Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2018, 21:15   #316
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
W pewnym momencie Frederick wstał od stołu i chwiejnym krokiem przemieścił się w kierunku wychodka. Na jego twarzy było odciśnięte drewno blatu, a nie szczał już od tak dawna. Ledwo dotelepał się do miejsca odosobnienia. Niestety nie zdołał już otworzyć drzwi, więc całe je zaszczał. Ktoś znajdujący się wewnątrz (Frederick nawet nie sprawdzał czy zajęte) powiedział:
- Hej! Co jest kurwa? - ale Colonsky miał wyjebane i jak skończył to po prostu odszedł i zamówił sobie kolejne piwo. Po drodze coś tam bełkotał do siebie o kolejnej inwazji chaosu, demonach szkalujących porządnych obywateli i podejrzanych pomocnikach medyków. Jakiś chłop nawet słuchał go, bo nie bardzo miał co robić - stara wyrzuciła go z domu za pijaństwo i tułał się tak od jednego kufla do drugiego. Znajomi radzili mu, żeby "zapierdolił jej w ryj", ale straszny tchórz był z niego. Nazywał się Siggy i właściwie to taki był z niego chłop jak z miotły miecz. Tak naprawdę był zaprawionym w bojach imperialnym rycerzem, który na dnie butelki szukał ukojenia po niemalże dekadzie spędzonej w niewoli i ukrywaniu się w Sylwanii. Jego młodość, siła i zręczność już dawno upłynęły, a pozostała jedynie nadzwyczajna żywotność - żywotność ta jednak powodowała u niego więcej cierpień, bo nieważne ile pił to i tak nie upijał się do nieprzytomności. Teraz słuchał z przejęciem bredni wypowiadanych przez Colonskiego, a i dzielił się własnymi spostrzeżeniami na temat wampirzych sił czyhających na granicy cywilizacji toczących własne wojny żywych trupów.

Colonsky rozejrzał się i zwrócił uwagę, że inna osoba nie wylewająca za kołnierz - to znaczy Leonard - siedział zasępiały nad kuflem piwa. Frederick podbił do niego pozostawiając swojego dotychczasowego słuchacza i zagaił dość bełkotliwie:
- Niedługo ruszamy! Jakieś przeczucia przed drogą? Kurwy zwierzoludzie. - i po chwili krzyknął - Tankred, gdzie jesteś?! Chodźno tu! - mając nadzieję, że tym samym przywoła skazańca. Nie bardzo pamiętał, czy ten był już wolny czy nie.
 
Anonim jest offline