Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 20:54   #99
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Erven, Garollo, dzień następny, południe
Nazajutrz w południe grupa powróciła do Garollo.
Myślicie, że atak demonów budzi wielki szok? A widzieliście kiedyś Zombie-Smoka radośnie wbiegającego do miasta? Cóż... zapewne powstanie o tym ballada.
O ile jej promotor, odzyska słuch po reprymendzie pewnej bardzo żywiołowej wojowniczki.
Wpierw, w mieście zebrała się gromada woja, później oddział łuczników obsadził dachy i był gotowy do ataku, gdyby nie rozkaz Zero. Rycerz w wielkim popłochu stawił się przed armią i kazał czekać.
Gdy Erven i grupa, grzecznie przywitali się po powrocie, Zero zapytała o kilka dość widocznych faktów. Smok, rany, i co w skrócie miało miejsce. Odpowiedzi były zdawkowe, a potem zaczęła swój wykład:
- CZY WAS DO RESZTY POJEBAŁO! Grupą z łapanki na smoka. - zakrzyknęła Zero.
- Dem... {Larisa}
- Nie Przerywaj Mi! - Warknęła - Widzę w jakim stanie jesteście, choć sztuczki Ervena dość skrzętnie to maskują. Co cię naszło by atakować smoka? Życie ci niemiłe, czy anielica dała ci kosza? A wy Idioci, w ogień za nim skoczycie?
- Plan... {Rok}
- MILCZ! Demona, zeżarł smok. I to był najlepszy moment by zawrócić i zdać ten pieprzony raport. A co gdyby smoków było więcej, albo obecność demona utworzyła strefę skażenia? Ech. I mówicie, że jeszcze jeden demon was napotkał. W czepku jesteście urodzeni. W pieprzonym czepku, bóstwa szczęścia.
Zero delikatnie zarumieniła się na twarzy energicznie zaciskając i rozwierając pięść.
Erven z zaciekawieniem przyglądał się Zero przez cały czas. Podparty podbródek spoczywał na nadgarstu, a wolną ręką głaskał liska. Kiedy skończyła spojrzał w tył na swoich drużynników… na Arnice patrzył dłuższą chwilę, by znów spojrzeć na Białego i jakże zatroskanego Rycerza Stolicy.
- Nie żebyśmy mieli jakiś wybór. - wzruszył lekko i niedbale ramionami mówiąc spokojnie i leniwie - Mówisz wrócić i zdać raport. Ja to widzę inaczej. Fakt, nieźle nas poharatało, ale poskładałem Oddział najlepiej jak umiałem. Weronika będzie musiała jednak jeszcze sprawdzić to czy owo.
Uśmiechnął się lutaj lekko, cwaniaczkowato.
Po chwili przybrał jednak tak zwany “poker face”, gdy kości w zaciskanej pięści Rycerza, zachrzęściły.
- Teraz przynajmniej wiem, z kim przyszło mi dzielić pole bitwy i jestem zadowolony z wyniku, a smok? Będę potrzebował dwa egzemplarze bydła, pięć stosów drewna, sporo kredy, wolny plac główny… oczywiście zapłacę z nawiązką temu kto mi to dostarczy...
Mroczny mag zaśmiał się cicho.
- Widzisz Zero inaczej widzę dowodzenie moimi ludźmi. Nie boję się na zimno kalkulowanego ryzyka. Wiem kiedy odpuścić i wiem kiedy walczyć. Czego się dowiedziałem o moim Oddziale? Wiele, ich zdolności, hart ducha i ciała, cechy osobowości… Więcej niż można się dowiedzieć o człowieku przez całe życie i mogę spokojnie powiedzieć, że ufam im z moim życiem. Nadal musimy trochę popracować, ale mamy dobrą bazę do przechylenia szali wojny na naszą korzyść. Nawet jeśli niewiele.
- Ech. I gadaj tu z politycznymi. Chołota! Do Weroniki! A ty cwaniaku... - palcem dźgnęła jego pierś - ...wkurzasz mnie. Wiesz!? Weź tą zgraję obserwatorów i działaj. A gdy skończysz, oczekuję raportu Na Piśmie. A teraz idę to zgłosić... tym w stolicy.
Ma uśmiechnął się zwycięsko. Tak, tak… niech Zero się gniewa… im bardziej się nakręci, tym szybciej będzie szukać ujścia swoim emocjom… optymalnie, w karnalny sposób!
- Tak jest pani kapitan! - powiedział z pełną mocą zadowolenia - Jak skończę przyda się ktoś kompetentny do pilnowania, bo mam jeszcze jedną naglącą sprawę do załatwienia, ale nie potrwa ona długo.

Zrobiła w tył zwrot i zatrzymała się.
- Jeszcze jedno. Ty żeś kazał tutejszy burdel rozkręcić?
Erven zamrugał oczami i spojrzał na Zero z lekkim niedowierzaniem, po czym uśmiechnął się szelmowsko.
- Ktokolwiek wpadł na ten pomysł, ten się mocno wzbogaci… - powiedział z zadumą - ...ale nie pamiętam, bym komukolwiek szepnął słówko o tym pomyśle…
Prychnął rozbawiony jakąś myślą.
- Tak czy inaczej, będzie to dobre dla morale walczących… a przynajmniej jej męskiej części i zdejmie presję z żeńskiej. Dobra nasza, tak czy inaczej. Gdzie się mieści? Z chęcią poznam tego przedsiębiorczego człowieka, ale... to po załatwieniu naglących spraw. Znam moje obowiązki i choć możemy się różnić w ich wykonaniu, to zarzucić mi możesz tylko skuteczność… - tutaj uśmiechnął się słodko - ...prawda?
- Tak tak, Ervenie. Popytasz a drogę znajdziesz. - pomachała odchodząc.

Więcej nic nie powiedział tylko poprowadził smoka na plac centralny. Pora była rozpocząć przygotowania do rytuału i tym razem miał zamiar nie popełnić poprzedniego błędu. Wyrysuje się kredą podwójny krąg i znaki. W pięciu kluczowych miejscach postawi się stosy drewna i zaklnie po krysztale energetycznym na stos, by emanował energią płomieni stygii… taki konwerter energetyczny. Bydło złoży się w ofierze, a jak zejdzie mu połowa mocy to chlapnie sobie odpowiedni eliksir na jej uzupełnienie. Do tego pradawny i demoniczny jako inkantacje w półtransie medytacyjnym... i fiolka smoczej krwi jako łącze sympatyczne do ułatwienia procesu i ukierowania energii rytuału. W końcu to krew tego konkretnego smoka. W parę godzin, może trzy, może cztery od rozpoczęcia przygotowań powinien się uwinąć. Cel? Zerwać połączenie między ciałem, a wypaczoną jaźnią stwora połączoną z nim i truchłem. W skrócie? “Odczarować” smoka, by ten na powrót stał się zwykłym truposzem. Takim martwym, martwym.
Zerwanie połączenia Smok-Stygia okazało się łatwiejszym zadaniem. Już podczas przygotowań rytuału, wyrysowania kręgów i ustawienia stosów wraz z kryształami, smok zaczął poruszać się wolniej. Widocznie twór ten nie był dokładnie tym samym co Necromancer Dragon w krypcie. A może był, tylko jego niepełną formą? W każdym razie, process zdawał się pochłaniać mniej mocy niż poprzednio. W przeciwieństwie do poprzedniego rytuału, określeniem formy, sposobu działania i ogólnym poruszeniem truchła, teraz wystarczyło odciąć źródło mocy. W sumarycznym rezultacie, zaoszczędzono smocza krew a nawet eliksir mocy. Wydatek energetyczny był stosunkowo niewielki. Tak mniej więcej równowartość zaklęć 3 i 2 stopnia.
Truchło opadło jak szmaciana lalka, której ktoś podciął sznurki.
Erven uśmiechnął się krzywo. No fakt, niedoskonały twór… ale to nawet na rękę.
- Przypilnujcie truchła do mojego powrotu - zwrócił się do kompetentnej grupy straży i skłamał soczyście - Już wstać nie powinien, ale przez najbliższy czas Energia może uszkodzić tych którzy ośmielą się go dotknąć.
Następnie rzucił proste zaklęcie lewitacji na poświęcone w ofierze bydło i ruszył w kierunku karczmy. Bydło złożył na bok od wejścia. Następnie rzucił obsłudze za ladą.
- Przed drzwiami jest bydło na wieczerzę. Kto chce niech je pieczyste, co zostanie wasze. Dziś świętujemy.
Następnie ruszył szukać Zero… pytając wszystkich po drodze. Jak jej nie znajdzie to ruszy w stronę Ediosu licząc że tam ją znajdzie.
Zero wychodziła właśnie z pomieszczenia komunikacyjnego pełniącego także rolę spichlerza. Jeśli nie została wcześniej zatrzymana, to znaczyło, że trochę jej się zeszło z tym raportem. Z pomieszczenia wyszedł także Reinhart i dość pośpiesznym krokiem ruszył w przeciwną stronę, w stosunku do miasta. Jeżeli pamięć, Ervena nie zawodziła, znajdowały się tam winiarnie i miododajne Dionizego.
- Zero. - zagadał spokojnym tonem Erven - Chodź ze mną, są sprawy przy których chciałbym byś była obecna.
- Co się stało? - zapytała podążając za magiem.
- Mam do porozmawiania z Naczelnym Dowództwem, myślę że będziesz zadowolona i trochę… - zamilkł na sekundę szukając odpowiedniego słowa idąc w kierunku nadajnika - ...zrozumiesz moje motywacje.
- Zobaczymy. Oby twoje działania, nie sprowadziły nam na głowę czegoś większego.
Wprowadziła maga do pomieszczenia i krótko wyjaśniła zasadę uruchamiania całej konstrukcji.
Antenę stanowiło drzewo rosnące na kopcu, źródłem mocy było kilka kryształów energetycznych połączonych szeregowo, z niewielkim urządzeniem je ładującym. Ładowanie było powolne, ale pozwalało wykonać 1 połączenie więcej w ciągu dnia. Kryształy wystarczyły na 3 takie połączenia, ale konstrukcja zdawała się wystarczająca na potrzeby codziennego raportu.
W kryształowym odbiorniku wyświetlił się obraz Mistrza Tallawena przy biurku zasłanym dokumentami wraz z jakimś młodym adeptem.
- Toż to Mistrz Erven. - oznajmił adept odrywając elfa od lektury.
- Zaiste. Ledwo Zero składała raport, cóż się stało? Słyszałem o twoim wyczynie. Mag obalający smoka, to niezłe dokonanie, twoi uczniowie skandowali twoje imię jeszcze chwilę temu. - zaśmiał się
- Witaj Mistrzu i choć pochlebia mi tytuł, pragnę zauważyć, że jeszcze mistrzem nie jestem, i nie wiedziałem, że mam uczniów? - zapytał lekko unosząc brew.
- Kilku wiernych słuchaczy. Choć ich zamiłowanie do czarnej magii mnie odrobinę martwi.
- Nie mniej, przybywam z dobrą nowiną. Zapewne Zero… zdała szczegółowy raport i jestem gotowy odpowiedzieć na każde pytanie i wątpliwości, ale najpierw…
Zamilkł na parę sekund.
- Przekazuję Świątyni Wiedzy i Białym Oddziałom truchło smoka i lwią część krwi pozyskanej na rzecz wysiłku wojennego. Jeśli nie jesteście w stanie tego zaakceptować potraktujcie to jako inwestycję. Zachowam kilka mniejszych kości, włókno z serca i odrobinę krwi do badań. Znikoma, wręcz śladowa ilość sumy totalum. Czy możemy tak zrobić?
- Tak Zero nie omieszkała wspomnieć wszelkich spostrzeżeń. Wiedziałem, że tak postąpisz. I z wielką przyjemnością przyjmiemy twój wkład w wojnę. Nie musisz się jednak powstrzymywać z utensyliami. W końcu całość przynależy zdobywcom. Skoro jednak już decyzję podjąłeś. Przekażę wieść o wypłacie nagrody za smoka. Do równego podziału ma się rozumieć. Jak się pośpieszę, to jeszcze pochwycę kuriera. Wysyłamy tam do was zdolnego adepta, który wesprze was z magii bojowej.
- Nie zrozumieliśmy się Mistrzu Tallawenie. Jeśli nalegacie na nagrodę to załatwimy to po wojnie, bo ta wiele funduszy pochłonie, a teraz bardziej przydadzą się Stolicy. Zresztą, z moim oddziałem zdecydowaliśmy się oddać trofea. Dostaną ode mnie po fiolce krwi smoka, po wojnie mogą spieniężyć za dobrą cenę.
- Dobrze więc. Przekażę twoją pozycję, generałowi. Ach... Król kazał przekazać, ostrożność następnym razem. Na smoka wpłynęło niedawno zlecenie, które zostało zatwierdzone, jednak istnieją też takie smoki których śmierć mogłaby przynieść nieprzyjemności. W imię starego paktu zawartego między Alexandrem i Drakonami. Może obiło ci się o uszy. Nie mniej jest rad, że problem został zażegnany.
- Proszę się nie martwić Mistrzu. Wątpię, by kiedykolwiek nadarzyła się sytuacja analogiczna do tej. Ten smok był młody, niedoświadczony i pewny siebie ponad wszystko, ale jednak zdrowy i silny. Podjąłem kalkulowane ryzyko które jak widać przyniosło pozytywne skutki. Jeśli smok byłby starszy, lub ostrożniejszy, to obawiam się, że zmuszeni bylibyśmy salwować się odwrotem.
Erven pokiwał głową w zadumie.
- Mam jednak zlecenie na uzupełnienie stanu ekwipunkowego. Członkini mojego oddziału w starciu straciła swoją katanę i chciałbym, aby został dostarczona nowa z runami wytrzymałości i ostrości. Wiem, droższe to od zwyczajowego miecza mistrzowskiego, ale posłuży dłużej i zwiększy nasze szanse. To samurajka, a nie mogę pozwolić, by została wyeliminowana z pola bitwy z powodu utraty oręża. Czy możemy tak zrobić?
Wtedy poczuł jak Eilgnis łasi się do nogi. Nie myśląc długo wziął go na ręce i zaczął głaskać z leniwym uśmiechem spoglądając na starszego maga w krysztale.
- Przydałaby się też amunicja kalibrowa dla mojego strzelca. Lepiej by była, niż gdyby miało jej zabraknąć w kluczowym momencie. Prawda Mistrzu?
- Na oręż będzie trzeba poczekać. Przekażę kowalowi że to z rozkazu wojsk, więc dostanie priorytet. Z amunicją, słyszałem, że są problemy natury ogólnej dostępności. Jeżeli zdołamy to ją zdobędziemy, ale nie wierzyłbym Ervenie w cuda. Zato amunicję prochową, zdołaliśmy odtworzyć w fabryce. Technik jeszcze eksperymentuje ze składem prochu.
- Hmmm, zaciągnę języka, bo w sumie i mnie zależy na odpowiednim środku zapalającym… - powiedział z namysłem mroczny mag po czym uśmiechnął się lekko - ...ale jak będę już w Stolicy to przysiądę do tego na poważnie. Najpierw jednak muszę opanować ten burdel co to mam na dłoniach.
- Właśnie. Wie Mistrz może jaki kamień najlepiej koreluje z magią ziemi, a jakie w niezłym stopniu? Próbowałem sobie przypomnieć, ale nadal mam lekko przyciemniony umysł ostatnią walką… nadal jestem w świadomości bojowej. - zapytał maga Erven po czym skierował swoje słowa do zwierzęcego towarzysza - Prawda Eilgnis?
- Kon!
- Widzę że zdobyłeś chowańca. Gratuluję. Co do pytania. Hmm… Hmm…
- Mistrzu Tallawenie? - zapytał młodzieniec.
- Zaprawdę dobre pytanie. Magia tego typu, nie jest moją dziedziną, ale pamiętam że o czymś takim czytałem. Pamiętam tyle, żę w rutualności ziemi ustawiało się krąg z kamieni czy stawiało monolity w strategicznych miejscach kręgu. Dopytam się pozostałych mistrzów, albo sprawdzę w bibliotece. Kojarzy mi się Run, ale on z natury jest dobrym przewodnikiem magicznym.
- Mam wojnę na głowie, więc niewiele czasu na eksperymentowanie, ale Run powinien się sprawdzić… jak namierzymy odpowiedniejszy kamień poproszę o przekazanie informacji - powiedział białowłosy mag
- Zero chciała szczegółowy raport na piśmie, ale… - Erven cicho i krótko się zaśmiał - ...to nie jest dobry pomysł. Póki demony mają jakiekolwiek złudzenia, póty wolałbym nie zostawiać fizycznych śladów mojej prawdziwej przynależność. Jak dobrze wiemy, te lubią wpadać w niepowołane ręce… właśnie, wiadomo coś o tej Książce co to wypłynęła poza mury Świątyni?
Erven zanotował sobie w wewnętrznych archiwach umysłu by zdobyć dla siebie egzemplarz broni palnej krótkiej i odpowiadających jej nabojów. Nie miał zamiaru dzielić się swoimi pomysłami. Jak będzie miał chwilę to… rozbierze na części pierwsze, sporządzi rysunki techniczne, i pobawi się z nabojami… W broni palnej i amunicji do niej leżała fortuna ... i musiała być jego i tylko jego!
- Jeszcze nic. A raczej niewiele. Wiemy tyle że jeden z adeptów był w jej posiadaniu, ale zgubił ją w mieście. Pech chciał że trafiła właśnie w te niepowołane ręce. Pozostałe egzemplarze mam ja, Sofia i Arne. No i oczywiście ty. Jeśli chcesz możemy je złożyć w zakazanej strefie biblioteki, ale nie uważam by aż takie kroki były potrzebne.
- Rozumiem. Zatem zajmę się tym osobiście kiedy skończy się wojna. Szczęśliwie nie są to, aż tak… kluczowe… informacje. Choć nie ukrywam, że w niepowołanych rękach nawet one stanowią potencjalne zagrożenie.
Erven widocznie o czymś myślał… lub o kimś.
- Zatem powiedz mi Mistrzu, komu przypadnie zaszczyt nadzoru nad truchłem do momentu przybycia odpowiednich osób? - zapytał jeszcze z nieukrywaną ciekawością i lekkim uśmiechem. Oh! Jak przyjemne by to było by ten zaszczyt kopnął Zero!
- Decyzję pozostawiam, pozostawiono wam, obecnym na miejscu. Choć Zero wspominała o tamtejszym magnecie, który mógłby użyczyć schronienia dla materiałów na najbliższy czas.
- W takim przypadku trzeba będzie z nim porozmawiać, ale jak dobrze wiemy będzie chciał czegoś w zamian. Co mu oferować? Nie oszukujmy się, skoro udało mu się dorobić był w dobrym układzie z byłym władaszką tych ziem, a to znaczy, że mogą być podobni. WIadomo kto obejmie rządy i kiedy przybędzie? - zapytał jeszcze Erven.
Jednak coś mu się przypomniało i spojrzał na Zero nieprzychylnie… jak na świeżego członka Zewnętrznego Kręgu który nie znał swojego miejsca.
- Właśnie Zero… jeśli jeszcze raz nazwiesz moich ludzi “Hołotą” będę zmuszony Ciebie ukarać. - rzekł chłodno - Moi ludzie to moja odpowiedzialność. Brak szacunku do nich to jak okazać brak szacunku mi, a oni mają mój pełen szacunek i zaufanie. Jedyny powód zaniechania Kary teraz to były względy zachowania morale właściwej hołoty, ale następnym razem nie zawaham się. Pamiętaj o tym.
Nie czekając na odpowiedź spojrzał na Tallawena. Maska lodu która przed chwilą widniała na jego twarzy zniknęła, a on uśmiechał się lekko, pogodnie.
- Mistrz wybaczy tą małą dygresję… na czym skończyliśmy Mistrzu?
- Tą kwestią już się zajęła Zero, rzekomo to porządny jegomość. Nowym władcą, a raczej władczynią zostanie kuzynka władcy Nadmorskich Krańców. Powinna sobie poradzić. Wiesz, wyuczona w mariażach i zagrywkach politycznych, ekonomii i handlu. Margrabia Drake, siostrzeniec Viscouna, też jest niezłym skurkowańcem. A pamiętam jak był jeszcze szkrabem. Powinna przybyć w ciągu 2-3 dni, razem z obstawą. I sądzę, że na tym skończyliśmy. - powiedział z lekko wystraszoną miną. - Trzymaj się. - rzekł z łagodnym uśmiechem.
W tym samym momencie ciężka ręka opadła na ramię Ervena.
Mag wiedział do kogo należy i czuł, tak czuł, nie musiał widzieć jej twarzy by to wiedzieć. Zero była zła....
- Oczywiście Mistrzu. - powiedział Erven i ukłonił się lekko. Nie obracając się by zerknąć na wojowniczkę zapytał spokojnie, choć z uśmiechem w duchu.
- Tak Zero?
- Czy ty aby się nie zapędzasz, Ervenie? - zapytała zaciskając rękę na ramieniu - Czy aby nie zapominasz, gdzie i do kogo mówisz?
- Czy mogłabyś elaborować Zero? - zapytał Erven unosząc brew do góry - Wiele się wydarzyło ostatnimi czasy. Mogę nie pamiętać wszystkiego.
- Masz aż tak krótką pamięć... zapomniałeś po co tu jesteśmy, nie zapominają o uwadze sprzed chwili. - silniejszy nacisk, ramię zachrzęściło nieprzyjemnie, ale poza silnym uciskiem nie wykazywało większych obrażeń.
Widać uwaga na oczach Tallawena przepełniła kielich jej wytrzymałości.
Nieprzyjemne uczucie uścisku… bywało gorzej w życiu Ervena, o wiele gorzej. Obrócił głowę w jej kierunku z maską lodu na twarzy i powiedział chłodno.
- Dowiedziałem się o wszystkim co było mi potrzebne Zero i nie zapominaj, że to mnie dano dowodzenie. Mam ten czyn potraktować jako niesubordynację, czy jako napaść na przełożonego moja droga?
- Dowodzić... tak... podejmować strategiczne decyzje w ramach całego oddziału tutaj stacjonującego. Bo jako jedyny masz ogląd na więcej kwestii niż tylko walka. W ramach tego dowodzenia masz na myśli, wycieczkę na polowanie do lasu czy może uchybianie mojemu autorytetowi? - zapytała z uśmiechem.
- Wybrałem się z oddziałem na sprawdzian zdolności walki w grupie i test zdolności bojowych, Garollo zostawiłem pod opieką najbardziej nadającej się do tego osoby. Ciebie. - powiedział nadal chłodnym tonem patrząc na nią nieprzychylnie - Naprawdę Zero, tam w Loungher miałaś najlepszy tyłeczek za wszystkich, ale chyba go nie używasz, bo chodzisz strasznie spięta, prawda?
W następnej chwili pojawiło się niebo. Twarde zderzenie wyrwało na zewnątrz drzwi do magazynu. Erven przekoziołkował kilka razy po ziemi, razem z drewnianą tarczą-drzwiami.
Ach. Jak spokojnie nadchodziły czarne burzowe chmury.
Odgłos chrupnięcia wskazywał, że Zero opuściła pomieszczenie i zmierzała do leżącego Ervena. Tak. Ta kobieta nie wie jak radzić sobie ze stresem. A może po prostu bardziej sobie ceni walkę, niż przyjemności?
Erven lubił podziwiać widoki, ale nie było na to czasu. Wstał nieśpiesznie dobywając różdżkę i sztylet. Znał ten typ kobiety jak ona. Takie jak ona chodziły do łóżka tylko z tymi którzy okazywali się godni i silniejsi. Kwestia dumy.
- Masz szczęście, że oddałem mój miecz i jestem osłabiony. - powiedział. Tak, był osłabiony, ale nieznacznie. - Atak na przełożonego… widać będę musiał dać Ci nauczkę…
Chwilę później i parę szeptanych słów potem przybrał formę pół cielesnego dymu. Nie miał zamiaru jej i siebie oszczędzać. Musiał dać jej wycisk i pokazać jej miejsce w hierarchii. Powtórka z walki z Augaunem, lecz tym razem był silniejszy i bardziej doświadczony, bardziej zacięty. Oczywiście, wiedział, że musi uważać na niski poziom energii, więc zdecydował, że jak spadnie poniżej połowy jego pojemności, to “teleportuje” się za Zero na pewną odległość i chlapnie sobie miksturkę.
Wojowniczka nie powiedziała niczego, nieznacznie tylko się uśmiechnęła. Dobyła swój miecz i zacisnęła stalową rękawicę. Obie części uzbrojenia pokryła jasna poświata. Magia światła w stylu magii bojowej. Podstawa podstaw tejże szkoły: “powlekanie”. Pozwalało zadawać ataki obarczone danym elementem. Poziom nie był znacząco silny, ale... sam fakt był kontr działaniem na dym Ervena.
Delikatny, złowieszczy uśmiech zawitał na twarzy maga. Chciała się bawić na ostro, więc niech tak będzie. Nie miał zamiaru jej oszczędzać. Rzucił więc proste zaklęcie. Swoje sygnaturowe na kobietę.
- Ezar n'kher, na schashn - słowa opuściły jego usta niczym szelest wiatru między skutymi lodem liściami. Niech Zero trochę pocierpi. Klątwa Ezar’a była przeznaczona na magów, ale w tym przypadku chciał ją wstępnie ukarać. Niech pozna przedsmak cierpienia.
Wojowniczka gwałtownie się obróciła. Coś było nie tak. Wciąż wyglądała jakby starała się znaleźć Ervena, ale do tej pory powinna już wykazać objawy zaklęcia.... Czyżby chybił?
Coś było poważnie nie tak. Anulował więc oba zaklęcia. Zarówno Zasłonę jak i Klątwę i spojrzał po sobie i wokół siebie.
Wojowniczka uśmiechnęła się jeszcze szerzej. W tym momencie, wiedział już że popełnił błąd. Wojowniczka z wielką szybkością doskoczyła do maga. Chwyciła mocno za poły płaszcza lśniącą rękawicą.
- Pierwszy raz ktoś przełamał twoje zaklęcie nim, sięgnęło celu? - wyszeptała z bardzo drapieżnym uśmiechem.
Jej peleryna była biała, lśniąco biała.
Pięść zaciśnięta na ostrzu, a raczej osłona rękojeści, już pędziła w stronę jego twarzy.
Magia światła z pewnością zablokuje eteryczność.
Dał się wrobić. Podejrzewał obecność demonów, a ona po prostu się bawiła. Zaklęta peleryna. To go wkurwiło i wysłał potężny impuls telekinetyczny w stronę kobiety. Pora była podejść do sprawy na poważnie. Musiał ją mieć na dystans i przemówić do rozsądku, albo… Weronika się wkurzy bo będzie miała dwa ciała do łatania!*
Odrzucona wojowniczka wylądowała w przysiadzie.
Jej gniew aż z niej emanował. Jej obraz, kształ zdawał się rozmywać. Chyba dawno się nie rozładowywała. Że też musiało paść akurat na niego. Nad północne pola opuścił się całun deszczu.
Postać wojowniczki zdawała się bardziej otwarta, ale jakby... o połowę większa?
Mag patrzał na nią z dezaprobatą.
- Z chęcią dałbym ci wycisk, ale mam demony na głowie i nie mogę sobie pozwolić na wyeliminowanie siebie i mojej prawej ręki na czas walki gdyby demony miały teraz zaatakować. - powiedział chłodno, ale przytomnie - Stawka jest większa niż twoja duma Zero.
- Wątpię by teraz odpuściła. - rzekła Three stojąc obok Ervena. - Musiałeś jej nadepnąć na odcisk. Jakbyś nie wiedział że buzuje w nas smocza krew. W końcu tytuł ma ziarno prawdy.
- W takim przypadku przyprowadź Weronikę. - powiedział beznamiętnie Erven - Przyda się.
Nie było co więcej mówić. W tej batalii nie było co się ograniczać, bo widocznie i Zero nie będzie. Pojedynek czerni z bielą… jak by to widział jaki skald to by i pieśń napisał.
- Też sądzę, że to dobra opcja, pozwolić się jej wyładować. Ostatnio pare rzeczy ją gryzło, raport o zniszczeniach i zmarłych. Wzmianki o smokach. - mówiła spokojnie patrząc na wojowniczkę która zbliżała się strasznie powolnym krokiem. - Wytrzymaj chwilę sam. Zwołam siostry i przejmujemy pałeczkę.
Po ostatnim słowie już jej nie było.
Ciało wojowniczki zatrzymało się na większym rozmiarze, ale jej skóra zrobiła się chropowata i blada.
Zaczynała się wspomniana “chwila”. Wojowniczka wystrzeliła robiąc szeroki zamach. To była zmyłka. Ruch był zgrabny i płynny, gdyby nie fakt, że Agaun próbowała już tego parę razy. Więc rękawica? Nie! Zła pozycja. Zamierzała zaatakować czymś innym. Zaatakuje od góry.
Reakcji mogło być wiele, ale Erven zdecydował się na dość nietypową. Przewrót w przód tuż obok Zero by wylądować za nią… i jeśli się to uda… to wejść w jej umysł i sparaliżować ją impulsem mentalnym. Płaszcz nie ochroni przed psioniką, a jej przemiana? Najpewniej daje pewną rodzaju ochronę przed magią. Tak więc psionika była w tym przypadku najlepszą opcją.*
Na chwilę po przewrocie miejsce zostało wstrząśnięte uderzeniem białego ogona.
Nie było chwili by podziwiać tego kuszącego zjawiska jakim była uniesiona ogonem spódniczka i seksowne pośladki.
Impuls trzeba było wykonać natychmiast...
Pusta czarna przestrzeń. Woda chlupocząca pod stopami. Krzyże. I Kwiat na szczerej puste.
Biała lilia powoli otwierała się oświetlając już nie wodę, a krwawe jezioro. Poza granicami białej lilii widać było wyspę. Trudno było ją dostrzec, bo także była pokryta czerwienią. Była jednak biała ścieżka prowadząca do niej.
Obok ścieżki, na wysepce siedziała Zero spoglądając w bezdenną czerń “nieba”. Mruczała coś pod nosem jak mantrę. Zza nią poruszyło się coś, coś co od dłuższego czasu pozostawało w cieniu. Biała ścieżka nieznacznie się uniosła.

Erven musiał wyeliminować Zero i pogadać ze “ścieżką”, która zdawała się ścieżką nie być. Widocznie kobieta miała swoje “sekrety”. Zdecydował się na trudną sztukę. Ciężki orzech, bo było to przeciążenie zmysłów rezultujące utratą świadomości.
Chyba nie było ku temu potrzeby. Ścieżka, coś... Smok otoczył skrzydłami Zero chowając ją jak swoje dziecię. Nie słychać już było mruczenia. Choć kilka słów zdawało się być wyraźnych. “Podążam ścieżką krwi...”.
Smok rozłożył skrzydła Pod którymi został wbity w ziemię miecz.
- Ys Rag Ne To Ent Ten Ho For Tis - Słowa wypowiedziane powoli. Krótkie lecz jak to w charakterze smoczego języka bywa, bardzo wymowne.
Czemu do cholery smok w ciele Zero nie mógł poprostu powiedzieć o co biega, albo jak już musiał to w pradawnym. Nie, ten musiał właśnie użyć smoczego. Emm... chwila namysłu. Tłumaczenie pobieżne w korelacji z pradawnym: Troska. Pani lub też Ja. Jakieś zaprzeczenie. Coś o krwi lub śmierci. Hm... zwrot raczej stosowany w kierunku do rozmówcy. Opuszczać... Jak to wiele człowiek wie gdy przed sobą ma smoka otwierającego paszczę.
Tak. Trzeba było się ewakuować, Zero już tutaj nie było. A dokładniej nie tej znanej Zero.

Na zewnątrz przemiana Zero dobiegała końca. Erven stał teraz na jednym ze skrzydeł dorodnego smoka. A raczej wciąż rosnącego smoka, bo przemiana wciąż była w trakcie.


Erven był… zaintrygowany. Cóż, musiał kupić sobie czas na nadejście posiłków. Sam? Tak, miał szanse, niewielkie szanse, ale zawsze jakieś. Nie mniej, nigdy nie ryzykował bez powodu, a z tym smokiem będzie musiał porozmawiać jak już opanuje smoczy. Co zresztą planował, bo to potężny język i w magii by się nadał. Nie mniej, musiał przetrwać i nie było sensu marnować sił na walkę.
Smok rozłożył skrzydła i zaczął wzbijać się w powietrze, wciąż przybierając na rozmiarze. Już i tak w tej chwili był wielkości tej czerwonej ropuchy.
“No cóż” pomyślał Erven i zaczął szeptać zaklęcie. Zrobi się bańkę wokoło głowy “Zero” i wypełni się ją środkiem znieczulająco-usypiającym... W trakcie inkantacji schował różdżkę i sztylet, a sięgnął po kryształ energetyczny. Może nie powali “Smoka” ale ułatwi robotę pozostałym Siostrom.
- Foooo. - Ryk smoka brzmiał jak grzmienie, a raczej huk wiatru.
Erven poczuł przeszywające zimno. Bańka nie była w stanie utrzymać swej formy, by smok zdążył zażyć środka.
Przestał rosnąć, najwidoczniej osiągnął pełną formę.
- Struuuuuun - Zawył. Po niebie przebiegły łuki elektryczne. To zwiastowało coś złego.
Erven szybko wyszeptał zaklęcie i zeskoczył ze smoka, by wylądować bezpiecznie na ziemi. Rozważał opcję ukrycia się pod ziemią, ale… to mogłoby sprowokować “Zero” do udania się do miasta, a na to nie mógł sobie pozwolić. Musiał, tak najnormalniej w świecie, unikać ataków smoczycy wszelkimi sposobami.
Błyskawica uderzyła chwilę po tym jak Erven zeskoczył z cielska smoka.
Istota wzbiła się jeszcze wyżej w powietrze i zaczęła okrążać na niebie pozycję maga.
- Foooo Krahard Dinnn! - zagrzmiało donośnie.
Z pozycji smoka zaczęła sunąć... ciężko to określić zamiecią, bo bardziej przypominało to lawinę. Ziemia i tak pokryta już szczątkowym śniegiem znów zaczęła marznąć.
- Ven Gar Nos.
Potężny strumień wiatru rozbił sunąc zamień powodując powolny opad śniegu.
Na niebie pojawił się drugi smok.

- Joor Zag Frul - zakrzyknęła Five zeskakując z pleców nowo przybyłego zawodnika i spadając w stronę przemienionej Zero.

- My się już zamkniemy resztą. - oznajmiła One wraz z towarzyszącymi jej Two i Four.
O obecności tej dwójki Erven już wiedział, tak samo z Five. Ze smokiem był jednak problem. Wnioskując jednak kogo brakuje, stało się to jasne.
- Rzuciliśmy pewne zaklęcia na mieszkańców, więc paniki nie ma, choć chodzą jak struci. - oznajmiła Two.
- Anielica trochę marudziła, więc jeśli jej tego nie wytłumaczysz, mam wrażenie że zaraz sama tu przyleci. {Four}
- Przygotujcie dla mnie dobrze zachowane wspomnienia… - powiedział mag - ...moim obowiązkiem jest znać każde z naszych atutów, więc skoro nie mogę patrzeć to niech tak będzie.
Odwrócił się i zrobił parę kroków w kierunku Garollo i się zatrzymał.
- Jak Zero wróci do zmysłów przyprowadźcie ją do mnie, oczywiście możecie jej towarzyszyć jeśli chcecie, a teraz dajcie jej wycisk.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline