Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 21:55   #600
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Pstrokata grupka wydawała się już spakowana i zaczynała swoją mozolną wędrówkę przez zalewane ulewą bagna. Buty wsiąkały w podwodny muł przez co wydawało się, że każdy krok grozi wciągnięciem w podwodne odmęty. Do tego siekana ulewą woda świetnie także przed ludźmi maskowała wszelkie przeszkody. Najdobitniej potwierdził to Billy Bob który miał talent do ich znajdowania nawet jak szedł na końcu szyku. Na początku Guido ustawił Nixa i Czachę. W końcu oboje znali już drogę na farmę. Brzytewka z dwójką pozostałych Runnerów tworzących jej straż i ochronę stała na dachu dryfującego transportera buczącego jałowym biegiem cudem prawie uruchomionego silnika.

- Ktoś płynie! - krzyknął alarmująco jeden z Runnerów. Silna dłoń chwyciła Alice za kurtkę i pociągnęła plackiem na dach transportera. Dwaj jej strażnicy też zalegli na dachu by stanowić mniejszy cel i metal broni zastukał o metal kadłuba gdy szykowali automaty. Grupka pod wodzą Guido też rozsypała się przy przybrzeżnych drzewach szukając kryjówki przed zagrożeniem płynącym z rzeki. Ale w przeciwieństwie do trójki na transporterze mieli znacznie gorsze pole widzenia przez te drzewa, krzaki i trzciny więc widzieli transporter i niewiele więcej.

- Kutry?! Nowojory?! Kto kurwa?! - krzyknął ponaglająco Guido zerkając ze zniecierpliwieniem na obsadę transportera.

- Nie! Chyba nie. Jakaś łódka. Ktoś wiosłuje. - odkrzyknął Frank nieco unosząc głowę by lepiej widzieć. Ale warunki do obserwacji czegokolwiek były bardzo trudno. Alice też widziała pojedynczą łódź z chyba pojedynczym wioślarzem który spokojnie wiosłował zupełnie jakby nie widział wcale przycumowanego do brzegu transportera. A odwracał głowę w kierunku gdzie płynął czyli raczej powinien dostrzec chyba coś tak dość sporego unoszącego się na wodzie.

Pyrgnięta lekarka położyła się płasko na zimnej, śliskiej płycie blachy i mrużąc oczy próbowała dopatrzyć się detali niespodziewanego gościa. Niestety krecia ślepota pokazywała jej raptem kontur łodzi i coś poruszającego się wewnątrz, więc dla niej mógłby tam siedzieć nawet terminator albo Dalton. Sama nie widziała spotkania z kim bardziej nie chciała w tej chwili - zaawansowanym technicznie cyborgiem przysłanym z przyszłości, czy miejscowym stróżem prawa.
- Zawołajmy go, niech się ozwie - zaproponowała cicho, spoglądając na parę cerberów.

Ze swojego miejsca na podmokłym brzegu San Marino widok miała raczej kiepski.
- Ma łódź. Zajebmy mu ją. Nam się przyda. Można by spróbować ja wywalić do góry dnem i wydrapać otwór na oczy. - popatrzyła na szefa - Lepsze to niż wstrzymywanie oddechu. No ale to by trzeba zajebać łódź i sprawdzić czy kutry na nią reagują.

- No. - Guido zgodził się w skupieniu obserwując nadbrzeżne trzciny i krzaki. Bo sama “brama” pozostawiona przez kutry umożliwiała widzenie tylko wąskiego odcinka rzeki. Więc tak jak i reszta mniej wodnej części ekipy był skazany na oglądanie ich a nie rzeki. Na transporterze i tak zbyt dużo miejsca nie było jak pozostawiona tam trójka rozpłaszczyła się na nim plackiem. Dał znać gestem i paru jego ludzi ruszyło przez wodę w stronę skąd nadpływała łódka a część w przeciwną.
Chociaż nie było wiadomo jak by szło strzelanie przez te krzaczory to jednak niby dawało to jakieś opcje by wziąć ewentualną załogę łodzi w kleszcze.

- Z drzew powinno coś być widać. - odezwał się Nix patrząc w zastanowieniu na górę. Wyższy punkt widzenia rzeczywiście obiecywał, że da się spojrzeć ponad tym całym zielskiem i krzaczorami. Guido spojrzał zaskoczony na Pazura i parsknął krótkim uśmiechem.

- Billy Bob! Zasuwaj na drzewo ale już! - dowódca syknął rozkaz i młodzik dotąd też gorączkowo kitrający się za drzewem poderwał się jak smagnięty biczem. Potem skinął podgoloną głową i zaczął wdrapywać się na nieco rozcapierzone i pochylone drzewo. Po chwili wlazł tak wysoko, że miał pewnie w tej chwili najlepszy widok z całej bandy łącznie z trójką na transporterze.

- Jakaś łódka! - zameldował szybko gdy tylko usadowił się na swojej grzędzie. Guido słysząc to przyłożył sobie dłoń do czoła i przymknął oczy.

Nix zmarszczył brwi spojrzał na młodziana na drzewie a potem na jego szefa. Wydawał się nie dowierzać temu wszystkiego.
- On tak na serio? - zapytał się trochę swojej żony a trochę szefa całej bandy. Guido ze złości zacisnął szczęki.

- Kurwa Billy Bob! Ilu?! Co mają?! Kto to jest do cholery! - syknął rozzłoszczonym tonem szef bandy piorunując wzrokiem młodziana na drzewie. Ten przestraszony skinął znowu głową i ponownie zaczął wpatrywać się w napływającą łódź.

- No chyba jeden. Nie widzę innych. Ale słabo widać, musiałby bliżej podpłynąć. Nie widzę broni. Ale może ma gdzieś w łodzi. - młodziak zaczął dukać kolejne zdania a w głosie dało się słyszeć skupienie gdy próbował przez ulewę i odległość dostrzec jakieś szczegóły.

- Jeden? Jeden to nam niewiele robi. A będziemy mieć łódkę. - skomentował szef bandy czekając aż sytuacja rozwinie się tak by było widać jakieś szczegóły.

Brzytewka leżąc na płasko między Frankiem a Grapem widziała jak wycelowali broń w operatora łodzi. Ten płynął zwykle plecami do nich jak w większości wypadków pływało się łodzią, plecami do dziobu.
- Musi nas widzieć. Płynie prosto na nas. - powiedział cicho Grape patrząc na dziób łodzi. Albo im się zdawało albo mała jednostka zmieniła nieco kurs tak, że płynęła właśnie jakby wprost na zanurzony prawie w całości transporter.

Był też dylemat innego rodzaju, zaprzątający głowę Savage. Do zmroku pozostawało trzy-cztery godziny, lecz przez warstwę chmur i deszcz widoczność pozostawała znikoma. Pojawiał się problem, czy wypada powiedzieć “dzień dobry” czy już “dobry wieczór”? Wedle przyjętych zasad drugiego zwrotu używało się po godzinie dziewiętnastej… chyba, że następowały czynniki zewnętrzne, przyspieszające ów proces, ot choćby krótki dzień przy porze zimowej.
- To niedorzeczne - mruknęła po części do własnych przemyśleń, po części do zachowania grupy Runnerów. Płynął jeden człowiek, mieli przewagę, spluw, nóg, głów i wszelkich możliwych organów wewnętrznych, tudzież wypustek. Nie zamierzając tracić więcej czasu, uniosła się na łokciach, powoli zbierając się do przeniesienia do siadu. Nabrała przy tym powietrza i policzywszy do dziesięciu krzyknęła do obcego.
- Dzień dobry! Niefortunna pora na podróż przez teren ostatnimi czasy wysoce niebezpieczny. Zabłądziłeś dobry człowieku? Jesteś ranny?

Na drugim brzegu grupa czekająca na szczegóły, w tym nożowniczka, na chwilę straciła język w gębie. Stała tak, gapiąc się to na szefa, to na transporter i dochodzący z niego znajomy głos. Zamrugała i miała coś powiedzieć, ale w porę uzmysłowiła sobie, że za każdy głupi komentarz szef pewnie wpakowałby jej kosę w bebechy,m albo kule w czachę. Były rzeczy z których się nie żartowało.
- Ale w razie wu łódkę i tak kroimy, nie? - spytała cicho tak na wszelki wypadek.

Mafioz przymknął oczy i zacisnął szczęki gdy z transportera dobiegł ich rudy głos. Przez chwilę przesunął sobie palcami po skroniach i w tej pozycji skinął głową.
- Tak. Kroimy ich. Niech ich Brzytewka ściągnie bliżej. - powiedział w końcu opuszczając dłoń i znowu czujnie obserwując ten dość wąski wycinek rzeki wokół amfibii. To sprawiało, że dla ludzi na brzegu może poza Billy Bobem, łódka musiała zostać zauważona w ostatniej właściwie chwili gdy prawie mogłaby cumować do transportera. Pocieszające zaś było to, że blokada wzroku powinna działać w obie stronę więc obsada łodzi nie powinna mieć szans dostrzec główne siły bandy póki właśnie nie zbliży się prawie burta w burtę z wojskową jednostką. A, że łódka to nie fura z Det a rzeka to nie ulice z Det to dawałoby marne szanse, że ktoś zdoła w ostatnim momencie wyrwać i zwiać tą łodzią spod runnerowych łódź.

- A jak ma granat? - zapytał cicho Nix patrząc też czujnie na dryfujący transporter. Granat rzucony do czy na transporter miał szansę poszatkować wszystkich w jego pobliżu.

- Zamknij się! - syknął ze złością Guido trzepiąc Pazura w ramię. Też ze złością.

Brzytewka leżąc na mokrym dachu amfibii widziała jak dwaj jej stróże cicho syknęli albo przeklęli gdy bez ostrzeżenia krzyknęła do napływającej łodzi. Ale zaskoczenie trwało chwilę. Zaraz potem znów wróciła czujna obserwacja wioślarza. Ten odwrócił się ale trochę bokiem jakby chciał lepiej usłyszeć co do niego krzyczą. Pokręcił chyba głową. Chyba w kapturze który z tej odległości zlewał się z resztą sylwetki. Ale dalej nie zwalniając miarowo płynął wciąż kursem kolizyjnym na transportem. Po kilku ich uderzeniach Frank a za nim Grape odbezpieczyli swoje automaty gdy nie doczekali się żadnej reakcji na słowa Brzytewki. A potem wszystko zdawało się toczyć błyskawicznie.

- On tam coś chyba ma. Jakąś płachtę. Na dziobie. Coś jest nią przykryte. - z drzewa doszedł ich skupiony wzrok “oka”. Billy Bob wychylił się do przodu niebezpiecznie chcąc zyskać każdy centymetr do zbliżającej się łódki. - Zaraz… Zaraz, zaraz… - twarz młodego nagle wykrzywiła się w próbie dojrzenia czegoś co chyba właśnie dostrzegł ale nie mógł dostrzec wszystkiego co by chciał.

- Ej, zobaczcie jego plecy… Co on tam ma? - Grape nagle zesztywniał i nieco uniósł głowę by dojrzeć obcego przybysza na obcej łodzi. Frank też zmarszczył brwi jakby dostrzegł to samo. I wtedy wioślarz nagle puścił wiosła i powstał do pionu. Okazało się, że ma na sobie kurtkę i spodnie. Tylko, że spodnie miał ściągnięte mniej więcej poniżej kolan więc świecił golizną tyłka i nóg aż w tych szarościach ulewy raziło po oczach. W tym na jednej nodze widać było założoną jeszcze bielszą biel opatrunku.

- Ranny? No kurwa tak, ranny, pewnie, że ranny ale wiesz co Brzytewka mam na to świetną receptę! - Hektor odwrócił się wreszcie przodem i choć przez moment wydawało się, że straci równowagę i się wywali a może nawet całą łódź zdołał jakoś odwrócić się przodem. A przy recepcie wskazał na swoją sterczącą męskość szczerząc się przy tym ze złośliwą satysfakcją.

- Zajebię go. - mruknął z ulgą Guido przymykając oczy i wydychając wreszcie wstrzymywane powietrze. Reszta bandy ukryta po krzakach słysząc charakterystycznie bezczelny i znajomy głos nawet bez widoczności z właścicielem rozpoznała z kim mają do czynienia.

Z piersi Savage wyrwało się głośne westchnienie ulgi przemieszanej z radością. Nie zbliżał sie obcy, tylko swój i to do tego bliźniaczo swój!
- Na litość boską, nie mierzcie do niego - powiedziała do cerberów, gramoląc się przez dach i spuszczając wpierw nogi do wody, a potem cała zeskoczyła w nieprzyjemnie lodowatą breję.
- Hektor skarbie, załóż ubranie bo się przeziębisz! - odkrzyknęła pogodnie, szczerząc się po wariacku - Jest zimno, do tego pada! Nie wypada się też tak obnażać jeżeli nie poszło o zakład! Gdzie Paul?! Jest z tobą?! Gdzie pozostali, co z tatą i Taylorem?! - zadała serię najbardziej palących pytań.

- Zostaw coś dla Mówcy
- San Marino prychnęła zdegustowana, łupiąc na Diabła, a potem na Hektora. Jeszcze im tego kaleczniaka brakowało do szczęścia, złamasa jednego parszywego. Splunęła w wodę i wzruszyła ramionami - To co, kroimy go? Chętnie mu zasadzę kopa w to gołe dupsko.

- No. Ten wasz łysy miał rację. Trzeba go potopić. Znaczy obydwu najlepiej.
- Nix też pokręcił głową przecierając mokrym rękawem mokre czoło.

- Sam go skroję. - powiedział szef bandy i wyszedł zza drzewa za jakim się ukrywali i ruszył w stronę transportera i pewnie zbliżającej się do niego łodzi. Widząc szefa i całą sytuacje przez szeregi bandy też przetoczyła się zauważalna fala ulgi. Ludzie powychodzili ze swoich zatopionych w ulewie i bagnie kryjówek niejako wracając w stronę amfibii.

- Założyć spodnie? Nie no weź Brzytewka co? Pewnie dlatego masz takie słabe skille w tym robieniu laski. Ale powiem ci, że ciężko jest robić laskę kolesiowi z założonymi spodniami. - Latynos prężył się na środku łodzi stojąc względnie w dumnej pozie z podpartymi o biodra dłońmi. Pasowało do pozy zwycięzcy jak znalazł. Ale zwycięzcy zwykle do tych dumnych póz nie pozowali ze ściągniętymi do kolan spodniami.

- A te robienie laski i ze spodniami to znasz z własnego doświadczenia? - gdzieś z łodzi odezwał się głos drugiego z Bliźniaków. Nieco psując zwycięski efekt jaki chyba właśnie próbował osiągnąć Latynos. Brunet spojrzał więc cierpko gdzieś na dziób łodzi skąd dobiegał głos. Łódź zaś dryfowała coraz bliżej transportera a zatopiony transporter miał zbliżoną wysokość burty do burty zwykłej łódki.

- Wyłaź łajzo. Całą kurwa drogę przewiosłowałem. Bo sobie ktoś jak ostatni złamas dał jakiemuś psiunowi łapę połamać. - śniady z Bliźniaków nie zrezygnował ze swojej pozy i dalej stał w niezmiennej pozie na środku łodzi. Z łodzi dały się słyszeć jakieś szelesty i pokazała się wygolona głowa Paula.

- I co kurwa?! Było mówione, że was kurwa znajdziemy?! Że co? Że Guido sobie myślał, że nas może se tak łatwo spławić jak jakiś frajerskich obszczymurów? Mówiłem, że was kurwa znajdziemy! - Paul pozwolił sobie usiąść pewnie na dziobowej ławeczce i oparł się pańskim ruchem o burtę łodzi. Szczerzył się triumfalnym i zwycięskim uśmieszkiem patrząc na obsadę transportera. Efekt trochę psuło jego wciąż pobandażowane ramię.

Wrócił temat nadrzędny, wałkowany wielokrotnie i do znudzenia… choć niektórym chyba daleko było do tego stanu. Savage jak zwykle przy podobnych dyskusjach zrobiła przepraszającą minę, nieznacznie rozkładając dłonie.
- Ile razy mam ci powtarzać, że jesteś dla mnie jak brat, więc jakiekolwiek czynności prokreacyjne odpadają ze względu na owe koneksje właśnie. - pokręciła bardzo powoli głową - Przykro mi skarbie, niestety nie poddam się stymulacji twojego członka również z tego względu, że mam męża - podniosła dłoń z obrączką i zamachała nią delikatnie, siląc się na poważny, współczujący wręcz ton - Zajmuję się jedynie stymulacja jego członka, a jeżeli jesteś ciekawy wrażeń organoleptycznych możesz się go spytać. Zresztą jakby ci to powiedzieć… myślisz, że czemu się ze mną ożenił? - naraz uśmiechnęła się szeroko, sprawiając wrażenie, że nic niezwykłego się nie dzieje - Przecież nie przez te kosmiczne, nawiedzone gadki. Do tej pory nie słyszałam żeby narzekał… ubierz się, bo zachorujesz. Przeziębisz się. Mówię poważnie Hektor. Poza tym to co prezentujesz w tak niskiej temperaturze nie będzie robiło odpowiedniego wrażenia. Już o tym rozmawialiśmy - przypomniała uprzejmie, przechodząc na lekarski ton - Przy niskiej temperaturze narządy płciowe mężczyzny kurczą się, chowając w ciele. Czynią tak aby uchronić jądra i spermę prze niska temperaturą, upośledzającą ruchliwość oraz żywotność plemników, co rzutuje na procentowej skuteczności przy ewentualnym przyszłym zapłodnieniu. Ciebie też dobrze widzieć Paul - bez mrugnięcia okiem przeniosła uwagę na drugiego delikwenta, powtarzając te same pytania - Co z tatą i Taylorem? Jak trzyma się reszta?

Nożowniczka ruszyła za dowódcą, ciągnąc też Nixa za ramię. Może zyska szansę dopiec dwóm złamasom naraz, tak dla sportu i zdrowotności.
- Daj spokój Pete, spójrz na nich. Kaleczniaków będziesz bił? - parsknęła, pokazując ruchem głowy łódkę - Chyba żeby serio ich podtopić, tak dla kuracji. No i zamkną się na chwilę… tyle dobrego.

- Słyszałeś? Jaja ci się skurczą.
- Paul z satysfakcją odebrał przytyk skierowany du kumpla patrząc na niego ze złośliwą radochą. Jego ramiona i korpus wykonały jednak ruch jakby dopinał spodnie albo grzebał w poszukiwaniu czegoś w kieszeni spodni. - No z resztą było okey jak odpływaliśmy. Wiesz, nie gadaliśmy z nimi bo zaraz by była zadyma i nici z łodziowego dymania nie? - powiedział przymykając oczy gdy oparł głowę o skraj burty ale wówczas ulewa chłostała go wprost po twarzy.

- Chyba tobie. Mnie tam się nic nie kurczy. - Hektor spojrzał uważnie w dół na swoją goliznę zupełnie jakby sprawdzał prawdziwość słów Brzytewki. - Poza tym jaki mróz? Jakie zimno? Ja dbam o swoje jajka i trzymam je w cieple no jak mówisz. W przyjemnym, ciepłym i wilgotnym miejscu. - Hektor pokiwał głową i spojrzał na zanurzoną w wodzie lekarkę dając jej znać, że jej porady kompletnie nie mają tutaj zastosowania.

- Ta. Wiesz jak te ciepłe i wilgotne miejsca ci wychodzą? Chujowo. - Paul oświecił kumpla z satysfakcją wsadzając sobie w zęby kolejnego skręta.

- No właściwie. No na co czekasz? Wyłaź i dokończ. - Hektor wskazał wymownie dłonią na swój front a Paul prychnął z satysfakcją. Próbował odpalić skręta ale w tą ulewę było to skrajnie trudnym zadaniem. Więc na chwilę pochłonęła go walka z tą oporną czynnością.

Łódź nie sterowana obecnie przez nikogo zaczęła dryfować w stronę przybrzeżnych trzcin. Choć była już na tyle blisko wojskowej amfibii, że można już było toczyć rozmowę bez wykrzykiwania zdań do siebie.

- No. - Pazur dał się pociągnąć za rękę nożowniczce i zgodził się z jej wnioskami przysłuchując się dyskusji zza krzaków i trzcin. Łódź musiała być już całkiem blisko.

- No. Czasem sam się zastanawiam po co ich trzymam. - Guido pokręcił głową też patrząc na okoliczne trzciny gdzie tam całkiem niedaleko musiała być łódź z Bliźniakami.

- Bo umieją skombinować łódź gdy jest potrzebna? - zaproponował Pazur zerkając na mafioza. Ten lekko uniósł brwi do góry i pokiwał czarną czupryną.

- No chyba tak. Tylko czasem już nie wiem czy to oni się zapominają czy ja o co tu biega. - westchnął szef Runnerów sięgając po kolejnego papierosa.

- A o co ma biegać Diable? - nożowniczka uśmiechnęła się krzywo - Skołowali krypę, opierdol ich, zwijamy ją i kończymy kutry. Niech zostaną z Plamą, przynajmniej ten… obu by ich trzeba tu zostawić. Żeby jej pilnowali zamiast tamtych. Wtedy dwóch sprawnych pójdzie z nami, a oni mają wiele tematów do żarcia jak słychać - wyszczerzyła się złośliwie, ale szybko wróciła do powagi topielca - Zadbają ci o nią, nam się przydadzą Żywi na obu nogach i trzymający broń obiega grabami. Noc się zbliża, nie poczeka na nas… to tak nie działa niestety.

Lekarka w tym czasie brodziła przez bagienną wodę aby dotrzeć do łódki i pomóc przy jej zacumowaniu. Ewentualnie liczyła na łut szczęścia w razie kłopotów, dzięki któremu się nie utopi o ile przytrzyma się burty.
- Temperatura bliska ujemnej, opady deszczu… wybacz kochanie, ale to wcale nie brzmi i nie wygląda jak odpowiednie warunki - popatrzyła do góry, aby gdzieś hen-hen wysoko dojrzeć twarz Latynosa - Poza tym skąd macie łódkę?

- Zrobiliśmy deal.
- Paul wyszczerzył się ale uśmiech zaraz mu zgasł. Nadal nie mógł w tym deszczu odpalić papierosa. Wreszcie zirytowany tymi niepowodzeniami uniósł kawałek plandeki czy czegoś podobnego co go dotąd chroniło przed deszczem bo był wyraźnie bardziej suchy od Latynosa. A przynajmniej mniej mokry.

- No właśnie no deal. Nie ociągaj się. I masz tu kawał interesu do załatwienia. - Hektor wciąż stał i ponaglająco spojrzał gdzieś na dno łodzi. Plandeka wybrzuszyła się i w końcu spod plandeki wyłoniła się jeszcze jedna głowa. Szybko dojrzała brodzącą w wodzie Brzytewkę, resztę widocznego już towarzystwa i zaraz się schowała ponownie. Latynos opuścił cierpiętniczo ramiona i równie cierpiętniczo westchnął. Alice zdołała dostrzec tyle, że trzecia głowa musiała należeć do jakiejś kobiety.

- Ale tu są jacyś ludzie! - z łodzi doszedł kobiecy głos pełen obaw i niepewności. Guido czekający na umownym brzegu tego bagienno - rzecznego pogranicza spojrzał pytająco na Nixa jakby tym razem on miał mu coś wyjaśnić. Pazur jednak tylko wzruszył ramionami i dalej obserwował widowisko.

- Nie jacyś ludzie tylko nasi. Ci co ci mówiliśmy a się zgodziłaś. Widzisz? Deal jest deal. Nie wyrolowaliśmy cię. - spod plandeki dał się słyszeć głos bardziej bladego Bliźniaka i sądząc po odgłosach dalej użerał się z zapaleniem pewnie już nieźle mokrego skręta. Wydawał się bowiem na tym bardziej skupiony niż na prowadzonej rozmowie.

- No nie do końca. - Hektor nie zgodził się z opinią kumpla. - Ja tu czekam na swoją część doli co żeśmy się umawiali. - odezwał się znowu zirytowanym głosem patrząc zirytowanym wzrokiem na plandekę poniżej.

- Ale tam są jacyś ludzie! Przy nich się wstydzę. - w głosie dziewczyny pojawił się cień uporu i niezgody.

- Daj spokój. Jak kończyliśmy to już się na nas gapili. Więc wiesz, pierwsze koty za płoty i takie tam. A nieźle ci szło już. - Paul wyłonił się wreszcie z wreszcie zapalonym fajkiem.

- Ale to było pod plandeką. - odpowiedziała po chwili wahania dziewczyna z łodzi.

- Oni tak mogą długo? - Nix znowu zerknął na Guido wskazując przemoczoną głową w czarnej czapeczce na widoczną już całkiem blisko łódko.

- No. Dobra patafiany wypad z łodzi! Zgarniamy furę. A wy zostajecie tutaj z Brzytewką. I transporterem. Utrzymajcie na chodzie transporter. Frank, Grap, dawajcie do nas. A ty Billy Bob na co się tak gapisz? Zasuwaj po tą cholerną łódkę na ten tychmiast. - Guido najpierw westchnął widząc kolejny spektakl zaserwowany przez parę Bliźniaków i zastopowana na chwilę machina Runnerów znów ruszyła. Młodzik runął wpław przez wodę do piersi by złapać i przyholować łódkę. Razem z Brzytewką byli pierwszymi którzy dostali się do łodzi Bliźniaków. Ale pracowali sami tylko chwilę bo zaraz kilku gangerów ruszyło mu pomóc ciekawie zagadując do Bliźniaków i do tej ich pasażerki jaka okazała się młoda dziewczyna pośpiesznie dopinająca na dnie łodzi własne spodnie. Była całkiem obca i jedno co można było powiedzieć to tyle, że na pewno nie jest Runnerem. Wspólnym wysiłkiem wreszcie wszyscy znaleźli się na zewnątrz a pustą obecnie łódź zatrzymano gdzieś w pobliżu Guido.

- Z resztą w porządku? - zapytał Guido gdy para najlepszych kumpli znalazła się w trochę kalecznych i sztywnych pozach z powodu swoich opatrunków przed nim.

- No. Taylor wszystkich trzyma za ryj. Jest wporzo. Nie dygaj. Urządzili się. - Hektor pokiwał głową a Paul mu zawtórował.

- Świetnie. No to zostańcie tu z Brzytewką. Ogarnijcie transporter. My bierzemy łódkę i płyniemy rozjebać te cholerstwo. - Guido też pokiwał głową i zaczął pakować się do środka łodzi. Za nim zaczęli ładować się kolejni członkowie jego bandy.

- Urządzili? Gdzie niby, skoro wszędzie tu bagna? I gdzie znaleźliście łódź? - Savage trzymała się burty aby przypadkiem nie wpaść łepetyną pod wodę, co stanowiłoby dość uwłaczający godności wypadek. Po pół minuty westchnęła i przywoławszy na twarz uprzejmy uśmiech, zwróciła się do obcej kobiety - Proszę wybaczyć brak manier, to przez pośpiech. Jest mi niezwykle miło mogąc panią poznać. Nie zostałyśmy sobie przedstawione, ale proszę mi mówić Alice... albo Brzytewka. Będę zobowiązana jeśli przeniesiemy się do transportera i tam podejmiemy dalsza konwersację. Nie chce wyjść na marudną, lecz gabarytowo nie pasuję do podobnych warunków i szczerze chciałabym znaleźć kawałek suchego lądu. - pod koniec pokręciła nieznacznie głową. Grupa rozdzielała się tym razem permanentnie, a niewielka lekarka układała plan na najbliższe minuty: po pierwsze powinna spróbować z radiem - zrobić prowizoryczną antenę i złapać sygnał. Zająć się czymkolwiek, byle nie myśleć o tym, co będzie się działo raptem kilkaset metrów wgłąb bagien. Zbędne martwienie i tak niczego wszak nie zmieni. Nie dało się doczekać świtu, nie przemierzając czerni nocy wraz z jej strachami.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline