Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2018, 23:56   #339
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Chatka Ducha - część druga

Wyjął kawałek pergaminu, po czym wziął do ręki pióro i chwycił je mocno między kciuk i palec wskazujący. Alice spostrzegła, w jakim stanie były ręce mężczyzny. Pomarszczone, spierzchnięte i brudne… skóra odchodziła od nich płatami. Grube paznokcie wydawały się nieco zbyt długie i kryła się za nimi czarna warstewka. Jednak śpiewaczka nie zdążyła dłużej wpatrywać się w dłoń ducha, gdyż ten prędko zaczął przesuwać ją po pergaminie. W przypadkowych, zdawałoby się, miejscach. Tutaj kropka, gdzieś dalej kreska, na górze pociągnięcie, na dole łuk. Harper poczuła ukłucie niepokoju. Takiej mapy nie dało się rozczytać. Nawet jeżeli w jakiś sposób okaże się autentyczna, to co z tego, jeżeli nie będzie potrafiła z niej skorzystać? Ręka mężczyzny poruszała się coraz szybciej i bardziej chaotycznie. Z jego oczu unosił się niebieski strumyk poblasku, którego kształt przypominał obłoczki ciągnącego się dymu. Jakie obrazy widział duch? Jakie zdoła przenieść, zanim utraci przytomność?

Kiedy Alice z powrotem spojrzała na kartkę, rozwarła usta w zdziwieniu. Mężczyzna bez chwili przerwy nakładał kolejne kreski na te już wcześniej istniejące… tyle że teraz rycina zaczęła coś przedstawiać. Harper rozpoznała Muzeum Kunsten widziane z lotu ptaka. Nie zostało oddane z architektoniczną precyzją, a rysunek był nasączony charakterystycznym stylem autora, jednak i tak nie miała wątpliwości. Na sam koniec staruszek odłożył pióro i spojrzał tępym, zamglonym wzrokiem na swoje dzieło. Lekko chwiał się, jakby mógł w każdej chwili upaść. Jego lewa ręka niepewnie stukała w blat biurka, próbując się go chwycić i podeprzeć, jednak… nie miała na to siły.
Harper stojąca obok, zaraz ostrożnie podparła Ducha, by nie upadł. Zerknęła w stronę krzeseł i spróbowała sięgnąć jedno, by podsunąć je mężczyźnie, by usiadł na nim. Znów zerknęła na mapę muzeum, przebiegając po niej pospiesznie wzrokiem
- Odpocznij Duchu - poprosiła, spoglądając na kartografa.
- Odpocznę - mężczyzna obiecał ochrypłym głosem.
Alice chwyciła mapę. Na jej oczach na pergaminie pojawiły się dwie niebieskie linie układające się w znak X. Miała wrażenie, że to jej dotyk dokończył czar. Spojrzała z powrotem na starca. Lekko kiwał się, balansując na granicy snu.
Alice przykucnęła przed nim
- Dziękuję, że mi pomogłeś i że mnie wysłuchałeś - powiedziała ciepło. Czekała, czy coś jeszcze powie. Nie chciała odchodzić bez pożegnania. Zwinęła ostrożnie mapę, by nie stała jej się krzywda.
- Podziękowania… przyjęte - odpowiedział duch, po czym zasnął. O ile na jawie roztaczał swoistą aurę tajemnicy, mistyczności i wiekowości, to teraz wydawał się po prostu stary, zmęczony i kruchy.
Śpiewaczka wyprostowała się ostrożnie
- Do następnego spotkania, przyjacielu - pożegnała go ciepło, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia z piramidy. Zamyślona. Więcej pytań uroiło się w jej umyśle.
Zaniemówiła, kiedy otworzyła drzwi prowadzące na zewnątrz. Ujrzała za nimi nie bagniste jeziorko na tyłach Muzeum Kunsten, lecz… nieskończoną, mleczną biel. Dokładnie tę samą, która oblepiała szklane ściany piramidy i wcześniej uniemożliwiała zorientowanie się w otoczeniu.
Harper rozejrzała się pospiesznie. Zdumiona, wyciągnęła rękę do przodu, chcąc sprawdzić, czy tam naprawdę nic nie ma, czy może to tylko jakaś powłoka oddzielająca ich od świata zewnętrznego. Bardzo chciała móc już wrócić, a jeśli została tu uwięziona, póki Duch się nie zbudzi? Zmartwiła się.
Jej ręka przecięła biel niczym powietrze. Śpiewaczka odniosła wrażenie, że gdyby zrobiła krok do przodu, to zaczęłaby spadać w nieskończoność. Znajdowali się w jakiejś przedziwnej próżni, nie mającej kompletnie nic wspólnego z rzeczywistością.
Alice westchnęła, po czym wróciła się więc do środka i usiadła na drugim krześle. Zerknęła na Ducha. No cóż. Skoro musiała poczekać, będzie czekać. Zamknęła oczy i wsłuchała się w ciszę. Ta jednak nie była bezkresna. Oprócz cichego pochrapywania do uszu Alice doszedł jeszcze jeden dźwięk. Zerwała się z miejsca i zaczęła nasłuchiwać. Mogłaby przysiąc, że do jej uszu dobiegał męski głos, choć był taki cichy, że już same uderzenia serca w piersi Alice go maskowały.
Śpiewaczka zmarszczyła brwi i znów zamknęła oczy, starając się skoncentrować na tym wołającym ją głosie. Skąd pochodził? Do kogo należał? Wyobraziła sobie, że chce do niego sięgnąć. Alice zrobiła pierwszy krok, a potem następny w stronę biurka. Tkwiła pod nim skromna szuflada. Wysunęła ją. Tam znalazła proste, stare lusterko, które było nadkruszone u boku. Dźwięk stał się mocniejszy. Zdawało jej się, że słyszy Emerensa. A dokładnie jego myśli, które zlewały się w chaotyczną modlitwę. Kiedy dotknęła artefaktu, odbicie rudowłosej rozmyło się i na jej miejscu powstał obraz podwórka za Muzeum Kunsten. Fortuyn chodził dookoła placu, okropnie nerwowy i wyprowadzony z równowagi. Ze słów, które słyszała Alice, bez wątpienia wynikało, że starał się ją odnaleźć. Bo piramida, do której weszła, zniknęła wraz ze wszystkimi kamiennymi, podpierającymi je filarami. Czyżby właśnie dzięki temu lusterku starzec wiedział, kiedy był potrzebny?
Harper musnęła palcami powierzchnię lusterka
- Emerens… Niedługo wrócę. Nie martw się - powiedziała cicho. Chciałaby móc to już uczynić, ale na razie musiała tu pozostać i poczekać. Przyglądała się dalej Rensowi na podwórzu Kunsten.
Kątem oka spostrzegła, że biel na zewnątrz zafalowała, kiedy spróbowała skontaktować się z mężczyzną. Na moment przypominała taflę jeziora, do której ktoś wrzucił kamyk. Jednak uspokoiła się w momencie, gdy Alice przestała spoglądać na Emerensa.
Alice zasznurowała ustaw cienka linię, po czym podeszla do wyjścia z piramidy i skupiła się na obserwowaniu Emerensa w lustrze. Chciała się do niego dostać. Musiała wrócić, by się już nie martwił. Palcami drugiej dłoni dotknęła znów tafli lusterka. Biel za drzwiami zadrgała, jednak utrzymała się. Wcześniej Alice przemówiła do Fortuyna i tym samym uzyskała lepszy efekt. Być może ekspresja liczyła się w otworzeniu przejścia do rzeczywistości. Trudno było wyobrazić sobie Ducha wydzierającego się do zwierciadełka, aby spotkać się z zabłąkanymi, jednak ten był istotą na wskroś nadnaturalną i bez wątpienia rządził się innymi prawami.
Rudowłosa zerknęła na ducha, po czym znów na lusterko i Emerensa
- Rens! Jestem tu, słyszysz? Zaraz wrócę! Jeszcze chwila. Tylko sobie nie idź. Wiem, że na pewno bardzo się zmartwiłeś i nie mam pojęcia ile czasu upłynęło, ale zaraz wrócę i będziemy mogli dalej rozwiązywać naszą zagadkę! - odezwała się wyraźnie do lustra.
Spostrzegła, że Fortuyn zastygł w pół kroku. Zaczął się rozglądać dookoła… aż wreszcie spojrzał prosto na Alice. Trudno było opędzić się od wrażenia, że naprawdę ją widział. W tym samym czasie biel za drzwiami zapełniła się kolorami. Brązem pni drzew oraz zielenią ich liści. Błękitem nieba oraz szarością murów. Przejście zostało otwarte i nie należało marnować ani chwili…!
Śpiewaczka odłożyła lusterko, a na jego powierzchni zostawiła breloczek, po czym ruszyła do wyjścia, by wydostać się z Chatki Ducha
- Rens! - zawołała teraz na mężczyznę.

Poczuła atakujący ból głowy oraz zawroty. Kolory wbiły się w umysł Alice, brutalnie rozpychając się w nim. Przez moment odniosła wrażenie, że spada. Czyżby została zwabiona na zewnątrz przez niecną iluzję i żadne przejście nigdy nie zostało otwarte? Migrena nasiliła się, aż w końcu stała się prawie nie do wytrzymania. Alice otworzyła ponownie oczy dopiero wtedy, kiedy ból nieco zelżał. Poczuła, że znalazła się w wilgotnym otoczeniu. Dopiero po chwili rozpoznała szlamiste jeziorko. Siedziała w nim, zanużona po szyję. Mglisty zarys piramidy migał jeszcze przez chwilę, po czym zniknął. Harper spuściła wzrok niżej, na zabitego kota, który znalazł się pomiędzy jej tułowiem a kolanami.
Alice w pierwszej chwili kompletnie zignorowała trupa kota. Poderwała się na równe nogi podnosząc torbę w górę. Była już i tak cała mokra, więc odrobina więcej zachlapania różnicy jej nie robiła. Najważniejsze teraz było ocalić mapę. Bała się, by nic jej się nie stało. Kopnęła zwłoki gdzieś na bok i ruszyła wydostać się z tej brejowatej wody, nawet nie chcąc myśleć o potencjalnych pijawkach na swojej skórze. Miała niewyraźną minę i była cała blada od zniesmaczenia i przebytego bólu głowy.

Kiedy znalazła się na brzegu, Emerens już tam na nią czekał. Był nieco zdyszany od biegu. Spojrzał na nią z mieszaniną ulgi, radości i… obrzydzenia.
- Boże… - jęknął, podając jej rękę. Pomógł jej wstać. Mokra sukienka oblepiała jej ciało, jednak mężczyzna odwrócił wzrok. Harper uzmysłowiła sobie, że wygląda jak strzyga i równie nieprzyjemnie pachnie. - Ten numer ze zniknięciem - Rens kontynuował. - Wystarczył mi jeden dowód na istnienie paranormalności. Przejęcie kontroli nad radiem było znacznie bardziej eleganckie.
Alice objęła się ramionami, stojąc już na brzegu
- To jeszcze nic… Jak ci opowiem… Co to było… To dopiero szczęka ci opadnie - powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
- Wróćmy do Casa Corner… Muszę wysuszyć rzeczy w torbie, wykąpać się i rozgrzać. Do której muzeum jest czynne? - zapytała zaraz
- Wrócę do Casa na pieszo, nie chcę ci sobą zamoczyć samochodu, ale weź torbę i zacznij juz suszyć rzeczy w hotelu, dobrze? - poprosiła i podała mu torbę ostrożnie, drżąc z zimna ręką.
Emerens spojrzał z niesmakiem na torbę ociekającą szlamem. Po ułamku sekundy wahania chwycił ją za pasek, trzymając w znacznej odległości od siebie. Wyglądało na to, że mężczyzna bardzo cenił sobie swoją higienę.
- Trochę głupio mi, skazywać cię na publiczny pochód wstydu - mruknął, patrząc na suknię, która przestała być zielona. Fortuyn nie dokończył tej wypowiedzi. Zapewne nie był w stanie zmusić się do zaproponowania kobiecie przejażdźki samochodem. - Muzeum jest czynne do siedemnastej - dodał, szybko zmieniając temat. - Ale trochę nam zajmie doprowadzenie cię do ludzkiej postaci - spróbował zażartować.
Harper sapnęła. Pochyliła się do torby, po czym ostrożnie wyciągnęła z niej pergamin od Ducha, by go rozwinąć. Był mokry, śmierdzący i upstrzony cuchnącym, brązowym osadem… jednak atramentowe linie nie zatarły się, a niebieski X w dalszym ciągu błyszczał intensywnie. Zdawało się, że nadzwyczajni kartografowie potrafili sporządzać nadzwyczajne mapy.
- Co to jest? - Rens zainteresował się, marszcząc brwi. - Czemu wcześniej nie powiedziałaś, że masz mapę Kunsten w torbie?
Alice zerknęła na Emerensa
- Pamiętasz bajkę twojej babci o Matce, dzieciach i Chatce z Duchem? - zapytała spokojnie. Wskazała palcem w stronę, gdzie była piramida
- To… Była Chatka Ducha. A to… - wskazała na mapę
- Jest nasza droga do domku Wiedźmy - odrzekła i uśmiechnęła się.
- Tam musimy się udać. Czy mogę pożyczyć choć twoją bluzkę? W aucie będzie ci cieplej, a ja mam jednak parę minut marszu - rzuciła rozbawiona abstrakcyjnością całej sceny. Zwinęła znów pergamin i wsunęła znów do torby.
- Tak, pewnie! - Rens wydawał się zadowolony, że może pomóc w jakikolwiek sposób. - Mam w samochodzie kilka ścierek. Może najpierw wytrzesz się nimi? - zaproponował. - Co do tej baśniowej chatki… nie żartuj sobie ze mnie - zaśmiał. Nagle zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się nad czymś intensywnie. - Tak właściwie… jej wygląd zgadzał się dokładnie z tym, co powiedziałem w kawiarni - westchnął. - Tylko czekam, aż obudzę się i bracia mi powiedzą, że zasnąłem pod drzewem - pokręcił głową.
Rudowłosa pokręciła głową
- Niestety, nie uratuje cię taka uprzejmość losu. Chodźmy… Zaczynam lekko marznąć - powiedziała i westchnęła. Nie robiła sobie nic z tego, że była cała mokra i uwalona w bagnistej wodzie. Przeszła salę pełną zwłok, przejdzie ulicę mokra od stóp do głów.

Ruszyli szybkim krokiem. Prędki marsz wcale nie zagrzał Alice. Wręcz przeciwnie. Pęd sprawiał, że o jej ciało uderzało powietrze, a te z każdą chwilą robiło się zimniejsze.
- Twierdzisz, że było tak, jak w bajce? - Rens powtórzył. - Weszłaś do chatki, a duch dał ci wskazówki? Cóż za… - zaczął, ale zawiesił głos, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
Alice pokręciła głową
- Był uwięziony. Pentagramem. Uwolniłam go. Był zły, bo pomagał innym, ale źle na tym wyszedł… No i opowiedziałam mu swoją historię, zaciekawiło go to. Pytał o nasz świat. Pokazałam mu małą latarkę na breloczku i powiedział, że to magia… Ale narysował dla nas mapę. Duch był kartografem, dlatego jeśli ktoś czegoś bardzo poszukiwał i to coś było w jakimś miejscu, to dlatego jego Chatka się pojawiała - wyjaśniła po drodze do samochodu.
- Hmm… - zamyślił się Rens. - Mam wrażenie, że kiedyś słyszałem o czymś podobnym. Ale wiele różnych baśni ma powtarzające się fragmenty. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że w akurat tej Bagienna Chatka pojawiała się akurat wtedy, gdy… - nagle przerwał, spoglądając na Alice. - Dobrze się czujesz? Cała drżysz… - jęknął. - Może… już nie przesadzajmy, to tylko samochód… - rzekł z bólem, jakby każde słowo było gwoździem wbijanym w kończyny.
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Inna, podobna baśń? Opowiesz mi ją w Casa? - poprosiła. Drżała i nawet nie zauważyła jak bardzo. Widziała jego minę. Uśmiechnęła się tylko ciepło
- Nie. To nic takiego. Naprawdę. Wytrę się, dasz mi bluzkę… Katar mnie nie zabije. a nie chce ci pobrudzić auta i tak już dość dla mnie dziś zrobiłeś - powiedziała i spięła się cała, by choć trochę opanować drżenie ciała.
Rens milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się.
- Ale… boję się, że będę miał wyrzuty sumienia. Już wolę czyścić samochód i tłumaczyć przed rodzicami - ni to jęknął, ni to zaśmiał się. - To zbyt błahe w obliczu tego… wszystkiego. Powoli do mnie dociera, że powinienem sobie przewartościować hierarchię wartości - uśmiechnął się smutno. - Czyli zawiozę cię do Casa Corner, a potem będziemy opowiadać sobie baśni? - zapytał.
Alice przyglądała mu się chwilę
- Dobrze, ale pomoge ci umyć ten samochód - powiedziała
- Nie masz przypadkiem jakiegoś koca, ręcznika, albo płachty na opony w bagażniku? - zapytała.
- Ty chyba siebie nie widziałaś - mruknął. - Nie ma takiego ręcznika, po którym samochód i tak nie wymagałby renowacji - uśmiechnął się lekko. Zbliżali się do parkingu. Byli bardzo blisko. - No chyba, żebyś zdjęła sukienkę, wyrzuciła ją i szybko wytarła się ścierkami. Mógłbym ci dać moją bluzę na okrycie, ale nie mam nic na dół - jęknął lekko zażenowany. - Najchętniej zamknąłbym cię w ogromnym woombie, jak niemowlaka.
Kobieta zerknęła na niego znowu
- Szkoda sukienki, a może po praniu da się ją odratować, tak jak i resztę moich ubrań. Tylko nie mam nic do noszenia na dziś wieczór - westchnęła. Przy samochodzie rozejrzała się, czy nikogo nie było w pobliżu.
Nie było, choć to mogło się szybko zmienić. Wystarczyło, że samochód zajechałby na parking. Lub ludzie nagle wyszli z muzeum. Choć obecnie Alice była ukryta między samochodami i przy pospiechu zdołałaby przeprowadzić całą akcję.
- Nie twierdzę, że będzie pasować… ani że chciałbym cię w tym zobaczyć, ale szafa mojej mamy nie jest zamknięta na klucz. Poza tym możesz ubrać się w coś mojego. Choć nie zagwarantuję ci, że będziesz w tym ociekała kobiecością - mruknął mężczyzna, podając jej kilka białych ścierek z bagażnika. Nie były kompletnie czyste, jednak chociaż wydawały się suche. Emerens po dżentelmeńsku odwrócił wzrok.
Śpiewaczka przyjęła chusteczki
- Nie muszę ociekać kobiecością. Licze na to, że za kilka godzin moje rzeczy wyschną - powiedziała. Po czym odwróciła się tak, by stać bokiem do każdego potencjalnego źródła obserwatorów, a przodem do wnętrza auta i ściągnęła z siebie biedną, wyświechtaną sukienkę. Pochyliła się i wykręciła ją z wody, następnie strzepnęła i ostrożnie zwinęła, by zajmowała jak najmniej miejsca. Zaczęła się nieco wycierać ręczniczkami. Ubrana była w czarną dwuczęściową, prostą bieliznę, więc w gruncie rzeczy, gdyby nie to, że to była bielizna, wyglądałaby jak w stroju kąpielowym. Może jedynie koronkowe wykończenia brzegów mogły zdradzać co tak naprawdę rudowłosa miała na sobie, dla bystrego oka obserwatora
- To dasz mi tę bluzkę? - zapytała, zwijając użyte już ręczniczki.
- Tak - mężczyzna mruknął. Zdjął czarny golf i podał go Alice, nie oglądając się za siebie. Śpiewaczka dotknęła materiału. Był przyjemnie rozgrzany, a jej coraz bardziej doskwierało zimno. - Już? Mogę odwrócić się?
Harper naciągnęła zaraz materiał przez głowę i rozprostowała na sobie. Rens był wyższy, więc bluzka sięgnęła jej nieco niżej, prawie zakrywając pośladki.
- Tak, już - powiedziała Alice, po czym upchnęła ręczniczki i sukienkę w bocznych kieszeniach torby, by wszystko zabrać i zająć się tym na miejscu.
- To wchodź - rzekł mężczyzna. Następnie wsiedli do samochodu i ruszyli, opuszczając Kunsten. Mieli tu wrócić później po raz trzeci.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline