Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2018, 08:58   #49
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zdenek odradzał, nalegał, prosił, nawet pacnął przed Anną na swoje rzeźnickie kolana. W końcu się niechętnie zgodził.

Poprowadził Annę ciemnymi uliczkami do klasztoru św. Agnieszki, obecnie zasiedlonego przez dominikanów. Zastuka w boczną furtę, i po chwili w okienku pojawi się twarz okolona białym dominikańskim kapturem. Twarz poważna i naznaczona ohydnie dziobami po ospie, przez co przywodzi na myśl bladą tarczę księżyca.
- Niech będzie pochwalony - oznajmiła twarz z pełną surowością, sugerującą, że kto nie chwali, będzie miał poważne kłopoty jeszcze w tym życiu.
-Na wieki wieków - mówi Anna spod kaptura. - Muszę pomówić z panią Lizawietą. Zdenek uprzedzał mnie, by zaczekać ale ja czekać nie moge.
- Są zasady - oznajmił furtian głębokim głosem, dudniącym jak echo w lochach. - Panowie mają przywilej i nie omieszkają z niego skorzystać. Jesteś tego świadoma, dziecko?
Anna ściągnęła brwi niezachwycona sugestią.
-Muszę się z nią widzieć.
Po prawdzie miała nadzieję, że to tylko takie gadanie co ma zniechęcić mniej zdesperowanych. Miała względem Nosferatu Anna sporo szacunku i daleko im było do zwierząt. Nie żeby nie miała szacunku do Gangreli ale wśród nich zdarzało sie więcej jednostek pozbawionych skrupułów czy moralności.
- To twoja decyzja - rzekł i otworzył furtę. Pytająco zerknął na Zdanka, ale ten uniósł dłonie w geście zaprzeczenia. Najwyraźniej nieproszonego ghula, nawet nosferackiego, mógł spotkać ten sam los. Mnich pozostawił przy kracie towarzysza, którego monstrualnie otyły brzuch rzucał się w oczy nawet spod habitu. Schował dłonie w rekawach.
- Tędy, proszę.
Powiódł ją ogrodem, w którym próżno było szukać roślin sadzonych dla ich urody. Mnisi hodowali wyłącznie warzywa i zioła. I za zielnikiem, schowane za niewielką drewnianą szopką, objawiły się Annie trzy kamienne schodki wiodące w dół oraz zagłębione w murze drzwi.
- Dalej z tobą nie pójdę, dziecko. Zapukaj, rzeknij że wejść chcesz i że brat Baltazar cię wpuścił.
Anna skinęła i ruszyła schodami w dół. Jej czarna suknia szeleściła po kamieniach. Wytarła dłonie w sztywny materiał choć przecież nie mogły być spocone. Zapukała jak ją poinstruowano.
-Chcę wejść - mówiła do drewnianych desek, niepewna czy ktoś po drugiej stronie w ogóle słucha. -Anna Złodziejka chce się widzieć z Lizawietą. Brat Bernard mnie wpuścił i pouczył.
Drzwi się uchyliły i Anna stanęła twarzą w twarz z dziewczyną krzywozębą i brzydką jak nieszczęście, za to odzianą w brokatową, bordową suknię i z rzadkimi włosami upietymi wysoko. Z chybotliwej konstrukcji wystawały skórki od chleba, na których dziewoja poobkręcała loczki, usztywniając całość wątpliwej jakości koafiury. Ghulica nie odezwała się, wykonała tylko ręką zachęcający gest. Ze środka dobiegały dźwięki klawesynu.

https://www.youtube.com/watch?v=uOLClyWb_EI

A za Anną z lekkim trzaskiem zamknęły się drzwi. Nieoświetlony korytarz wiódł do schodów. Z ich szczytu mogła objąć wzrokiem całe nosferackie spotkanie. I o ile po groźnych zapowiedziach spodziewała się wszystkiego, to bal prezentował się zadziwiająco… grzecznie i spokojnie. W kącie muzyk brzdąkał na klawesynie. Jego druh skrzypek i flecista mieli przerwę, siedzieli na beczkach i raczyli się winem. Kilka nosferackich maszkar wirowało w parach w tańcu pośrodku piwnicy. Łyse głowy, obrzmiałe członki i parada najdziwniejszych piętn i chorób silnie kontrastowały z bogatymi i aż do przesady strojnymi ubraniami. W oczy rzucał się Nosferatu zasiadający za głównym stołem.

https://encrypted-tbn0.gstatic.com/i...wOt3ejPQQLK2kp

Promieniejący ogólnym zadowoleniem z siebie i ze świata. Z bocznych nisz wylewała się poświata i może tam odprawiały się jakoweś szokujące bezeceństwa… bo przy stołach, które widziała, rozmawiano, grano w szachy i kości i oglądano szczury wyciagane z małych klatek, jakby były rasowymi psami.

Anna stała moment w cieniu, pewnie i po to by sobie dodać odwagi choć na pierwszy rzut oka nie było przed czym. Moze wiec miała racje, ze to takie czcze gadanie z tymi bezeceństwami. W końcu Aureliusz był Nosferatu a Annie jawił się jako jeden ze szlachetniejszych wąpierzy jakich poznała.
Wygładziła włosy i ruszyła ku sali trzymając się prosto i z wdziękiem. Rozglądała się za Lizawietą.
Tej jednak wypatrzeć nie zdołała. Zobaczyła za to Matoza, Najświętszą Panienkę z Pilhrimova, i to w tej samej chwili, gdy i ten ją obaczył. Powstał od stołu, gdzie rozmawiał z bladą, smutną Nosferatką, tak gwałtownie, że huknęło przewrócone krzesło. Dla równowagi szczęka Matoza opadła, ukazując jamę ust w twarzy jak obdartej ze skóry. I w tej samej chwili Anną szarpnęło. Spojrzała w oblicze obdarzone największą ilością zębów, jakie widziała w życiu.

http://oi43.tinypic.com/dlgwu9.jpg

Pofrunęła niemal nad posadzką, a Nosferatu, dziko chichocząc, zawinął nią w tańcu. Krwią się musiał dopalić, bo zawirowali nienaturalnie szybko, a Anna po chwili poleciała w kolejne szpetne ramiona. W głowie jej wirowało jak w dziecięcym bączku. Rzucali ją sobie jak kawałek mięsa, i kiedy kolejny łaskawie zwolnił tempo i odzyskała nieco równowagi, kolejny niechciany, przypadkowy parner w tańcu uśmiechnął się do niej, wąskie wargi pomału rozciągnął grymas. Ciężko powiedzieć, czy ją widział. Nie miał oczu, tylko dwie puste jaskinie otoczone czerwoną skórą.

https://i.pinimg.com/originals/1c/01...cdf38243f5.jpg

I już miała coś powiedzieć, kiedy wraził jej szpony w dekolt sukni i jednym szarpnięciem rozerwał materiał aż po pępek.

Świat wirował a Anna w nim, w przeciwnym kierunku. Nie rejestrowała tego co się działo. Wszystko było tylko rozmazanym obrazem podchodzącym do gardła, Anna - szmacianą kukiełką. Rozmowy umilkły, wszyscy otoczyli korowodem ją i zmieniających się partnerów, coraz szkaradniejszych i bardziej śmiałych.
Gdy ją wreszcie puścił ostatni z tancerzy nie ustala na nogach. Opadła na kolana, rozpruta suknia zsunęła się niemal do pasa ukazując alabastrową skórę. Anna mówiła z pokornie spuszczoną głową.
-Wybaczcie mi najście. Jestem Anna Złodziejka, córka Mikołaja - starała się by w jej głosie nie pobrzmiewał strach. - Brat Bernard wpuścił mnie i pouczył. Muszę się niestety widzieć z Lizawietą. Mam sprawę niecierpiące zwłoki.

W melodię klawesynu wdarł się metaliczny brzęk. Nosferatu za głównym stołem delikatnie stukał w brzech pucharu srebrną łyżeczką. Muzyka się urwała, a w tej samej chwili od Anny odkleiły się obmacujące ją szpony.
- No no - rzekł Nosferatu z łagodną przyganą. - Nie mieliśmy gościa od… od lat dwudziestu, gdy szeryf nas zaszczycił. Gdzie wasze maniery. Podajcie gościowi krzesło...
Anna znów pofrunęła nad posadzką, poderwana kilkoma silnymi rękami. Przy okazji wyczuła charakterystyczny smrodek. Więcej niż jedno balowe wdzianko nie od krawca wyszło, a z trumny. Podcięto jej nogi i posadzono naprzeciw Nosferata ciągle bawiącego się łyżeczką.
- … i kielich!
W dłoń Anny wepchnięto pucharek, a Nosferatu przechylił się ku niej przez stół. Jeśli oczy były zwierciadłami duszy, to te ślepka ukryte w spuchniętych fałdach skóry były studniami dobrotliwości.
- Wiesz, kim jestem, dziecinko?
Na pewno poznawała melodię mowy. Gdzieś tam pod czeskim pleplaniem krył się grecki akcent.
-Zapewne praskim primogenem Nosferatu - odparła Anna cicho zbierając fałdy sukni i zasłaniając nagość. - Po akcencie, możliwe, że Grekiem. Zapewne kimś wybitnym, moze filozofem? Heraklit? Sokrates? Platon?
Zaśmiał się cichutko i klasnął w ręce.
- Uczcie się, siostry i bracia, ucho ćwiczcie, a będzie wam dane. Nic z tych rzeczy, drogi gościu. Nazywam się Cyriak. Kościół dokleił mi miano “Rzymianin”. A dziś jest moje święto. Sama rozumiesz, miły gościu, w moim wieku nie uchodzi już świętować urodzin. Niektórzy mogliby poczuć się… przytłoczeni. Świętuję więc przybycie do Pragi, choć byłem tu przed Pragą. Więc, jako że to moje święto - przyniosłaś mi może jakiś miły podarek?
Anna sięgnęła do bucika po mały sztylecik, który lubiła tam nosić. Ruchy miała powolne by nikt nie wziął tego za ofensywę.
-W takim razie składam najserdeczniejsze życzenia i wyrazy uznania dla twej mądrości i wieku. - Jednym ruchem obcięła czarny połyskliwy warkocz przy samej szyi i podsunęła Nosferatu na wyciągniętych dłoniach.
W wielu kulturach włosom przypisywano właściwości magiczne, określano jako źródło siły czy płodności. Pewnie złota brosza byłaby bardziej stosownym prezentem ale Anna złotej broszy nie miała. Poza tym Cyriak takowych posiadal pewnie w nadmiarze.
- A cóż ja mam z tym uczynić? - zapytał rozbawiony starszy.
- Tupecik! - doleciało z sali pełnej szkaradzieństw.
- Peruka! - poparły go kolejne głosy. - Peruka!
A Cyriak, ku zdumieniu Anny, rozplótł warkocz i zgodnie z sugestią nasadził go sobie na łysy czerep, do góry związanym końcem. Przyjmował właśnie komplementy i oklaski, zdaje się szczere, gdy z ciżby wypchnęła się kobieta. Wyjątkowo obdarzona włosami. Choć może była to peruka. Ogniscie czerwona i ozdobiona piórkami.

https://orig00.deviantart.net/2d45/f...59-d4nknfe.jpg

Przepchnąwszy się do ucha starszego, zaczęła szeptać.
- A czemu miły gość nie opowiedział się ze wszystkich zasług i znajomości? - spytał Cyriak, gdy skończyła.
Anna uniosła pytająco brew.
-Zasług i znajomości? - zapytała niepewnie zakładając krótkie niesforne włosy za uszy. - Tyle ich, że zwyczajnie nie wiem ktore winnam wymienić. - Pokusiła się na dowcip, zaraz jednak uznała, że to niestosowne w tym miejscu i czasie i zamilkła. Jej poczucie humoru zazwyczaj kulało.
- Nie lubię przechwałek tak samo jak fałszywej skromności. Mam ochotę na coś szalonego… - stwierdził nagle i wstał. Aniny warkocz chwiał mu się na czubku czerepu. Sala zamarła w oczekiwaniu. - Zagrajcie voltę! -zawołał do muzyków i ruszył w tany, porywając po drodze pod ramię pierwsza z brzegu Nosferatkę.
A Anine ramię oplotły zimne palce rudowłosej, ciągnąc do jednej z nisz.
Anna się nie opierała. Właściwie czuła się jak we śnie, trochę ją sytuacja ogłupiała.
-Brakuje jeszcze żebyś ty się odezwał - rzekła pod nosem względem swojego osobistego demona. - Wezmą mnie do reszty za szaloną i moze wybaczą impertynencję.
Dorobiła za kobietą trzymana pod ramie, drugą ręka podtrzymywała suknie.
-Ty jestes Lizawietą?
Nosferatka kiwnęła rudą głową. W niszy zakryła Anine zdekompletowane odzienie płaszczem, wykonanym ze skórek mysich i szczurzych. Polała w puchary i zaplotła pulchne palce.
- To było bardzo głupie, Anno.
Aurelius miał rację. Miała w sobie coś wyjątkowego. Chyba to, że poświęcała rozmówcy pełnię uwagi. Anna w jednej chwili poczuła się pępkiem świata.
Przytaknęła, ze sie z nią zgadza. To było przecież głupie, nikt nie kwestionuje faktu.
-Coś mu szepnęła na ucho? - dopytała błądząc oczami po Nosferatu, jakby się chciała najeść jej widoku. Od dawna była ciekawa jak może wyglądać ukochana Aureliusa. Musiała być kiedyś piękna kobietą. - Przecież nie mam zasług względem twego ojca. Raczej… sprawiłam mu zawód.
- Prawdę. Szybko się zorientujesz, że kłamanie Cyriakowi to samobójstwo - Lizawieta nachyliła się lekko nad stołem i w Annę buchnął obłok kwiatowej parfumy. - Rzekłam, że służysz ojcu. I że pogoniłaś kota upiorowi z wieży Horaku.
-Czyli przemilczałaś najgorsze. Dziękuję. - Anna szczelniej okryła się płaszczem. - Wybacz, że cię nachodzę w dniu waszego święta ale to ważne…
Anna patrzyła trochę nieprzytomnie. Nie mogła pozbyć się wrażenia ułudy pośród tego karnawału potworów. Dziwne wszystko. Brakowało tylko głosu w głowie. Pomyślała, że wzięli ją aby za Malkaviankę i stąd takie łagodne traktowanie?
-Ja… muszę znaleźć Tremera Tycho. Ale nie wiem gdzie jest, miałam nadzieje ze mi pomożesz. Mam coś czego chce on, on zaś ma coś czego chcę ja. Tak przynajmniej wygląda fasada. Prawda jest taka, ze po rzeczonej wymianie Tycho zginie. A przynajmniej podejmiemy się próby ubicia go a później zostanie nim spłacony mój dług według Aureliusa.
- Mój ojciec - Lizawieta wywróciła ciemnymi oczami - mimo swego wieku, rozsądku i mądrości czasem dąsa się jak dziewczę. Powinnaś to wiedzieć, zanim pozwolisz, by doprowadził cię do rozpaczy. Jak i to, że nie podzielałam i nie podzielam jego… politycznych zapatrywań.
Anna sięgnęła po kielich ale zaraz przypomniała sobie ostatnie zagrywki Jitki i cofnęła dłoń.
-Nie zmienia to faktu, że dług wobec niego mam a przynajmniej on tak postawił sprawę. Potrzebuję tak czy inaczej spotkać się z Tycho by wymienić księgę, którą ukradła mu Nataly na nóż z kościaną rączką, co ma moc zabijania upiorów. A Laurentin i tak się uparł, że musi za śmierć Nataly zapłacić wiec niech już będzie, i dług Aureliusowi spłacę, moze znów mnie przyjmie do łask. Wszystko się tak układa, jakby przeznaczenie maczało w tym palce. Ustaw to spotkanie, błagam. Niech się pojawi na balu maskowym, powiedz mu, że tam dokonamy wymiany.
Nosferatka chłonęła monolog, nie mrugnęła przy tym ani razu.
- Zdajesz się zdenerwowana. To przeze mnie?
-Ja… jestem zdenerwowana z wielu powodów - powiedziała skubiąc szczurze skórki płaszcza. - Mój mąż został porwany. Mój ghul… odchodzi. Trzeba mi zdobyć nóż dla Hugona Baade, by rzekł gdzie Ołdrzych, a nim mu oddam sztylet, Ołdrzych musi nim zabić chłopca o sinych ustach, bo tylko on go widzi, to przez ptasie oczy. Laurentin zaś chce śmierci Tycho to i dług spłacę Aureliusowi chociaż przy okazji, inna sprawa że nie wiem skąd wytrzasnę Tremerkę co sie specjalizuje w magii ognia, jeszcze z pięć dekad i może z długów wyjdę - zasmiala sie, a tak jakby miała się rozpłakać. -
Lizawieta jednak mrugnęła.
-Co wiesz o moim klanie, Anno?
-Jesteście najlepiej poinformowani z wszystkich wąpierzy - pociągnęła nosem. - A tak, to ty to pewnie wszystko wiesz o moim położeniu. Niepotrzebnie tyle gadam, prawda?To przez ten przeklęty pośpiech. Bal już za dwie noce, mało czasu do… - „zabójstwa” pomyślała, ale znalazła lepsze słowo - przygotowań.
- Wiem co robiłaś i co robisz. Mogę domyślać się, co zrobisz w przyszłości. Nie wiem, co myślisz i czujesz, dopóki nie powiesz, prawdy lub łgarstwa. Lecz też mogę się domyślać - uściśliła Lizawieta cierpliwie. - Teraz odwróć się i popatrz.
Pośrodku piwnicy starszy klanu pląsał radośnie jak pastereczka pośród młodszych, lecz tak samo szpetnych towarzyszy. Znów łysy, Aniny warkocz z rewerencją przełożył na głowę jednej z klanowych sióstr.
- Nie ma klanu bardziej lojalnego wobec swych dzieci niż Nosferatu. Stoimy za sukcesami wielu zwalczających się książąt, lecz nigdy nie występujemy przeciwko samym sobie. Na ile jesteśmy władni, wspieramy swoje działania. Nie tylko w tym samym mieście. I nawet jeśli… nie podzielamy swych politycznych zapatrywań. Jesteśmy też wobec siebie dość szczerzy. Musisz być tego świadoma, Anno. Decyzji tego kalibru nie podejmę sama. Cyriak będzie wiedział. I być może inni. Twój sekret, twoje wykroczenie i twoja wina będą naszą własnością. A starszy zapewne nie wyda zgody za darmo.
-Czy to nie ironia? Spłacę dług wobec Aureliusa a zaciągnę wobec Cyriaka. Wyjdę na zero a i zaryzykuję głową przed Tycho, bo nie mam pewności jaki to mocny przeciwnik. Możliwe, że za mocny? - analizowała Anna na głos. - Ale bez tego nie zdobędę noża. Nie zgładzę Chłopca, nie spłacę Hugona. Czy znajdę Oldrzycha? Znajdę, ale stracę czas...
Podrapała się po brodzie jakby jej to mogło pomóc w myśleniu.
-Czy Tremerzy potrafią tropić Kainitę poprzez krew? Ojciec mówił, że ich magia opiera się na krwi a jest wcale potężna.
Lizawieta wstała, przepraszajac uprzejmie. Nachyliła się do jednej z łysych głów obdarzonych nietoperzowymi uszami przy stoliku, gdzie w karty grano. Wróciła z informacją.
-Nie, z tego co nam wiadomo. Lecz mogą wiele powiedzieć o nim samym. Rodzicu i rodzie, a także o wszystkich połączonych z nim wiezami. Lecz… czarownicy wciąż eksperymentuja. Może i już potrafią to, o czym mówisz, jeno tego nie wiemy. Zaś co do ceny Cyriaka, bądź spokojna. Na pewno nie każe ci nikogo zabijać.
Anna uśmiechnęła się blado.
-Czy choć wyznaczy cenę teraz? Czy mam być na jego rozkazy gdy pojawi się sytuacja gdzie bym mogła się przydać? Ostatnio rzekł mi ktoś, że nawet z murwą kwotę ustala się przed - to wspomnienie ją wyraźnie zasmuciło.
- To wielce praktyczne i rozsądne podejście - Lizawieta kiwnęła rudą głową. - Oczywiście, że Cyriak wyznaczy teraz cenę. Nawet domyślam się jaką.
-Jaką?
- Toć przecie katoliczka z ciebie. Nie wiesz, co czynił święty Cyriak Rzymianin, jeden z Czternastu Świętych Wspomożycieli? - Lizawieta uniosła brew namalowaną na skórze. - Wypędzał demony, zagorzałym był i zaprzysiężonym wrogiem zła, co miast w piekle siedzieć, po świecie hula.
Anna rzuciła okiem na starszego, prowadzącego korowód maszkar wokół piwnicy. Nijak nie wyglądał na rycerza walczącego z piekielnymi bytami. Nie wyglądał nawet na takiego, co się kiedykolwiek znalazł obok takiej walki.
-I… chce żebym mu pomagała to zło przeganiać? - rzuciła Anna zdezorientowana, bo jakżeby mogła skoro sama zło takowe nosi w sobie? I co z niego za egzorcysta co ducha złego nie poznaje gdy go ma pod nosem.
- Bez przesady. Nie będzie oczekiwał współudziału, tym bardziej, że cię demon z wieży srodze doświadczył. Pomocy w znalezieniu prosić będzie. Brzmi prosto, prawda?
-Chce żebym szukała dla niego złych duchów? - brew Anny powędrowała wyżej. - Nie wiem czy mam ku temu zdolności. To znaczy… jednego mogę mu wskazać nawet zaraz. Z upiorem z wieży to był raczej wypadek. Ale gdyby mnie nauczył, nie widzę przeszkód. Wielce to ciekawe zajęcie.
- Na razie musimy znaleźć… pewną osobę. Która demonom służy. Masz zdolności, których nam brakuje. Zatem, decyzja? Mam pomówić z Cyriakiem?
Anna przystała skinieniem.
-Pomow. A potem powiedz mi w jako sposób moje zdolności blokujecie. Nie mogłam zobaczyć co się tu dzieje a rzadko mi się zdarza napotkać opór.
- Nie my to. To miejsce - odparła Nosferatka z powagą. - Za te mury ni zły nie przejdzie, ni dusza błądząca, choćby i pocieszenia szukała.
-A w Wiedniu, wie któryś z was jaki budynek lub miejsce ma podobną właściwość?
- Na pewno. Stare miasto, stare mury, stare tajemnice.
-Pomów z Cyriakiem. Poczekam.
Anna sięgnęła po kielich ale tym razem sprawdziła swymi talentami czy krew jest czysta. Dopiero potem upiła.
-I zapytaj jescze ile to trwa. Wypędzanie złych duchów. I czy potrafi to zrobić od ręki?
Nie trwało to krótko, a mijający jej niszę Trędowaci zerkali ku niej ciekawie. Żaden jednak nie podszedł i nie rzekł nic. Nie wiedzieli, jak się się rozwinęła sprawa nieoczekiwanego gościa, to i powściągali apetyty na zabawę.
Cyriak pojawił się wreszcie, zasiadł przed nią i przymrużył dobrotliwe oczka.
-Czyli będziemy mieć umowę? - zapytała Anna zerkając bardziej na Cyriaka buty niż szpetne oblicze.
- To zależy, jakimi talentami możesz się nam przysłużyć - uśmiechnął się, bardziej zachęcająco niż wyczekująco.
-Znam sztukę szpiegowania bez udziału ciała. Rozwijam się także w sztuce mego klanu. Potrafię pozbyć się ciała by nie pozostał ślad, pozbawić wąpierza przytomności, na krótko ale zwykle działa nawet na bardzo starych i daje tyle czasu aby wbić kołek. Potrafię również pozbawić wąpierza w mgnieniu oka kończyny, górnej lub dolnej. Znam się na ziołach, na okultyzmie, jestem dość wykształcona i bardzo bystra - daleko było temu do przechwałek, po prostu Anna wymieniała sucho fakty. - No i oczywiście bardzo ładna. Choć… wolałabym akurat tą zdolnością nie kupczyć.
- Więc słyszałaś zapewne o Baali - stwierdził z niesłabnącym zadowoleniem.
-Coś niecoś - przytaknęła.
- Wiemy, że jeden z nich przybył do Frydlantu z dworem Stefana, hospodara siedmiogrodzkiego - powiadomił ją takim tonem, jakby zapraszał na przechadzkę w świetle księżyca.
-Mam się wywiedzieć który to?
- Owszem. Gdyż poza tym nic nie wiemy. Ani kto to, ani imienia, ni płci, nic niestety. Nie wiemy, czy na stałe towarzyszy siedmiogrodzkiemu Diabłu, czy dołączył do orszaku dla wygody. Nie znamy też celu, w jakim przybywa… choć należy założyć, że to nic dla nas dobrego.
-Po aurze tego nie rozpoznam. Po rozmowie, tym bardziej, że pierwszej… Raczej się nikt nie zdradza z demonicznymi ciągotami. Zrobię co mogę. Mniemam, ze nie macie nic co mogłoby jakoś pomóc?
- W tej chwili nie - Cyriak rozłożył ręce przepraszająco. - Lecz będziemy tam wszyscy. I nie będziemy stać bezczynnie.
Anna raz jeszcze zapewniła.
-Zrobię co moge. Zorganizujecie mi spotkanie z Tycho? - i wyjęła z bucika zgięta na cztery kartkę. Rozłożyła przed Nosferatu. - To tytułowa strona z księgi, która go interesuje. Żeby nie myślał, że jej nie mam.
Cyriak zerknął jednym okiem na kartę i to, co zobaczył, nie wywołało nijakiego zdumienia. Wyciągnął rękę w bok i karta zniknęła momentalnie, przejęta przez jednego z przechodzących Nosferatu.
- Oczywiście. Poinformujemy cię najszybciej, jak poczynimy stosowne ustalenia.
-Jeszcze jedno. Lizawieta mówiła ześ panie biegły w sztuce odpędzania demonów. Po incydencie w Horaku pozbyłam się jednego ale niestety przykleił się do mnie inny. Czy mógłbyś na to zaradzić?
Cyriak stężał jak kamienny posąg. Nawet zadowolony uśmiech zbladł.
- Opowiedz - rzekł po chwili surowo, nakazującym tonem. - Wszystko.
I Anna opowiedziała. O wersecie z księgi tajemnej ojca i chłopcu o sinych ustach. O sennych koszmarach. O pożarze i tułaczce w mroku. Wreszcie o rocznej umowie, śladach w śniegu, podejrzeniach Mikołaja, i obecnej sytuacji czyli napastliwym głosie w głowie. Nie żeby z chęcią to wszystko Anna wyznawała ale uznała, że musi być szczera z lekarzem jeśli ten ma pomóc.
Nosferatu milczał długo. Wreszcie sapnął, drgnął i wziął się do rozwiązywania czarnej jedwabnej chusty zamotanej na szyjce cienkiej jak u oskubanego kurczaka. Pod ubraniem schowany miał stary, drewniany szkaplerz zdobiony oszczędnie srebrem i na takimż łańcuszku zawieszony. Podał go Annie.
- Na czas balu. Później mi oddasz. Chcę, byś przyjrzała się swemu stworowi dokładnie, następnym razem, gdy się objawi. Oczom zwłaszcza. Czy są czarne, całkowicie. Przyjdziesz z tym do mnie, gdy będziesz już wiedzieć. O każdej porze. Wtedy postanowimy, co dalej.
Anna przyjęła przedmiot, chciała schować za stanik sukni ale sobie przypomniała, ze zostały z niego strzępy.
-Przyjrzę się i przyjdę. I mam ostatnie pytanie. Dlaczego się ukryliście tu przez tyle dni akurat przed bałem? Wiecie coś czym nie chcecie podzielić się z księżną. Chodzi o tego Baali?
- Och nie, dziecino - uśmiechnął się pobłażliwie starszy Trędowatych. - Przynajmniej nie bezpośrednio. To polityka.
 
liliel jest offline