Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 21:00   #257
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po zakończeniu owych dziwacznych negocjacji, Leena, Becky, Doc i Rose zostali właściwie pozostawieni sobie. Każdy z nich otrzymał przepustkę, dzięki której mogli się poruszać w ograniczonym stopniu po kolonii. Leena zaproponowała, by się trochę rozglądnąć, rozdzielili się więc dwójkami.

Rose i Bullit… pozostali więc sami.
- Rozejrzymy się po całym kompleksie. Poszukamy ciekawych miejsc. Masz jakieś życzenia szefowo?- zapytał żartobliwym tonem Doc.- Skoro cię eskortuję, to ty możesz wybierać drogi. Ostatecznie i tak idziemy na chybił-trafił.
- Chcesz łazić po całej kolonii? Widziałeś jakie to wielkie? - Zdziwiła się Rose, choć uśmiech nie znikał z jej ust. Przyjrzała się przepustce…
- Poziom 3 to chyba mało co? - Podrapała się po główce.
- Większe niż zapamiętałem.- zgodził się z nią Dave i podrapał się po policzku.-Ale rozejrzymy się po najbliższym otoczeniu. I tak mamy czas do zabicia. Równie dobrze możemy coś odkryć. Nawet z trzecim poziomem.
- To może… pójdziemy... - Rose zaczęła się kręcić wesoło w kółko, z wyciągniętym paluszkiem, chcąc wybrać korytarz - ...tu! - W końcu się zatrzymała. Kilka przypadkowych osób, przechodzących obok, wlepiało w nią wzrok, głównie z powodu jej stroju.
- Możemy tam.- zgodził się z nią Doc, wszak wszystko jedno gdzie ruszą. I tak nie znali tego miejsca.

Ruszyli więc przed siebie szerokimi korytarzami, co jakiś czas spotykając idącą nim to kobietę, to mężczyznę, Chulona, człowieka, czy i inne, humanoidalne gatunki… w końcu pojawił się na ścianie jakiś duży napis w obcym języku, pod spodem było jednak wypisane zrozumiale i dla nich: “Ogrody”.
- Mam nadzieję, że te nie będą wymagały masek tlenowych.- stwierdził Doc przyglądając się napisowi.
- Pójdziemy tam?? - Rose z radością przyklasnęła w dłonie.
- Miejsce równie dobre jak każde inne.- zgodził się z nią Dave z uśmiechem. Równie ciekawy ogrodów co ona. Po kilku chwilach dotarli więc do dosyć dużych wrót, na których widniała jedynie informacja, by nie otwierać obu śluz na raz, z uwagi na ptaki… ptaki(?). Ale żadnego ostrzeżenia o wymogach masek nie było. Dziewczyna wzruszyła więc ramionami, po czym nacisnęła na panelu odpowiedni guzik… weszli do śluzy, widząc już drugą, szklaną, a gdy pierwsza się za nimi zamknęła, można było otworzyć drugą.
- Woooow - Panienka North rozdziawiła nieco usteczka.


Wielgachna kopuła, a w środku zielono, ciepło, do tego mała rzeczka, wodspad, i ćwierkające ptaki. No i mogli oddychać swobodnie… czyżby to była mała namiastka rodzinnej planety Chulonów? Sprowadzenie własnej flory w celach terraformacji?
Doc nie miał nic przeciwko takim planom, bo planetka niespecjalnie odpowiadała mu w obecnej formie. Niemniej bardziej niż zielone cuda ogrodów interesowały go obiekty bardziej prozaiczne, jak położenie kratek od kanałów wentylacyjnych, widok za oknami, oraz inne techniczne aspekty ogrodu. Na nich to skupił swą uwagę.
- Aaaale tu fajnieeee - Pisnęła Rose, po czym w błyskawicznym tempie pozbyła się butów, zostawiając je na ziemi, by boso biegać po trawie - Noooo chodź! - Zawołała Dave’a już z kilku metrów.
- Idę idę…- Doc podążył za nią. Zostając w butach, zabierając za to te należące Rose. A nuż tu też są złodzieje.
- Na takiej planecie mogłabym zamieszkać! - Dziewczyna okręciła się kilka razy z rozpostartymi ramionami, chłonąc otoczenie. Gdzieś niedaleko przefrunęły papugi?
- Myślisz, że mogłabym popływać? - Rose spojrzała na mężczyznę z szelmowskim uśmieszkiem, zezując w stronę pobliskiej rzeczki.
- Nie. Ale myślę że to cię nie powstrzyma.- potwierdził Dave rozglądając się za ciekawskimi oczami. Wszedł całkowicie w rolę bodyguarda.
- Rozepniesz mi sukienkę? - Mruknęła dziewczyna, odwracając się do Bullita tyłem. Podniosła obiema dłońmi włosy w górę, by miał lepszy dostęp do okolic karku… a jednocześnie jakby nieco odrobinkę i wypieła pupcię w kierunku mężczyzny.
Doc dał mocnego klapsa w pupę Rose.
- No… widzę, że masz konkretne plany.- zaśmiał się izabrał za rozsznurowywanie kiecki “negocjatorki”. - I widzę, że na statku bardzo ci się podoba.

- Ja bym na miejscu panienki tego nie robił - Usłyszeli oboje męski głos. Starszy jegomość wyszedł zza sporych krzaków, przelotnie się uśmiechając, ogólnie jednak minę miał poważną.


- I dupa blada z twojej kąpieli szefowo. Będziesz musiała skorzystać z prysznica w swojej kabinie.- westchnął Doc wracając do zawiązywania sznurowań. Robota o wiele trudniejsza niż ich rozwiązywanie.
- A dlaczego nie mogę się wykąpać? - Spytała w tym czasie rozczarowana Rose.
- To miejsce odpoczynku i relaksu, jednak z umiarem. Niestety, ale nie wolno się tu kąpać. Posiedzieć sobie można, odpocząć, pomedytować, ale bez zbędnego biegania i krzyków… które nawiasem mówiąc, pewnie już zburzyły medytację jednego z miejscowych - Mężczyzna wzruszył ramionami i kiwnął gdzieś w prawą stronę głową.
- Widzisz… to ogródek dla stetryczałych naukowców.- zaczął wyjaśniać Doc.- Jakbyś zaczęła tu ganiać na golasa, parę pompek by nie wytrzymało takich widoków.
- Ahaaa... - Pokiwała głową ze zrozumieniem dziewczyna - No ale to głupie - Dodała z rozbrajającym uśmiechem.
- Ja tego nie wymyśliłem - Dodał dziadek.
- A kim tu jesteś… architektem tego ogrodu?- zapytał Dave uprzejmie.
- A gdzie tam - Machnął ręką - Przyszedłem tu sobie nieco odpocząć, to wszystko.
- Ja jestem Zacrom Laval, a to doradca Suza Hollen.- przedstawił siebie i aktoreczkę.
- Doradca kogo? Ja jestem Tyberius Aguda… wcześniej was tu chyba nigdzie nie widziałem...
- Kapitan statku na którym przylecieliśmy. Nie uwierzyć jak szybko Suza potrafi zdobywać sobie przychylność innych osób.- stwierdził doktorek zerkając na Rose i jej dwie krągłości uwięzione w przyciasnej sukience. Najpierw na górne, potem na dolne.
- Aha. To interesujące, nieczęsto mamy tu gości - Tyberius przyjrzał się obojgu z góry do dołu, nieco dłużej sobie oglądając “Suzę” - A w jakich celach tu przybyliście, jeśli spytać mogę?
- Piraci nas zaatakowali. To dobre miejsce na pobieżne naprawy. - wyjaśnił krótko Bullit.
- Och, wow, to ci dopiero wieści! - Dziadyga przesadnie podsumował sprawę - Nawet nie macie sprawy, jak macie zajebiście… w każdym bądź razie, panienko Hollen, jakbyś chciała się odprężyć, znam takie jedno miejsce... - Uśmiechnął się niczym jakiś młokos - A tak bardziej serio… Zacrom, nie masz czasem jakiejś fajki, tutejsze zielę jest naprawdę do d...
- Domowej roboty. Tytoń z Axionu. Trochę lepsza wersja, niż te tradycyjne zielsko.- rzekł w odpowiedzi Doc podając mu skręta własnej roboty. - A tu jest tak źle. Fakt, że nie bardzo jest co zwiedzać w okolicy, ale to już nie jest podrzędna placówka naukowa, tylko duże miasto.
- Wielkie dzięki, no ale tu palić nie możemy... - Tyberius schował ostrożnie papierosa do kieszeni - Rozbudowano kolonię, owszem, ale i tak z reguły tu straszne nudy, ile można grać w te same gry, czy po prostu przychodzić w te same miejsce...
- To brzmi serio nudno - Wtrąciła Rose.
- Ale przynajmniej płaca jest dobra, co?- zagadnął Bullit.- A tak w ogóle, to za co ci płacą?
- Jestem Technikiem-Kolonistą-Kierowcą, hehe - Zaśmiał się mężczyzna - Stary piernik już ze mnie, coraz mniej mam tu do roboty… płacą średnio. Usiądziemy gdzieś, albo zmieniamy otoczenie? Bo mnie nogi już trochę bolą.
- Ty tu jesteś gospodarz. Prowadź.- zaproponował doktorek zerkając na Rose.
- Jaki ze mnie kurde gospodarz - Tyberius pokręcił głową - To zostajemy tu, czy idziemy gdzie indziej? Bo w sumie to ja bym zapalił, a skoro panienka i tak nie może tu pluskać, to zmieniamy miejsce? - Spojrzał po Bullicie i Rose.
- No chyba tak... - Tym razem dziewczyna zerknęła na Doca.
- Ja już napatrzyłem się na zieleninę, ale jeśli szefowa chce. -rzekł w odpowiedzi doktorek przypominając Rose, że on tu jest podwładnym.-W każdym razie tu ani kąpać ani biegać nago nie pozwolą. Pruderyjni jacyś.
- Nawet nie wiesz jak - Wtrącił Tyberius.

***

Mężczyzna zaprowadził ich do - jak sam określił - palarni, w której w tej chwili byli sami… dosyć duże pomieszczenie z paroma oknami, ławkami, kilkoma panelami komputerów i małą fontanną na środku. Na niej zaś Rose zawiesiła oko…



Tyberius usiadł ociężale na ławeczce, po czym w końcu odpalił podarowanego przez Bullita papierosa. Zaciągnął się w milczeniu kilka razy, po czym wydał z siebie pomruk zadowolenia.
- Pewnie sobie myślisz Zacrom, co tu robi takie miejsce, w końcu to marnowanie środków i tak dalej… no ale Chuloni musieli iść na jakieś ustępstwa, skoro mają tu tylu nie swoich, inaczej by jeszcze do jakiejś rewolty doszło - Zaśmiał się mężczyzna - Przetworzenie na nowo powietrza zdatnego do oddychania to w tej chwili ich najmniejszy problem...
- No… środowisko dookoła wyjątkowo wredne, ale to chyba nie nowość. Wcześniej też tak było. - stwierdził “ochroniarz”, po czym szybko dodał.- zapewne.

W tym czasie Rose wpakowała się do fontanny. Najpierw moczyła w niej tylko nóżki, siedząc na brzegu, w końcu zaczęła się w wodzie przechadzać, a na końcu w owej fontannie usiadła z głośnym chichotem, nie zważając na swoją sukienkę. A gdy perwersyjnie rozchyliła nóżki, ukazując wszem i wobec, iż nie ma majteczek, Tyberius dostał wyjątkowo mocnego kaszlu.

Doc zerknął na ów kuszący widoczek, ale ani się nie zaczerwienił, ani nie speszył. Po Rose nie spodziewał się niczego innego. Zerknął na Tyberiusa, ciekaw czy powie coś więcej o chulońskiej placówce. Tego jednak tak prezentowane widoki przytkały, iż wpatrywał się w Rose mrugając co chwilę oczami, przygryzając nerwowo swoją własną wargę. Zapomniał nawet o trzymanym papierosie… dziewczyna z kolei, siedząc w wodzie jak siedziała, przymknęła swoje oczka, odchylając nieco głowę w tył, i siedziała tak, najwyraźniej się relaksując.
-Żyjesz jeszcze Tyberiusie, czy może już masz zawał? - spytał więc Doc.
- Gdybym był 10 lat młodszy... - Szepnął mężczyzna sam do siebie, po chwili spoglądając na Zacroma - Co? A tak, tak... - Zaciągnął się w końcu papierosem - To o czym rozmawialiśmy? - Ponownie zazezował na Rose.
- Chuloni i ich problemy.- “ochroniarz” nie bawił się w zezowanie, tylko bezczelnie gapił się na swoją szefową i jej zabawy w fontannie.
- Terraformacja im nie idzie, tak jakby chcieli… są z tego powodu nerwowi. Placówka ma też swoich odgórnych szefów, na ich planecie, i Ci zaczynają się niecierpliwić... - Tyberius palił już resztki papierosa, ledwie umiejąc go jeszcze utrzymać w palcach, wciąż rozkojarzony widokami dziewczyny - Są nawet plotki, że mają nastąpić jakieś poważne zmiany.
- Nie zlikwidują tej bazy. Za dużo środków w niej włożono. Pewnie paru kierowników zastąpią inni. - ocenił Bullit.- A co nie tak z tą terraformacją?
- Oj, o to to akurat pytasz niewłaściwą osobę, aż tyle to nie wiem... - Tyberius wzruszył ramionami.
- To skąd wiesz, że coś jest nie tak terraformacją? - stwierdził Dave wzruszając ramionami.
- Słyszałem od jednego, co słyszał od kolejnego, co słyszał to od Chulona, bo ten się wypalał - Uśmiechnął się mężczyzna.

W tym czasie w palarni pojawiło się dwóch nowych osobników. Mężczyźni różnych ras, i jeden z nich wyglądał prawie na zwyczajowego człowieka.



Oczywiście od razu zainteresowali się półnagą Rose w fontannie.
- Hej śliczna! - Zagadał ten z długimi włosami, siadając na brzegu fontanny, i odpalając papierosa. Jego kumpel siedział dwa kroki dalej, na ławce, ale on również szczerzył zęby do dziewczyny. Sama Rose z kolei, co prawda zwarła razem już swoje nóżki, jednak nic sobie z zaistniałej sytuacji nie robiła… czy może, nie zdawała sprawy?
- No cześć! - Powiedziała z uśmiechem.
- Co tu robisz? - Włochaty nawijał dalej...

- Eeee takie wieści to…- machnął Dave do Tyberiusa ignorując dwóch małych “ogierków”. Co prawda zauważył ich, ale dopóki Rose nie kazała mu się wtrącić, nie zamierzał tego robić. -... plotki powtarzane przez zazdrośników po pijaku.
- Nic tam po pijaku, i to są nieoficjalne ploty, ale ja w to wierzę - Zapewnił starszy gość, po czym kiwnął głową w stronę Rose - ”Szefową” Ci podrywają a Ty nic? Za moich czasów takich kuło się po gębach - Uśmiechnął się Tyberius.
- Sze-fo-wą.- powtórzył Doc wzruszając ramionami. -Jak sam zauważyłeś. Podwładni są od wykonywania rozkazów, a nie po to by odgrywać zazdrosne koguty. To mielą ozorami, nie mam po co się wtrącać.
- A to wy nic nie teges?? - Zdziwił się mężczyzna - No przestań… ech, wszystko się zmienia w cholerę, trudno nadążyć za tymi całymi modami - Tyberius na chwilę się jakby zasmucił - No ale mniejsza z tym! Dobra, fajnie się rozmawia, ale mnie od tej pluskającej wody nieco już ciśnie, także jak jeszcze coś, to pytaj, bo będę się już powoli zbierał.
- Co byś polecił do jedzenie i u kogo można… zrobić zakupy poza chulońskim spojrzeniem? - ostatnie słowa rzekł bardzo cicho.
- Kuchnie mają sporo potraw zdatnych do zjedzenia, pracuje tu sporo nie-Chulonów, więc nie jest tak źle… co do zakupów... - Tyberius rozejrzał się konspiracyjnie, po czym nachylił nieco do Zacroma i szepnął - W zachodnim magazynie pytaj o Gootaga’a.
- Dzięki. Zapamiętam.- stwierdził Doc, choć nie zamierzał skorzystać. Nie miał jeszcze powodu.-A te dwa typki, to kto to?
- Widziałem ich raz czy dwa, nie pamiętam... - Tyberius uśmiechnął się głupkowato - Ale skoro nie zapamiętałem, to pewnie nie było warto.
- Pewnie masz rację.- zgodził się z nim doktorek zerkając na dwóch wielbicieli Rose.

Włochaty, który siedział blisko niej, zaczął bezczelnie wodzić łapą po nodze dziewczyny, jak na razie tylko poniżej kolana… jego kumpel z kolei ćmił jak wściekły, co pewien czas głupio się uśmiechając.
- Szefowo… idziemy?- zapytał Zacrom.
- Hm? Co? - Spytała rozkojarzona Rose.
- Idziemy, czy… zostajemy?- zapytał Zacrom ponownie czekając na decyzję Rose.
- A tak, tak, idziemy... - Dziewczyna wstała, a wtedy jej adorator… objął jej nogę ramieniem w okolicach uda.
- Nie musisz jeszcze iść...

Rose spojrzała zdziwiona najpierw na niego, a potem na Bullita.
- Ale pani chce iść. I jeśli nie skończyć z poobijaną buźką w chulońskim areszcie, to ją puścisz.- stwierdził krótko Doc zaciskając znacząco pięść.
- Skończ marudzić - Z ławki wstał kwadratowy - Przecież nic nie robimy?
- I lepiej dla was, by tak zostało. Łapy trzymać więc przy sobie, pewnie Chuloni nie karmią za dobrze w pace.- stwierdził stanowczo Dave.-Szefowo idziemy.

Nie wyglądało jednak na to, że “ogierki” miały zamiar posłuchać Bullita… włochaty w tym czasie wstał, po czym będąc blisko Rose, chwycił swoją łapą jej pierś.
- Chłopaki, mój bodygard nie jest w humorze... - Powiedziała milutkim tonem dziewczyna, nic sobie nie robiąc z obmacywania. Uśmiechnęła się nawet niezwykle czarująco - Ja jednak nie mam nic przeciw, i nigdzie się z kolonii na razie nie wybieram, więc jakbyście chcieli, OBAJ... - Podkreśliła te słowo - ... możemy się tu za godzinkę spotkać.

Zaskoczeni taką propozycją mężczyźni wymienili spojrzenia.
- Za dwie - Powiedział w końcu kwadratowy. Rose z kolei przejechała dłonią po kroczu włochatego.
- Nie ma sprawy... - Mruknęła.

Palanty poszły więc sobie w cholerę, dziewczyna w końcu wyszła z fontanny, a Tyberius głośno odetchnął z ulgą.
- No nie ma co, atrakcje co nie miara, a dopiero co przybyliście… czekam na ciąg dalszy! A tymczasem idę, do zobaczenia panienko Suz i panie Zacrom!

Gdy zostali sami, mokra Rose przytuliła się mocno do Dave’a, a ten wyczuł, iż ona drży na całym ciele.
- Całkiem nieźle sobie poradziłaś. Będzie z ciebie wkrótce dobra dyplomatka.- rzekł przyjaźnie Doc, który również zdawał sobie sprawę z ciężkiej sytuacji, w jaką przed chwilą zabrnęli. Tyle że okazywanie strachu nie leżało w naturze mężczyzn z Axionu.
- Umiem zagadać… czasem... - Powiedziała cichutko Rose - Ok, to co jeszcze robimy?
- Po tak “relaksującym” spotkaniu przy fontannie, proponuję po strzemiennym w barze. A potem sprawdzimy jak się Bix trzyma. Będzie tu lepszym ochroniarzem dla ciebie niż ja. Z pewnością uwiędły by im fujarki, gdybyś zjawiła się na spotkaniu w jego towarzystwie i zasugerowała, że to Bix ich rozdziewiczy. Bo ty lubisz patrzeć.- rzekł z łobuzerskim uśmiechem Bullit.

Dziewczyna zaśmiała się cicho na plany przedstawione przez Doca, po czym klepnęła go dłonią po ramieniu.
- Ty to masz pomysły… no dobrze, to idziemy do baru, a potem do Bixa! - Wzięła go pod rękę.
- Zgoda.- stwierdził ugodowo ochroniarz prowadząc szefową w stronę baru.

***

O tej porze dnia(na pół godziny przed obiadem), działo się tu naprawdę niewiele. Ot ledwie kilka osób, i to akurat wszyscy jako nie-Chuloni, oddawali się prostackim zajęciom jak granie w VR, gapienie się w TV, przeglądanie czegoś w kompie… a bar był zamknięty o tak wczesnej porze, i jeszcze do tego odgrodzony polem siłowym. Same godziny otwarcia były z kolei między 20:00 a 02:00 czasu miejscowego.
- No fajnie... - Rose wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem.
- Trzeba by było wrócić na statek, by coś mocniejszego spróbować.- zadumał się doktorek. Co prawda mogli poszukać tego typka od nielegalnych towarów, ale nie było potrzeby ryzykowania z tak trywialnego powodu.- No cóż… jakiś drink bezalkoholowy więc?
- Ja tam nie muszę w południe zaraz procentów - Rose spojrzała dosyć wymownie na Bullita - Tam jest automat z napojami… masz jakieś drobne? - Zamrugała niewinnie oczkami.
- Ja też nie, ale nie będę pił ziółek na nerwy.- stwierdził Doc z uśmiechem i podał dziewczynie swój creditstcik.
- Dzięki, słodki jesteś - Biorąc creditstick, jednocześnie Rose pocałowała Dave’a w policzek. Wybrała co chciała w automacie…
- A Ty co pijesz? - Spytała.
- Kawa albo herbata. Co tam się trafi.- zadecydował Doc, który nie przejmował się specjalnie rodzajem napitku, czy to z procentami czy bez. Wypili więc sobie po kawce, przyglądając się miejscowym. Rose, jak to Rose, również przyciągała oko, Doc jednak doszedł w trakcie owych obserwacji i podsłuchiwania rozmów do wniosku, że miejscowi nie-Chuloni muszą się tu cholernie nudzić, oraz iż nie są zbyt zadowoleni z pobytu w kolonii.
- Ok, to co teraz? - Spytała dziewczyna, gdy niemal już wypili do dna.
- Możemy połazić dalej, albo wrócić na statek. Albo… zajrzymy do Bixa i zobaczymy jak tu traktują naszych rannych.- zadumał się doktorek.
- To zdecyduj, na co masz ochotę - Rose mrugnęła do Doca, jednocześnie… oblizując łyżeczkę z kawy.
-Jak przez następne piętnaście minut łażenia nie znajdziemy nic ciekawego, toooo… - oj, zagięła ruda parol na Dave’a. Przełknął nerwowo ślinę dodając.- To wpierw do Bixa, a potem na statek.
- Nogi mnie już powoli bolą - Rose dla odmiany wystawiła do mężczyzny język - No ale jak chcesz... - Dopiła do końca, wstała z miejsca, kilka razy niepotrzebnie poprawiła tu i tam sukienkę, po czym była gotowa do dalszego zwiedzania.
- To teraz Ty prowadzisz - Wyciągnęła do Dave’a dłoń.
- No to… skrócimy wycieczkę nieco.- zdecydował Doc ruszając z Rose w kierunku części ambulatoryjnej kompleksu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline