Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2018, 20:42   #258
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
“Kolonia naukowa”... dobre sobie! Wybierając Pohl (nie żeby ten wybór był aż tak wielki, ale wciąż...) Esta po prawdzie liczyła na jakąś niewielką dziurę, w której banda bujających w obłokach jajogłowych będzie na tyle zajęta swoimi wielkimi odkryciami, że jej bytność upłynie głównie na spaniu i bezcelowym szwędaniu się po bazie. Tymczasem zorganizowana przez Chulonów baza owszem, z kolonią miała wiele wspólnego, tyle że karną - a “gościom” którzy wpadali tu bez zasobnego portfela grzecznie, aczkolwiek stanowczo uświadamiano, że tak jak wszędzie światem rządzi kasa, a bez niej można co najwyżej myć gary... albo robić inne, równie “przyjemne” rzeczy. Jak jej współlokatorka na przykład, świadcząca usługi z dziedziny pogłębiania kontaktów międzyrasowych.

Ale w zasadzie praca była w porządku; oprócz ciągłego zasuwania, które fizycznie męczyło pracującą raczej głową, a nie łapkami Estę (która rzecz jasna, w kolonii nie nazywała się wcale Esta a na jej ID nie było ani jednej prawdziwej informacji), kuchnia miała dwie niezaprzeczalne zalety: niski profil i plotki.

W kuchni (co zresztą było lekkim semantycznym nadużyciem, bowiem przeznaczony dla tak dużej kolonii kompleks pomieszczeń gospodarczych przypominał bardziej nieślubną krzyżówkę hangaru, szklarni i hali fabrycznej) nikt raczej nie szukał kogoś o tak “bogatym” w bezprawne czyny CV jak Esta, a wieczne młyn ludzi (i nieludzi) pracujących non-stop w rotujących zmianach i zmuszonych do monotonnej, nudnej pracy sprzyjał wymianie plotek, newsów czy po prostu zwyczajnym gadkom, z których wprawne ucho potrafiło coś ciekawego wyciągnąć. A Esta takie ucho miała, i jak czarna dziura zasysająca gwiezdną materię spragniona była każdej informacji o tym, co dzieje się w układzie i poza nim. I w samej kolonii. A w hangarze portowym zwłaszcza.

- Już idę! - rzuciła nadzorczyni, odrywając tyłek od stołka i maszerując do kapryśnego urządzenia. Ciekawe o jakie mruganie chodziło? Zieloną diodę, zwiastującą że zmywarka skończyła pracę i czeka ją tylko lekka robota przekładania naczyń na wózek, pomarańczową, wskazującą że coś się zacięło i trzeba będzie trupa kilka razy kopnąć we właściwe miejsca, żeby dalej ruszył, czy czerwoną lampkę śmierci, oznaczającą, że wszystko zesrało się na amen, a maszyna właśnie zamieniła się w wielki pojemnik z wodą wypełnioną resztkami jedzenia, który *ktoś* musi otworzyć, wylać ścieki, a potem zanurkować do środka, by wygrzebać z oślizgłych rurek przyczynę zatoru?

- Jakiś większy ruch dziś, coś przyleciało? - zapytała Gzu z głupia frant. Akurat lądowanie czegokolwiek, co nie miało setki pasażerów niewiele by zmieniło w rutynie pracy mesy, ale Esta zadawała takie głupawe pytania co i rusz. Przydawało się to w kreowaniu wizerunku mało rozgarniętej dryfterki, za jaką chciała tu uchodzić, a i dawało nadzieję, że być może kiedyś usłyszy pozytywną odpowiedź... szybciej niż wynikało to z oficjalnego kalendarza lotów.

Odpowiedź Gzu była jednak jak zwykle taka sama, i do tego wyjątkowo enigmatyczna:

- Nie, nic nie przyleciało, a dlaczego by miało?

W tym czasie Esta stała już przed zmywarką i zerknęła na niewielki pulpit. No i masz ci cholera, świeciło się na pomarańczowo… jej szefowa z kolei, zajęła się już czym innym, odstępując od kobiety na dobre kilkanaście metrów.

“Żeby mnie wybawić z tej męczarni” odpowiedziała kobieta w myślach, z ciężką miną zerkając na urządzenie. Dwójka, dwójka... jak tam szła instrukcja? Zaprzeć się o pokrywę, dwa razy kopnąć z lewej, potem wcisnąć power na pięć sekund i lekko przechylić do tyłu... dobrze że nie było tam nic o składaniu ofiar vodoo i modłach przebłagalnych...

Wykonała te wszystkie magiczne zaklęcia, zaciskając kciuki w bezgłośnym życzeniu, żeby zadziałało. No i zadziałało na tyle, że można było otworzyć klapę… co też Esta uczyniła i wtedy “bluuuu” wszystko wylało się z wnętrza na jej buty. No super. Ale przynajmniej mogła już zajrzeć do środka, żeby zlokalizować przyczynę awarii?

Buty mozna było zawsze przeboleć, gorzej jakby miało być to ubranie, którego pranie też kosztowało i trzeba było robić uszczuplając zasoby wody na gorący prysznic... Westchnęła i z większym niż trzeba było rozmachem walnęła w przycisk koło urządzenia, zapalając lampkę oznaczającą, że zmywarka jest tymczasowo wyłączona z obiegu. Teraz trzeba było pomaszerować w mokrych butach (narażając się na złośliwe popiskiwanie robotów sprzątających) do schowka z narzędziami, wydobyć z niego latarkę, rękawice i inne duperele (poświadczając to skanem karty) i zabrać się za grzebanie w zarzyganym ustrojstwie. Esta miała już na tyle doświadczenia, żeby wiedzieć, że “naprawa” może zająć tyle czasu, że nici z pomagania przy wydawaniu i przygotowywaniu posiłków - a tym samym możliwości podjedzenia sobie tego i owego przy okazji. Przynajmniej odtykając zmywarkę można było całkiem udatnie symulować pracę, wydłużając ją poza zwykłą naprawę. Gdyby nie to, że Esta ostatnio raczej stroniła od przyciągania na siebie uwagi, przyszło jej na myśl, że w imię walki z opornymi urządzeniami można by sprowokować w kolonii całkiem ognisty strajk... albo przynajmniej wysadzić kilka zmywarek dla przykładu. Ale to może poczekać do czasu, kiedy już będzie miała w garści bilet na kurs poza ten grajdół.

Zaświeciła do wnętrza maszyny, marszcząc nos i wsadzając do środka rękę, żeby wymacać zawór spuszczający resztę wody. Maszyna oczywiście była przystosowana do wydłużonej anatomii Chulonów, więc niewysokiemu człowiekowi z proporcjonalnie krótki ramionami wcale łatwo nie było. W końcu jednak oporna materia ustąpiła, a Esta mogła - cóż za szczęście, doprawdy! - wsadzić do środka głowę, żeby zlokalizować źródło zatkania… te było jednak tak daleko, iż kobieta była zmuszona wejść w zmywarkę głębiej, przy okazji nieświadomie wypinając tyłek ewentualnym obserwatorom całego zajścia. Dłonie Esty w tym czasie wybadały przyczynę awarii maszyny i zaczęło się zwyczajowe mocowanie siłowe z przyczyną całej tej sprawy… i siłowała się, raz, drugi, trzeci, warknęła nawet pod nosem, wyginając się przy tym całym ciałem na różne sposoby i… w końcu puściło, a ona przydzwoniła głową w sufit wnętrza maszyny. W tym samym czasie, za nią, rozległo się “o matko!!” i dało się słyszeć niezły raban, grzmot o podłogę, tłuczone talerze (nieco zasypujące nogi Esty), po czym czyjeś jęki bólu.

- Przecież świeciło się, że nieczynne! - krzyknęła z frustracją, przygotowując się do wypełznięcia ze środka i obtańcowania kogokolwiek, kto był źródłem tego hałasu (bo przecież sama by nie przyznała się do winy). Odruchowo pomasowała bolącego guza na głowie i po sekundzie zaklęła siarczyście na własną nieuwagę - bo tym sposobem właśnie wsmarowała sobie we włosy cały syf, jaki miała na rękawicach. To tylko bardziej ją rozjuszyło - i dodało energii, by kobieta wyskoczyła ze zmywarki z furią w oczach, gotowa obsztorcować z gniewem każdego, kto stał na zewnątrz i miał czelność oberwac talerzami.

Wśród masy rozbitych talerzy i innych naczyń na podłodze kuchennej, wśród wielkiej kałuży wody z pianą (której nawiasem mówiąc Esta nie uprzątnęła), siedziała na swym tyłku pobladła Rhea, także pomoc kuchenna, ze łzami w oczach, trzymająca się dłonią za swój prawy łokieć, z którego sączyło się nieco krwi.

- JAK ŁAZISZ NIEZDARO!!! - fuknęła Esta, wyładowując na nieszczęśniczce gniew z powodu zmuszenia jej do walki ze zmywarką i piętrzących się od tego komplikacji. Zaraz jednak opanowała się; tam, gdzie inni widzieli kolejne przeszkody, ona wolała zauważać okazje... nie tylko takie, które zwalniały ją z pracy, ale też te, które pozwalały poszwędać się po bazie i wypatrywać jakiś sekretów.
- Wstawaj, trzeba cię opatrzyć. Idziemy do ambulatorium! - zadecydowała, zachodząc dziewczynę od tyłu i łapiąc ją pod ramiona - No już ! - sapnęła, usiłując dźwignąć drugą kobietę w górę.
- Mój… łokieć... - Wyjęczała Rhea, dźwigana do góry przez Estę.

- Co tu się wyprawia?? - Zjawiła się Gzu. Mimika jej twarzy nie zdradzała absolutnie nic, jednak ton głosu był wyjątkowo poważny.
- Zmywarka sama wylała, a Rhea nie uważała i poślizgnęła się, pomimo ostrzeżenia. - Esta bez mrugnięcia okiem sprzedała “swoją” wersję wydarzeń, nawet nie zastanawiając się co tu wymyślić, żeby ukryć swoją winę. W zmyślaniu faktów na poczekaniu miała niezłą wprawę. - Odprowadzę ją do ambulatorium, bo zaraz zaleje krwią całą podłogę. - zaoferowała się altruistycznie, jednocześnie ściskając mocniej ramię Rhei w niedwuznacznej sugestii, że jeśli ta coś piśnie, to może zaraz pożegnać się z drugim łokciem.

Gru wydała z siebie dziwny dźwięk. Ni to warknięcie, ni to gulgot. Zdecydowanie była to jednak Chulońska wersja okazania wściekłości, którą Esta już dwa razy widziała…

- Macie 30 minut na całość, później będzie to odliczane od waszych godzin pracy. A jak wrócicie, to obie tu posprzątacie. Co do talerzy, to muszę się jeszcze zastanowić, odnośnie pokrycia szkód - Oj tak, Gru była wściekła, z reguły bowiem nie była taka ostra… Chulonka przez chwilę sprawdzała coś w podręcznym komputerze, po czym ponownie odezwała się do obu kobiet - Poziom 2, sektor 16, skorzystacie z tego ambulatorium.

- Słyszałaś panią kierowniczkę. Choć, fajtłapo... - ciemnoskóra pociągnęła energicznie Rheę w kierunku wyjścia z kuchni. Oczywiście nie miała w planach iść prosto jak po sznurku do ambulatorium... tylko nieco się “zgubić”, oczywiście nie za bardzo, bo zdawała sobie sprawę, że cała stacja jest monitorowana. Ot, tak wydłużyć sobie spacer, żeby zajrzeć gdzieś na jakieś publiczne przestrzenie i zerknąć, czy nie ma tam nowych twarzy. W ambulatorium też w sumie jeszcze nie była, więc nie zamierzała zwlekać zbytnio, bo chciała sama zobaczyć tą nieznaną jej część stacji. A co do Rhey... cóż, poza kuchnią i poza wzrokiem Gzu drugą pomocnicę, mocno trzymaną za ramię, Esta mogła dowolnie nastraszyć albo posłodzić tak, by ta była jej posłuszna.

***

Po chwili więc obie kobiety znalazły się faktycznie poza kuchnią, idąc do… “B.B” sama nie zdecydowała jeszcze na 100% gdzie konkretniej by tu iść. Rhey jednak odzyskała głos, gdy były już z dala od Gzu.

- Aaaaaał! Przestań mnie tak w końcu ściskać i szarpać, to boli - Oburzyła się z leksza współpracownica kuchenna - I dlaczego tak nakłamałaś Gzu?

Esta poluźniła uścisk, ale nie całkiem, tak by mieć jeszcze możliwość złapania dziewczyny, jakby ta miała zamiar wiać. Westchnęła przeciągle, robiąc możliwie najbardziej skrzywdzoną minę, na jaką ją było sta i modulując głos na lękliwe dukanie, wykrztusiła:

- Ja... ja przepraszam. Strasznie się bałam, Gzu jest taka straszna... i... i... - pochyliła się do ucha Rei - ...nie chcę iść do więzienia... jestem prawie pod kreską, jak mi da karę, to mnie tam wyślą za długi, a tam jest straaaasznieeeeee... musisz mnie zrozumieć... przepraszaaaam... - wyjąkała, na koniec uderzając w lekko płaczliwe tony.
- No doooobra noooo - Wyjąkała i Rhea - Ale mnie dalej ręka boli... - Tym razem ona spojrzała na Estę z markotną miną - To idziemy, nim będą z tego jeszcze większe kłopoty?
- Idziemy, idziemy.. - Esta przytaknęła - Tylko eee... eeee... nie znam za dobrze tej części stacji. Przejdźmy przez jakiś główny hol najpierw, stamtąd już trafię do ambulatorium...

Ruszyły więc dalej, docierając w końcu do owego holu, tam jednak uwagę Esty przykuła… “sala relaksu”, gdy akurat ktoś z niej wychodził, i mogła zajrzeć do środka przez na moment uchylone drzwi. Może na minutkę tam zajrzeć, może usłyszy co ciekawego?


- Chodź, stąd wiem jak iść dalej...Ostrożnie i powoli, żeby ktoś cię nie szturchnął w tą rękę... - Esta wybrała sobie wzrokiem drzwi maksymalnie naprzeciwko obecnego wejścia, tak by przeciąć salę po najdłuższej linii. Teraz przestała się spieszyć i szarpać koleżankę, zwalniając krok i z rozwagą nawigując po tłumie; przez lekko zmrużone oczy obserwowała ludzi i obcych zażywających rozkoszy relaksu i słuchała krążących w powietrzu słów. Nie, nie liczyła na to, że w uszy wpadnie jej nagle jakiś szalony sekret czy kod do niedostępnej wcześniej części kompleksu; była cierpliwa i wiedziała, że takie rzeczy nie trafiają się ślepym fartem. Ale i tak z tych kilku minut spaceru można było sporo wyciągnąć: czy wśród gości nie pojawiły się jakieś nowe twarze? czy widać w tłumie więcej jakiejś grupy? żołnierzy? naukowców? jaki jest nastrój w sali, jakie słowa padają najczęściej, czy dużo osób zalewa swoje żale w kącie, czy gdzieś nie ma jakiejś publicznej kłótni... drobnostki i fragmenty; same w sobie nieprzydatne, ale zapamiętane i zestawione z innymi podobnymi okruszkami miały olbrzymią wartość wywiadowczą. Wieczorami, po pracy, Esta skrupulatnie zapisywała wszystkie takie obserwacje do swojego komputerka: ile wydała obiadów, jakie było menu, jaka rotacja na zmianie... ziarenko po ziarenku składała obraz stacji, na której przyszło jej teraz egzystować. Jeszcze nie był to materiał do wyciągania jakiś daleko idących wniosków, ale kilka rzeczy można było z niego wydedukować... co mogło się kiedyś przydać. Bo gdzies podskórnym zmysłem agenta wywiadu, którym jednak wciąż była, Galimba czuła, że “kolonia naukowa” nie jest wcale tym, czym się na pierwszy rzut oka wydaje. Może to była paranoja... a może coś warte sporych pieniędzy. A może po prostu sposób na zabicie wolnego czasu i zajęcie znużonego montonią umysłu. Tak czy inaczej, skoro nadażyła sie okazja dorzucić kilka puzzelków do tej układanki, warto było zaryzykować. A potem szybciutko wrócić na dobrą drogę do ambulatorium... i do zmywania garów.

Już po 20 sekundach czasu Esta była bardzo, ale to bardzo rozczarowana. O tej porze dnia(na godzinę przed obiadem), działo się tu naprawdę niewiele. Ot ledwie kilka osób, i to akurat wszyscy jako nie-Chuloni, oddawali się prostackim zajęciom jak granie w VR, gapienie się w TV, przeglądanie czegoś w kompie… a bar był oczywiście zamknięty tak wcześnie, i jak zwykle odgrodzony jeszcze polem siłowym.

- To zła droga przecież - Powiedziała Rhea.

- Dlaczego ona krwawi? - Spytała nagle jakaś kobieta, po podniesieniu głowy znad swojego mini-compa. Na jej słowa, w stronę Esty i Rhei, odwróciło się i kilka dodatkowych głów.

Nie zawsze może świecić słońce, prawda? Esta westchnęła w duchu, że z jej chytrych planów niewiele się ostało i postanowiła całą sprawę zakończyć jak najszybciej... zanim przyciągnie na siebie zbyt wiele niepotrzebnej uwagi.

- Bo nie przestrzegała przepisów BHP... - odpowiedziała na pytanie o krew, uśmiechając się z zakłopotaniem - Szłyśmy właśnie do ambulatorium, ale eee... jestem tu nowa i nie znam zupełnie tych części stacji... zgubiliśmy się... i miałyśmy nadzieję, że ktoś nam tu pomoże. Zaprowadzisz nas tam? - zamrugała słodko do najbliższego faceta, którego przyuważyła w okolicy, udając najbardziej niewinną i zagubioną sierotkę w obrębie całego sektora.
- No teges… mogę wam pomóc - odezwał się typek, wyglądający chyba na jakiegoś technika?

Zbliżył się do Esty i Rhei, przyglądają się obu z góry do dołu.
- Jestem Jed. To teges… idziemy? - Uśmiechnął się do obu kobiet, po czym ruszył jako pierwszy, wychodząc na korytarz. “B.B” z kolei, w przeciwieństwie do swojej koleżanki, nie wpatrywała się w jego tyłek, a w kartę identyfikacyjną, która wisiała przy pasku spodni. Jeśli był technikiem, mógł mieć większy poziom dostępu niż one…
- Wielkie dzięki! Ratujesz nam tyłki, dosłownie! - Esta obdarzyła nieznajomego szerokim uśmiechem - Znasz jakąś drogę na skróty? Przez to całe zgubienie się jesteśmy trochę do tyłu z czasem, a kierowniczka jest paskudnie cięta na takie sprawy... wiesz, jak jest. - westchnęła - Jak załatwimy to ambulatorium szybciej, może będziemy miały chwilę pogadać...czy coś! - rozpromieniła się, puszczając porozumiewawcze oczko.
- No… ok. To teges, możemy iść na skróty - Jed odwzajemnił uśmiech, po czym poprowadził przez chwilę obie kobiety głównym korytarzem, i w końcu zatrzymali się przed niewielkimi drzwiami. Młodzian rozglądnął się konspiracyjnie wokół, i skorzystał ze swojej karty, by owe drzwi otworzyć.
- Wchodzimy, szybko.


Gdy cała trójka znalazła się w środku, a drzwi za nimi zostały ponownie zamknięte, Jed wyraźnie odetchnął z ulgą. Spojrzał na obie kobiety, po czym uśmiechnął się i poruszył nawet wymownie brwiami.
- No to to są te skróty - Powiedział wskazując dłonią korytarze.
-Widzisz, zaraz będziemy na miejscu i naprawią ci łapkę! - zaszczebiotała Esta radośnie do Rhei, delikatnie kierując się i koleżankę w głąb korytarza. Pomimo udawania szalenie przejętej, uważnie przyjrzała się mężczyźnie, a raczej jego mowie ciała; nie spodziewała się, że grozi im niebezpieczeństwo, ale wolała na wszelki wypadek upewnić się, czy facet ich nie okłamuje i nie zamierza na przykład zamordować w ciemnym zaułku... a takie tunele techniczne mogły być pozbawione powszechnego na stacji monitoringu.
- O ja cie łał... - wyszczerzyła zęby do technika - Nigdy nie widziałam czegoś podobnego... gdzie w sumie jesteśmy? Musisz być kimś superważnym tutaj, skoro możesz wchodzić w takie miejsca... - trajkotała słodko, starając się jednocześnie zapamiętać jak najwięcej z otoczenia.
- To korytarze techniczne, nie każdy ma tu dostęp - Powiedział z dumą w głosie Jed, po wcześniejszych pochlebstwach ze strony Esty - Tędy możemy szybciej dojść do Ambulatorium… to teges, idziemy? - Spytał, po czym sam ruszył jako pierwszy - Tylko odrobinkę uważajcie, bo można czasem głową w coś walnąć, albo para buchnie z instalacji, a wtedy można się sparzyć...

Rhei westchnęła z przejęciem na takie opcje, ale ruszyła za ich przewodnikiem.
- Jak to się skończy, to masz u mnie taaaaaki dług - szepnęła do koleżanki.
Ciemnoskóra tylko pokiwała głową. Zbyt była zajęta zapamiętywaniem drogi i szczegółów - a przy tym uważaniem na reakcje faceta - żeby wdawać się teraz w pyskówki z Rehą, kto ma u kogo dług i za co.

Po kilku minutach spacerku korytarzami technicznymi, paru skrętach i rozwidleniu, trio znalazło się przed dosyć ciasnym przejściem. W ścianie przed nimi pojawił się bowiem wąski i niski przesmyk, przez który należało teraz przejść.
- No czasem tak jest - Powiedział Jed, wzruszył ramionami, po czym sam wszedł tam jako pierwszy. Po tym jak znalazł się na drugiej stronie, odwrócił do kobiet, i wyciągnął do nich swoją dłoń, by pomóc im przejść.
- Już niedaleko do wyjścia.

Rhei weszła tam jako pierwsza, gramoląc się co niemiara, i uważając na swoją uszkodzoną rękę. Po chwili była po drugiej stronie i nagle… rozległ się jej chichot. Huh?

Esta lekko zwątpiła słysząc ten odgłos, ale to zawsze lepiej, niż miałaby dojść do niej krzy mordowanej znajomej, czy pytanie “co wy tu robicie?!”. Ostrożnie weszła w przejście, powolutku pełznąc do przodu - nie zamierzała wyskakiwać jak ta durna z drugiej strony, tylko chwilę posłuchać, co się dzieje na zewnątrz, a potem ewentualnie ostrożnie wystawić głowę. Gdy w końcu i ciemnoskóra znalazła się po drugiej stronie przejścia, a po chwili stała już tam zwyczajowo, po pomocnej dłoni Jeda, rozejrzała się po korytarzu… i nie widziała nic nietypowego.
- Patrz na to - Powiedziała Rhei, kiwając głową w odpowiednim kierunku, i w końcu Esta zauważyła. Napis na ścianie, chyba jakimś markerem: “Chuloni to chuje”. No tak…
- To teges, idziemy dalej? - Spytał ich przewodnik, z czającym się uśmieszkiem na ustach, ale ogólnie niby niewinną miną, która jak nic oznaczała, iż nie ma on z tym nic wspólnego.

Ciemnoskóra roześmiała się również i to szczerze. Raz, że napisik był w sumie zabawny, a dwa, że oznaczał coś, co sprawiło jej niemałą radość - te tunele najwidoczniej nie były objęte ani monitoringiem, ani też regularnie sprawdzane, skora taki “nieprawomyślny” akt wandalizmu mógł się tu znaleźć. Warto było się pomęczyć...

Ruszyli więc dalej, i po gdzieś tak kolejnych 20 krokach, w końcu dotarli do jakiś drzwi.
- To koniec skrótu, jesteśmy na miejscu - Oznajmił Jed - Za drzwiami jest jeden z głównych korytarzy, więc najpierw powinienem sam sprawdzić, czy droga wolna... - Chwycił swoją kartę w dłoń, ale się zawahał i spojrzał po obu dziewczynach, jakby coś rozważając.
- To może tak, teges… małe buzi za pomoc? - I jego wzrok spoczął oczywiście akurat na “B.B”. Zrobił malutki kroczek w jej stronę milusi się uśmiechając…
- Nawet nie małe! - Esta uśmiechnęła się promiennie, sama skracając dystans do technika. Zanim zdążył zareagować, zarzuciła mu ramiona na szyję i z fantazją pocałowała prosto w usta.
- Jestem ci dozgonnie wdzięczna... - mruknęła, korzystając z tego, że jest blisko mężczyzny - Powinniśmy się spotkać kiedyś na kawę po pracy, mhm...?
- Wwwow... - Jed jakoś stracił mowę po pocałunku, spoglądając z bliska w oczy Esty, a jego dłonie spoczywały na biodrach kobiety - Wow - Powtórzył raz jeszcze, i w końcu się uśmiechnął - No jasne, powinniśmy się spotkać, koniecznie, i może we trójkę? - Spojrzał w stronę przewracającej oczami Rhei.
- No… ok - Dziewczyna wysiliła się na uśmiech.
- Dobra, to teges, idziemy, tak? - Spytał młodzian, i niechętnie zabrał jedną dłoń z biodra Esty, by otworzyć drzwi swoją kartą.
Po chwili cała trójka była na kolejnym, głównym korytarzu.
- To Ambulatorium jest tam - Wskazał kierunek Jed.
- Dzięki raz jeszcze! - Esta wyszczerzyła się po raz kolejny i pociągnęła Rheę w tamtym kierunku.

Kiedy znajdowały się już w “bezpiecznej” odległości, ciemnoskóra lekko pogłaskała koleżankę po ramieniu.

-No i widzisz... nie bolało. A jeszcze poznałyśmy kawał świata i wspaniałych ludzi! - jej radość była naprawdę szczera, choć wynikała bardziej z tego, co Esta planowała wyciągnąć z niczego niespodziewającego się chłopaczka, niż z rzeczywistego zainteresowania podbojami towarzyskimi - Nooo ale masz rację. Bez ciebie by się to nie udało. - spojrzała na drugą dziewczynę przepraszająco - Jakoś ci to wynagrodzę, powiedz tylko cenę...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline