Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2018, 03:19   #52
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan stanął przed lipą i szeroko się uśmiechnął. Jego zabiegi najwyraźniej pomogły drzewu. Tłumaczył sobie, że pewnie odcięte od krwi Leszego po jego śmierci zaczęło obumierać. Czy Jan ocalił lipę a tym samym Raganę? Czy zamiast ocalenia był tym który ją zniewolił krwią? Z czasem może się dowie. Przypomniał sobie przepowiednie Strugi. To ciągnęło go tutaj tym bardziej. Wizja-jajo-zbawienie? Czy jeśli Jan będzie próbował chronić las jak czyni to do tej pory i okaże zrozumienie ten odwdzięczy się tym samym? Nawet jeśli to czy zdołają oprzeć się tylu siłom? Czy będzie jak Skomund? Czy uda mu się pozostać Łabędziem? Włożył rękę jak poprzednio i spróbował nawiązać kontakt mentalny.
- Czujesz się już lepiej? Wygląda jakbyś nabrała sił.
Poczuł palce zaciskające się na nadgarstku jak imadło i nagłe szarpnięcie. No takiej odpowiedzi Tzimisce się nie spodziwał. Drzewu było tak bardzo lepiej, że próbowało go wciągnąć do środka! Bronił się siłę wzmocnił krwią. Sam chwycił to ręką by wyciągnąć na zewnątrz. Jak nie zdoła to może chociaż go puści?
- Cóż to za przywitanie brak manier! - wykrzyczał choć wystraszył się trochę.
Ciągnął Jan, niebożę, próbował się wyrwać tak zapamiętale, że jakby dech miał, to by się zasapał. Zapierał się przy tym trzewikami o korzenie lipy i już-już, myślał, tajemnicza cholera odpuszcza, bo wlec go w szczelinę przestała. A tu się coś pod jego nogami ruszyło! Korzenie drgnęły, wężowym ruchem!
Jan szarpnął by się wyrwać do końca. Nie takiego powitania się spodziewał. Wzmocnił jednocześnie swą zręczność by unikać korzeni które po niego sięgną. Planował uciekać poza zasięg drzewa.
- Pomogłem ci cholero. Zostaw do licha! - krzyczał rozeźlony. Znał istoty które krwi wąpierza tkąć nie mogły lub nie chciały. Nie znał jednak takich które na jej moc pijąc pozostawały obojętne. Posłuchu nie miały. O drzewach pijących krew nie słyszał może to wyjątek? I zje go zaraz jako karę za naiwność i głupotę.

Zeskoczył z falującego korzenia, lecz cóż z tego? Wyrwać ręki nie mógł z uścisku, i już mu się opowieści ojca przypominać zaczęły, a wilkach, co w kleszcze złapane łapę sobie potrafiły odgryźć, płacąc kalectwem za wolność. Szarpnął po raz wtóry, z marnym efektem, aż tu nagle wąski korzeń smagnął go po nogach i podciął. Cholera ze szczeliny w tym momencie pociągnęła i leciał już Jan ku nieznanemu przeznaczeniu, gdy go nagle ktoś wpół w pasie jak nie chwyci.
- Yyyyyyh - sapnął Johan z wysiłku, całkiem po ludzku.
- Spróbujmy razem. - powiedział Jan gdy oparcie znalazł w Johanie i podłożu stałym.

Jan poleciał, jeszcze wciągnął szczepionego z nim Johana. Taki był impet jakim odpowiedziało na ich opór drzewo. Diabeł walnął twarzą w glebę porosłą zielem kwitnącym a słodko pachnącym. Otwiera oczy, i leży przed nim. Wszystko wygląda dokładnie tak samo, tylko księżyc daje jakoś tak jaśniej, nad moczarem unoszą się błędne ogniki. I Jaś wyczuwa obecność kogoś jeszcze.
- To było przejście. - zaśmiał się Jan leżąc na trawie. Tego się nie spodziewał. - Mogłaś nas zaprosić kimkolwiek jesteś. - powiedział w powietrze. - Ukaż się porozmawiajmy. Jak wiesz złych zamiarów nie mamy. Twoje czas obaczyć.
Spod liścia paproci łypała na Jana dorodna ropucha, na gałęzi lipowej kołysała się kukułka. Spośród listowia dobiegł niewieści szept:

Trzy kukułki usłyszałam
Choć to dzień był to zadrżałam
Jaki los, dokąd iść mogę
Jaką dziś obiorę drogę

- Trolle - jęknął Johan.
- Kto ?- spojrzał na Krzyżaka. Bo nie zabrzmiało to ani trochę przyjaźnie. Wręcz przeciwnie brzmiało jak kłopoty.
Rycerz powiódł w odpowiedzi ręką wokoło z przestraszona miną.
- Kim jesteś? - odrzekł Jan do tajemniczej niewiasty. - Po co nas tu sprowadzono?
Wychynęła zza pnia, długowłosa, w białej szacie sięgającej kostek bosych stóp. Zdawała się młoda, lecz Jan był wąpierzem i wiedział, że wiek kryje się w oczach. Szare oczy patrzyły spojrzeniem kogoś mądrego i doświadczonego.
- Witaj Ragano. Miło cię widzieć w zdrowiu. - spojrzał na bok który w niedawnej wizji krwawił. - Jak poszło na ostatnim łowie? - pamiętał, mówiła że idzie po tego renegata Brujaha. Co pogan nienawidzi i związki z Samboją ma niejasne. Ponoć Leszego zabił. Ragana zaś zemsty za ukochanego szukała.

Przekrzywiła głowę jak ptak, usmiechnęła się uroczo i zwodniczo.
- Śmierć wrogom, a on wrogiem był.
Jan był zdziwiony. Szybko się uwinęła. Spodziewał się, że Krzyżak… no właśnie co? Uciekać będzie po lesie przed Panną z lasu? Odpłynie skoro przed światem się ukrywał i z Samboją związany? Nie poszedł w bój jak przystało na rycerza. Położył głowę.
- Kim ja dla ciebie zatem jestem? Bo złączeni jesteśmy w jakiś sposób. Którego ja nie pojmuję. - zapytał zaciekawiony Jan. Rozsiadł się też wygodnie na trawie. Delektując się natura i nozdrza napełniając zapachem cudownych kwiatów.
- Moim wybrańcem. Strażnikiem. Kochankiem. Dróg jest wiele, jak i losów.
Przeciągnęła długimi palcami przez włosy, pojedyncze pasma uniosły się jak nitki pajęczyn poderwane wiatrem.

Jan pomyślał, że każda z owych nici to droga i możliwość którą on podążyć może.
- Pewien wieszcz imieniem Struga rzekł mi, że nasze losy są złączone również przepowiednią. - Jan przywołał wspomnienie. Wielokrotnie ją sobie powtarzał by zapamiętać a teraz ją powtórzył

Idą ku nam, a w miejscu, gdzie porażki stukrotnej krzyż zaznał, ziemię ogniem wypalą a krwią naszą zasieją. Widziałem Krzyżaka o oku jednym i znamieniu ogniowym wokół pustego oczodołu, martwym było jego serce, język jadowity jako u żmii a ręce czerwone od krwi braci naszych. Widziałem, jak szeregi nasze zdradą łamią i jak jako pokos padamy pod krzyżem i mieczem. Widziałem też ratunek dla nas, łabędzia, co gniazdo wił sobie z płomieni, na nim jajo wysiadywał na spółkę z ropuchą, a z jaja tego wykluł się smok o oczach z gwiazd i skórze z kory dębowej.

- Mówi ci coś ona? Zwłaszcza sprawa jaja wydaje się ważna. - powiedział Jan rozsiadając się wygodniej na trawie.
- Widzę, że czas na cię najwyższy, by potomka mieć. Gdy czasy twarde idą, wszystko, co żywe, potomstwo rodzi. Drzewo, nim padnie, ostatniego roku najwięcej owoców daje. Ty martwy, lecz winieneś przykład brać.
- Mój rodzaj potomków ma martwych jak my sami. Żywe dziecię własnej krwi teraz to marzenie jeno.
- Stworzyć, splodzic… to tylko słowa. Liczy się efekt, choćby i martwy był.
- Będę chronił.- rzekł Jan z powagą czuł bowiem, że powinien. Ona była sama. Niezależnie od siły czy mocy była sama. Nikt nie powinien być sam.
- Powiedz mi czego się obawiasz i jak mogę pomóc oraz czy z innymi leśnymi pannami idzie się ułożyć? Jak rzekłaś ciężkie czasy idą. Jedności nam trzeba. - nie odniosła się do sprawy jaja bezpośrednio a może zrobiła to mówiąc o potomkach? Wstał podszedł do niej, począł z bliska oglądać.
- Mi potrzeba dziecka z twojej krwi. Niewiele. Możesz zachować się jak niektórzy, zrobić i odejść. Mogę zapłacić - wzruszyła obojętnie ramionami. - A inne z mego rodzaju? Płoche istotki. Nie wyszły ci układy?
- Ciężko się z nimi układa bo jak rzekłaś płoche. Nie doszło do przymierza a może doszło i nie pojąłem tego? Odwiodłem je od walki z tutejszą wioską. Niby zapłatę jeno chciały odebrać ale brak zrozumienia ludzi do wojny by doprowadził. Walczyć z obcymi to jedno z tutejszymi i gangrelami to drugie. Kłopoty by były. Nie da się walczyć z każdym człowiekiem i wąpierzem. Cześć trzeba mieć po swojej stronie. Mogę to zagwarantować o ile panny z lasu zrozumieją. Przekażesz im to? Zapłaciłem im też chojnie dając trzy dziewice. Posłużyły jako naczynia. Widziałem je potem zamienione w panny z lasu. Tak się rozmnażacie? Na co ci dziecko z mojej krwi? Kara za stworzenie takiego bez pozwolenia jest śmierć. - Ragana była inna bardziej bezpośrednia wręcz ludzka. Tak odmieniło obcowanie z Leszym czy jego krew? Może przed Leszym byli inni a po Janie będą następni? Może chce go wykorzystać instrumentalnie. Bo w sumie czemu by nie miała?

- Ni one ze mną mówić nie lubią, ni ja z nimi. Rozeszły się dawno nasze drogi. Chcesz próbować, próbuj… lecz nie licz na zbyt wiele. To chwiejny a niepewny sprzymierzeńca, nie dostosujesz się do nich w każdym względzie, nie dostaniesz nic. A twój potomek będzie wojem, jak dawni bohaterowie. Władza waszych trupich władyków go nie obejmie. Zaryzykujesz siebie dla ziemi, albo nie - wzruszyła kształtnymi ramionami.
- Chcesz zrobić z niego wojownika. Ja ci nie wystarczę? Toć minie wiele czasu nim czegoś się nauczy i wartość dla Ciebie będzie miał. Mówisz o ziemi dla mnie. Jak chcesz tego dokonać? Tych którzy chcą ją dla siebie wielu. W zgodzie i harmonii żyć z lasem i tobą mogę. Chcę tego ale oni są starzy i silni. Bezwzględni i przebiegli. - Jan krążył na kawałku ziemi to kawałek w lewo to kawałek w prawo. Wyraźnie bił się z myślami.

- Uczynię ci ziemię poddaną, lecz nie będę trzymać za rękę i bronić przed całym światem. Nie jesteś dzieckiem. To twoje zadanie. - rzekła Ragana.
Ciekawe co miała na myśli. Jak ziemia mu się podda?
- Ja będę twoim strażnikiem lecz i Ty moim. Nie potrzebuję opiekunki lecz sojusznika. Takiego co nie tylko mówi ale i walczy. Chce zapewnienia, że staniesz u mojego boku w bitwach które nadejdą. Nie z całym światem i nie wszędzie ale w starciu o tę ziemię. Gdy cię wezmę przybędziesz, wtedy gdy będzie potrzeba.
- Gdy będzie to możliwe - zgodziła się.
Jan skinął głową. Choć dawało to spore pole do interpretacji.
- Potomek którego chciałaś. Silny on wtedy gdy człowiek na niego wybrany silny. Upatrzyłaś kogoś czy znaleźć nam syna?
- Zdam się w tym na twój wybór.
- Nie jestem człekiem porzucający ludzi. Więc i syna nie zostawię. Będzie ci przeszkadzać jeśli zechce być w jego życiu? Udzielać się w wychowaniu może nie w takiej mierze jak ty lecz rzekłbym czynnie.
- Jeśli się zgodzisz, będziesz widywał go rzadko. O ile w ogóle - leśna panna wzruszyła ramionami, jakby nie było to wielkie wyrzeczenie.
- Chce go widywać. Ułatwię mu zrozumienie jego natury. Choćbyś nie wiem jak go leśną magią odmieniła wciąż będzie po części wąpierzem. Pomogę mu to zrozumieć. Dla mnie to ma znaczenie a i jemu pomoże. - spojrzał wyczekująco.
Pokręciła odmownie głową. Jan pomyślał, że chce go dla siebie. Ciekawe na ile chce zrobić z niego bohatera w rzeczywistości. Na ile przepowiednia jest prawdziwa... i jaki ma ukryty cel. Bo wiedział, że jakiś pewnie ma.

Zrozumiał odmowę choć z trudem zaakceptował. Czyż nie na tym jednak polegała sztuka kompromisu.
- Co mam rzec śmiertelnemu? Będzie wojownikiem lasu. Będzie nieśmiertelny i Ty mu będziesz matką? Wolałbym by świadom swego losu był. Akceptował go choć wiem, że nie musi. Do czego chcesz go użyć?
Spojrzała na Johana i nie odrzekła nic.
- Skoro mamy sobie pomagać chciałbym móc się komunikować. Mimo dzielącej mnie z rozmówcą odległości. Moje moce umysłu nie sięgają poza moje ciało. Masz na to jakiś sposób?
- Karm lipy swoją krwią. Trzeciej nocy usłyszył mój głos.Drugiej, jeśli w ofierze złożysz zwierzę. Pierwszej, jeśli człeka.
Johan walczył o zachowanie kamiennej twarzy, ale w jego oczach błysnął gniew.

Mina Jana też była nietęga. Byli jednak tak różni od siebie. Docierało do niego coraz mocniej, że dziwożony to twory jak wąpierze. Tak samo bestialskie i tak samo urocze potrafią być. Jedyna różnica, że każdy na swój sposób.
- Potrafiłabyś wzmocnić mój talent choćby na jedną noc? Tak bym swoje zdolności wzmocnił i ciało mógł opuścić w duchowej podróży wedle mej woli. Jak inni mego rodzaju?
- Gdybym to umiała, czyż potrzebowałabym drzew?
Jan pokiwał głową jakby odbierał kolejną naukę.
- Diabły idą na wilcze plemię. Mogłabyś pójść z nami? Nie bezpośrednio oczywiście ale być blisko i wkroczyć wedle potrzeby. Widzisz i słyszysz więcej niż ja. Może się nam poszczęści i przyjrzymy jakieś ich plany. Przy okazji chciałbym byś sprawdziła dla mnie jednego osobnika. Czy jego krwawa przysięga go związała. Umysł czytasz jak ja kartki księgi. Łatwe to dla Ciebie. Ja natomiast chce wiedzieć on z nami czy z rycerzami krzyżackimi? Choć wielu na wyprawie będzie i wiele sekretów. Poznać choćby nieliczne to przewagę zyskać w tych zmaganiach. - Jan wyłożył swój punkt widzenia. Ragana chciała od niego wiele. Czuł w tym podstęp. Sojusz jaki zawierali był obopólny. Dobrze byłoby sprawdzić czy zechce mu pomóc teraz. Czy to jednak tylko gra słów i pozory.
- To uczynić mogę - zgodziła się. - Będzie trzeba spełnić pewne warunki, lecz tak, co do zasady tak.
Jan nawet lekko się zdziwił, że się udało.
- Jakież to warunki? Ułatwić bym chciał na ile mogę tą sprawę. No chyba, że poza moim zasięgiem to.
- Nie każdy będzie w moim zasięgu - odparła Ragana, w sposób oczywisty niechętna by zdradzać się że swymi ograniczeniami.
Jan natomiast opisał szczegółowo wygląd June.
- Tej nie ruszaj ona stara tak, że wyczuć cię może i kłopot będzie. Johana - spojrzał na rycerza - też ostaw ufam mu. - że sam nie wie czemu Jan już nie dodał. - Czy więź krwi mojego rodzaju twoja magia przełamać może. Tak by komuś wolność zwrócić. - niekoniecznie Jan miał na myśli Johana. Było tak wielu którym to pomóc może.
- Cudownego eliksiru szukasz? - zaśmiała się rozbawiona. - Nie ma takiego. Tylko własna wola i krew cudza, dużo, dużo krwi.
- Rozwiązania szukam. Choć nic nie mam przeciw cudownym eliksirom - uśmiechnął się szczerze. - dostrzegam powoli, że zbyt wielu z mego rodzaju innych traktuje jak niewolników. Wystarczy, że są młodsi, słabsi czy inni. Jeśli nie mają gdzie się skryć na powróz ich się bierze. Potem zaś pacynkami są w rękach starszych. Lalkarze zaś często im starsi tym mocniej szarpią za sznurki na skutki dla lalek nie bacząc. Młodym jeszcze wiele nie rozumiem ale to dostrzegam. Choć i lalkarze pewnie mają swoje powody. - zamyślił się na moment po czym zmienił temat - Wilki też obacz gdyby była okazja. Oni też są stroną i może się okazać, że bliżej im do nas… Niż do rycerzy bożych czy rodu Jawnuty. Gdybym chciał tu wrócić - rozejrzał się po łące i wziął głęboki wdech. - dasz mi zezwolenie i klucz jaki? Tu można zaznać wytchnienia, harmonii i azylu. Bezcenne na swój sposób. Przysięgnę nic nie czynić poza odpoczynkiem.
- Zawsze możesz poprosić. Czyż odmowilabym drogiemu druhowi? *
- Możesz być zajęta, zbyt odległa a mi może zależeć na czasie.- prawdę rzekł - Azyl to miejsce gdzie można ukryć się przed szpiegami bądź wrogami. Zaufaj mi przysięgi o bezpieczeństwie tego miejsca nie złamie choćby mnie słońcem palili. - podszedł bliżej by mogła mu to rzec cicho. To lub…. odmowę której również się spodziewał. Dobrze byłoby zdobyć azyl, gdyby przyszło się skryć z jakichkolwiek powodów. Miał być panem dawnej ziemi Leszego. Każde miejsce zaś miało swoje wady i zalety. Skoro drzew ścinać mu nie wolno będzie. Plonów i wielkich osad i pół po horyzont nie zobaczy… To może drzewa będą go chronić? Tak jak on dbać o nie będzie. Ciekawą to było analogią. Nie mógł oddzielić od ciała swego ducha. Więc może ciałem nauczy się zaskakujących rzeczy. Ciekawe też czy wchodząc jednym wejściem lipą.. można wyjść inną? Wtedy zyskałby nowe możliwości, w tym co nadchodzi każdy dodatkowy atut był na wagę złota.
Nachyliła się i pocałowała go. Usta miała ciepłe i słodkie.
-Lecz za każdym razem - wyszeptala - Będziesz moim sługą, dopóki nie opuscisz tego świata
- Kochankiem - odwzajemnił pocałunek i objął ją w pasie. Wędrował pieszczotliwie ręką po plecach wzdłuż kręgosłupa. - To taki inny rodzaj sługi. Choć równie oddany. *
- Nadal bezwzględnie podlegly woli - zaznaczyła, unosząc w górę biały palec
- Bacz tylko by nie przesadzić. Zraniony kochanek najgorszy przypadek. Wyjść i wejść będę mógł kiedy chcę rozumiem. Czy wyjść mogę inną drogą? W inny punkt lasu? To ułatwiłoby wiele spraw.- jakby na potwierdzenie jego usta zaczęły wędrówkę. Całusy spadały za uchem i wzdłuż szyi.
- Tam, gdzie zapragne.
Ciężko dociec, czego słowa się tyczyły. Opuszczania dziedziny czy całowania. Ani jedno ani drugie nie przypadło do gustu Janowej przyzwoitce. Johan chrzaknal znacząco i naglaco.
- Tak, tak przyziemne sprawy. - zwrócił uwagę na rycerza - Dokończymy obiecuje przy następnej okazji. Narada starszych na nas czeka. - skaleczył swój palec i w stronę jej warg skierował. - Na zachętę i by umilić czekanie. - Ragana skosztowała przysmaku z błyskiem w oczach.
- Johanie wyjdziesz pierwszy. Damy sekrety szepczą w tajemnicy. - miał oczywiście Jan na myśli sekrety wyjścia i wejścia oraz nawigacji którą musiał pojąć o ile istniała. Nie zamierzał korzystać z tego daru często. Jeśli jednak zajdzie potrzeba zechce to zrobić z głową.

Rycerz Albinos poszedł, ale z taką miną, że Jan niemal słyszał, jak spada w hierarchii szlachetnych osób u Johana i z hukiem ryje glebę. Jan wysłuchał słów Ragany i podążył za nim.

Johan milczał długo. Tak samo postąpił Jan i gdy już od lipy oddalili się dobrą godzinę w końcu Jan przemówił.
- Musisz pojąć wiele rzeczy. Ja zapewne także. Więc dla oczyszczenia między nami opowiem ci moje dzieje na tej ziemi. Przyjechałem tu za miłością. Ojciec wypuścił spod skrzydeł i w ramach paktu z rodem Jawnuty od setek lat istniejącego miałem tu przebywać. Skierowano mnie jednak tutaj w dzicz. Rzekli, gospodarzyć mam. Ziemia okazała się tą okolicą i była po niejakim Leszym. Przez ostatnie pięć lat nikt na niej nie gospodarzył. Może nikt nie był zbyt silny by innych nagiąć. Może nikt innych do siebie nie potrafił przekonać a może Ragana patroszeniem groziła każdemu... tego nie wiem. Wiem za to, że Leszego zamordowano. Sytuacja dająca do myślenia o okolicy. Poprzedni gospodarz którego masz zastąpić zamordowany. Bo jak się dowiedziałem w bitwie zginął co wszyscy wiedzą.... ale z rąk swoich co wiedzą nieliczni. - na chwilę zamilkł po czym znów podjął opowieść.

Ghula wysłałem na dwór Jawnuty by wywiedział się czemu mnie tu osadzili bez wyjaśnień a nie do siebie wezwali. Sam zaś na okoliczne wesele pojechał do wioski która w granicach mej nowej domeny istnieć miała. Tam nim dobrze się przywitałem dziwożony czy trole jak ich zwiesz... wesele naszły zbrojnie. Gospodarz dał się im urokom zwieść i dziecko oddać obiecał. On brać miał chłopców na wojów, one dziewczynki na swoje. Tylko oczywiście proporcja równa nie wyszła i Glande ostatniej z córek oddać nie chciał. Panny z lasu gadać nie zamierzały i postanowiły zabić niewinną wszak dziewkę i być może jej męża. Ja, gangrel Montwił i ghul Niedźwiedzia wraz z ludźmi odpór dać chcieliśmy. Pokazać, że siła nas i w nas... to może odstąpią. Ja naiwnie gadać chciałem lecz doświadczenia nie miałem w kontaktach z trolami. No i szybko efekt przyszedł. Nikt odpuścić nie chciał. Dwóch wojów naszych na ziemi martwych leżało. Montwiła poszarpały tak, że padłby w końcu zgładzony. Do chaty panny młodej ptaki wleciały by ją zadziobać. Glande i jego ludzie walczyli by do końca... najpewniej swojego. Jam jednego trola pojmał. Do gardła nóż przystawił i próbowałem znów rzeź zatrzymać. Inaczej ludzi by zginęło dwie jak nie trzy dziesiątki. No i my ich wąpierscy przywódcy. Targu dobiłem. Oddałem życie trola i trzy panny za spokój. Chcesz oceniać? To oceń i powiedz co ty byś uczynił? Trzy życia to dużo w porównaniu do połowy wioski? Można kogoś poświęcić by innych uratować? Czy to duża cena za pokój? - znów się zatrzymał w mówieniu wciągnął powietrze i kontynuował.

- Dalej było jeno ciekawiej. Ghul niejakiego Niedźwiedzia rzekł, że jego pan w kłopotach. Krzyżacy na granicy i pomocy potrzebuje. Co szło robić? Prawy człek sąsiadowi pomóc powinien. Czy zostawić na pastwę bożych rycerzy? Może jako chrześcijanin za rozjemcę robić mogę? No i ruszylim. Mijając rzeczy po drodze co również wesołe nie były cośmy znaleźli? Uchodzą dzieci i baby i starcy. Za nimi ogary wielkości koni! Co zrobiłby szlachetny człek? Pomógłby a jakże. No i pomógł! Z odsieczą i kompanią ruszył. Tuzinowi kobiet, dzieci i starców na nic się to nie zdało. Jak wściekłe stado atakuje nie możesz być wszędzie. Padł i jeden z druhów Ludy. Mówiła ci? Słodki piesek go rozerwał. Myśmy też jedną bestię ubili. Nie brakowało ci czegoś? Jak w róg dołeś by je odwołać z Ravenem? Kto był tu prawy a kto zły? Wojna mówiłeś? To wojna jest wymówką na takie rzeczy? To jak jest.. to com zrobił przed chwilą igraszką jeno przy tym. Wojna zaś taka sama.- był szczery aż do bólu ale nie zamierzał przestawać.

- No to idziemy dalej. Tropami morderców ruszylim. Wszak Niedźwiedź sąsiad zaginął z wioski zgliszcza zostały. Zabezpieczyli ludzi z osady czekać kazali i ruszyli. Przy okazji patrzyłem w oczy jednemu z Ghuli. Chłop jak dąb twardy wojak. Złamany był jak gałązka czyiś pupile rozerwali mu brata na strzępy. Taka ciekawostka. Dochodzim do kolejnej wioski, już z Niedźwiedziem Nosferatu po drodze znalezionym. Tam też niegodny Jan musiał pomóc. Nosferatu lennika chciał ratować do Krzyżaków się udał. Mimo zakazu Jawnuty. No i jak wezwała lenników to się wydało... a jego tam obecność za zdradę została odebrana. Jak go znalazłem to go już mieli na dwór wlec. Śmierć mu była pisana brzydalowi i już, że szlachetnie postąpił? Ratować kogoś chciał? Kogo to obchodzi. Ano mnie obeszło. Uwolniłem go i za jego czyny do dziś ręczę. Głową oczywiście pewnie się za to potoczy.... Gdzie skończyłem? Aha doszlim do wioski z lennikami Lasombra pogadali. Pod bramą te same Krzyżaki i ich bestie. Narada co zrobić? No bronić. Ja miałem plan gotowy. Zza palisady stępić wasz zapał pójdziecie. Może się jedno z was złapie w wypadzie pod osłoną Niewidzialności. Nim się spostrzegłem, krwi wilkołackiej się opili i już przez ciemność ruszyli. Kapłani Welesa bo tym byli, widziałeś co wam urządzili? Rzeź okrutną i w większości zbędną. No ale co mogłem poradzić? Pierwszy raz ich na oczy widziałem. Tyś się zawahał na mój widok i masz pewne zasady. Temu zawdzięczamy pojmanie cię a nie walkę na śmierć. Lasombra gdybyś mnie wtedy położył, choćby ogłuszył... nie odpuściliby ci... nie darowali życia. Wypili na miejscu.

No ale zaraz... Tyś pojmany a Ravena szarpią a ja co? Zdobyłem wiedzę, że mój wróg krewniakiem. Biegnę życie mu wyratować. Targuję się miedzy ciosami i dopinam swego. Przy okazji na pierścień mi jedynie napluł w podzięce. Tyś jeszcze opór w osadzie stawał. Pamiętasz? Jak myślisz jak polepszyło to moje negocjacje czy wam darować życie? Chcieli was zabić obu od początku. Darować w ofierze tej ich ciemności. Miałem swój udział w łupie jednego by mi darowali. Krewniak czy szlachetny rycerz? Kogo wybrać? Niemała zagadka prawda? No ale co Jan zrobił? Toć to samo co przed chwilą gdy ze wstrętem patrzyłeś, szczęki zaciskałeś a w głowie osądzałeś. Zaczął się łasić, uwodzić, obiecywać i dumę do kieszeni schował. Co mi rzekniesz teraz Johanie gdy inny punkt widzenia poznałeś?
 
Icarius jest offline