Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 23:53   #337
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Ex-tremalne spotkanie

Tym razem nie było aż tak łatwo znaleźć miejsce na parkingu Muzeum Kunsten.
- Trzeba było przyjść pieszo - mruknął Emerens. - Tutaj - ucieszył się, widząc wyjeżdżający samochód. - Wreszcie.
Mężczyzna zahamował i wyjął klucz ze stacyjki. Przetarł oczy, jakby był nieco zmęczony. W oddali słychać było krzyki dzieci, które nie chciały spędzić kilka cennych godzin wakacji w muzeum. Ich rodziców mało to obchodziło.
- Wchodzimy do środka? Czy od razu robimy rundy dookoła gmachu?
Alice zerknęła na mężczyznę
- Proponuje od razu dookoła. Nie ma co wzbudzać dodatkowych pytań u Cornelii - zauważyła, po czym wzięła swoją torbę i wysiadła z samochodu, czekając na Emerensa.
To nie trwało długo. Mężczyzna praktycznie od razu dołączył do Alice.
- W lewo, w prawo? - mruknął. - Pinezka doczepiła się do obszaru na północny zachód od muzeum. Rozumiem, że idziemy prosto do celu? - zapytał, spoglądając na kobietę wrzeszczącą na swojego męża, który zapomniał portfela. Wyglądało na to, że można było napotkać najprzeróżniejsze dramaty naprawdę w każdym miejscu.
Śpiewaczka rozejrzała się, śledząc za wzrokiem Emerensa
- Może najkrótszą drogą do celu? - zaproponowała zerkając na niego i biorąc głęboki wdech. Zbliżali się do celu, a przynajmniej miała taką nadzieję i nieco się tym ekscytowała, ale jednocześnie i niepokoiła.
- Tak, brzmi rozsądnie - mężczyzna wzruszył ramionami.
Szli ścieżką okalającą Kunsten. Pomimo pośpiechu nie biegli. Nierozsądnie byłoby zwracać na siebie uwagę. Przypadkowi przechodnie mogliby ich wziąć za parę.
- Mam rękę na scyzoryku - Emerens mruknął niezbyt romantycznie. - Przyszykowałaś jakąś broń?
Rudowłosa zerknęła na niego i się uśmiechnęła
- Mam na to plan, nie przejmuj się - powiedziała, po czym westchnęła
- Co dziś na kolację, mistrzu kuchni? - zapytała, chcąc zmienić temat rozmowy na coś lżejszego. Nie mogli przecież iść z tak poważnymi minami w całkowitym milczeniu. To mogło również zwracać uwagę.
Skręcili za róg gmachu. Tutaj ludzi było bardzo mało. Zdecydowana większość wybierała drogę prowadzącą do środka wprost przez główne wejście. Rens uśmiechnął się.
- Po drodze kupimy bułki, żółty ser i jakąś sałatkę… zrobimy zapiekanki - uśmiechnął się. - Zazwyczaj sobie nie pozwalam na to, ale tym razem nie będę oszczędzał keczupu, majonezu i musztar… o mój kurwa dobry Boże… - jęknął.
Stanął w miejscu. Alice powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem. W ich stronę biegła niska, ruda dziewczyna. Była ładna i posiadała kobiece kształty… jednak najbardziej uwagę zwracała żądzą mordu błyszcząca w jej oczach.
- Floortje… - jęknął Emerens. Rozejrzał się dookoła. Jego wzrok spoczął na najbliższych krzakach. Zdawało się, że miał ochotę ukryć się w nich.
Harper oceniła sytuację, po czym zerknęła na Emerensa
- Jak dużo ta panna wie o twojej rodzinie? I dalszych krewnych? - zapytała błyskawicznie, nim druga ruda panna do nich dobije.
- Wszystko - Fortuyn westchnął. - Zmusiła mnie do opowiedzenia całego drzewa genealogicznego, kiedy ujrzała albumy ze zdjęciami u mnie w domu…
- Emerensie Driesie Fortuynie! - wrzasnęła. - Kim jest ta kobieta?! I dlaczego Cornelia twierdzi, że jakąś nieistniejącą kuzynką?!
Teraz znajdowała już tylko kilka metrów przed nimi. Mężczyzna odruchowo podniósł ręce w geście poddania. Zrobił kilka niepewnych kroków do tyłu.
- Uciekaj - szepnął. - Szybko…!
Tymczasem Alice, zamiast uciekać, jak szepnął, widząc że Rens sie aż cofnął, wyprostowała się i stanęła na drodze wściekłej pannie, opuszczając torbę z rzeczami do jednej ręki. Nic jednak nie powiedziała, po prostu obserwowała drugą kobietę w oziębłej ciszy, czekając na jej ruch. Jeśli zaatakuje, Harper nie będzie miła. Miała w tym tygodniu już wszystkiego dość. Jedna, zazdrosna baba to naprawdę było niewiele.
- Ty ruda pizdo! - wrzasnęła Floortje. - Znajdź sobie własnego mężczyznę!
Emerens skrzywił się, przymknął oczy i pomasował skroń, bezgranicznie zażenowany. Być może dlatego tak bardzo nie był przygotowany na atak ze strony kobiety. Ta dosłownie rzuciła się na Alice. Napięła ciało i skoczyła niczym zapaśniczka. Jednak Harper radziła sobie już z większymi zagrożeniami. Odskoczyła do tyłu zwinnie niczym rusałka. Floortje wyłożyła się na ścieżce z głośnym, nieprzyjemnym odgłosem.
- Na litość boską! - wrzasnął Emerens. - Opanuj się, kobieto!
Zdaje się, że pozwolił sobie na tak odważną kwestię tylko dlatego, bo Floortje nie mogła go dosięgnąć. Leżała na ścieżce. Musiała uderzyć głową o kamień, gdyż lała się z niej cienka strużka krwi. Alice, nie zauważając tego, wskoczyła na kobietę i chwyciła ją od tyłu.
- Starczy, ona jest nieprzytomna! - Fortuyn krzyknął, kręcąc głową w szoku. Zastygł i dopiero po chwili drżącą ręką wyjął komórkę. Nieporadnie zaczął wybierać numer.
Śpiewaczka przechyliła głowę i zerknęła na twarz kobiety. Za moment zmarszczyła brwi, po czym ostrożnie przesunęła ją w pozycję znaną jako ‘bezpieczna’
- Cóż za… Niefortunne zrządzenie losu - westchnęła cicho. Zerknęła na Kirilla
- Ktoś powinien z nią zostać do przyjazdu karetki, o ile to po nią dzwonisz - zauważyła.

Mężczyzna odpowiedział dopiero po chwili. Mimo wszystko Floortje była jego dziewczyną. Bez względu na to, jak bardzo impulsywną i infantylną. Przykucnął obok niej i dotknął krwawiącej rany. Wydawał się naprawdę zatroskany. Zdawało się, że zaczynał zapominać, kto tu był ofiarą, a kto drapieżcą.
- Przepraszam, Floortje… nie chcieliśmy - mruknął. Zdawał się kompletnie skruszony. - Wytrzymaj, już przyjeżdżają służby - szepnął. Następnie zwrócił wzrok na Alice. - Masz jakiś materiał? Coś do tamowania krwi? - zapytał gorączkowo.
Alice wyprostowała się i zajrzała do swojej torby. Powinna tam mieć paczkę chusteczek
- Nie sądziłam, że ktoś tak spokojny jest z kimś tak ognistym - powiedziała zaraz i zerknęła na Emerensa z zaciekawieniem.
- Spokojny? Kto? - Emerens roześmiał się. - Nie wiem, co o mnie sądzisz. Jednak… jeżeli uważasz, że jestem spokojny… to cieszę się, że akurat tę część mojej osobowości doświadczyłaś - szepnął.
Mówił, lecz wydawał się bardziej skoncentrowany na ekranie telefonu. Wnet przystawił komórkę do ucha i zaczął rozmawiać z pracownikami lokalnego pogotowia. Później rozłączył się i popatrzył na nieprzytomną Floortje.
- To tak nieprawdopodobne… że aż śmieszne. Jednak ona zawsze taka była. Dlatego ją kocham. Kiedy ja jestem flegmatyczny, ona działa - mruknął, gładząc pasemka rudych włosów. Patrzył na dziewczynę z czułością, jak gdyby jej atak był jedynie nic nieznaczącą zabawą. - Podobno przeciwieństwa się przyciągają.
Śpiewaczka przyglądała mu się uważnie i temu jak patrzył na swoją dziewczynę. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w duchu i wyprostowała się, odwracając wzrok na bok
- To póki czekamy na pogotowie… Może pójdę i rzucę okiem na to miejsce? Nie będę szukać, po prostu się rozejrzę - zaproponowała. Słychać było zesztywnienie, które pojawiło się w jej głosie.
- Na pewno nie będę cię za to winić - zapewnił Emerens. - Nie przyszłaś tutaj po to, aby dbać o Floortje. Masz swoje zadanie - dodał i spojrzał na drobną dziewczynę w jego ramionach. - A ja czuję się rozdarty. Chciałbym ruszyć za tobą i ci pomóc. Ale jakim mężczyzną byłbym, zostawiając moją dziewczynę w takich okolicznościach? - zapytał i zmieszał się. Nawet nie spodziewał się, że te słowa tak bardzo go zażenują. - Czy powinienem ją zostawić? - zapytał. - To… nie wydaje się właściwe. Ale… nie chcę, żebyś ruszyła sama… - Emerens podniósł wzrok na Alice. Wydawał się kompletnie niezdecydowany, co powinien uczynić.
Rudowłosa pokręciła głową
- Kochasz ją, więc zostań z nią. W końcu cię potrzebuje. Dam sobie radę… - zmieniła zdanie. Jeśli Emerens powinien zostać ze swoją partnerką, to ona da sobie radę z tym zadaniem sama. W końcu zawsze tak było.
Z najtrudniejszymi rzeczami zawsze mierzyła się sama…
Uśmiechnęła się do niego.
- Widziałeś gdzie wbiła się pinezka, tam możesz mnie szukać, jeśli jednak wolisz pojechać z nią do szpitala, to też zrozumiem. Nie szkodzi… - powiedziała po czym odwróciła się i ruszyła w stronę, gdzie kierunek wyznaczyła im pinezka.
- Nie to planowałem! - krzyknął mężczyzna. - Przeklęta… Floortje… - rzekł, lekko rozczulając się. Być może spodziewał się najróżniejszych przeszkód na ich drodze… jednak nie w postacip swojej dziewczyny. - Zaraz do ciebie dołączę - Fortuyn mruknął, patrząc na nieprzytomną. Powoli uspokajał się. - Idź, dogonię cię.
Nieprzytomna dziewczyna krwawiła, barwiąc koszulę Emerensa szkarłatną barwą. Cicho pojękiwała. Mężczyzna głaskał ją i zapewniał, że wszystko jest w porządku… choć jego wzrok nawet na minutę nie spełzł z sylwetki Harper.
Śpiewaczka ruszyła tam, gdzie według mapy powinien być owy cel jej podróży. Nie oglądała się. Jeśli Emerens do niej dołączy, ucieszy się, bo nie chciała oddać tego fragmentu przepowiedni tak łatwo. Zastanawiała się też nad swoimi odczuciami. Była jakoś dziwnie zmieszana, po tym jak obserwowała tamtą parę.
Westchnęła bardzo ciężko i zmarszczyła brwi, burcząc na siebie w duchu
- Weź się w garść - powiedziała cicho po angielsku.
Ruszyła w stronę obszaru wskazanego przez utkwioną w mapię pinezkę. Emerens został na ścieżce, spoglądając na Alice z wyrzutami sumienia. Patrzył również na zegarek. Każda kolejna minuta zmniejszała szanse Floortje na pełną rekonwalescencję. Szkoda, że kobieta mogła winić tylko siebie.

Harper opuściła róg Muzeum Kunsten i skierowała się na północ. Było tu znacznie spokojniej. Drzewa drgały, targane wiatrem. Krzewy niespiesznie poruszały się, kiedy Alice przemykała wzdłuż nich. Rozejrzała się. Wokół nie dostrzegła ani żywego ducha. Podwórko przy gmachu wydawało się nie spodziewać jakichkolwiek niespodziewanych wydarzeń.
Harper wzięła głęboki wdech. Zaczęła się uważnie rozglądać, czy było tu coś, co przykuwało jej uwagę jako jakiś charakterystyczny, ciekawy punkt. Przełknęła ślinę i słuchała szumu wiatru, jakby miał do niej przemówić. Zwolniła nieco kroku, jakby bała się, że jeśli będzie za bardzo hałasować, to to czego szuka… Ucieknie.

Alice spostrzegła drewnianą ławeczkę. Mogła na niej usiąść i na spokojnie przyjrzeć się okolicy. Straciła z zasięgu wzroku swojego towarzysza oraz jego dziewczynę. Otoczenie z powrotem stało się spokojne. Wyglądało na to, że Harper znalazła się w bezpiecznym miejscu.
Rudowłosa ruszyła więc do ławki, by usiąść i pomyśleć. Czy to znajdowało się pod ziemią, czy też gdzieś tu, w pobliżu, tylko po prostu jeszcze tego nie widziała? Powoli przesuwała spojrzeniem po całej przestrzeni naokoło. W duchu cicho prosiła, by cokolwiek dało jej znak, że to tego miejsca szuka. Symbol, cokolwiek. Nie widziała w końcu jak zazwyczaj wyglądało wejście, czy miejsce ukrycia takiego wersetu. Nie śmiała pomyśleć, że sam jej się ukaże. Musiała znaleźć odpowiedni symbol. Właśnie między innymi takich rzeczy szukała.

Sprawa wydawała się beznadziejna. Alice uznała, że nie jest w stanie dostrzec żadnego znaku. Czyżby Tuonetar wpłynęła na moc śpiewaczki i zepsuła ją, przez co pinezka wylądowała w niewłaściwym miejscu? Wszystko na to wskazywało. Rudowłosa zaczynała odczuwać rosnącą frustrację. Wstała z ławki i ruszyła na spacer dookoła muzeum. Usłyszała syrenę zbliżającej się karetki pogotowia, jednak nie zwracała na nią zbyt wielkiej uwagi. Zrobiła kolejny krok i spostrzegłą, że jej but zabrudził się błotem. Ziemia była tutaj grząska i zdradliwa. Dalej Alice spostrzegła niewielkie, muliste jeziorko. Mnogość najróżniejszych owadów brzęczała, nerwowo kręcąc się po okolicy. Jeden z nich wylądował na przedramieniu śpiewaczki, chcąc wyssać z niej krew.

Harper mrugnęła i kiedy rozchyliła powieki… ujrzała obiekt, którego wcześniej nie było. Pojawił się bez najmniejszego sygnału. Nie wydał żadnego dźwięku, błysku, hałasu. Zupełnie tak, jak gdyby przez cały czas znajdował się w tym samym miejscu… tyle że dopiero teraz postanowił ukazać się Alice.


Śpiewaczka odpędziła chętnego na jej krew owada, po czym bez zbędnego ociągania podeszła bliżej dziwnej konstrukcji. Uważała jak stąpa, by nie wpaść do wody. Czy było do środka jakieś wejście? Rozejrzała się, czy był tu ktoś poza nią. Nie chciała, by przypadkowi przechodnie dostrzegli, że chce wejść do środka. Zastanawiała się, czy Emerens do niej dołączy. Dała mu więc czas, obchodząc konstrukcję w poszukiwaniu bardziej suchego przejścia, niż przez wodę.

Nie spostrzegła takiego. Chyba niemożliwe było wejście do środka bez pobrudzenia się. Szklana, błyszcząca piramida równie dobrze mogła być otoczona fosą. Tyle że w tym przypadku śpiewaczka nie potrafiła dostrzec mostu zwodzonego.

Znajdowała się w tej okolicy całkiem sama. Ten stan rzeczy zmienił się, kiedy Emerens pojawił się na horyzoncie. Przez chwilę rozglądał się, a potem, kiedy ujrzał Harper, ruszył w jej stronę. Jego krok był szybki i długi, dlatego nie musiała długo czekać na pojawienie się mężczyzny.
- Już po wszystkim - mruknął. - Obawiam się, że to koniec tego związku - lekko skrzywił się. - Floortje nie wybaczy mi, że nie pojechałem z nią do szpitala. Ale zdecydowałem, że to jest ważniejsze… - westchnął.
Alice spojrzała na niego uważnie
- Dziękuję… Choć przykro mi z powodu twojej relacji z nią… Natomiast ja znalazlam nasz cel… - powiedziała i wskazała na piramidowatą konstrukcję.
- Musimy dostać się do środka - rzekła po chwili i teraz już po prostu podeszła najbliżej do wody jak mogła. Na początek lekko szturchnęła wodę czubkiem buta, ciekawa, czy nie kryje się w niej żadna dziwna pułapka.
Zdawało się, że nie. Jeziorko wydawało się normalne, choć niezbyt estetyczne. Unosiła się z niego nieprzyjemna woń zgnilizny. Alice ujrzała na w pół rozłożone ciało kota. Jego szyja leżała pod dziwnym, nienaturalnym kątem, po części przegryziona. Wyglądało na to, że okoliczne psy bywały szczególnie agresywne.
- Jeszcze tydzień temu na pewno nie było tej konstrukcji - Emerens zastanowił się. - Musiała zostać tu niedawno zbudowana.
Śpiewaczka zerknęła w jego stronę
- Jesteś pewny? Jeśli mapa wskazała to miejsce, to może nie musi być tak, że go tu nie było, a po prostu nikt go wcześniej nie widział - Alice zerknęła znów na pozostałości po kocie i skrzywiła się lekko
- Musimy tam wejść, ale matko… Ta woda jest straszna… - westchnęła ciężko. Zastanowiła się chwilę nad wszystkim, co ją spotkało w ostatnich dniach i zaśmiała się nagle cicho na nonsens tego co właśnie powiedziała… Poszła do kościoła Skalnego, gdzie widziała mnóstwo zwłok, ale brudna woda w jeziorku ją odstraszała. Pokręciła głową i zdjęła buty, by ich nie zabrudzić, po czym uniosła nieco brzeg sukienki i wstrzymując oddech weszła jedną stopą do wody, trzymając się maksymalnie jak najdalej od kota.
- Jesteś odważna - mruknął Emerens. Nawet nie mógł przypuszczać, jak mała to była rzecz w porównaniu do innych, których Alice zdołała dokonać. - Chyba ja też muszę wejść - skrzywił się i sam zaczął ściągać buty. Następnie podążył za Harper do mętnej brei.

Była gęsta, brudna i lepka. Pływały w niej patyki, kamienie oraz liście. Owady spoczywające na obrzydliwej tafli zerwały się w popłochu, zmykając przed Alice. Woda w najgłębszym miejscu sięgała do kolan. Wnet kobieta doszła do kamiennych, grubych kolumn, na których była wsparta konstrukcja. Harper uświadomiła sobie, że będzie potrzebowała podsadzenia, aby dostać się wyżej. Drzwi były małe, ale wystarczającej wielkości, aby wejść na kolanach do środka.
Rudowłosa cały czas podtrzymywała brzegi sukienki by się nie zamoczyły. Zawiązała go w końcu z jednej strony w supeł i materiał trzymał się sam gdzieś mniej więcej w połowie jej uda. Zerknęła na Emerensa
- Podsadzisz mnie? Sama nie dam rady tam wejść - wskazała na brzeg platformy.
- Pewnie - mruknął. Jego głos brzmiał nieco dziwnie z powodu dłoni, którą go zasłaniała przed odorem. Uśmiechnął się lekko do żartu, którego nie wypowiedział na głos. Podszedł bliżej i położył ręce na tułowiu kobiety. - Tylko błagam cię, nie ochlap mnie tym gównem - mruknął.
Alice złapała się stabilnie brzegu platformy, po czym zerknęła na niego przez ramię
- Postaram się… Na trzy… Raz… dwa… Trzy - powiedziała, po czym przy trzech lekko podskoczyła, by dać Emerensowi ułatwienie przy podsadzeniu jej, a sama podciągneła się na rękach w górę, skupiając by trzymać nogi razem i najlepiej jak najbardziej z dala od mężczyzny, żeby nie ochlapać go jak ‘poprosił’.

Rozległ się cichy, lepki odgłos, kiedy stopy Alice oderwały się od dna. Rens cicho jęknął, jednak kobieta była lekka i bez większych problemów umieścił ją na platformie. Zwłaszcza że wspomagała jego wysiłki.
- Wszystko w porządku? - zapytał mężczyzna, ścierając z rąk kropelki szlamu.
Harper ostrożnie przesunęła się w stronę niewielkich drzwi do wnętrza piramidy
- Mmhmm, wchodzisz też? - zapytała, zastanawiając się, czy Rens da radę sam, czy będzie potrzebował pomocnej dłoni, by dostać się na platformę.
- Chyba nie zmieścimy się obydwoje - odpowiedział. - Wchodzisz? Tam w ogóle drzwi są otwarte?
Alice spostrzegła, że były przymocowane jedynie poprzez metalową sztabę. Bez problemu mogła ją odsunąć.
- Widzisz coś? - ton głosu Fortuyna sugerował, że bardzo chciał usłyszeć twierdzącą odpowiedź. Jeśli nie z powodu samej w sobie chęci zdobycia wersetu… to chociażby po to, aby opuścić śmierdzącą okolicę.
Śpiewaczka odsunęła zasuwkę i otworzyła drzwiczki prowadzące do środka
- Nie wiem czy to ty nie powinieneś wejść pierwszy do środka, jeśli znajduje się w środku ten werset, nie powinnam go zobaczyć - zauważyła. Mimo to, z czystej ciekawości rozejrzała się co było w środku piramidy, nie zawieszając na niczym wzroku na dłużej niż kilka chwil.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline