Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 23:55   #338
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Chatka Ducha - część pierwsza

Wszystko pokrywała drobna warstewka kurzu. Śmiało można było wysunąć hipotezę, że porządkowanie tego pomieszczenia nie należało do obowiązków muzealnych sprzątaczy. Znajdowała się tutaj rzeźba mężczyzny naturalnych rozmiarów. Przypominał zarośniętego, ubranego w łachmany starca. Oprócz niego wewnątrz nie było nic interesującego. Harper wpatrywała się w skalną postać, kiedy poczuła przybierający na sile ból głowy. Ten jednak minął i nie było powodu, aby zwracać na niego większą uwagę.
- Jeżeli już tam jesteś, to zobacz, czy coś takiego w ogóle znajduje się w środku. Przymruż oczy, wtedy z powodu rzęs nie będziesz w stanie przeczytać tego błyskawicznie. Nie wiem, czy konstrukcja wytrzyma moje próby wejścia na nią. Te kolumny podpierają platformę bez żadnych zabezpieczeń - wyjaśnił lekko pochylony. Patrzył od dołu na podłogę piramidy. - Ale jeżeli chcesz, to mogę spróbować.
Alice zawahała się
- Wejdę i rozejrzę się. Jeśli dostrzegę zarys jakiegoś napisu, zamienimy się - zaproponowała, po czym ostrożnie przesunęła się na kolanach, wsuwając do środka pomieszczenia. Dopiero tam ostrożnie podniosła się na nogi i przymrużyła oczy, tak jak jej Emerens polecił. Zaczęła się rozglądać. Ostrożnie podeszła do rzeźby.
Wykuty z kamienia mężczyzna siedział po turecku na samym środku pomieszczenia. Nie trzymał żadnych tablic, czy ksiąg, na których rzeźbiarz mógłby umieścić werset. Alice spostrzegła, że został umieszczony na pentagramie narysowanym ciemną mazią. Uświadomiła sobie, że to musiała być bardzo stara krew. Przykucnęła i bezwiednie wyciągnęła dłoń w kierunku znaku. Poczuła lekkie mrowienie. Zdaje się, że natrafiła na coś, co mogłaby skonsumować.
- I co?! - Fortuyn krzyknął, choć nie musiał. Szklane ściany bardzo dobrze przepuszczały dźwięk.
Harper wciągnęła lekko powietrze. Przełknęła ślinę i wzięła wdech. Czy jeśli w jakiś sposób był tu zamknięty werset, to czy konsumując energię tego miejsca, nie zamknęłaby sobie dostępu do niego?
- Chwilkę! - odpowiedziała Emerensowi i wyostrzyła wzrok, skoro nie widziała żadnych napisów. Dotknęła dłoni siedzącego na środku pentagramu starca
- Chciałabym wiedzieć co kryjesz… - powiedziała cicho, marszcząc brwi i przyglądając się jego nieruchomej twarzy, jakby oczekując że dostanie odpowiedź.
Spostrzegła, przyjrzawszy się mu dłużej, że został stworzony z ogromnym, wręcz nieprawdopodobnym kunsztem. Artysta idealnie odzwierciedlił każdą, nawet najmniejszą niedoskonałość cery. Włosy wydawały się odlane i doczepione, każdy z osobna. Jaką funkcje mógł pełnić krwisty pentagram? Czy mogłaby skonsumować go, nie naruszając przy tym energii reszty piramidy?
Rudowłosa wyszła ostroznie z piramidy i zerknęła na Emerensa
- Podasz mi ten scyzoryk? - poprosiła, wyciągając rękę do mężczyzny.
Wnet ostrze spoczęło w dłoni Alice. Emerens posłał jej pytające spojrzenie.
Alice usmiechnęła się do niego
- Dziękuję. Zaraz będę próbowała zrobić coś… magicznego… Może cofnij się nieco w stronę brzegu, żeby nic ci się nie stało, dobrze? - poprosiła go i wróciła do środka piramidy. Skaleczyła się scyzorykiem w palec i poczekała, aż krew zacznie powoli cieknąć z rany. Za moment przytknęła go do zaschniętego pentagramu, krzyżując palce drugiej dłoni, by zadziałało jak należy i by dostała jakieś odpowiedzi.

Poczuła znajomy przepływ elektryczności. Wcześniej tego w taki sposób nie odbierała, jednak konsumowanie było przyjemne. Dzięki niemu następował potężny wyrzut endorfin, lecz rozkosz szybko mijała. Nawet nie zwróciła uwagi na to, czy i tym razem jej włosy pokryły się złotem. Pentagram skruszył się i choć jego pozostałość dalej była widoczna, to z każdą chwilą wydawała się zanikać.

Alice ponownie poczuła ból głowy. Tyle że tym razem był znacznie mocniejszy. Przymknęła oczy i dotknęła skroni. Kiedy je otworzyła, kryształowe ściany pokryły się bielą. Nie widziała już dłużej otoczenia muzeum oraz Emerensa. Posąg z kamienia zadrżał i zaczął się kruszyć. Drobna warstewka odpadała płatami, odsłaniając żywego człowieka. Wszystko wskazywało na to… że Alice unieszkodliwiła zaklęcie, które stanowiło dla niego więzienie. Nieznajomy poruszył się. Spojrzał na Harper. Obracaniu szyi towarzyszył nieprzyjemny zgrzyt stawów nieużywanych od bardzo długiego czasu.
Śpiewaczka zasłoniła usta dłonią
- O mój Boże… - powiedziała cicho, widząc człowieka
- Wszys… Wszystko w porządku? Jak się pan czuje? - zapytała, przysuwając się do niego odrobinę bliżej, jesli potrzebował pomocy
- Jak się pan tu znalazł w takim stanie? - zapytała zatroskanym tonem.
Mężczyzna zmrużył oczy. Roztaczał aurę, którą co prawda nie była złowroga, ale do przyjemnych nie należała. Patrzył na Alice z podejrzliwością.
- Czy to któryś z zapomnianych dialektów? - zapytał, korzystając z antycznej wersji duńskiego. Na szczęście Skorpion dawał sobie z nią radę, tłumacząc. - Czyż przez okropną wiedźmę wysłana zostałaś, aby jej dzieło dokończyć i jej gniew w krzywdę moją ucieleśnić?
Harper zająknęła się, słysząc przedawniony dialekt. Zmarszczyła lekko brwi i spróbowała przełączyć się na tę formę języka
- Nie. Przybyłam tu w poszukiwaniu fragmentu przepowiedni. Jednak nie mogę jej usłyszeć swoimi uszami i zobaczyć oczami, bowiem śmierć też chce ją poznać, a skradła mi te zmysły… Kim jesteś i czym zawiniłeś wiedźmie? - zapytała zafascynowana.
Mina mężczyzny ukazała rosnący gniew, który znalazł odzwierciedlenie w tonie, który przybrał.
- Precz! Precz idź, dziewko rudowłosa! - wrzasnął. - Jak ostatnim razem poszukująca do mnie przybyła i ja z dobrego serca jej radę dałem, to na mnie straszliwie się to zemściło! Już więcej tego błędu nie popełnię! Gdzie są moje dzieci, pytała. A ja wskazałem drogę, przez co czarnej magii ofiarą zostałem! Precz idź, dobrego człowieka zostaw! A w każdym razie, mnie zostaw! Tak żem rzekł! - na podkreślenie tych słów uderzył pięścią w podłogę.
Alice otworzyła szerzej oczy
- Oh… To ty… Ty jesteś tym duchem z bajki. Tym, który powiedział kobiecie gdzie jest chatka wiedźmy. Błagam. Pomóż mi… Szukam odpowiedzi, bo jeśli nie znajdę tego wersetu przed bóstwem śmierci, to nasz świat będzie stracony. Nie będzie tym razem zemsty… Świat się zmienił… Proszę… Jesli mi nie pomożesz, umrę i nie zdołam nijak przyczynić się do uratowania tego co dobre - opadła na kolana, prosząc go szczerze. Była w szoku i jednocześnie zafascynowana.
Starzec spojrzał na Alice z góry. Z jednej strony wyraz jego twarzy pozostał hardy, a z drugiej… jakby nieznacznie złagodniał. Mimo to jego słowa okazały się ponure i nieprzyjemne.
- Każdy, kto do mnie przychodzi, to samo mówi Jak mi nie pomożesz, umrę. Jak wskazówki nie dasz, świat się zakończy. Jak milczeć będziesz, to serce mi pęknie - westchnął. - Moja skromna, bagienna chatka jedynie wtedy pojawia się, kiedy czegoś z całego serca poszukujesz. Przez wiele lat z rad, które dawałem, cieszyłem się wielce. Samotnie mieszkam, więc stąd uczucie moje się brało, by jak najwięcej uśmiechów na twarzach ludzkich zobaczyć. Jednak jeden z nich otruty się okazał, a ja za późno pomiarkowałem. Wystarczy mi już tych udręk i bólu! - krzyknął, próbując uciec wzrokiem od klęczącej Alice.
Śpiewaczka spuściła głowę w dół
- Nie kłamię… Jedyna trucizna, które mnie męczy, to wpływ bogini śmierci. Nie mam złych zamiarów, a dobre. Chcę pomóc światu. Chcę uratować bliskie mi osoby. Chcę pomścić tych, którzy już w sporze stracili życie. Nigdy nie byłam wojownikiem, a zwykłą, samotną śpiewaczką. Zagubiono mnie w roli, do której nie byłam przygotowana. Jeśli więc nie chcesz mi pomóc duchu, nie będę nalegać. Zwróciłam ci wolność, bowiem jakiś czar uwięził cię w miejscu - powoli podniosła głowę i za chwilę wstała na równe nogi
- Cieszę się, że choć mogłam cię poznać. Dziś mój przyjaciel opowiedział mi o tobie legendę. To niesamowite, że zaledwie kilka godzin później zdołałam spotkać cię osobiście - uśmiechnęła się cierpko do istoty. Splotła dłonie w nerwach. Rozważała, czy nie pożegnać bytu i nie ruszyć w dalsze poszukiwania, skoro to jednak nie tu znajdował się werset…

Starzec długo milczał.
- Może to wcale przypadek nie był - westchnął, spoglądając na Alice z wahaniem i swoistym, nie do końca zrozumiałym żalem. - Dziecko wróć, mnie zainteresowałaś. Kłamstwem nie jest, że wiele najróżniejszych dam widziałem i żadne ich tłumaczenia tak nietuzinkowe jak twoje nie były. O lekarstwa na suchoty mnie proszono, o kwiat paproci dla dam, co młodzieńców poszukiwały. O miejsce pobytu dzieci zaginionych, o punkt na mapie, gdzie niepochowani leżeli. Ale nie o wersety przez śmierci boginie poszukiwane…! - wykonał zamaszysty, bardzo ekspresyjny ruch prawą ręką. Wstał z podłogi. Jego stawy kolanowe przypominały nienaoliwione mechanizmy, które działały jedynie za sprawą cudu. W pewien sposób to było prawdą, biorąc pod uwagę, że to Alice zwróciła starcowi władzę nad ciałem. Tymczasem ten nie przestawał mówić. - Nie skłamię ci, że przysługę potężną mi wyświadczyłaś i że rzeczywiście zadośćuczynienie ci winny jestem. Przekonanie wielkie posiadam, że swe długi należy spłacać, toteż ciebie do końca wysłucham! - krzyknął gromko. Wskazał dłonią krzesło, na którym Harper mogła usiąść. Wciąż wydawał się skwaszony, jednak sytuacja wyglądała o niebo lepiej, niż jeszcze chwilę temu.
Alice zatrzymała się więc, po czym splotła palce za sobą. Zerknęła na krzesło, które jej wskazał
- Ależ nie trzeba. Jestem młoda, proszę, ty usiądź - zaproponowała mu uprzejmym tonem.
Mężczyzna zarechotał.
- Prawdą jest, że innym ich wiek wypominać się nie wstydzisz - zarumienił się nieznacznie i przeczesał dłonią splątane, siwe kudły. Następnie spojrzał na krzesło i pstryknął palcami. Wnet obok pojawiła się jego identyczna kopia.
- To miejsce przedłużeniem moim jest, toteż ograniczoną władzę nad nim posiadam, tak jak i my co nieco o sobie decydować potrafimy - wyjaśnił i usiadł.

- Dziękuję, że zechcesz mnie wysłuchać… - Harper dodała zaraz, po czym usiadła na drugim krześle. Po czym opowiedziała mu swoją nietuzinkową historię, ograniczając się jedynie do tego, co wiedziała, że Tuonetar już wie. Pomijała istotne informacje, których bogini przekazać nie chciała i wytłumaczyła duchowi swoją od niej zależność
- Dlatego chciałam znaleźć ukryty tu gdzieś werset, przez pana Aalto. Bo jeśli wygramy ten wyścig, świat zostanie ocalony. Nie jest już dla mnie ważne, czy przeżyję, czy też nie. Chcę po prostu by ci o okrutnych zamiarach cierpieli, a niewinni nie zostali skrzywdzeni - zakończyła tak swoją opowieść. Choć w głębi ducha liczyła na to, że jakiś cud na koniec ją uratuje, to nie śmiała powiedzieć tego na głos dla uszu Tuonetar.
Duch skubał brodę, zastanawiając się. Milczał, nieruchomy, tak długo, że Alice zaczęła obawiać się, że zdołała złamać zaklęcie wiedźmy jedynie na kilka minut i wnet jej towarzysz na powrót stanie się kamienną rzeźbą.
- Nigdy nie przepuszczałem, że poza naszym słodkim lasem takie rzeczy dziać się mogą - pokręcił głową. - Powiedz mi, jak tu dotrzeć zdołałaś? - zmarszczył brwi. - Plaga całą okolicę strawiła, nie ma koni na zmianę, gospód, w których przenocować by można i nieco strawy zakupić. To mnie nie mniej zastanawia, a nawet, być może trochę, fascynuje - zlustrował zieloną sukienkę Alice, która bez wątpienia na średniowieczną nie wyglądała.
Rudowłosa wyprostowała się
- Oh… Wybacz najmocniej… Mamy rok 2010… Pojazdy nie potrzebują koni, zasilane są na energię. Mroki nocy nie są już rozjaśniane jedynie przez świece, czy naftę, a przez latarnie tak jasne jak gwiazdy. A choroby leczone są niezwykłymi lekami. Od lat nie było plag, a głód znają tylko nieliczne kraje… - wyjaśniła mu co nieco.
Starzec nieznacznie rozwarł usta, po czym je zamknął. Zasępił się. Wnet w jego palcach pojawił się kieliszek złocistego napoju. Zamoczył w nim usta. Wyglądał na niezwykle smutnego. Ten żal dodał mu kilka dodatkowych dekad. Przygarbił się i wyglądał na kruchszego niż zazwyczaj.
- To brzmi, jak świat, gdzie każdy wszystko na skinienie ręki posiada. Ludzie już niczego nie poszukują, a w każdym razie nie tak, jak dawniej. Inaczej ktoś przez te wszystkie lata napotkałby mnie i moją chatkę. Tak, jak tobie to się udało. Potrzeba aż tak gwałtownej rozpaczy było, aby mnie z mej niszy wywołać i na świat zwyczajny sprowadzić. Ja sam słabszy znacznie się czuję i wiem, że lata niemocy siły mi nie dodały - westchnął. Łachmany, w które był odziany, zaczęły powiewać nieco bardziej bezwładnie, jakby masa ciała starca momentalnie zanikała.
Śpiewaczka przyglądała mu się
- Gdybym umiała ci pomóc lepiej, zrobiłabym to. Niestety, potrafię jedynie konsumować energię. Przynajmniej tak sądzę… - powiedziała i uśmiechnęła się pocieszająco
- Ale choć masz z powrotem swą wolność duchu. Nie będziesz już tylko reliktem uwięzionym w miejscu - zauważyła. Zerknęła w stronę wyjścia. Nie zamykała go. Czy Emerens martwił się o nią? Nie wychodziła już od jakiejś chwili.
- Konsumować? - staruszek powtórzył. Zdaje się, że nagle zapomniał o swoich dopiero co wypowiedzianych troskach. - To ciekawe słowo… kiedyś je już słyszałem - zmarszczył brwi i wyciągnął rękę, aby podrapać się po skroni. - Dziecko, ufaj mi, że w starych czasach to słowo popularne nie było i stąd o wyjaśnienie poprosiłem. Ten mężczyzna, bo to był mężczyzna, rzekł, że to słowo, które na spożywanie energii astralnej stworzył. Dziwak to był, ci mówię! Jak na me gusta. A ja, jak pewnie widzisz, kompletnie normalny nie jestem!
Harper uniosła brwi
- Ktoś mówił ci kiedyś o konsumowaniu energii astralnej? W jakich okolicznościach? - alice przyłożyła dłoń do serca
- Dzielę ciało z dusza gwiazdy. Ta gwiazda dała mi taką zdolność - wyjaśniła krótko.
- Dziwaczność - tak to staruszek skomentował. Nie odpowiedział jednak na pytanie, bo coś innego zwróciło jego uwagę. - Mówiłaś, że latarnie jasne jak gwiazdy posiadacie… o co to chodziło? Myślałem, że bardzo jasne, ale jeżeli teraz dusze z nimi dzielić można… - zawahał się i wzruszył ramionami. Pociągnął kolejny, drobny łyczek z kieliszka. Zdawało się, że płynu wcale nie ubywało.
Rudowłosa uśmiechnęła się
- Dzielenie duszy z czymkolwiek jest nadal dziwactwem. Gwiazdy są dla ludzi nieosiągalne, choć zdarzyły się już loty na Księżyc… a co do tych świateł. To są takie latarnie. Hm… - Alice położyła torebkę i zaczęła w niej grzebać, czy nie było tam jakiejś małej latarki. Nie znalazła żadnej. Już z powrotem ją odłożyła, kiedy wnet ze środka wypadł drobny breloczek. Metalowe ogniwo jego łańcuszka ułamało się i pewnie dlatego nie pociągnął za sobą żadnych kluczy. Miał kształt statku wycieczkowego. Zdobił go pojedynczy przycisk. Wyglądało na to, że po jego naciśnięciu powinien wystrzelić snop światła z końcówki pamiątki.
- Oj, to wszystko teraz mi się w całość układa! Nic dziwnego, że bogini śmierci was nęka, trzeba z nią było nie zadzierać! Powszechnie wiadomo, iż po śmierci dusze na Księżyc ulatują i tam cieszą się, bawią i biesiadują. To musiało boginię śmierci zagniewać, jak teraz śmiertelnicy za życia loty sobie na niego organizują, tak po prostu!
Kobieta zamrugała szybko, widząc mały stateczek breloczek. Zgarnęła go nim duch zauważył i zapytałby jak uczynili, że ta barka została zminimalizowana
- O. Zobacz. Mam tu światło. Tylko takie małe - powiedziała, po czym wcisnęła przycisk, chcąc zapalić latareczkę, nakierowała snop na swoją dłoń, żeby był wyraźniejszy.
- Och - starcowi wyrwało się. Następnie pokręcił głową. - Toż to czary! Kiedyś jedynie wróżowie nimi władać potrafili. Jednak nigdy wcześniej o uroku w ozdóbce zamkniętym nie słyszałem - zadumał się, przez moment kompletnie rezygnując z mrugania. Wpatrywał się w chińską pamiątkę, jakby była nadzwyczajnym magicznym artefaktem. - Więc proszę powtórz, co cię do mnie sprowadza, że taką magią władacie, a kilku wersów znaleźć nie potraficie?
Harper pokręciła głową
- To nie magia… To nauka. Ludzie odkryli, że w świecie są elektrony i jeśli odpowiednio wprowadzić je w ruch, mogą zasilać różne rzeczy. Znaleźli metal, który jest w stanie przewodzić je, a potem inny, który nasycony tymi elektronami… po prostu świeci. Dawno przestano wierzyć w duchy, magię, bóstwa… To wszystko to bajki. A przynajmniej większość świata tak sądzi. Jest niewielkie grono, które tak jak ja potrafi dostrzec to, na co inni, zaślepieni przepychem i łatwością zdobycia wszystkiego, oślepli - wyjaśniła mu, po czym wyłączyła latareczkę.
- Dlatego nie możemy od tak znaleźć wersetów. Bo gdy nikt nie wierzy w magię, a ktoś ją ukryje, no to nie łatwo ją znaleźć - wyjaśniła.
Starzec pokręcił głową.
- Zaczynam żałować, że zerwałaś ze mnie to zaklęcie - mruknął żartobliwym tonem, jednak coś w jego oczach sugerowało, że być może istnieje w tym nutka prawdy. - Dokańczając tamtą opowieść… ów mężczyzna poprosił, abym znalazł mu kobietę. Nawet okiem nie mrugnąłem, to najdziwniejsza, lub najrzadsza prośba wcale nie była. Ale potem dodał całą opowieść i już niewiele z tego pamiętam, acz to słowo, konsumować, padło bezsprzecznie. A również rzekł, że od tego losy świata zależą. I że musi jeszcze pozostałą czwórkę… piątkę… szóstkę…? W każdym razie, odnaleźć. Bo tylko w tym ratunek. Za zboczeńca go wziąłem, ale mu tę kobietę znalazłem. Daleko na północy była i mapę przez cały wieczór rysowałem. Dziwactwo.
Alice zmarszczyła brwi i przechyliła głowę
- A możesz mi opowiedzieć tę historię, nawet jeśli nie pamiętasz jej fragmentów? - poprosiła uprzejmie. Cos jej w tym opisie nie pasowalo. Zbiegało się z jej historią i nie rozumiała czemu. I jescze to podobieństwo do poszukiwania kobiety i słowo ‘konsumować’. Cała aż się spięła.
- Ma pamięć krucha jest i naprawdę pomoc ze mnie żadna. Pamiętam tylko kilka słów przypadkowych, wyrażeń, czy też tam zwrotów. Mruczał o płaskorzeźbach w jaskiniach starożytnych… - starzec na chwilę zamilkł, chcąc dobrze zastanowić się. - I na pewno o zagrożeniu, takim straszniejszym od barbarzyńców, podatków i polityki. Wspominał o gwiazdach, a także o tym, że pośród nich potwory się czają. I że po dobrą Mateczkę Ziemię przyjść chcą, ale na to sposób jest jedyny. To chyba wszystko - westchnął.
Śpiewaczka pokręciła głową, niedowierzając
- Kiedy? Czy pamiętasz kiedy ten mężczyzna cię odwiedził? - zapytała tylko, wyraźnie zaszokowana.
- Ale nie wiem, jak to tobie, dziecko, przekazać. Powiedziałaś coś o roku dwu tysięcznym którymś, ale to mi wiele nie powiedziało, bo ostatnia plaga zadziała się w trzy tysięcznym, więc kalendarze pewnie już zmieniliście i ze sto razy - wzruszył ramionami.
Alice ogłupiala i rozluźniła się
- No… Na tym polu chyba się nie dogadamy… Cóż. Dobrze… Trudno… Lecz to zabawne. Bo jeśli dobrze rozumiem… Przyszedł do ciebie ktoś, kto bardzo mi kogoś przypomina. Widzisz, poznałam w tym tygodniu mężczyznę, który szukał mnie wiele lat. Bo pragnie stworzyć organizację, która uratuje Ziemię przed… mieszkańcami z kosmosu właśnie… I te historie tak sie pokrywają, że jestem aż zdumiona. Bo on i ja mamy te dusze gwiazd i na ziemi jest nas własnie siódemka - powiedziała i westchnęła
- Ale nie chcę ci już mącić. To bardzo wiele informacji. Czy znasz może sposób, jak mogłabym znaleźć ten werset? Albo co może mi pomóc w moim stanie? - kobieta nie omieszkała zapytać i o pozbycie się Tuonetar, jednocześnie z ratowaniem siebie. Duch zapewne odpowie na jedno, ale więcej nie potrzebowała.
- Tamten wątek kończąc, być może ułożenie gwiazd na niebie przybliżyć nieco czas mi pozwoli. Ale wcześniej musi zapaść noc, a ja muszę siłę odnaleźć, by nas do świata zwyczajnego z powrotem zaprowadzić - duch odchrząknął. - Pomóc ci pomogę, a przynajmniej spróbować mogę. Tylko po kałamarz pójdę i dobre pióro znajdę, a ty się dobrze nad pytaniem zastanowisz. Bo jak już zadasz, to zmienić się nie da - pokręcił głową, wstał i ruszył w stronę prymitywnego, dębowego biurka. Tam wspomniane przez niego obiekty już czekały. Mężczyzna obrócił się i spojrzał na Alice nieco zmęczonym wzrokiem. - Gotowa?
Alice podniosła się i podeszła za nim nieco bliżej owego biurka
- Tak, prawie… Mogę zadać tylko jedno pytanie? Ma być o miejsce, czy może być o treść? - zapytała nie wiedząc jak powinna precyzować swe słowa.
- Wybacz, że ci nie wyjaśniłem - pokręcił głową. - Ale twoja opowieść i ogólnie rzecz biorąc, osoba, nieco mnie z równowagi wytrąciły - mruknął. - Otóż kartografem jestem, choć nadzwyczajnym i jedynie kreski jestem w stanie kreślić. Niekiedy układają się w łuki, czasami w kąty, kiedy indziej w strzałki, ale zawsze prowadzą do celu. Ode mnie wysiłku to wymaga dużego, a że w formie ostatnio nie bywam, to nie zagwarantuje ci, ile map nakreślić zdążę, zanim niemoc mnie pochłonie i w ciepłe objęcia snu odpłynę.
Śpiewaczka kiwnęła głową, słuchając go uważnie
- W takim razie nie chcąc cię przemęczać, dobry Duchu, zadam jedno proste pytanie. Znam je już - powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
Starzec spojrzał ukradkiem na Harper i wydał z siebie dziwny, gardłowy dźwięk, który musiał być chichotem. Trudno rzec, co przyszło mu do głowy.
 
Ombrose jest offline