Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2018, 01:38   #157
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Trop wiódł wzgórzami na wschód. Można było dostrzec rozpościerający się stąd krajobraz pogórza Gór Miecza. Setki skalnych załomów porośniętych suchymi wrzosami i pojedynczymi wiązami. Ogr mógł wyleźć z jakiejś okolicznej jamy. Albo przywlec się tu pokonawszy wiele mil…
Marv zdążył już zawrócić do obozu. Za to Ruda patrzyła wyczekująco na myśliwego. Poruszając nosem, przeskakiwała niecierpliwie z miejsca na miejsce. Nie trzeba było mocy Tancerki by słyszeć nieme “No idziemy???”. Cholera...
- Wracamy do Phandalin - oznajmił w końcu, odwracając się i ruszając za najemnikiem.
Nie był zaskoczony, że wiewiórka zastąpiła mu drogę. Wywrócił oczami i westchnął wymijając ją. Nie rozumiała, że to bez sensu. Była tylko głupią, uparta wiewiórką. Nadarzy się przecież jeszcze lepsza okazja. Poza tym nie miał żadnych zapasów i…
- To nie tak, że mi nie zależy - powiedział zatrzymawszy się i odwróciwszy do niej - Zależy. Ale nic tam nie znajdziemy. A jak znajdziemy to najpewniej więcej ogrów. A ja…
A on… chyba zbyt wielu osobom naobiecywał zbyt wielu rzeczy…
- Obiecałem ci i nie zostawię tego. Ale teraz musimy wracać.
Przez krótką chwilę patrzyła jeszcze na niego, po czym pobiegła w kierunku Studni Starej Sowy.

Zgodził się z Shavrim, że i jemu wygląda to na zarazę, która pojawiła się w okolicy. Co więcej zachowanie tego osobnika pasowało do tego co powiedziała im wczoraj płomykówka. Bo z pewnością nie polował. Raczej szwendał się z miejsca na miejsce.
- Słuchajcie - zabrał głos czując się w obowiązku poinformowania wszystkich towarzyszy - Nie wiem jak długo chcecie u zabawić, ale wygląda na to, że niektóre zwierzęta mogą chorować na to co ten ogr. Porozmawiam o tym z siostrą Garaele. Ale jeśli… no po prostu uważajcie gdzie włazicie.

***

Phandalin przywitało ich pieśnią, piwem i obezwładniającym zapachem chłopskiej duszonki na boczku. Nagle więc fakt, że zmitrężył trzy dni na łażenie po studniach przestał być tak istotny i na twarzy Jorisa pojawił się szeroki uśmiech. Chętnie dał się poprowadzić biesiadnikom do ław gdzie przyjąwszy napitek i jakąś uczynnie podaną dymiącą przyjemnie miskę, zaczął opowiadać gdzie byli i co robili. Oczami próbował w tłumie odnaleźć Rikę, ale półelfka mu gdzieś zniknęła, a Pip i Carp przekrzykiwali się w pytaniach i prośbach coraz intensywniej i nie szło się od nich opędzić. Toteż opowiadał przeżuwając z apetytem kolejne kęsy i żywo gestykulując.
- … myślimy sobie: “to wszystko, ot strażnica jaka podziemna z dawnych lat. Może z kopalnią niegdyś połączona?” Nie wiemy. A z góry do nas krzyczą, że pomoc potrzebna! Ogr wielki ich napadł. Wysoki jak dwóch mężów! Szeroki jak czterech! Smród, że samą rozdziawioną paszczą człeka by powalił. A do tego nasiek wielki w łapskach trzyma i pędzi na Zenobię, by pewnikiem ją porwać i do nory swej uprowadzić! Marv widząc to dzielnie zasłania niewiastę gotów przyjąć wściekłość szarżującego potwora na siebie choć wie, że słono za czyn ten zapłaci! I wtem… Ona! Przeborka z Północy wypada z boku! Wpada na ogra i oboje zaczynają się okładać! On maczugą! Ona toporem! Przeborka mniejsza od potwora, ale wierzajcie, nic a nic się go nie lęka. Uderza i unika olbrzyma raz za razem. Siecze go aż jego kłaki fruwają! I już go prawie ma gdy maczuga trafia ją w czoło z taką siłą, że by byka powaliło! Ale nie Przeborkę, ooo nie! Dziewczyna chwieje się na nogach zamroczona i nim potwór dokańcza strasznego dzieła trach! - Joris chwyciwszy pokaźny nóż wbił go w czaszkę pieczonego prosiaka, który spoczywał na stole - Rozpłatała mu obmierzły łeb na pół!
Kilkorgu młodszym dzieciom chyba łezki się w oczach zaszkliły i pobiegły do matek. Znacznie więcej stało z rozdziawionymi buziami. A Pip i Carp aż podskakiwali w miejscu próbując wypatrzyć w biesiadzie bohaterkę tego wyczynu. Nawet Juna nie pozostała obojętna opowieści, choć Duran już zapewne spał i też rozglądała się z nowym zainteresowaniem po przybyłych.
- Jest Marv - powiedziała wskazując na roztańczonego z jakąś blondyneczką rudzielca między ogniskami, na widok którego Joris omal nie parsknął piwem z powrotem do kufla.
- A mawiają, że rudy nie pszczoła… - pokręcił głową dokańczając duszonkę - No dobra dzieciarnia, uszy myć i spać.
Oczywiście odpowiedzią były kpiące parsknięcia. Zabawa trwała w najlepsze i spać nie wybierał się o tej porze nikt. Nie w święto plonów.
- Nieee? Wujkowi Jorisowi mówicie “nie” gnoje??? No to niech ja was… kogo złapię, śpi dziś u Gristy!
Co rzekłszy zerwał się z ławy i ruszył łapać dzieciaki. Nie trudno się domyślić, że w efekcie kilka chwil później zaległ na ziemi przygnieciony licznymi wrogami. I choć kilka czupryn srogo wytarmosił, sam też zaliczył dość kuksańców. Nawet zdołała się podnieść, ale zaraz coś go za nogi ucapiło i na kolana opadł.
- Dobra! - krzyknął ciężko dysząc - Poddaję się! Dziś wygraliście. Ale niech no jutro które z was osobno zdybię…

Zostawiwszy wkrótce dzieciaki ich własnym zabawom, odprowadził w końcu Panicza do domu Pani Alderleaf i ruszył pomiędzy biesiadników znaleźć Rikę. Bezskutecznie. Przepadła gdzieś. Podczas poszukiwań jeszcze musiał kolejkę zaliczyć z Sildarem i Daranem, którzy nie dali mu odejść o suchym pysku. W końcu jego wzrok spoczął na domku siostry Garaele gdzie chyba paliło się światło mimo, że elfka uczestniczyła w zabawach. Co prawda z początku chciał ją namówić na odwiedziny w dworku Tressandarów. Skoro byli tu wszyscy to nie było ich tam, a jeśli czegoś pilnowali to raczej swoich bagaży u Stonehilla, a nie rudery… Trudno o lepszą okazję… Ale jak zobaczył to światełko to jakoś tak w ustach mu zaschło, a serce szybciej zabiło…
I zapomniał o Tressendarach.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline