Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2018, 12:17   #52
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Otokar w Pradze. Łazi i węszy. Za kim mógłby węszyć jak nie za Anną?
Posyła myśl w jego stronę. Pojedynczą. Ostrą.
"Czekaj na mnie w karczmie pod Zielonym Kogutem."

Potem płynie duchem do Wiednia, obiera punkt w przestrzeni. Tym punktem jest Hugon von Baade.

„Mów” - ponagliła Anna bo skoro coś miał, znaczy coś ważnego. -„Gdzie go trzymają? Kto?”
“Nie przeceniaj moich możliwości, nie miałem za wiele czasu. “
Pogładził nieprzytomna mniszke po policzku i opuścił kruchte.
“Przez pewien czas był gościem Wedeghe. Potem zniknął. Potem pojawił się w innej części miasta, wzniecił sporą rozróbę. Byli ranni i zabici. Do akcji wkroczył miejscowy szeryf. Oldrzych trafił do wampirzego pierdla… iiii z niego nie wyszedł. Nie był sądzony. Nie został zwolniony. Za kratami go nie ma. Znikł.
„Jak wygodnie” - syknęła Anna w odpowiedzi. - „Prosiłeś Wedeghe by się zaangażował w sprawę? Myślałam, że to wielka wiedeńska persona, że jest władny pomoc każdemu jeśli taka jego wola.”
“Jest, ale takie rzeczy trwają. Nawet jako jego lennik nie mogę się z nim zobaczyć ot tak, bo mi się zachciało.
„Czyli nawet z nim nie rozmawiałeś?” - zawód gonił zawód. - „Kto jest w Wiedniu szeryfem? Może nasz, praski, będzie mógł się z nim skontaktować. Cokolwiek się stało w jego więzieniu, nie mogło się zdarzyć bez jego wiedzy.”
“Chcesz temu nadać oficjalny bieg?”. Skrzywił przystojna twarz.”
„Nie wiem. Moze.”
“Poczekaj. Zawsze zdążysz. A ktoś go musiał widzieć, może i zamienić parę słów. Strażnik. Współwiezien… zaczniesz robić szum, to winny zacznie zamiatac tropy.”
„Poczekam” - przyznała Anna niechętnie. - „Ty w tym czasie wywiedz się więcej. Ja działam w sprawie noża, ale oddam go za pewną informacje gdzie jest Ołdrzych.”
“Równie piękna co okrutna “ poskarżył się Baade, lecz nie zdawał się ani zaskoczony ani obrażony.
„Odezwę się za trzy noce. Wtedy powinnam uporać się ze sprawami tutaj i ruszam do Wiednia. Masz sporo czasu. Spożytkuj go.”

*

Anna weszła do karczmy w męskim stroju i płaszczu z kapturem nasuniętym na czoło. W tłoku i gwarze i mnogości mieszających się zapachów mógł jej nie rozpoznać, tym bardziej, że i pewnie wypatrywał czarnej sukni. Usiadła obok lupina i szeptem zagaiła.
-Cóżeś, panie, tak daleko od domu?
A jednak poznał. Twarz naprawiona ku niej obrócił. Pewnikiem krew go zawołała.
-Po co mi to zrobiłaś? - Uderzył się w policzek, z którego znikła blizną.
-Po to tu jesteś? - zapytała zbliżając twarz do jego twarzy. - Zła byłam, bo ci blizn przysporzyłam. Zła jestem, że ci je zabrałam. Niektórym nigdy nie dogodzisz - skinęła na służebną dziewkę by przyniosła dwa kufelki piwa.
Ta dygnęła i furknęła spódnica, a stawiając kufle na stole, prawie położyła się Otokarowi na kolanach. Ten nawet nie zauważył, w Annę jak w obrazek wyślepiony.
-Nie mogę przestać o tobie myśleć.
Anna pokiwała głową. Tak, to był zły pomysł ale wtedy z wilkołacką juchą krążącą w ciele zdawał się przedni.
-To minie - przylgnęła wargami do brzegu kufla choć nie upiła ni łyczka. - Za... pół roku, może szybciej.
- Nie chcę żeby minęło.
Zagapił się w swój kufel. Tego że jeszcze niedawno sam chciał zostać w górach, zdawał się nie pamiętać.
Anna zostawiła na stole monetę, podniosła się z ławy.
-Chodź - poprosiła i ruszyła na zewnątrz. Przy konowiązie odezwała się znowu. - Po drodze powiesz mi o Martinie, dziecku i watasze.
Opowiedział, i nie mogła pozbyć się wrażenia, że Martinie też opowiedział… za dużo, choć niekoniecznie słowami. O ile nowa twarz nie spotkała się z gwałtownym przyjęciem, choć na pewno nieufnym, o tyle rosnące rozdrażnienie i tłuczenie się po nocy nie uszło uwadze czujnej Niemki. W końcu przyparła go do muru, zaczęła dociekać, grozić, że odejdzie i podnosić kwestię, że tak się właśnie kończy paktowanie z pijawkami. Otokar wytłumaczył jej, bynajmniej nie słowami, że nigdzie nie odejdzie, ani ona, ani jego pasierb. Zaraz potem ruszył za Anną, bo nie mógł znieść nocy wlekących się bez niej jak pogrzebowy kondukt w wietrzny dzień.
I tak się spoglądał, jakby chciał być za tę wyprawę nagrodzony.
Anna była zła, na niego, na siebie, na krew i to jak opętała mu zmysły. Bo co miała niby zrobić? Zalec z nim w młynie, pod okiem Gangreli i wyrazić wdzięczność, za to ze jest? No dobrze, nie była może Anna wzorem cnót i wierności ale zwykła postępować względem swoich kaprysów, robić co chciała. A wyrażanie wdzięczności w sposób jaki oczekiwał na dłuższą metę wydawał się Annie katorgą.
-Musimy ustalić parę rzeczy - wyjaśniła po drodze zrównując z nim konia. - Ja… jestem trupem. Lubię… krew.
Nie zabrzmiało to dobrze i na moment Anna zacisnęła usta w kreskę. Spojrzała mu w oczy jakby chciała żeby z jej oczu wyczytał całą resztę.
-Jak wróci Ołdrzych, jesteśmy parą dobrych przyjaciół i nigdy nie było inaczej. Krew i przyjaźń mogę dać ci zawsze, inne rzeczy… chętnie nadrobią za mnie żywe kobiety.
Zgodził się. Od razu niemal. I nawet zabrzmiał szczerze, może w chwili, gdy te słowa wypowiadał, sam wierzył, że są prawdą. Ale Anna przeczuwała, po tej gwałtowności i porywczości, której wcześniej w nim było, po gorących spojrzeniach, jakimi ją oblepiał - że gdy przyjdzie co do czego, prawda może przybrać kształt całkiem odmienny.
-Daj słowo - zażądała bo wiedziała, że dla Oldrzycha na ten przykład nie było nic ważniejszego i świętszego niż złożona obietnica. - Nie będziesz nalegał na więcej niż zechce ci dać i uszanujesz, że nie jesteś mi panem i władcą, nie dyktujesz mi warunków, nie robisz scen zazdrości.
- Jesteśmy przyjaciółmi - odparł, a co sobie imaginował, to Bóg lub diabeł raczyli wiedzieć. - Obiecuję.
Anna jednak pokiwała główką ukontentowana i wreszcie na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-Pojedziemy do domu, poznasz wszystkich. I trzeba ci kupić eleganckie odzienie. Na bal.
Właściwie to znał już wszystkich prócz Semena.
Wieczorem Anna zagadywała Chłopca o Sinych Ustach ale milczał uparcie. Niby wspominał, że tak będzie ale Anna miała nadzieję, że to przez szkaplerz Cyriaka. Po coś w końcu jej go dał.
Następną noc przeznaczyła na planowanie zabójstwa Tycho. Musi znaleźć odpowiednie miejsce w zamku, zasiąść z wszystkimi przy jednym stole i obmyślić strategię, jak kto może zaszkodzić Tremerowi ale by juchy nie rozlać przy tem wiadrami. Będą wszak zmuszeni wrócić czym prędzej na bal i budować swoje alibi. Całkiem na rękę im było, że szeryf wyznaczył Annę z jej zdolnościami do przewidywania potencjalnych rozrób. Cóż, tej nie przewidzi.
-Kołek - zawyrokowała nagle patrząc po twarzach jej przyszywanej rodziny. - To najszybszy sposób by zgasł ale nie umarł.
Spakowali kufry, stroje i drobiazgi i pojechali na Frydlant. Niby do balu jeszcze dwa dni ale goście już tam są. Osławiony hospodar Tzymisce i... Skrzyńscy.
 
liliel jest offline