Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 20:56   #100
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
W mieście ludzie faktycznie chodzili ponurzy. Tak jakby ktoś wyciągnął z nich szczęście, niektórzy nawet zdawali się lunatykować. Nie była to moc umysłu, nie dało się też wyczuć magii. Widocznie moc smoków się od niej różni.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, nikt nie panikował. Nawet pomimo padającego śniegu, nawet pomimo odgłosów walki za miastem.
- Co się wyprawia. - rzekła ponuro Herbia - Zanim ktokolwiek coś powiedział, wszyscy byli już w takim stanie. - wyjaśniła podchodząc powoli, jakby barki ciążyły jej nad głową.
- Erven!!!!!! - zakrzyknęła Echo lądując z hukiem przed Magiem
- Herbio, Echo. - powiedział Erven kiwając im głową, po czym powiedział spokojnie, ale z lekką grobową nutą
- Zero odbiło i zdecydowała się przybrać formę smoka by, niechybnie, mnie… uszkodzić. Jej siostry interweniowały i teraz mają mały sparing za miastem. Kobieta całkowicie straciła kontrolę. Musi zacząć sobie radzić ze stresem, bo inaczej to stwarza zagrożenie dla siebie i nas wszystkich.
- Ach. Zero… - mruknęła Herbia nie zaskoczona, a może wciąż pod wpływem smoczej mocy - Alexander, Tallawen i Agaun jakoś to przeżyli gdy ją poprzednio do oddziałów zaciągnęli. Fakt pół roku rehabilitacji było jednak nieuniknione. Tyle że wtedy nie było reszty kobiecej zgrai. - rzekła po długim westchnieniu - Przejdzie jej, jak każdej kobiecie… Odpuść jej. Jak się pozbiera będzie chodzić struta, Jak się źle naciśnie, to nam ucieknie.
- Smoki. Phi! Jak zwykle! Tylko przynoszą zniszczenie. Gdyby to nie była nierówna walka już dawno anioły by się ich pozbyły.{Echo}
- Rozumiem. - powiedział z westchnięciem mag - Zatem będę… delikatniejszy, ale fakt pozostaje faktem. Powinna znaleźć sobie jakieś konstruktywne ujście emocjom..
- Mówisz o tym czymś między swoimi nogami? - zapytała ironicznie Herbia.
- Nie interesuje mnie jak powinna sobie radzić ze stresem, ale znam mój sposób. - powiedział z lekkim uśmiechem - Może nie sprawdzić się u niej, ale to jej sprawy jak sobie z tym da radę. Mój się sprawdza.
- Echo. - spojrzał na anielicę - Zero, choć jest specyficzna to jest po naszej stronie. Nawet jeśli ma w sobie smoka, a nie możemy sobie pozwolić na utratę tego zasobu. Rozumiemy się?
Po tych słowach spojrzał raz jeszcze na Herbię.
- Jest coś jeszcze co powinienem wiedzieć?
- W sumie to nie. Ty otworzyłeś ten burdel w mieście? - zapytała zerkając podejrzliwie, na tyle na ile pozwalało jej zmęczone spojrzenie.
- Nie, ale ktokolwiek podchwycił ten pomysł to się dorobi. Poza tym, będzie to dobre dla morale męskiej części armii i zdejmuje presję z jej żeńskiej części.
- Hyh. A brzmiało jak twoja sprawka. Wracam do reszty rekrutów, dzisiejszy trening nie przyniesie pożytku. - Cherbia odmaszerowała.
- Erven. Był tu ktoś do ciebie. Dostałam list. - Powiedziała przekazując dokument, zaplombowany woskową pieczęcią.

- Ale też był posłaniec, od niejakiego Markiza Dionizego.
- Ciekawe. - mruknął mag i otworzył list by zapoznać się z jego zawartością.
Krótko i treściwie. Listu nie napisał Ezio, a jeden z jego ludzi. Zawarto w nim krótką informację o pewnej osobie która prezentując kopię dokumentu Viscounta, starała się dostać do : rezydencji Ervena, Świątyni wiedzy i na zamek. Żadna z prób nie odniosła skutku. Rezydencji pilnuje pokojówka wybrana przez Ezia, więc to dość oczywiste, że nie jest tępa. Reszta nie była już taka pewna, ale najwidoczniej z polityką Stolicy nie jest jeszcze tak źle. Czego nie można powiedzieć o pospólstwie. Korzystając z dokumentu osoba dostała się do kilku mało znaczących miejsc, dokonując drobnych zakupów. Dobra pokroju sztyletów, medykamentów, pożywienia. Gotowy transport wyruszył w stronę... Londynium. W składzie przewoźników znalazł się jeden z ludzi Ezia, by wybadać sytuację.
... “Z pozdrowieniami od Mesere Auditiore.”
Erven wiedział, że Ezio spłacił swój dług, a on sam zaciągnął nowy. Auditore wyszedł poza swoją linię, a Erven to cenił. Po wojnie trzeba będzie zadbać o bliższe relacje i się odwdzięczyć. Teraz… kiedy trwała wojna, nie miał dużo pola do manewru.
Wyszeptał krótką inkantację i dokument stanął w ogniach niknąc w jak popiół na wietrze. Z oczywistych powodów nie mógł pochwalić się tym pismem, bo nie wiadomo było kto co wie o Ezio, a nie miał zamiaru zdradzać ich współpracy. Nie było sensu odpisywać, nie mógł pozwolić sobie na to, by odpis trafił w niepowołane ręce… a poza tym, wolał interesy załatwiać osobiście. Co było dość niepokojące to to, że sukubina zdążała do Londynium… do wyrwy Zaafiela. Trzeba będzie to przemyśleć.
- Osoba od listu kazała zaznaczyć jeszcze... hmm... hymmmmm zapomniałam. W każdym razie nie było to nic martwiącego. Miało to miejsce chwilę przed całym zamieszaniem. Posłaniec za to mówił o chęci spotkania, wspólnych interesach, jakimś imiennym zaproszeniu.
Na niebie rozległ się grzmot.
- Może powinnam im przemówić do rozsądku? - rzekła na głos, choć wyglądało że nie miała takiego zamiaru.
- Zero jest poza rozsądkiem, więc to nie ma sensu. - powiedział Sharsth - Czy mogę wejść w Twój umysł? Może nie pamiętasz, ale cokolwiek weszło w pamięć to zawsze tam jest. Czasami tylko głębiej i poza świadomością.
- Nie mówił że to pilne. Więc nie skorzystam. Może za jakiś czas samo się przypomni. - stwierdziła dość niechętnie. Może miała trochę racji, jej umysł był teraz zajęty czymś innym więc pewnie nie mogłaby się skupić na rzeczy tak dla niej trywialnej jak spotkanie nieznajomego posłańca.
Erven pokiwał leniwie głową. Być może miała coś na głowie, albo po prostu coś ukrywała. Tak czy inaczej, czas pokaże.
- Chodźmy do karczmy. Tam zobaczymy co dalej.
W karczmie widok był podobny co na zewnątrz. Z tym że tutejsi poruracy siedzieli i podpierali głowy, leniwie sącząc trunki. Wśród obecnych zasiadał jednak jeden osobnik żwawszy od reszty. Pierwszym co doszło do wiedzy ervena, że nie był to człowiek. Nić magiczna wskazywała na coś sterowanego. Zabawka lalkarza. Dość rzadka magia, ale dość obszernie opisywana w księgach. Podobna zdawkowo do nekromancji jednak oparta na nieżywych obiektach, a raczej nie ożywionych - tylko sterowanych.
W tym przypadku musiała to być drewniana kukła. Nie było jednak śladów mrocznej magii, więc nie była to sprawka demonów. Ale, najwidoczniej właściciel, nie chciał być w tym miejscu z jakichś przyczyn.
To zaciekawiło maga i skierował swoje kroki do kukły, by usiąść przy stoliku.
- Lalkarstwo, ciekawe. Z kim mam do czynienia? - zapytał od ręki nie chcąc bawić się w gierki. Czasami te podejście było najlepsze. Tym bardziej, że ta lalka znajdowała się na “jego” terytorium.
- Sam Erven Sharsth, we własnej osobie - wydostał się głos z kryształu umieszczonego gdzieś w okolicy drewnianej szyi. - No proszę, kogo idzie zastać w takim miejscu. Personalia i czułości odpuśćmy. Nie darzę nimi nikogo. Kilkiełka przyszła się rozejrzeć, ale słuch niesie, że jesteś w posiadaniu czegoś ciekawego na zbyciu. Więc powiedzmy, że przyszłam dobić targu. Domyślasz się o co może chodzić?
- Nie będę zgadywał, choć domyślam się co do pewnych rzeczy. W czym rzecz?
- Smok. Jego substytuty. Głównie ciekawi mnie krew.
- Ostatnio odrzuciłem intratną propozycję. Dlaczego miałbym teraz wejść w układ z nieznajomą?
- Jak mówiłam. Przyszłam dobić targu. Wiem że w naszej strefie działań, o pewne rzeczy trudno. A ja… mam możliwości by coś załatwić. Podaj swoją cenę.
- Dogadamy się... - stwierdził mag - ...ale mogę odstąpić jeden słoik. Resztę już obiecałem komu innemu.
- Zawsze coś. - przytaknęła kukła - Będzie mi jeszcze brakować… - głos ucichł na moment, zapewne odeszła od komunikatora. Trwało to dłuższą chwilę.
- … ale z tym substytutem powinno wystarczyć. Więc?
Erven ujął podbródek w dłoń w namyśle.
- Jeden słoik. Zastanów się co jesteś w stanie przehandlować. - uśmiechnął się lisio - Bo mnie najbardziej interesuje wiedza. Chyba, że masz coś ciekawszego?
- Wiedza… liczyłam bardziej na coś rzeczowego. Pozbyłbym się stąd truchła czy dwóch. Zobaczmy. Aniołowie. Nie. Phantasmy. Nie. Klątwy… nie. Rytuały twórcze. Golemy, żywiołaki i śluzy. To może się nadać. Mapa. Podstawy wampiryzmu… Nie. Demoniczne Allure. Powinna być już dawno spalona. Hm… Czarne świece z Mroku. Szkic całunu ciemności…
Chwila jakiegoś bulgotania.
- Spieprzaj stąd! Całą kulę upaćkałeś. Dziś lądujesz w kotle. Dobra więc: Rytuały twórcze. Golemy i żywiołaki, śluzy. Jedno tomiszcze. Demoniczne Allure. Jedno tomiszcze. Dorzucę jeszcze świecę z domieszką mroku i oko Jeleaosa.
- Dorzuć jeszcze podstaw wampiryzmu i mamy umowę zawartą. Wszak dobrze wiesz jak ciężko ubić smoka.
- Zgoda. Zrobi się miejsce na nowe mikstury.
- Zatem kiedy chcesz dobić targu? Ja jestem dość… przykuty do tego miejsca, więc nie za bardzo mam pole manewru.
Manekin poruszył niezgrabnie rękami i rozsunął poły płaszcza. Po środku drewnianego torsu pojawił się czarny otwór z którego wysuwały się kolejne obiekty, włącznie z kobiecą ręką.
Karczmarz chwilę się temu przyglądał w lekkim osłupieniu. Potem wymruczał jakieś pytanie, bodajże “przecież przed chwilą pił piwo?”. Następnie odszedł by wydać kolejny trunek.
Po chwili na blacie leżała cała zapłata. Z torsu wciąż wystawała ręką.
- A teraz poproszę słoik. - orzekła
Erven uśmiechnął się nieznacznie. To było ciekawe! ...i sięgnął do swojej torby po słoik który co prawda chciał zachować dla siebie, ale w obliczu nowej, potencjalnej wiedzy mógł się z nim rozstać. Tak czy inaczej, jego “zapłata” wylądowała w torbie.
- Polecam się na przyszłość. - powiedział mrucząc niskim głosem i kładąc na dłoni słoik pełen smoczej krwi.
- Umowa zawarta. Mam nadzieję że przyszły kontakt nie będzie wymagany. - mruknęła odpowiedź a ręka zniknęła we wnętrzu manekina. - Sama obecność tutaj zakłóca już połączenie. Macie tam nieciekawą sytuację. Smoki, demony, anioły, ostrze zamętu, jeszcze tylko brak nieregularnych i anomalii.
Irregural, nieregularni. Określenie bytów będących tak zwanymi wyjątkami. Prawie każdego poszukiwacza przygód, tym bardziej władających czy posiadających można było nazwać nieregularnymi. Jednak zwrot zwykle tyczył się istot z rodzin: bestii, demonium i ras rzadkich.
Sporadycznie używane pojęcie, pamiętane tylko w wąskich gronach. Głównie traktują o tym księgi z dziedziny mroku i raptem pojedyncze tomiszcza natury, oraz życia.
Nie zdawała się być osobą oczytaną, więc pewnie należy do grona odkrywców i szaleńców na miarę Konklawy.|
- Skontaktuj się ze mną później… - powiedział z krzywym uśmiechem - ...być może będę miał ofertę lepszą niż substytuty z całego smoka.
- Nah. Obejdzie się. Szybko chce zabrać się za własne eksperymenty. Choć... jeżeli znów będzie mi coś potrzebne, skontaktuję się. Gdybyś zdobył pióra anioła, demona i smoka. Ach. No tak... wszystkie komunikatory zjadły mi te gąsienice. Hmm. Kukły szkoda zostawić, poprzednie już robią za wykałaczki. Agrrrr. Przyślę kogoś, za jakiś czas... - połączenie się urwało. A kukła zamarła w bezruchu.

“Nie przedłużajmy tego, mam napięty grafik.” pomyślał rozbawiony wstając od stolika i udał się w kierunku karczmarza sięgając w poły płaszcza. Widać nieznajoma uprzedziła go. Kiedy człowiek za ladą się zbliżył położył na stole dziesięć złotych monet i nachylając się powiedział cicho.
- Nic nie widziałeś, nic nie słyszałeś, a jeśli się sprawdzisz jako rzetelne i dyskretne źródło informacji… to wynagradzam to co dla mnie cenne, a to potraktuj też jako… zachętę.
W normalnych warunkach wmanewrował by swoją kontrahentkę w wizytę personalną, ale postanowił grać w jej grę. Czyli obojętność i rzeczowość. Niech to ją zaciekawi, a jak dobrze pójdzie to nawiążą następne interesa. Oczywiście, pytanie było kim była ona, ale skoro go rozpoznała…ciekawe… musiał dowiedzieć się kim była i wykorzystać to na swoją korzyść, ale miał czas… No, i nie chciał się “rozdrabniać”. W końcu miał wojnę do wygrania!
- Ale o czym pan mówi? - zapytał karczmarz ściągając niepostrzeżenie monety z blatu. - Na razie nic wartego uwagi nie miało miejsca. Tyle, że jakiś ninja czy ktoś jemu podobny rozmawiał z anielicą. Mały deal miksturami wzmacniającymi w piwnicy i kilka nowych zleceń przyszło. Jest jeszcze imienna wiadomość do Zero, z oddziałów.
- Obawiam się, że Zero jest… chwilowo niedysponowana. - powiedział Erven z delikatnym uśmiechem dość cicho. Widać barman szybko zrozumiał potencjalny zysk. Dobrze.
- Może zaczekać. Nie kazano tego pilnie przekazywać. Jakaś informacja. Poza tym nowy burdel i jedna burda, w sumie z jego przyczyny. Nawet niezłe kicie tam sprowadzono. Anielica mruczała też pod nosem coś o budowie po stronie Loungher, ale przecież to teren pod okupacją demonów…
- Ponieważ lubię Ciebie, drogi panie, wejdę w drobny mało znany szczegół… - powiedział cicho mag bacznie przyglądając się barmanowi - ...demony mają ludzką pomoc. Budują fort, ale to tylko kwestia namierzenia kto im pomaga, a jego egzekucja będzie na miejscu bez sądu. Oczywiście, im wcześniej, tym lepiej, prawda?
- Serio? Kto byłby tak głupi? Wieść szybko się rozejdzie, a przynajmniej w pewnych kręgach. Przyjdzie poczekać.
- Jeśli to osoba o której myślę… to chcę go zabić osobiście... - powiedział grobowo Erven - ...ale jeśli zabije go kto inny to chcę jego pierścień i głowę. Kwestia nagrody do ustalenia z szczęśliwcem.
Rozpogodził się z szerokim uśmiechem.
- Oczywiście gdybamy, prawda? Szykuj te bydło na pieczyste, bo dzisiaj piwo się poleje. Pierwsza kolejka na mój koszt, wołowinę już masz. Jak skończę parę spraw na mieście to będę miał ogłoszenie do ludu…
Po tych słowach wyprostował się i ruszył na rynek znaleźć kryształ Run i ten cały dom uciech. W tej kolejności. Mógł podpytać barmana, ale to nie miało znaczenia. To nie były jakieś poufne dane, więc znalezienie drogi będzie proste.
Na skromnym rynku, nie dało się znaleźć poszukiwanego surowca. Co się tyczy burdelu...







Erven wszedł do środka pewnym krokiem. Stanął przy drzwiach, oparł się o futrynę i omiótł spojrzeniem wnętrze. Po krótkiej chwili powiedział.
- Zatem to jest to miejsce o którym wszyscy mówią, że to ja kazałem je rozkręcić…
Zaśmiał się pogodnie i uśmiechnął cwano.
- Kto tu zarządza?
- Zarządca wyszedł w interesach. - oznajmiłą biało-włosa. - Niedługo powinien wrócić. Raczy pan zaczekać?

Podeszła kuszącym krokiem. Położyła dłoń na piersi maga i mówiła to wszystko ponętnym głosem. Miała doświadczenie.
- Kamuii to nie fer, poprzedniego też zgarnęłaś pod nieobecność szefa. - Wymruczała chyba elfka.

- Aur. Jak to nie fer. Zostawiłam ci tą rycerz w białej zbroi.
Erven spojrzał zimno na kobietę która położyła dłoń na jego piersi i powiedział chłodno.
- Nie pamiętam bym pozwolił się dotykać… - z tymi słowy ujął nadgarstek białowłosej w dwa palce i “zdjął go” z piersi.
Spojrzał na... elfkę?
- Rycerz w białej zbroi? To brzmi dość ciekawie… pamiętasz jak wyglądała?
Tutaj Erven sięgnął swoim umysłem w umysł tej która zdawała się daną rycerz zająć. Interesował go wygląd. Pamiętał jedną rycerz w białej zbroi która była z oddziałów… Tak czy inaczej, samo pytanie wytworzy obraz w umyśle który on miał zamiar odczytać. Nie mniej nie więcej… przynajmniej w tej kwestii.
- Bu... ponurak. - mruknęła białowłosa i poszła przywitać kolejnego gościa.
- T...Tak. Białe włosy, lekki strój. W pierwszej chwili myślałam że to koleżanka po fachu. na klientkę też nie wyglądała. Chciała rozmawiać z szefem.
W sumie były dwie. Samo spotkanie miało miejsce z Zero, ale uprzednio była też Ihasta. Z czego z tą drugą, było kilka przyjemności, bo przybyła w wiadomym celu.
Erven uśmiechnął się delikatnie. To były ciekawe wieści. Nie mniej, przybył tutaj w interesach, a ta doświadczona… niesamowicie szybko się poddała. Widać będzie co ją nauczyć i być może czegoś od niej..
- W takim przypadku przyjdę później i mam nadzieję spotkać szefa. Mam do niego pewną sprawę, a czas mnie nagli.
Po tych słowach podjął kroki ku wyjściu. Miał zamiar dotrzeć do karczmy, w końcu miał orędzie do tłumu… po paru długich minutach dotarł na miejsce. Rozejrzał się po wnętrzu przybytku i był zadowolony… poniekąd, więc dał znać karczmarzowi by zwołał ludzi i poinformował ich, że będzie dają po darmowym piwie i do tego wołowina za pół ceny… ale to po obwieszczeniu. Zamówił jeszcze miskę pełną pasków świeżej wołowiny dla Eilgnis’a i podając mu ją wyszeptał ciche “Wybacz, że tak długo czekałeś. Przepraszam, jedz spokojnie”, a sam raczył się kawą przed orędziem.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=-Gg1n3ZAuM8[/media]
Kiedy uznał, że w oberży znalazło się dość osób, czyli już było dość tłoczno, wszedł na stolik i zaczął przemowę.
- Mam dla was radosną nowinę. Niedługo, bo w ciągu kilku dni, przybędzie nowa władczyni tych ziem biegła w handlu i polityce, ze zdolnościami i wiedzą do tego by raz jeszcze Zachodnie Równiny stały się wielkie! Dziś świętujmy. Świętujmy czasy spokoju które jeszcze mamy, świętujmy nadejście lepszego władcy i pamiętajmy, by godnie ją przywitać! Jak tylko przybędzie udam się na rozmowę z nią i postaram się sprawić, by choć część tego co ten łajdak Gerwazy zagrabił zostało wynagrodzone. Lecz to plany na przyszłość, bo w świetle wojny reparacje mogą zostać odłożone na później. Jednak dziś odpoczywajmy, bo zbliżają się mroczne dni pełne walki i przelewu krwi, lecz nie bójcie się! Gdyż razem, ramię w ramię, działając jak jedno ramię… zwyciężymy!*
Wiwaty i oklaski. A potem chołota zabrała się za jedzenie i zachlewanie mord.
Do karczmy zawitały siostry wojny wraz z Zero. Biało włosa wyglądała jak... po ostrym melanżu. Gdyby nosiła makijaż pewnie już by wystraszyła wszystkich w karczmie. Miała zgryźliwą minę, ale widać że jest jej głupio. Na blacie stołu przeznaczonego dla rycerzy leżał Reinhart, a raczej spał, choć mogło to być także leżenie bez życia.
Echo stała przed wejściem uważnie obserwując smocze dziewczęta.
Nieopodal wejścia siedziała grupa Ervena z Marti, ale bez Roka.
Dzień powoli zbliżał się ku nocy.
Erven uśmiechnął się lekko. Wyglądało na to, że powoli zbierali się wszyscy. Zdecydował się zejść z krzesła i udać się do swojej grupy. Brak Roka był… nietypowy.
- I jak wrażenia po dzisiejszym dniu? - zapytał luźno siadając przy tym na krześle - Widział ktoś naszego strzelca?*
- Burdel. - odparła Quen.
- Raczej... nie. - zamruczała Larisa lekko się runieniąc - Coś miał do załatwienia...
- ... w burdelu. Co facet może tam załatwiać. Ciekawe? Może kupuje amunicję? {Quen}
- Cokolwiek tam kupuje to nie nasz interes. Ma facet potrzebę więc poszedł. A może sama chciałaś? {Arnice}
- Tak... jednemu robakowi już dzisiaj odmówiłam. Więc koleją ewolucji, czas na zwierzę... {Quen}
- Jesteśmy całe i zdrowe, dzięki twojej pomocy i dowództwu. Druidka nas uzdrowiła, ale mięśnie wciąż bolą. {Larisa}
- Żyję! - orzekła ochoczo Arnice podnosząc duży kufel piwa - Dziękuję.
- Wzięłam kąpiel, wyspałam się i przebrałam. Jeszcze dobre jedzenie i dzień udany. - Quen powiedziała to z nutą sarkazmu, ale raczej mówiła prawdę. Wyglądała na odświeżoną.
Erven pokiwał z zadowoleniem głową.
- Cieszę się, że jesteście cali, ale pamiętajcie, że gdyby nie wspólny, zgrany wysiłek nie byłoby nas tutaj. Nie zaniżajcie swojej roli w tych wydarzeniach.
Sięgnął tutaj do pasa i wręczył kobietom i młodemu po fiolce krwi smoka.
- Możecie spieniężyć po wojnie za dobrą cenę.... - powiedział ciepło - ...został mi tylko Rok. Chyba pójdę sprawdzić co u niego, bo i ja mam tam interes. Wiecie, że to ponoć ja kazałem ten przybytek rozkręcić? Mam zamiar to ustalić, bo nie leży to ze mną dobrze…
- A!... - Larisa chyba chciała stwierdzić lub właśnie zapytać o to czy faktycznie nie Erven ale się wstrzymała.
- Miłej zabawy - rzekłą z wielkim uśmiechem Quen
- Z chęcią wyciągnę wszystkie informacje jakie się da. - powiedział z szerokim uśmiechem mag po czym puścił oczko do Quen - Reszta mało mnie interesuje.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline