Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2018, 22:45   #154
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Phandalin

Dzień Święta Plonów, późny wieczór





Tancerze wirowali w kolorowych okręgach, zagrzewani do szybszego kręcenia się i porywania coraz to kolejnych osób z tłumu gromkimi okrzykami coraz to bardziej podchmielonego towarzystwa. Spod stóp unosił się kurz i pryskały drobne kamyki, bardowie cięli tak na gęślach, że mało nie przepiłowywali w pół swoich instrumentów, a śmiech i radosne pokrzykiwania niosły się tak donośnie i daleko, że niechybnie przepłoszyły całą okoliczną zwierzynę.

Przeborka siedziała nieco z boku, na jednej z prowizorycznych ław, które teraz odsunięto na bok, by zrobić miejsce coraz większemu kręgowi tancerzy. W glinianym kuflu - nie pierwszym tego wieczora, bo starała się nadrobić zawzięcie to, czego nie wypiła z powodu wykonywania zlecenia - niespiesznie kołysało się lekkie, kwaskowate piwo o gęstej konsystencji, tak inne niż trunki, którymi raczono się wyżej na Północy - ale wciąż smakowitym. Ogniska na środku placu pogaszono; ogień płonął tylko tam, gdzie gromadzili się znajomi czy gotowano resztki festiwalowych przekąsek; kobieta siedziała w cieniu.

Ostrożnie wsunęła pod swoją lekko rozpiętą kurtę palce wolnej i sprawnej ręki; zamiast znajomego, śliskiego dotyku chłodnej koszulki kolczej, do którego była przyzwyczajona jak do drugiej skóry, opuszkami wymacała sztywny i szorstki materiał szerokiego bandaża, który oplatał jej żebra niczym zbyt ciasno zapięty pas. Mikstura Marva i łaska bogów przelana na nią przez dłonie Toriki zadziały cuda i kobieta czuła, że rozległe obrażenia, jakie oberwała w starciu z ogrem, niemal się zagoiły, ale nic nie przychodzi za darmo; organizm był wyczerpany i zmęczony, alkohol uderzał do głowy jakby mocniej, a zrastające się nienaturalnie szybko żebra wciąż wymagały ochrony i bolały przy każdym oddechu - a i zapewne głębsze westchnięcie mogło je na powrót połamać.

O twarzy nie było nawet co gadać; Przeborka nigdy urodziwa nie była, ale kiedy ludzie w wiosce pokazywali ją palcami, a jedna wrażliwsza wieśniaczka zakryła nawet oczy swojemu dziecku, barbarzynka pojęła, że tym razem z nią jest naprawdę niedobrze. Opuchlizna nie zeszła, i choć krew nie zalewała już jej oczu, a z ziemi, juchy i potu zdołała się (bardzo ostrożnie) obmyć, nabrzmiałe i rozorane części buzi przybrały obrzydliwe sino-zielonkawe zabarwienie przejrzałych sińców, jakby wojowniczka gniła od środka. Cóż, będą kolejne blizny do niemałej już kolekcji...

Ale nie wygląd, ani nawet osłabienie nie było tym, co spowodowało, że kobieta siedziała z boku. Niegdyś, w klanie, nie nie potrzymałoby jej przed rzuceniem się w wir zabawy, piciem na umór i przechwalaniu się swoimi przewagami. W końcu - jak powiedziała rudowłosemu najemnikowi - tylko po ciężkiej bitwie można było poczuć się naprawdę, naprawdę żywym, a zabawa po zwycięstwie smakowała najlepiej i najpełniej.

Ale... to było *tam*, na Północy. W domu. Tu, w Phandalin, "na równinach", było zupełnie inaczej - i z początku, nim wytłumaczono jej, że to święto plonów - barbarzynka gotowa była myśleć, że ta popijawa zorganizowana jest na cześć ich zwycięstwa nad smokiem czy innej doniosłej sprawy... Czcić to, co było jedną z wielu twarzy Matki Natury? Naturalną kolej rzeczy, że rośliny wzrastają, dojrzewają i wydają owoce? Mieszkańcy równin byli tak związani z uprawą roli, że to stanowiło korzeń ich jestestwa - a nie sprawy, dla których ludzie Północy gotowi byliby wyprawić jakąś uroczystość. Nawet w poprzedniej miejscowości, gdzie służyła dłużej jako najemniczka po odejściu z klanu, fetowano korzystne handlowe transakcje, zabicie wyjątkowo groźnego potwora nawiedzającego trakt handlowy czy szczęśliwe narodziny w rodzinie kogoś ze starszyzny; nie rzeczy tak trywialne mało istotne, jak ścinanie kłosów.

Nie rozumiała tego; nie rozumiała i nie bardzo chciała się nad tym zastanawiać, czy spierać się o to z kimkolwiek; w końcu każda okazja była dobra - nawet taka - by dać odpłynąć troskom dnia, zatańcować się do obłędu, skorzystać z tego wszystkiego, co obiecywała ciepła noc i rozgrzani zabawą ludzie.

To ludzie byli problemem. Ci ludzie, którzy spoglądali na wracających najemników z niejaką życzliwością i zaciekawieniem, którzy pozdrawiali Jorisa i Torikę, reszcie grupy też oddając odrobinę tego szacunku, jakim obdarzali młodego herszta, najwyraźniej tu zasłużonego. Wątpliwość, z jaką Przeborka poszła niegdyś do siostry Garaele, nie znikła wcale, a wręcz się pogłębiła. Barbarzynka *chciała* tu zostać; miejsce odpowiadało jej jak mało które, a ostatnie kłopoty w okolicy podpowiadały jej, że na usługi bicia potworów kawałkiem zaostrzonego żelaza jeszcze długo będzie popyt.

Ale znała to, znała zbyt dobrze i z Gryfiego Gniazda i z Nesme. Ci sami ludzie, którzy teraz byli życzliwi i mili... ci sami, którzy gratulowali, poklepywali po ramieniu, ufali i powierzali chętnie w jej ręce swoje życie czy majątki... ci sami ludzie potrafili pod wpływem nagłego impulsu stać się równie zajadłymi wrogami, jak serdecznymi wcześniej byli znajomkami. Najłatwiej było przecież zawsze zrzucić swój gniew i problemy na kogoś takiego ja ona. Obca. Niepasująca. Mająca swoje zdanie, inne niż reszty. Pochodzącą z tego czy tamtego "złego" miejsca, naznaczoną doświadczeniem, które długi czas trzymało ją długo poza jakąkolwiek społecznością.

W taniec i zabawę można było pójść łatwo. Posiłować się na rękę z jakimś podpitym chłopaczkiem, zdobywając podziw i może przelotną miłostkę; opowiedzieć przy ognisku o tym, co się przeżyło na szlaku, zyskując trochę sławy i grono ciekawych słuchaczy. Powoli wchodzić w tą tutejszą społeczność, przyjaźnie, znajomości, materię ludzkiego współżycia. Ale skoro mówiąca głosem boga nie mogła jej tego obiecać, to kto inny mógł zapewnić barbarzynkę, że *znów* nie skończy się to tak samo: odtrąceniem, ostracyzmem, wygnaniem...?

Chciała, pragnęła tak bardzo w końcu powiesić miecz na ścianie, zamienić metalową rękojeść dwuraka na drewniany uchwyt kowalskiego młota; podszkolić się w fachu, który tak ją fascynował i pociągał. Niewielki, chybotliwy płomyk obozowego ogniska zamienić na trwały, stateczny żar paleniska kuźni. Wreszcie odpocząć - i umrzeć tak, jak nikt wcześniej z jej klanowej rodziny nie umierał - czyli we własnym łóżku, po długim, spokojnym życiu. Nie dogorywać w błocie i we flakach gdzieś na jakimś bezimiennym trakcie, kiedy nadwyrężone ciało w końcu nie nadąży za bojowym duchem.

Chciała się *osiedlić*. Ciężar sakieki, w której z taką pieczołowitością odkładała zarobione na to wymarzone życie złoto, zamiast przehulać je tak, jakby jutra nie było - przypominał jej o tym dobitnie. Ale choć nie bała się sama skoczyć na ogra, ani nie truchlała pod spojrzeniem wielkiego gadziego oka - a każdego, kto by ją od tchórzów wyzwał, nie musiała w ogóle słuchać, bo znała swoją wartość - wciąż brakowało jej tej odwagi, by zaufać. Zaufać i zacząć od nowa. Zrobienie kroku w kierunku tańców było właśnie zaczęciem tej ścieżki, kiedy ludzie z Phandalin przestaliby dla niej być obcy, nic nie znaczyć - i spragniona “swojego miejsca” Przeborka musiałaby w końcu skapitulować. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie. Jeszcze nie, bo...

...bo nie skończyli przecież swojego zlecenia, powiedziała sobie w duchu, melancholijnie dopijając resztkę piwa. Ledwo sprawdzili jedno czy dwa miejsca, znaleźli zwłoki maga - i ani ślady mordercy. Jutro rano trza będzie zaraportować zleceniodawcom, co się wydarzyło i spytać, co czynić dalej wypada. Reszta kompanii pewnie z okazji święta srogo popije, a ktoś musi przeca stanąć przed płacącym “panem” i się jakoś składnie wypowiedzieć. Równie dobrze mogła być to ona, niech się reszta bawi bez wyrzutów sumienia...

Kiepska to była wymówka, cienka i śmierdząca haniebną ucieczką, ale jedyna, jaką kobieta na razie miała, by jeszcze wciąż trzymać się swojej zdystansowanej postawy. Jeszcze chwila, obiecała sobie. Na następnym festynie będę takie hołubce wycinać, że legendy będą o mnie śpiewali. Pokażę tym schylonym do ziemi zbożorzujom jak się bawią wolni ludzie Północy! Tylko jeszcze nie teraz, po prostu. Jeszcze chwilę muszę to wszystko przemyśleć...

Pokręciła głową w ciemności i splunęła na ziemię, zmęczona i zdegustowana tą chmurą sprzecznych emocji, które spadły na nią po tak radosnym i zwycięskim powrocie. Starzejesz się, kobito...

Cisnęła kuflem gdzieś w noc, spalając tym wysiłkiem - bo przy ciasno powiązanym barku gest ten wiązał się z niemałym bólem - resztki złości na siebie, które się w niej wciąż tliły i powlokła się do swojego ustronnego namiotu nad rzeką.

Do rana śniły jej się dźwięki skocznej muzyki.


 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 24-01-2018 o 22:52.
Autumm jest offline