Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2018, 13:33   #168
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Wspólna narada, trochę badań i krępowania panienek

Wcześniej lub później, ale koniec końców u Gammana znaleźli się w komplecie - cała przypadkowa grupa osób, chwilowo pracujących dla wspólnego celu. Izzy przyglądała się im twarzom, zaczynając od męża i córki, poprzez Pazura i jego córkę, kręcącą się w okolicy Bri którą zaprosiła gestem do wspólnej rozmowy bo siedzieli razem w tym szambie, poza tym ufała jej i co najważniejsze ufał jej Rob. Następna obejrzana dokładnie twarz należała do gangerki, a obserwacja zakończyła się na wymalowanym toporniku. Jak na zespół mający poradzić sobie z widmem obcej, groźnej zarazy wyglądali… osobliwie.
Grunt, że udało się im wykonać plan i nikt nie zgubił się po drodze, ani nie został pogryziony. Prawie. Lekarka zawiesiła spojrzenie na mężu, a potem najemniku, myśląc gorączkowo jak wybrnąć z ich niewygodnej sytuacji. Nie chciała myśleć o reakcji Roberta na rewelacje o prawdopodobnym zarażeniu jego żony. Tak samo ciężko jej szło przygotowanie do spoglądanie na strach dzikiej blondynki, zapatrzonej w Sama jak w zaklęty obrazek. Co innego dowiedzieć się o chorobie obcej osoby, co innego o tych najbliższych.
- Dobrze, skoro jesteśmy w komplecie wreszcie mogę zabrać się do pracy - odezwała się na pozór niefrasobliwym, lekkim tonem, obejmując męża ramieniem. Drugim przygarnęła Maggie - Potrzebuję głowy - tutaj zwróciła się do khainity - Oddam ci ją kiedy skończę badania. Udało się znaleźć mikroskop, zacznę więc od głowy. Potem przyjdzie czas na pobranie materiału z Rice i tych dwóch na górze. - zrobiła przerwę potrzebną na wzięcie się w garść. Uśmiechnęła się do Pazura i mówiła dalej - Chyba wszyscy się zgodzimy, że w naszej sytuacji musimy bardzo uważać i się pilnować. Nie wiemy jak, oprócz ugryzienia, ta wścieklizna się przenosi. Dlatego kiedy uporam się z próbkami od osób o których wiemy że chorowali, czyli tego w piwnicy i tych stuprocentowo ugryzionych, czyli Rice, zajmiemy się też profilaktyką. Po dwójce z piętra poproszę każdego z nas, kto miał kontakt z zarażonymi, o próbkę krwi. Upewnimy się, że możemy dzisiejszą noc spać spokojnie i bez stresu. W tym celu teraz wykonamy jeden pomiar, a przed samym snem drugi. Dla pewności - powiodła wzrokiem po zebranych - Nie bójcie się, to taka… standardowa procedura i zabezpieczenie. Niewiele wiemy o chorobie, musimy dmuchać na zimne. Pobranie krwi w żaden sposób nie będzie bolesne, ani was nie osłabi. Poproszę też Mike’a o próbkę. Miał kontakt ze zwłokami na dole… Rob, Angie, Robert, Vex, Zordon. Nie odchodźcie za daleko. Ja też poddam się testom. Dla świętego spokoju. Dziś już nie ma po co udawać się nad rzekę, nie wyrobimy się przed zmrokiem, a szukanie czegokolwiek po ciemku jest zbyt niebezpieczne. Wykorzystajmy ten czas na odpoczynek, a skoro świt weźmiemy się do dalszej pracy. W zamian za mikroskop musiałam zostawić w zastawie karabin - zwróciła się do Roba i westchnęła - Za wypożyczenie też sobie liczą, a jeszcze długa droga przed nami. Musimy to załatwić jak najszybciej i jak najszybciej stąd wyjechać. Za dwa dni zacznie się plaga komarów, normalne przy powodziach i tak wysokiej temperaturze. Mieliście problemy po drodze? - spytała grupy z vana.

Angie podrapała się po głowie, słuchając w skupieniu pani doktur. Też miała kubek na krew jak Khain Rogera? To by się nawet zgadzało. Była fajna i miła i jeszcze nie miała nic do odcinania głów. Lubiła też futerka i tłumaczyła, więc nastolatka nie zdziwiłaby się, gdyby też rozmawiała z panem od czerwonych kubków.
- Nooo… nie mieliśmy problemów - powiedziała ostrożnie, mocniej ściskając wujkową dłoń. Z drugiej strony maltretowała w palcach niebieski materiał sukienki. - Przywieźliśmy Rice i rzeczy i futerka. Są w naszym pokoju, gdzie rzeczy - zerknęła wymownie na panią doktur, potem na małą ludzię i na końcu na pana z blizną - Ten czarny to Uzi i jest mój, ale inne jeszcze nie mają nikogo do opieki prócz czarnej mamy - wyjaśniła i dorzuciła niepewnie - A dużo tej krwi? Tak na kubek czy więcej?

- Nie bój się aniołku, wystarczy kilka kropli
- O’Neal uspokoiła ją i przy okazji pozostałych. Przy temacie kotów uśmiechnęła się pierwszy raz szczerze odkąd wróciła po najemniku do baru. Pogłaskała córkę po głowie, spoglądając w dół - Myślimy z tatą, że jesteś już odpowiednio duża i odpowiedzialna żeby zająć się żywym stworzeniem, a tym kotkom przyda się dom - gdy to mówiła rysy od razu jej złagodniały.

- Może chodźmy z tym pobieraniem krwi do naszego pokoju. I nie ma co na noc jechać w obcy i zalany teren. Odpocznijmy dzisiaj i nabierzmy sił przed jutrem. - zaproponował Zordon lekko kierując wolną dłoń w stronę schodów. Drugą wciąż w pokrzepiającym geście trzymał drobniejszą dłoń podopiecznej. Zerknął raz uważnie na Izzy gdy ta mówiła o planach badań tak samo czujnie i z zastanowieniem gdy jej mąż usłyszał o zostawionym w zastaw za mikroskop karabinie lekarki. Jednak nietypowa zbieranina na pierwszy rzut oka kompletnie nie pasujących do siebie ludzi przeszła przez schody idąc za radą wujka blond nastolatki.

- To idźcie. A ty jak chcesz moje trofeum to chodź do samochodu. Ale wieczorem ją przygotuję więc chcę ją na wieczór z powrotem. - Roger wydawał się być znowu obojętny na wszystko co nie wiązało się bezpośrednio z areną, krwią i zabijaniem dla Khaina. Został przy barze i zawołał Lou by coś chyba u niego zamówić.

- A dasz mi zobaczyć coś przez mikroskop? - Maggie złapała mocniej za rękę rodzicielki i spojrzała w górę by dojrzeć jej wyraz twarzy.

- Może później Maggie. Jak mama skończy pracować. Serio musiałaś zostawić karabin? - Robert też skorzystał z okazji i jednocześnie przekierował uwagę córki na coś innego i dopytał się o brakujący ekwipunek żony. Widać niezbyt mu się uśmiechało zostawiać nie byle jaką broń w obce a więc niepewne ręce. - No ale dobrze, że się udało z tym mikroskopem. Jakby były potem jakieś cyrki z tym karabinem to ja się tam przejdę. - od razu uspokoił żonę kładąc jej opiekuńczo dłoń na barku. - A swoją drogą wiesz jakie ciekawe zabawki miała ta Rice u siebie w szufladzie? No naprawdę było się tam czym bawić. - mąż przepuścił żonę nieco z przodu a przy okazji jego dłoń zjechała z barku przez plecy żony. Chcąc nie chcąc jednak schody się skończyły gdy dłoń dojechała mu gdzieś do granicy spodni żony. - Pożyczyłem sobie co nieco. - szepnął jej do ucha gdy na korytarzu znów się ze sobą zrównali.

Szybko jednak wszelkie rozmowy musiały pójść w kąt gdy Maggie okazywała swój zachwyt kociej rodzinie. Kocia mama wydawała się zdenerwowana i tą wodą, i jazdą samochodem, i głośną i gwarną salą główną w tym lokalu. Wreszcie w tym pokoju miała trochę spokoju i ciszy póki znowu nie przyszli ludzie. Machała nerwowo ogonem obserwując ich nieufnie i stawiając uszy w słup a błyszczącymi oczami śledząc zbliżających się ludzi. A najbardziej i najszybciej zbliżała się Maggie. No i najgłośniej. Zaburczała ostrzegawczo a dziewczynka zatrzymała się niepewnie. Ojciec przejął inicjatywę klękając obok córki.
- Oj, nie Maggie, nie teraz. Zobacz jest zdenerwowana i przestraszona. Jak teraz do niej podejdziesz to cię podrapie albo ugryzie. Zobacz. Ma suchy nos. Czyli pić jej się chce. A jest karmiąca. To te małe ciągnął z niej dodatkowo. A jest straszny ukrop. Musisz ją oswoić. Ona musi oswoić się z tobą. Spróbuj coś takiego. - Robert wziął swoją manierkę i nalał do korka trochę wody. Powoli posunął korek w stronę kociej rodziny. Kocia mama węszyła zapach widząc z wolna zbliżającą się rękę mężczyzny. Widok na swój sposób chyba zaciekawił wszystkich bo obserwowali wielkiego, klęczącego mężczyznę i pochłoniętą ciekawością córkę tak samo jak kotka obserwowała zbliżający się korek.

- Widzisz? Węszy. Sprawdza zapach. Czuje wodę. Zwierzęta są mądre. Nie wierz tym co mówią, że są głupie zwierzaki. Sami ich nie rozumiemy to może nam się tak czasem wydawać. Ale one swój rozum mają. Widzisz? Pije. Jak kot, koń czy pies pije jakąś wodę to człowieka też zabić nie powinna. - ojciec powoli tłumaczył córce a ta słuchała zafascynowana patrząc uważnie jak kotka trochę się podniosła, oblizała, powąchała korek z bliska i w końcu zaczęła pić wodę z korka. Robert w tym czasie również powoli wrócił ręką do córki zostawiając korek z wodą w spokoju. - Pewnie jest też głodna. Może zapytasz Angie co takie kotki jedzą? - mężczyzna wciąż klęcząc spojrzał na nastolatkę a dziewczynka również podążyła za jego spojrzeniem.

Nastolatka za to popatrzyła na wujka, przypominając sobie co mówił zeszłej nocy.
- One są jeszcze małe, to piją mleko. Ich mama robi mleko i to ją trzeba karmić, ale ona je puszki i to co my. Mięso - wyjaśniła małej ludzi i panu z blizną, pokazując brodą na czarną mamę i futerka - Nie piją bo lepiej wąchają i słyszą niż my. Dlatego tak trudno je podejść. Upolować. Nie-ludzi. Bo ludzie zwykle są głusi i ślepi, zwłaszcza nocą. A one nie. - zamyśliła się, odruchowo gładząc lufę karabinu - Mają instynkta, tak dziadek mówił. Takiego… mechanizma, co im mówi w środku, w głowie, jak postępować żeby przeżyć. Tego sie nie uczy, to się wie. Na pustyni były węże… przede wszystkim węże i skorpiony - wzruszyła ramionami - Na inne zwierzęta było za gorąco. Zdarzały się myszki, albo takie długaśne robale no i pająki. Ale węży i skorpionów było najwięcej. No i pająki, ale to w domu, pod ziemią. Kiedy słońce stało wysoko zagrzebywały się w piasku żeby przeczekać dzień. Inaczej umierały. Wysychały. Spalały się żywcem. Albo gotowały. Coś takiego dziadek mówił. Wykopywały się jak słońce schodziło… bo jak stało na samej górze to wystarczyła godzina i robiło bąble na skórze, kręciło się od niego w głowie… no i bolało. Światło. Za gorące i za jasne… nie lubiłam go, ale czasem musiałam pod nim biegać po piachu z plecakiem i karabinem jak… jak dziadek się zezłościł bo nie zrobiłam czegoś dobrze. Za karę - wzdrygnęła się i nagle się rozpogodziła, łapiąc Pazura za rękę - Wujku może im dać sernika! Myślisz że lubią sernik? - spytała z żywym przejęciem.

Izzy w tym czasie przysłuchiwała się rozmowie, rozstawiając sprzęt na stoliku. Co chwila zerkała na męża, uśmiechając się pod nosem. Humor się jej zważył po opowieści z pustyni, ale szybko się opanowała. Nadal siedziała cicho, obserwując i zbierając informacje. Nie tylko na temat córki Pazura, ale i obcinała kieszenie Roba zaciekawiona co konkretnie zabrał od tej całej Rice. Liczyła tylko, że nie chodzi o kolejne ognisko wirusa.

- Sernik? - wujek powtórzył pytanie i podrapał się po głowie obwiązanej bandaną zastanawiając się nad odpowiedzią. Dziewczynka słuchała jak zafascynowana. Najpierw ojca, potem nastolatki a teraz przeniosła spojrzenie wysoko w górę na zastanawiającego się Pazura. Angie miała wrażenie, że pochłonęły ją te opowieści o zwierzętach i pustyni całkowicie. - Myślę, że nie będzie wybrzydzać. Ale na wszelki kawałek weźcie tylko kawałek. I coś bardziej mięsnego jeśli jest. - ciemny blondyn trochę odsunął się by zrobić dziewczynom dojście do drzwi na korytarz. Dziewczynka spojrzała jeszcze kontrolnie na ojca a ten pokiwał głową na znak zgody.

- Idźcie z Angie. Nie będziemy ich tu ruszać póki nie wrócicie. - Robert uśmiechnął się łagodnie więc dziewczynka podniosła pytająco głowę w stronę nastolatki i chwyciła ją za rękę. W tym czasie Izzy zdążyła wyjąć strzykawki, igły i małe buteleczki do pobierania drobnych próbek krwi więc właściwie była już gotowa do rozpoczęcia badania. Nawet na te kilka osób to nie powinno zająć zbyt długo czasu.

Ledwo za dziewczynkami zamknęły sie drzwi, O’Neal zrobiła się pochmurna.
- Musiałam zostawić karabin - okręciła twarz do męża, przy okazji biorąc pierwszą strzykawkę - Kończyło mi się pole do improwizacji. Tak wyszło. Broni mamy pod dostatkiem, gorzej z mikroskopami. Moze gdybyś zebrał się wcześniej i prędzej przyjechał… zamiast zajmować się przetrząsaniem szuflad i grzebaniem w bieliźnie miejscowej panny - zawiesiła zdanie z bardzo poważną miną jak zawsze kiedy się przekomarzali.

Pan O’Neal zmarszczył mocno brwi przez co wyglądał na to, że nad czymś się zastanawia. Poważnie. Zbyt poważnie by wyglądało to poważnie. W końcu pokiwał głową w kapturze zgadzając się ze słowami żony albo z własnymi wnioskami do jakich właśnie doszedł.
- A wiesz? Właściwie to nie zapytałem czy ona jest panną. - zwierzył się podnosząc wzrok na żonę. - A ty nie wiesz? - zapytał dalej nie zmieniając wyrazu twarzy i patrząc na Zorodna który właśnie wrócił do nich spojrzeniem i uwagą gdy za młodszym pokoleniem zamknęły się drzwi i ucichły ich kroki na schodach.

- Mnie tam nie było. - przypomniał Pazur chociaż chyba też nieco dał się ponieść cyrkowi jaki odstawiał ojciec Maggie.

- Ano faktycznie. - głowa w kapturze zgodziła się kiwając grzecznie na taką odpowiedź. - No ale świetnie wam poszło, bez tego mikroskopu nie mielibyśmy od czego zacząć. - Robert rozłożył ramiona i zaczął podwijać rękaw bluzy do tego pobierania krwi. - No masz. Bierz moją krwawicę. - dodał z komediowym wyrzutem w głosie i wyciągając częściowo obnażone ramię w kierunku żony.

- Całe życie tylko na tobie pasożytuję, co? Pijawka na własnej krwi i piersi wyhodowana. Nic tylko daj, daj, daj. Jak te Mewy z bajki Maggie - Izzy zrobiła kwaśną minę, przemywając miejsce do wkłucia spirytusem. Mruczała pod nosem i zerkała na Roberta jakby obwiniając go o całe zło świata łącznie z Molochem - Tak ci tylko przypomnę, że bigamia nadal jest nielegalna, a ja ciągle potrafię strzelać. Wciąż też możesz spać na kanapie - uśmiechnęła się szeroko, pukając palcami w jego przedramię aby pokazały się żyły - A skoro mamy chwilę… co się tam stało, u tej Rice? Słyszeliśmy strzały. To od was?

Mąż pani O’Neal uśmiechał się, kiwał głową i pewnie szykował się do kolejnej tury tej gry w jaką tak długo oboje grali. Póki nie padło pytanie o wydarzenia z domu Rice. Pazur też spojrzał na niego wyczekująco. Robert trochę się skrzywił choć mogło to być i od wbicia igły.

- Jak przyjechaliśmy Rice obrabiała dwóch klientów. Zrobiło sie trochę nerwowo. Zaczęli uciekać i sięgać po broń. Angie ich zastrzeliła. No ale zostawiła Rice. - Robert szybko streścił wydarzenia z ostatniej wycieczki i wyglądało na duże streszczenie tego co się tam stało.

- A wam coś się stało? - zapytał wujek nastolatki patrząc nadal na pana O’Neal. Izzy skończyła pobierać pierwszą próbkę i mogła przemyć wacikiem ukłute miejsce.

- Nie. Tamci nie zdążyli nic zrobić a Rice skuliła się i zaczęła wrzeszczeć. Nic nam nie jest. - Robert przytrzymał wacik i zgiął ramię jak mu to żona pokazywała. Następny w kolejce był Zordon. Rękawy i tak miał podwinięte więc tylko wyciągnął ramię w stronę lekarki. Zacisnął jednak usta i spojrzał na jej twarz z zaciętym spojrzeniem. Chociaż równie dobrze mógł być spięty przed atakiem strzykawką.

- Rice obrabiała dwóch klientów? - lekarka w międzyczasie zdążyła spojrzeć pod kaptur i zmarszczyć czoło, chowając rozbawienie w buty. Musieli być poważni, ale nie umiała darować sobie komentarza - A razem ich obrabiała czy osobno? Dlatego tyle wam to zajęło rozumiem. Darmowe kino. Mam nadzieję, że chociaż Angie oczy zasłoniłeś - rzuciła w kapturnika ciężkim, pretensjonalnym do granic możliwości spojrzeniem. Potem skupiła się na pacjencie. Wzięła jego rękę i dyskretnie zacisnęła na niej dłoń aby dodać mu otuchy. Obejrzała przedramię i zmarszczyła brwi.
- Masz kiepskie żyły - powiedziała spokojnie, biorąc go za rękę. Tą na której widniała szramka niewiadomego pochodzenia, powstała podczas szarpaniny z duszącym się człowiekiem. - Pobiorę ci krew z dłoni, nie bój się, nie będzie bolało - spojrzała mu w oczy. Bawiła się w sekrety z obcym facetem zamiast wywalić kawę na ławę, ale to oprócz niepokoju nic dobrego by nie przyniosło - Powiedz Zordon… Angie często strzela do ludzi?

- Okey.
- Zordon skinął głową z tym swoim poważnym wyrazem twarzy jaki najczęściej gościł mu na twarzy. Lub czujnym. Zgodził się więc bez mrugnięcia okiem na pobranie próbki ze skaleczenia na dłoni. Pewnie nawet z bliska ciężko było poznać się na czymś ale gdy lekarka stała tuż przed nim czuła jak napiął mięśnie ramienia zaciskając dłoń w pięść. I jak kciukiem drugiej dłoni nerwowo stuka się o własne udo ale tego Robert który stał ledwo o krok od niego ale z drugiej strony pewnie nie widział.

- Nie mów, że boisz się zastrzyków. - uśmiechnął się i przyjaźnie i nieco ironicznie Robert po swojemu interpretując zachowanie Pazura.

- Nie lubię jak mnie dźgają. - odpowiedział Zordon widząc jak igła zbliża się do jego dłoni. - A Angie to cóż. I tak już strzela do ludzi dużo mniej niż na początku naszej podróży. O wiele rzadziej. - lekko skinął głową i spojrzał na myśliwego próbując jakoś zmienić temat rozmowy. - A jak było tam z tym obrabianiem? Bo też jestem ciekawy. - przypomniał panu O’Neal o wcześniejszym pytaniu jego żony.

- A tak! - Izzy od razu poznała, że zwyczajowy, komediancki urok i ton wrócił do głosu męża. - No pewnie, że ją na raz obrabiali. Z przodu i z tyłu by być dokładnym. - pokiwał poważnie głową chociaż spod kaptura wyzierało jawnie kpiące spojrzenie. - No i jak Izzy mówi, darmowe kino i przedstawienie to trochę nam zeszło. Sami rozumiecie, nie każdego dnia się coś takiego ogląda prawda? - pobliźniony łowca roześmiał się i rozłożył ramiona w geście bezradności.

- No to już wiem skąd Angie się wzięło to o tych trójkątach. - westchnął jej wujek gdy przejął od lekarki wacik do zatamowania ranki. Musiał go przytrzymać kciukiem bo miejsce na pobranie krwi było dość nietypowe.
- A bardzo ciekawe skąd wiedziała że to się nazywa trójkąt - kobieta rzuciła oskarżającym tonem i spojrzeniem w swoja drugą połowę. Wstała i po poklepaniu Pazura po barku, podeszła do pierwszego królika doświad… znaczy się do pacjenta.
- Nie wiedziałam że cię kręcą takie bezeceństwa. Dwóch facetów, jedna kobieta… co, chciałbyś wypróbować? - teraz to ona rozłożyła bezradnie ręce a potem westchnęła - Ktoś tłumaczył Angie kim jest Rice, z czym wiąże się jej zawód i dlaczego tak to wyglądało? Ona do tej pory miała kontakt tylko z paroma osobami. Przez całe życie znała ich jedynie dwóch - wyjaśniła pokrótce mężowi - Trzeba jej tłumaczyć to co nowe, a wiele rzeczy będzie nowych. A tak z innej beczki… mam ci przypomnieć jak cię ganiałam z wenflonem po klinice doktora Schneidera bo przez te igły dostałeś regularnej histerii? - zapytała spokojnie.

Robert zrobił minę oskarżonego, niesłusznie niewiniątka.
- No nie wiem kto mógł jej to powiedzieć, pewnie jakieś bezecne ludzie. - kaptur pokiwał się potakując smutnej prawdzie i zgrywając się z odpowiednio dobranym głosem. - A w ogóle to co do wypróbowywania to mam ochotę coś innego. - brwi pana O’Neala wykonały szybkie ruchy w górę i w dół. Sam zaczął się zbliżać do lekarki. - A z tym welfronem to jakieś pomówienie. I nieporozumienie. A w ogóle to był ktoś inny i mnie tam w ogóle wtedy nie było. Sama wiesz jak ludzie czasem wydziwiają. - stanął trochę z boku żony kładąc swoje dłoni na jej biodrze. Zaraz przesunął się za jej plecy i jego broda wylądowała na jednym jej barku a druga dłoń na drugim. - Pójdziesz przyprowadzić jakąś laskę a potem gadają, że na jakieś pornoshow poszłeś. - odwrócił twarz w stronę twarzy kobiety i spojrzał na nią jeszcze raz tym zasmuconym wzrokiem ofiary ludzkiej zawiści. - Albo chcesz związać i zakneblować jakąś laskę czy jak to tam mówisz, panienkę, czym się da a ona wskazuje ci szufladę z profesjonalnym do tego sprzętem. I też potem wygadują, że to wszystko przez ciebie i nikt ci nie wierzy, że sama chciała. - Robert kontynuował ten zbolały i zasmucony wyraz twarzy a usta coraz bardziej zbliżały mu się do ucha żony.

- Nikt nie wierzy że sama chciała, ganiają z widłami i pochodniami… nie rozumieją że przecież chciałeś dobrze, udzielałeś wsparcia i pomocy. - Izzy uśmiechnęła się współczująco, łącząc się z łowcą w ogromnym bólu niesprawiedliwości. Odłożyła fiolka i uścisnęła pokrzepiająco dłoń na swoim ramieniu, przechodząc od palców do nadgarstka, a potem do góry. Patrzyła też nos w nos na zdeformowaną twarz, uciekając oczami do mówiących ust. Chętnie by je pocałowała zamykając na parę minut - Chcesz wypróbować coś innego? Interesujące - dodała ciszej, ale wydawał się zaciekawiona tym pomysłem - Mam nadzieję, że to nie koprofilia. Tego nie przełknę, wolę mieć cię za plecami bez zbędnych dodatków - dodała szeptem, przykładając dłoń do spalonego policzka. Dawno nie mieli chwili dla siebie, za każdym razem gdy już się zbierali i nakręcili jak teraz, coś niespodziewanie wyskakiwało. Gdyby nie groźba posiadania wirusa, ta rozmowa zakończyłaby się pewnie wyproszeniem Pazura i innych widzów z pokoju. Niestety widmo zarażenia wciąż wisiało nad ich głowami. Lekarka sapnęła ciężko żeby zebrać się do kupy - Dziś był ciężki, pełen wrażeń dzień. Położymy Maggie wcześniej, postaram się jak najszybciej wyrobić z pracą. Po drugim pomiarze będę wolna… a że byłeś ostatnio grzeczny jak nigdy - wyszczerzyła się - Zrealizujemy twój plan, jeżeli nie jest niewykonalny. Trójkąty, wiązanie… strach spytać co ci się uroiło pod kopułką. - parsknęła wesoło, biorąc trzecią strzykawkę żeby pobrać krew sobie. Następna w kolejce była Vex, potem Angie i Roger. Z tym ostatnim czuła, że mogą być kłopoty, ale jeszcze nie zawracała sobie tym głowy.

- No właśnie, chociaż ty jedna mnie rozumiesz. - głowa męża pokiwała się gdy spojrzał z bliska na twarz żony. Minę i głos miał pełen ulgi jakby właśnie znalazł jakiegoś sojusznika albo osobę która myśli podobnie. W końcu Izzy mówiła, że rozumie z tymi widłami i pochodniami prawda?

W tej bardziej prywatnej części rozmowy słuchał z zainteresowaniem i z bliska widać było jak kiwa głową, krzywi nieco usta, unosi brwi czy mruży oczy nawet pomimo nasuniętego kaptura. Lekarka czuła wydychane przez niego powietrze i ciepło bijące z twarzy tak samo pewnie jak on jej. Zaczął nawet zbliżać twarz do jej twarzy chcąc pewnie zakończyć rozmowę pocałunkiem który nieźle by koronował takie wstępne ustalenia na najbliższą noc czy wieczór. Ale gdy ta odeszła by pobrać następne próbki krwi miał dość zdziwioną minę. Wziął to chyba jednak za dalsze droczenie się przed nadchodzącą nocą i tym o czym mówili. Wrócił więc do swojego zwyczajowego tonu.

- No słyszałeś brachu? - zapytał trochę ironicznym a trochę zaczepnym tonem patrząc na Pazura. Ten zrewanżował mu się spojrzeniem które mówiło jasno, że czeka na jakieś rozwinięcie wypowiedzi łowcy. - Mnie się ulęgło pod kopułką. Jakby jej się nic tam takiego nie lęgło. Jak zwykle, jak coś źle to na faceta… - łowca zrobił zbolałą tym niesłusznym oskarżeniem minę jakby brali udział w jakiejś odwiecznej damsko - męskiej wojnie więc wszyscy byli jakoś w nią zaangażowani. Vex zareagowała pogodnie uśmiechając się na ten żarcik ale Zordon pokiwał tylko głową. Dość sztywno. Izzy widziała, że jest spięty. Proces pobierania krwi przyciągał jego uwagę wręcz hipnotycznie gdy obserwował kolejne ruchy dłoni i strzykawki lekarki pobierające kolejne próbki. Rob i Vex pewnie dawali się na razie zwieść bo w końcu sztywne obecnie podejście Pazura zlewało się z jego zwyczajowym spokojem i powagą. A spocone czoło można było wziąć za efekt upału. W przeciwieństwie do nich lekarka znała drugie dno takiego zachowania i Zordonowi udawanie, że wszystko gra wychodziło wyraźnie słabiej niż jej. O’Neal miała już próbkę także od Vex. Zostawali ci dwaj przywiązani do łóżka no i dziewczyny jakie poszły na dół. No i wzorcowa próbka z odciętej przez khainitę głowy. No a potem obejrzeć każdą pod mikroskopem. A wieczorem wypadało zrobić kolejną turę.

Jeszcze trochę i Sam osobiście ich wsypie, co lekarce nie było już w smak, skoro pociągnęli inną wersję wydarzeń i pod nią się podpisali. Usiadła przy stoliku z mikroskopem, zakładając rękawiczki.
- Dobrze kochani, wpierw zajmiemy się tymi próbkami - pokazała na zgromadzone fiolki, zaczynając od tej której zawartość wydostała z głowy trupa z piwnicy na samym początku - Najpierw denat i po kolei. Zordon, Rob, Vex i ja. W tej kolejności sprawdzę próbki. Potem pójdziemy po drugą partię: Angie, Rogera, tego młodego barmana i dwóch rannych z piętra. Pasuje wam? - zapytała, ale bardziej z grzeczności.

Robert lekko uniósł brwi chyba zaskoczony decyzją żony ale nie wcinał się w jej kompetencje. Zresztą zaraz i tak do pokoju wróciła a raczej wpadła z impetem ich córka.
- Zobaczcie co mi Roger zrobił! - zawołała ucieszona machając jakąś kartką. Ojciec stał bliżej drzwi więc jemu podała kartkę pierwszemu.

- Roger to zrobił? No, no… - Robert wydawał się być tak zaskoczony jak i pod wrażeniem tego co widział na kartce. Dziewczynka pokiwała energicznie głową a jej ojciec podał kartkę Zordonowi. Ten też przyglądał jej się uważnie. Zadowolona Maggie usiadła na łóżku z kocią rodziną przysuwając metalową miseczkę w ich kierunku. Zordon też obejrzał w końcu kartkę i minę miał dość niewyraźną.

- A Angie? Gdzie jest? Poszła z tobą. - wujek Angie zapytał dziewczynki o swoją podopieczną. Ta już całkowicie wydawała się pochłonięta obserwacją jak kocia mama podniosła się i intensywnie węsząc podeszła do miski. Kociaki zaczęły cichutko piszczeć przyglądając się i węsząc dookoła. W tym czasie Pazur podał kartkę Vex.

- Poszła gdzieś z Rogerem. - odpowiedziała beztrosko dziewczynka a wujek nastolatki wyraźnie zacisnął szczęki i pokręcił głową z niezadowolenia. Vex zaś podała kartkę lekarce. Na kartce zaś była narysowana ołówkiem głowa tygrysa. Bardzo detaliczna i realistyczna. Izzy skończyła rozstawiać mikroskop a Vex skorzystała z okazji i dała znać, że wychodzi no i wyszła.

- Ma talent - chcąc nie chcąc, wypadało skomentować pracę topornika, a niezła to była praca. Zwróciła się do córki i pogłaskała ją po głowie, a potem poprawiła kołnierzyk bluzki - Bardzo ładny tygrys. Znajdziemy jakąś koszulkę żeby ci się nie zniszczył. - Następnie zwróciła się do męża, posyłając mu przepraszającą minę - Czeka mnie trochę pracy, postarasz się nie krępować żadnych panienek zanim nie skończę? Jest jeszcze Rice, ale to… w swoim czasie - pokręciła niechętnie głową i wyglądała na zmęczoną.

- No chodź skarbie. - ojciec wyciągnął dłoń do córki gdy zaakceptował widocznie odpowiedź jej matki. Chwilę to trwało bo Maggie niechętnie opuszczała “futerka” jak je nazywała Angie. Ale jednak Robert potrafił być przekonywujący i po chwili oboje, trzymając się za ręce zbierali się do wyjścia.

- Tato, a co to jest te krępowanie panienek? - Maggie podchwyciła nieznane jej wyrażenie i spojrzała szczerze i ufnie w górę na twarz ojca.

- Eeem… - ojciec podrapał się po kapturze gdy pytanie najwidoczniej go “zastrzeliło”. Skoncentrował się na otwieraniu drzwi i wypuszczeniu córki pierwszej.

- Witaj w moim świecie. - mruknął Pazur ale też ruszył za nimi. Obydwaj uśmiechnęli się i Izzy słyszała jeszcze z korytarza jak Robert coś zaczyna tłumaczyć. A skoro nie było słychać głosu córki to pewnie słuchała co i jak tłumaczy. A lekarka została wreszcie sama, w pokoju wynajętym przez Pazura majac jedynie kocią rodzinę za towarzystwo. Z czego kotka bardzie była zajęta pochłanianiem zawartości miski a jej młodsze pokolenie zbiło się w kulkę grzejąc się nawzajem.
 

Ostatnio edytowane przez Driada : 29-01-2018 o 13:38.
Driada jest offline