśląc zmieniać zdanie. Razem w tym siedzieli, byli w pakiecie. Diabeł zgodził się puścić ich oboje, nie było odwrotu. Wolała sama dopilnować sprawny, niż zdać się na sapiącego grubasa stojącego z boku.

- No. - Pazur skinął głową i też wydawał się być skupiony i spięty. Zdawali sobie oboje tak ze stawki o jaką grają jak i ryzyka. Młody podporucznik Pazurów chyba niezbyt wiedział co i jak powiedzieć w tej chwili więc tylko trzymał zmarzniętą dłoń żony w swojej. W którymś momencie podniósł ją do swoich ust i ją pocałował przytrzymując na chwilę usta przy jej dłoni i patrząc w jej oczy. Przez chwilę San Marina poczuła jakby w tym miejscu w dłoni wlewało się, żywe, ciepło życia płynące prosto z żywego ciała. - Spokojnie, damy radę. Rozwalimy te cholerstwo cokolwiek by to było. - powiedział puszczając wciąż patrząc na szamankę poważnym wzrokiem chcąc w nią wlać otuchę i nadzieję.

- Oczywiście że damy radę, a co ty myślisz? - prychnęła, szczerząc się ironicznie i zmrużyła oczy - Nie damy się tym pływającym kurwiom rozwalić… chyba że Hivera. Jego i tak nikt nie lubi, a z tym kałdunem zrobi za dobrą ludzką tarczę. Nawet mi tu nie próbuj ściemniać, ani zgrywać skazańca. - ofukała go, uśmiechając się bezczelnie - Nie przyszliśmy tu ginąć za narody, poza tym musisz trafić do okopu i tam w ciemną, deszczową noc obejrzeć film. Ten którym nie będziesz się dzielił z kolegami - poruszyła wymownie brwiami i spoważniała - Dobra… płyniemy, podkładamy i spierdalamy. Uda się, zobaczysz. Trzeba te maski zmajstrować do końca. Dobrze byłoby mieć chociaż rurę do dychania, jak widok ssie.

Nix roześmiał się z widoczną ulgą słysząc słowa żony. Pokiwał swoją krótko ostrzyżoną głową na której jak zwykle miał czarną czapkę.
- No tak. Ten filmik. W końcu go muszę obejrzeć. - powiedział prostując się do pionu. Spojrzał na Emily z uśmiechem i przez chwilę jakieś ciepłe uczucia wypełniły mu i uśmiech i spojrzenie przepędzając troski. - Kochana jesteś. - powiedział po momencie gdy wodził oczami po oczach i twarzy szamanki. Potem nagle bez ostrzeżenia pocałował ją. Wpił się mocno ustami w jej usta a dłoń wylądowała mu na jej policzku by szybko przesunąć się przez jej czarne i mokre włosy na potylice i kark przysuwając jej głowę mocniej do siebie.

- I bystra, zabawna, czarująca, niesamowita, skromna i jeszcze potrafię dać po mordzie, albo nasłać na kogoś Duchy - szamanka z automatu wymieniła tylko część swoich zalet, bo wymienienie wszystkich zajęłoby pewno czas do wieczora. Zrobiła to dopiero po chwili potrzebnej na złapanie oddechu. Poklepała niedawno golony policzek, przywierając czołem do czoła - Odjebiemy robotę, a potem fajrant. Na trochę, bo jeszcze trzeba wrócić na Wyspę i wytłuc tych zjebów od Collinsa. Ale ze sprzętem będzie łatwiej. To co… zbieramy się?

- Nom. Ale skarb mi się trafił.
- Pazur uśmiechnął się przesuwając czarny kosmyk mokrych włosów za równie mokre i zmarznięte ucho. Też chwilę patrzył z bliska na twarz żony.
-Trzeba się za to zabrać. Spokojnie, to nie widzi pod wodą. Sama widziałaś nie? Podpłyniemy, rozwalimy to coś i nawet się nie zorientuje co ich trafiło. - Peterowi też udało się przybrać w miarę niefrasobliwy ton. Zresztą Guido krzykiem rozruszał towarzystwo dając znać, że czas ruszać. Nie było już na co czekać, wóz albo przewóz. Choć tym razem zapowiadał się bardzo zatopiony ten przewóz. Nix ruszył w stronę Krogulca prowadząc za rękę San Marino i zaczęli na trzy osoby rozdzielać te popakowane worki i reklamówki pakunki z bombami.

Nożowniczka nie znała się na materiałach wybuchowych, ale robiła dobrą minę do złej gry, nie odstępując Plakatowego ani na krok.
- A gdyby tak zrobić dywersję? Zasadzkę czaicie - łypnęła na obu wspólników, a potem pokazała oczami Hivera - Możemy kurwiowi rozpruć kałdun i napchać tam plastiku albo innego wybuchowego szajsu. Potem go wystrzelimy z wielkiej procy nad kutry. Zaczną do niego pruć, trafią bombę i po sprawie - westchnęła rozmarzona.

Obydwaj mężczyźni spojrzeli na najgrubszego w okolicy Runnera. Z tym, że Nix uśmiechnął się traktując sprawę chyba jako udany żart żony ale Krogulec miał minę jakby na poważnie się zastanawiał nad propozycją.
- No. Szkoda. Za dużo świadków. A on u nas jest dość ważny. Wiesz, jak go kutry czy ktoś rozjebie to chuj. Stało się. No ale jak Runner, Runnera… - pokręcił głową dając znać, że niezbyt mu się widzi takie rozwiązanie chociaż widać było, że za Hiverem nie przepada i pewnie łez by po nim nie ronił.

- Spokojnie Emi, podpłyniemy pod wodą i rozwalimy je od dołu. - Nix uśmiechnął się upychając ładunki po kieszeniach spodni i kurtki. Wadą tych improwizowanych bomb było to, że okazały się dość mało poręczne. Przynajmniej w porównaniu do zwykłego magazynka do karabinu czy nawet granatu. Najłatwiej było je wziąć w jakiś chlebak.

- Co innego jakby dostał przypadkową kulkę w strzelaninie. Tu czy gdzieś tam. Zwłaszcza nie runnerową. Ta wasza co tam została to chyba nieźle strzela co? - Krogulec jakby nie było żadnej przerwy wskazał trzymanym opakowaniem na radio wpięte w kamizelkę taktyczną Pazura.

- Lepiej ode mnie. Ale jak nam sie uda to nie będzie żadnej strzelaniny. - Nix spojrzał na Runnera na chwilę przerywając pakowanie ładunków.

- Spoko. Tak tylko mówię. Za bardzo się wszystkim spinasz wiesz? Za mało zioła jarasz. - dowódca grupy do zadań specjalnych w bandzie Guido klepnął po przyjacielsku ramię Pazura i ruszył w stronę gdzie zbierała się większa część bandy. A zbierała się bo Billy Bob nagle wyskoczył z takim tekstem, że zamurowało chyba samego Guido. Przynajmniej w pierwszej chwili. Reszta bandy też więc czekała co z tego wszystkiego wyniknie.

- Zawsze to może być wypadek. Wypadki się zdarzają, smutne ale tak już jest - Emily rozłożyła ręce w parodii gestu czystej bezradności. Spojrzała przy tym z ukosa na swojego Pazura - Nie przewidzisz… a one też mają to do siebie, że chodzą po ludziach. Na przykład takich grubych wszarzach. Duży cel, łatwo trafić… oczywiście czystym przypadkiem i paskudnym zbiegiem okoliczności. Podczas czyszczenia karabinu. Triplet w czachę… no zdarza się - pokiwała głową jakby zgadzała się z czym co znała z doświadczenia - Bywa, nie przewidzisz co Duchy danemu Żywemu przypisały. Wrócimy to pogadam z Boomer. Coś syfiasty miała ten swój karabin. A ten co tak miauczy? - prychnęła ciszej, pytając Krogulca i pokazując oczami na znanego gnojka z tendencja do wpadania w tarapaty.

Pazur sądząc po minie chyba niezbyt był za rozwiązaniem o jakim mówiła jego żona.
- Teraz zróbmy co mamy zrobić. A potem się zobaczy. - powiedział w końcu też zbierając swoje paczki i podchodząc do większości bandy. Krogulec nie odpowiedział ale powtórzył tak jak i Czacha gest udawanej bezradności więc wydawali się nadawać w tej sprawie na tych samych falach.

- Jebany. Mówi, że ma jaja by być taki jak my. Heh. Zobaczymy. Jak się syf zacznie. - Runner odpowiedział za to słownie na pytanie Czachy o Billy Bob. Wydawało się, że całą banda na chwilę zamarła gdy przykuło ich widowisko na zatopionym transporterze. Byli wyraźnie ciekawi co zrobi Guido. Spławi młodego czy da mu szansę. Swoje trzy grosze wtrąciła Brzytewka i w końcu szef spojrzał na młodego zgadzając się przychylić do jego prośby. Potem wszyscy mieli chwilę niepohamowanej, złośliwej uciechy widząc eksplozję radości Billy Boba i to jak prawie z miejsca prawie się utopił albo chociaż potknął gdy przepływał ostatni kawałek do nich. Ale przyjęli go do siebie, poklepując po ramionach i pomagając wstać do pionu. Krogulec nawet oddał mu swojego papierosa i teraz Billy Bob, w pełni szczęścia, że może iść na akcję z prawdziwymi Runnerami był już wśród nich.

- Zakład że coś spierdoli i sam się nadzieje na kule? - San Marino spytała mało wesoło, ale zamknęła się widząc wzrok Pete'a. Przewróciła oczami - przecież żartuję. Serio musisz zacząć jarać.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline