Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2018, 13:38   #169
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i mała ludzia i pan z obrazkamia i obrazek z kotkiem i jedna wanna

Blondynka śmiało pociągnęła mała ludzię za sobą, kierując się tam gdzie bar i pewnie Roger. Musiały iść do baru po sernik, a potem do bryka po puszki… chociaż może w barze da się wymienić jedzenie za rzeczy?
- A ty masz dziadka? - spytała mniejszej dziewczynki, patrząc na nią ciekawie. - Jak to jest mieć mamę i tatę?

- Tak, mam dziadka. Ale daleko. Właśnie jedziemy do niego. On też jest lekarzem.
- odpowiedziała beztrosko dziewczynka zbiegając razem z blondynką po schodach. Gdy mijały półpiętro zeszła do parteru zastanawiając się chyba nad drugim pytaniem nastolatki. - No normalnie. No masz mamę i tatę. - odpowiedziała chyba trochę zmieszana tym pytaniem. Na parterze wiele się nie zmieniło. Dalej była podłoga z naniesioną wodą, niezbyt dużo gości, barman ten starszy i ten młodszy i jeszcze jakaś dziewczyna uwijali się przy barze i po sali. No i dalej był Roger siedzący dalej na tym samym stołku choć przy już bardziej pustej szklance z piwem.

Mienie mamy i taty nie było dla Angie normalne. To niemienie ich rozumiała i znała. Teraz jednak mieli inny problem - znaleźć jedzenie dla czarnej mamy żeby robiła mleko.
- O, tam jest pan z obrazkami - pokazała na wspomnianego pana i ruszyła w jego stronę, kończąc spacer przy barze. Najpierw objęła go mocno, całując w kostuszkowy policzek, a potem przysiadła na krześle obok, kładąc przed nim parę pojar zabranych martwym panom z domu Rice.
- To dla ciebie, bo lubisz - wyjaśniła wesoło - Chcesz sernika?

- O. Ćmo.
- głowa khainity odwróciła się po tym gdy spojrzał na dłoń dziewczyny zostawiającą na blacie skręty. Więc wymalowana czaszka okazała się Angie w całej okazałości. Była już dość wyraźnie rozmyta choć wizerunek czaszki nadal był czytelny. Ale czas, wysiłek i pogoda zrobiły swoje odciskając swoje piętno na wymalowanych barwach. Maggie zatrzymała się ze dwa kroki za Angie i chyba nie miała ochoty podchodzić bliżej do pana z obrazkami. Zanim podeszły zdążyła cicho powiedzieć nastolatce, że “on jest dziwny” i chyba nie pałała chęcią zbliżania się do niego.

- To od tych dwóch frajerów od Rice? - zapytał gdy podniósł jednego z zostawionych na blacie skrętów i sprawdził jego zapach przesuwając pod nozdrzami. - No dupy nie urywa ale może być. - oszacował w końcu i sięgnął do kieszeni po zapalniczkę. Chwilę ją odpalał po czym gdy mu się udało nieco przesunął się na stołku tak, że wolnym ramieniem objął kibić blondynki. - Sama spróbuj. Zajaraj. - powiedział gdy wydmuchnął pierwszy kłąb dymu gdzieś w bok i podał nastolatce zapalonego skręta. Wtedy chyba też zauważył Maggie która cały czas stała ze dwa kroki od nich. - A ty mała co się tak gapisz? - zapytał jakby niekoniecznie interesowała go odpowiedź dziewczynki. Ta spojrzała niepewnie na Angie chyba zaskoczona tym, że się do niej odezwał i chyba nie wiedziała co odpowiedzieć.

- To jest Maggie, jest fajna. Lubię ją - nastolatka przyciągnęła z uśmiechem małą ludzię do siebie, obejmując ją ochronnie ramieniem - To młode pani doktur i pana z blizną i też lubi futerka. A to Roger, on mi zrobił obrazek motylka co lata nocą. Poza tym super walczy, klekocze klekotami, zbiera czerwoną wodę do kubka Khaina i rozmawia z nim. Bo jest Arena - wyjaśniła drobnej brunetce i z chęcią przyjęła skręta. Nauczona poprzednim doświadczeniem nie wciągnęła dużo dymu, ale i tak zadrapało ja w gardle. Wzięła więc szklankę Rogera i przepiła odrobiną piwa - Przyszłyśmy po jedzenie dla czarnej mamy żeby mogła robić mleko dla swojego gniazda. - zaciągnęła się jeszcze raz i zaraz drugi - Może pan zza lady będzie miał puszkę albo mięso i się wymieni za rzeczy. A ty chcesz pić? - spytała małej ludzi.

- Ta, kojarzę. - Roger skinął głową i sięgnął po kolejnego skręta leżącego na ladzie przed nim. Odpalił go i zaciągnął się ponownie pierwszym buchem. Maggie dała się Angie przyciągnąć i patrzyła zadzierając głowę wysoko w górę by z bliska i z dołu zobaczyć co ci dorośli lub prawie dorośli robią i mówią. Słuchała z zaciekawieniem tego co mówiła nastolatka a gdy odezwał się Roger spojrzała na niego. Ale zakaszlała od papierosowego dymu.

- Mój tata też super walczy. I poluje na potwory. - dziewczynka chyba też poczuła potrzebę pochwalenia się swoimi rodzicami. - A mama jest lekarzem i jest bardzo mądra. Wie dużo rzeczy. - teraz Maggie spojrzała na twarz nastolatki. Roger zrewanżował jej się uniesieniem brwi, pochyleniem głowy na dół i zaciągnięciem się kolejnym buchem.

- Super walczy? I poluje na potwory? - pomalowana twarz spojrzała ponad ramieniem Angie na schody z jakich właśnie zeszły. - Szkoda, że u Rice nic z tych potworów nie było. - powiedział zapatrzony w te schody albo własne myśli.

- A dlaczego pan jest tak dziwnie pomalowany? - Angie poczuła jak przy pytaniu dziewczynka mocniej ją chwyciła za rękę ale jednak odważyła się zapytać. Khainita spojrzał na dół jakby znowu dziwił się, że mała wciąż tutaj jest i coś do niego mówi jeszcze do tego.

- To są barwy wojenne. Teraz jest czas wojny. Czas Areny. Czas Khaina. Czas krwi. I trzeba to uczcić. - ton Rogera zrobił się poważny i jakiś nawet jakby uroczysty jak zwykle gdy mówił o Khainie.

- Aha. - Maggie skinęła główką słysząc taką odpowiedź. - A my musimy iść po jedzenie dla kotków. - powiedziała spoglądając na twarz wyższej od siebie dziewczyny.

- Dla kotów? - teraz chyba Roger wydawał się być zdziwiony. - Hej Lou! - zawołał starszego z kelnerów i ten podszedł do niego pytająco unosząc brwi. - Macie jakieś resztki w kuchni? Dla psa czy co. - zapytał khainita a właściciel lokalu na chwilę się zastanowił i skinął twierdząco głową. - No to przynieś i daj tu dziewczynom. - powiedział wskazując fajkiem na dziewczynę i dziewczynkę wokół siebie. Lou się znowu chwilę zastanowił po czym też skinął znowu głową. A potem odszedł przyzywając do siebie dziewczynę zza baru i coś do niej mówiąc.

Angela miała niemiłe wrażenie, że przy kwestii pana z blizną pan z obrazkami zastanawiał się nad pojedynkiem i napełnieniem jego krwią kubka swojego niewidzialnego przyjaciela. Jednak kiedy padła propozycja jak załatwić mięso dla futerek nastolatka znowu się rozpromieniła. Roger rozwiązał ich problem, też był mądry! I dobry… szkoda że wujek tego nie widział. Popatrzyła na niego krytycznie, przekrzywiając głowę w bok.
- Trzeba cię umyć, bo masz na sobie tą brudną, zgniłą krew. Żeby ci nie weszła w rany na plecach. Mogę cię umyć - zaproponowała pomoc zaciągając się pojarą - Umiem to robić. Jak wujek był… no chory, to się nim zajmowałam. Dziadek pokazał jak. Ty nie sięgniesz do tyłu… i jak chcesz podzielę się z tobą sernikiem, jest bardzo dobry. Potrzebujemy dużej miski - zadumała się. - Maggie sobie poradzi z zaniesieniem jedzenia czarnej mamie, jest już prawie duża. Chcesz to nauczę cię strzelać - popatrzyła w dół na ciemnowłosą główkę - I polować jak twój pan tata Rob.

Twarz dziewczynki rozpogodziła się, nawet rozpromieniła. Ale zaraz zastygła a w końcu wyszło na niej wahanie.
- No chciałabym. Ale muszę zapytać mamy. - przyznała w końcu niezbyt chętnie. Roger ledwo na nią spojrzał bo wydawał się być o wiele bardziej zainteresowany tym co mówi starsza z dziewczyn. Zaciągnął się fajkiem i chyba chciał coś powiedzieć gdy córka O’Nealów odezwała się znowu. - I robi pan obrazki? Ładne? A zrobi mi pan jeden? - zapytała patrząc w górę z zaciekawieniem. Brwi Rogera zmarszczyły się i gwałtownie spojrzał w dół szacując krytycznie wzrokiem dziewczynkę.

- Mam ci zrobić obrazek? - zapytał z niedowierzaniem i aż pochylił się na stołku by upewnić się czy dobrze słyszy albo rozumie dziewczynkę. Ta zaś uśmiechnęła się z nadzieją i gwałtownie pokiwała twierdząco główką. Roger wyprostował się i spojrzał na nastolatkę jakby ona mogła mu coś tutaj wyjaśnić. - Kurwa to się nie robi w jedną fajkę. Zamówiłem kąpiel u Lou. Możemy iść razem. - powiedział patrząc z bliska na twarz Angie.

- I tam zrobi mi pan obrazek? - zapytała grzecznie dziewczynka wciąż z tą dużą nadzieją w oczach i spojrzeniu.

- Co kurwa?! - khainita znowu spojrzał w dół z takim samym poziomem niedowierzania w jaki trafiało w niego oczekiwanie dziewczynki.

Blondynka pokazała przedramię i motylka co lata nocą, z cukierasami na skrzydełkach.
- Taki obrazek? - spytała, ale znała odpowiedź. Obrazki były takie fajne i magiczne. No i ładne - Najpierw trzeba nakarmić futerka. Żeby nie były głodne - wyjaśniła małej ludzi, czując jak serce jej przyspiesza. Chociaż rozmazana, to z bliska kostuszkowa twarz Rogera nadal była bardzo ładna i lubiła ją prawie jak sernik i karamelki.
- No i trzeba spokoju, a Roger jest ranny i trzeba go umyć. Wieczorem o tym porozmawiamy, tak Maggie? - przeniosła wzrok na czarno-białą czaszkobuzię - A to będzie ciepła kąpiel? No i muszę iść z tobą jak mam cię umyć.

- No taki. Albo inny. No coś ładnego. Zaraz ci przyniosę to mi zrobisz co?
- Maggie najpierw obejrzała wyciągnięte ramię blondynki i wytatuowanego motyla i wolno skinęła głową. Ale zaraz zaczęła odbiegać wzdłuż baru by w końcu przebiec dookoła i śmiało wbiec za bar.

- Co ona ma mi przynieść? Ma maszynkę do dziar? - Roger wydawał się być rozkojarzony i zaskoczony zachowaniem córki O’Nealów. W końcu wzruszył ramionami i spojrzał znowu na nastolatkę. - No pewnie, że ciepła. I z kurwa bąbelkami. Ale no trzeba czekać aż zagrzeją. - powiedział obojętnie machając dłonią w stronę obsługi baru.

Nastolatka rozłożyła bezradnie ręce, pokazując niewiedzę na temat rzeczy do przyniesienia przez małą ludzię.
- Zimna też może być… byle czysta. No ale ciepła byłaby lepsza. Lepiej plamy schodzą. Będę musiała zdjąć sukienkę, pani doktur mi dała… nie chce jej pobrudzić, ma ładny kolor. Lubię niebieski, a pani doktur jest fajna… też lubi odcinać głowy - powiedziała wracając do tematów higienicznych i nie tylko - Bolą cię plecy? Mocno dostałeś, możesz się potem położyć czysty. Wzięliśmy pokój. Taki z łóżkami… będę pilnować i obudzę cię jakby przyszedł ktoś wściekniety. A ty lubisz trójkąty? Takie jak widzieliśmy u Rice? Wujek mówił że mogą być fajne, ale nie chciał żebym takie robiła… nie rozumiem dlaczego. Skoro coś jest fajne to dlaczego tego nie robić? Wyglądało fajnie. - skrzywiła się, patrząc gdzieś za okno.

Roger kiwał głową do tego co mu mówiła Ćma. Upił kolejny łyk ze szklanki i zgasił niedopałek szluga.
- Mam już swój pokój. - odpowiedział krótko khainita. Dłoń uporała się z petem i wróciła do złapania za szklankę. - Wejdziemy do wanny to się zobaczy. I tak mnie już wszystko swędzieć zaczyna od tej farby. - powiedział spokojnie szef khainitów. Zaraz wróciła też do nich Maggie. Walnęła przed blatem Rogera chyba wyrwaną z notesu kartkę i ołówek.

- Narysuj mi coś! Coś ładnego! - powiedziała włażąc na wolny koło khainity stołek. Patrzyła z takim podekscytowaniem na kartkę jak on patrzył na nią nierozumieniem.

- Narysować? Tutaj? Teraz? - khainita popatrzył w bok przy każdym pytaniu stukając pustą kartkę palcem. I za każdym razem dostawał od od dziewczynki twierdzącą odpowiedź. Wpatrywał się w nią przez moment ale ona wpatrywała się z równie wielkim zainteresowaniem jak on uporem. Wreszcie pokręcił głową. - No ale to tak nie działa. Zwykle to ludzie przychodzą do mnie i mówią jakie chcą… Jaki chcą obrazek. - powiedział w końcu khainita a dziewczynka popatrzyła na Angie jak na koło ratunkowe.

- Może kotka? Takiego z paskami jak w twoim zeszycie - podpowiedziała przenosząc wzrok z Maggie na Rogera i podrapała się po policzku w zastanowieniu aż do momentu gdy klasnęła ucieszona w dłonie - Tygrysa! Mówiłeś że on się nazywa tygrys. Taki jak dziadek miał na ramieniu. Zrobisz kotka, woda się nagrzeje i pójdziemy się myć… a ja mogę w tym czasie zjeść sernik, możemy zjeść po kawałku - przedstawiła prosty plan i czuła się trochę jak wujek. Jego też ludzie pytali co robić, albo tak patrzyli jakby chcieli żeby coś mądrego powiedział.

- Tygrysa? - Roger popatrzył z zastanowieniem na nastolatkę.

- O tak, kotka! Chcę kotka! - Maggie od razu podchwyciła pomysł starszej koleżanki i też klasnęła w dłonie. Roger więc wzruszył obojętnie pomalowanymi na biało ramionami, wziął przyniesiony przez dziewczynkę ołówek i zawiesił go na chwilę nad pustą kartką w linie.

- Tygrys to nie jest kotek. - mruknął trochę nieobecnym głosem Roger a ołówek ruszył mu do pracy. Pracował błyskawicznie. Ołówek raz za razem dorabiał kolejne linie, jedne zacierał, inne rozmazywał palcem a na kartce pojawiał się jak wyczarowany tygrys. Najpierw kontur, ledwie jego cień muśnięty delikatną kreską. Potem mocniejsze i zdecydowane pociągnięcia. Wreszcie oczy, trochę ołówkowych czarów z pozostawionym białym kółkiem nie tkniętym ołówkiem i wydawały się jak żywe. Jeszcze kły, paszcza, sterczące uszy i trochę pracy z paskami. Gdy tatuażysta skończył podsunął kartkę w kierunku czekającej dziewczynki. Ta też czekała ze zniecierpliwieniem ale siedziała cicho gdy pochłonął ją widok powstającego obrazka.


- W tamtym sezonie zrobiłem komuś coś takiego. - powiedział Roger odkładając ołówek na blat. - Tylko nie na kurwa kartce oczywiście. - dodał sięgając po kawałek sernika.

- O jaaa… Ale fajny! Angie! Widziałaś!? - Maggie wydawała się być pod niesamowitym wrażeniem skończonego dzieła. I gdy już nasyciła swoją pierwszą ciekawość pomachała kartką w kierunku nastolatki by też mogła obejrzeć skończony obrazek.

Blondynka pokiwała jasna głową, uśmiechając się szeroko i patrząc na kartkę. Widziała już obrazki Rogera, ten też był ładny jak te w zeszycie, albo motylek na jej przedramieniu. Kiedy mała ludzia podziwiała nowego kotka z paskami na papierze, nastolatka objęła wdzięcznie pana z obrazkami.
- Mówiłam że Roger jest super i robi śliczne obrazki - powiedziała wesoło, całując mężczyznę w policzek. Nie tylko obrazki robił fajne, równie fajnie odcinał głowy, machał toporem i jeszcze dużo, dużasto innych rzeczy robił. Nagle popatrzyła na niego uważnie i poważnie.
- Trzeba wziąć butelkę. Alkohola - zmarszczyła brwi i pokazała ruchem głowy za ladę - Żeby przemyć ci rany z pleców. Maggie weźmiesz od pana zza deski jedzenie dla futerek i im dasz? Ja muszę pomóc Rogerowi poczyścić mu plecy.

Maggie zdawała się w pełni potwierdzać wersję Angie co do talentów Rogera. Przynajmniej pod względem robienia obrazków.
- Pokażę rodzicom! - zawołała i zeskoczyła ze stołka trzymając kartkę z narysowaną głową tygrysa jak najcenniejszy skarb. Dziewczyna z zaplecza akurat wróciła i dziewczynka przejęła od niej jakąś metalową miseczkę z jakimiś resztkami. Mała O’Neal podziękowała jej i Lou i tryskał z niej taki naturalny entuzjazm, że oboje się do niej uśmiechnęli. Potem dziewczynka pobiegła na schody znikając im z pola widzenia choć jeszcze przez chwilę słychać było jak wbiega na górną połowę schodów.

- Ej. Co z tą balią? - Roger zniecierpliwionym tonem zapytał barmana o swoją, zamówioną usługę. Według Lou już prawie była i właściwie można było zacząć się zbierać na łaziebne zaplecze. Zostawała jeszcze kwestia alkoholu do dezynfekcji. Ale khainita jakoś się z tym nie rozczulał. Zapytał o “coś mocniejszego”, całą butelkę a gdy Lou postawił ją na blacie po prostu ją wziął i ruszył wzdłuż baru kierując się na zaplecze. A drugim ramieniem obejmował idącą obok nastolatkę. Lou co prawda wyglądał jakby chciał coś powiedzieć albo i zaprotestować ale ostatecznie nie powiedział nic. Angie więc znalazła się na zapleczu, w niezbyt dużym pomieszczeniu wypełnionym w większości przez balię pełną ciepłej i czystej wody. Kompletnie innej niż ta zimna i mętna na zewnątrz. Roger bez specjalnych ceregieli zaczął rozpinać i zdejmować spodnie a potem buty. Dualizm barw na jednym ciele był teraz wybitnie widoczny. Góra była mniej lub bardziej pomalowana białą farbą z namalowanymi na niej czarnymi kośćmi. Za to dół, skryty dotąd pod spodniami zachował naturalną barwę skóry.

Zanim weszli do środka pan zza deski z alkoholem dziwnie się patrzył. Angie zastanawiała się czy to dlatego, że zostały im resztki sernika na buziach? Obejrzała pana z obrazkami, ale nie zauważyła nic takiego. Dla pewności otarła usta, ale tam też nie znalazła serowych kawałków. Podobne problemy szybko jednak przestały być ważne z dwóch powodów.
Pierwszym była wielka miska z parującą wodą i tak czystą, że widziała przez nią drewniane dno, a druga właśnie pozbywała się ubrania parę kroków obok, uwalniając na widok całą kostuszkowość w pełnym wymiarze. Blondynka stała tak chwilę, gapiąc się na niego i przypominając naocznie jaki był ładny w tych obrazkach na obrazkach. No i sernik lubił…
- Komu zrobiłeś tego kotka z kartki? - spytała zdejmując sukienkę od pani doktur i bieliznę. Powiesiła wszystko na krześle, buty ustawiła karnie obok. - Ładny był - podsumowała i z wyraźną radością wskoczyła do wanny.

- Takiemu gnojkowi co myśli, że jak zrobi sobie taką ekstra dziarę to będzie kimś. - machnął obojętnie ramieniem khainita i sam też z ulgą wpakował się do balii. Przez chwilę rozkoszował się samą przyjemnością ciepłej i kojącej wody. Oparł się wygodnie ramionami o skraj balii, przymykając oczy. Potem chyba sobie o czymś przypomniał. Otworzył oczy i rozejrzał się bystro jakby czegoś szukał. Dostrzegł jakąś plastikową butelkę, odkręcił ja i wlał do środka. - No. Zamawiałem z pianą. Pomieszaj. - powiedział odstawiając butelkę. Sam zaczął trzepać i mieszać dłonią wodę i nagle zaczęły po niej pływać bąble. Było ich coraz więcej aż zaczęło to przypominać pianę. Tylko była łagodna, ładna i przyjemnie pachnąca. Przykryła stopniowo całą wodę w balii. Wtedy wreszcie Roger przestał mieszać i sam zanurzył się na chwilę pod spód. Piana przykryła go prawie całego tylko kolana wystawały mu ponad nią.

Angela zrobiła wielkie oczy kiedy białe bąbelki pojawiły się na powierzchni wody, a w powietrzu rozeszła się słodka, owocowa woń. Dziewczyna łowiła ją chciwie, rozdymają chrapy i przekrzywiając kark raz w jedną, raz w drugą stronę. Wzorem pana z obrazkami uderzyła ręką w wodę i zaraz powtórzyła ruch, śmiejąc się z uciechy kiedy między palcami pojawiały się delikatne, białe bąbelki. Dołączyła drugą rękę, chlapiąc naprzemiennie w wodna taflę, a oczy się jej śmiały i wydawała się całkowicie pochłonięta tym zajęciem aż do chwili kiedy puchaty kokon pokrył całą kąpiel. Wtedy nabrała garść jasnych pęcherzyków przypominających lekki śnieg i wychyliła się, kładąc go mężczyźnie na włosach jak czapkę.
- Teraz jesteś jak dziadek. Też biały na głowie - Podziwiała swoje dzieło, uśmiechając się szeroko i chichocząc radośnie.

Roger wynurzył się z piany i przez chwilę trzymał dłonie przy twarzy by przetrzeć oczy. Pod wpływem ciepłej wody farba zaczęła mu schodzić z twarzy i z reszty ciała wręcz masowo. Odklejała się zostawiając coraz więcej plan oczyszczonej skóry. Ale przez to sam khainita wyglądał obecnie dość odpychająco gdy tak ta rozmazana i na wpół roztopiona farba mieszała się w czarne i białe zacieki ściekając w dół, po policzkach, żebrach i klatce piersiowej.
Słysząc co Angie mówi i robi uśmiechnął się trochę.
- Bąbelki są zajebiste. Zawsze biorę jak tu jestem. - powiedział skinąwszy głową z puszystą watą piany na niej. Rozejrzał się znowu i dostrzegł jakąś ścierkę. Sięgnął po nią i zaczął ścierać nią resztki farby ze swojego ciała.

Samemu ciężko było się dokładnie umyć, żeby nie zostały resztki farby. Poza tym Angie obiecała że pomoże mu z tym. Dlatego skończyła zabawę z chlapaniem i powoli żeby nie wylać wody, przeniosła się Rogerowi na kolana, zabierając mu szmatkę z ręki.
- Napij się i odpocznij - powiedziała cicho, sadowiąc się wygodniej i moczac materiał w wodzie. Wypłukała go dokładnie żeby nie rozmazywać niepotrzebnie kolorów - Zamknij oczy - poprosiła, zaczynając ścierać malunki ze skóry od czoła w dół. - Bo naleci mydlin i będą szczypały. To niemiłe, nie lubię mieć mydła w oczach. A odkazić się też trzeba od środka. Żeby zabić… te małe cosie. Zarazki - przypomniała sobie słowa knui.

Roger przyjął podaną butelkę i łyknął z niej. A potem skrzywił się gdy paląca i nierozcieńczona ciecz przepaliła mu gardło.
- Mocne. - powiedział na wydechu ale nie odstawił butelki. Rozparł się znowu wygodnie rozciągając ramiona, odchylił nieco głowę do tyłu i przymknął oczy. Teraz nastolatka mogła spokojnie walczyć szmatką i wodą z resztkami farby. Twarz z każdym jej pociągnięciem zdradzała coraz więcej oryginalnych rysów twarzy. Roger poddawał się tym zabiegom z wyraźną ulgą.

Brudki powoli puszczały, a nastolatka nie przestawała pracować, przykładając się do pracy uważnie i z zaangażowaniem. Robiło się jej ciepło od wody i siedzenia na brunecie, który z każdym ruchem ścierki coraz mniej przypominał kostuszka, wracając do bycia panem z obrazkami.
- Ty też jesteś ładny Roger - mruknęła, płucząc myjkę i zabierając się za wycieranie dolnej części twarzy gdzie usta, żuchwa, a niżej szyja i unosząca się miarowo klatka piersiowa.
- I lubisz serniki. - dodała kolejne spostrzeżenie, polewając zaobrazkowana pierś ciepłą wodą.

- Hę? - mężczyzna z licznymi tatuażami nie zmienił jakoś pozycji w balii ale otworzył oczy i trochę uniósł głowę by spojrzeć na czyszczącą go nastolatkę. Twarz już miał prawie doczyszczoną, szyję też. Zostawało mu doczyścić korpus. Najpierw to co było najbardziej dostępne czyli klatkę piersiową. Ale by dotrzeć do brzucha lepiej było by się podniósł a gdy chodziło o plecy to by się odwrócił do nastolatki plecami.

- Serniki są smaczne i serowe i słodkie, ale nie lepią zębów jak karamel… lubię je. Chciałabym jeść tylko ciasta i cukierki. Bez tych niedobrych zielonych kulek co smakują jak… - wzdrygnęła się - Nie są smaczne. Burelki… chyba tak się nazywają. Są okropne, ale zdrowie i trzeba je jeść - westchnęła ciężko, zajmując się czyszczeniem klatki piersiowej - Na pustyni było dobrze, bo tam rzadko dziadek kazał mi jeść te niedobre rzeczy. Zwykle mieliśmy mięso i zapasy… ale nie było piany - uśmiechnęła się pogodnie.

- Mięso jest dobre. Khain lubi mięso. I krew. Khain lubi krew. - zgodził się zrelaksowany mężczyzna wygodnie rozwalony o krawędź balii. Powoli odchylił głowę znowu do tyłu i znowu zamknął oczy. - Ale ten sernik też mają tutaj dobry. - powiedział trochę jak mimochodem. - Odjedź stąd Ćmo. - powiedział nagle bez ostrzeżenia z wciąż zamkniętymi oczami i odchyloną głową. - Leć za swoim Księżycem. Posłuchaj swojego zewu. Teraz jest czas wojny. Czas areny. Jak tu zostaniesz w końcu ktoś złoży z ciebie ofiarę. A jeśli nie to spotkamy się. I albo ty zabijesz mnie albo ja ciebie. Odjedź. Weź swojego wujka i odjedźcie. - mówił cicho z przymkniętymi oczami. Pierwszy raz wydawało się Angie, że słyszy u niego coś podobnego do prośby.

Blond głowa przechyliła się, brwi dziewczynie podjechały w zdziwieniu do góry kiedy słuchała i nie wierzyła w to co słyszy. Przestała ścierkować rogerową pierś, zamierając jak gotujące się do ataku futerko. Tyle, że nie miała ochoty atakować.
- Nie martwuj… - powiedziała cicho i zamiast coś dodawać, przytuliła się do niego, obejmując ramionami za szyję i przyciskając czoło do dopiero co umytego policzka. Ścisnęła go równie mocno udami, a dłonią gładziła czarne włosy.
- Pani doktur powiedziała, że za dwa dni wyjedziemy. - wydusiła po przerwie, szepcząc mu w szyję - Duży ten świat, jak odjadę to już się nie zobaczymy, bo ty tu zostaniesz, a jest wojna. Arena. Jak się skończy to albo tu zostaniesz albo pójdziesz do Khaina… a nie wiem gdzie on mieszka, zgubimy się. Nie chcę cię zgubić. Lubię cię. Bardzo… i też nie chcę cię trupić. Ani żebyś się wścieknął jak tamta pani z hotelu, albo pan Ben… albo ten z piwnicy. To by było smutne.

Khainita przez moment milczał i wydawało, że się waha co zrobić czy powiedzieć. W końcu zwolnił jedno ramie i przygarnął do siebie mocniej dziewczynę. Drugą znowu zapił smutki i zmartwienia z butelki. A potem wyciągnął szkło w stronę nastolatki.
- Tak. Wyjedźcie. Jak najprędzej i jak najdalej. Czas areny się skończy. Wtedy będziemy czekać na następny czas areny. - odpowiedział zanurzony w wodzie i pianie mężczyzna przytrzymujący na sobie i do siebie siedzącą mu na udach nastolatkę.

Blondynka chętnie przyjęła butelkę i upiła kilka sporych łyków aż łzy stanęły jej w oczach i rozkaszlała się, rozchlapując wodę. Piekło ją gardło, ale ludzie pili alkohola jak było im źle, a ona źle się czuła w środku. Tam gdzie serce coś ją kuło i uciskało. Zrobiło się jej smutno i zimno mimo kąpieli i grzejącego ciała obok, bo upału nawet nie trzeba było wspominać, gdyż nie dawał o sobie zapomnieć ani na chwilę.
- A kiedy Arena się skończy mogę cię poszukać? Jak poznać że to koniec? - zadała kolejne pytanie, oddając butelkę i wracając na poprzednią pozycję - Póki nie wjechaliśmy chciałabym… żebyś był. Byłoby… super. Zebyś potem też był. Jest fajnie jak jesteś. - przekręciła się żeby pocałować go w policzek, a potem wychyliła się, całując go tak jak nie całowało się rodziny.

- To wola Khaina. Kiedy się zaczyna i kończy czas areny. - odpowiedział filozoficznie Roger. Otworzył oczy i popatrzył z bliska na twarz blondynki. - Słuchaj swojego zewu Ćmo. Leć za swoim Księżycem. To cię poprowadzi. - dodał jeszcze i sięgnął po trzymaną przez nastolatkę butelczynę. Sam też łyknął z niej znowu, znowu się krzywiąc gdy piekący płyn przelał mu się przez gardło.

- A można z nim jakoś porozmawiać, z Khainem? Gdzie się poznaliście? I dlaczego jest niewidywalny? - nastolatka wyrzuciła z siebie dodatkowe pytania, biorąc się w garść i przestając smutać. Nie mogła smutać, musiała coś jeszcze zrobić. Zsunęła się z rogerowych kolan i znowu sięgnęła po ścierka.
- Wstań to zmyję resztę farby - wyjaśniła.

- Nie można go zobaczyć. Ale można go usłyszeć. W czasie krwi. W walce. Możesz oddać mu się we władanie. Wówczas prowadzi twoją rękę i chroni cię. Spójrz na mnie. Khain mnie chroni i prowadzi więc nic mi nie jest. - Roger mówił spokojnie ale z zaangażowaniem. Na koniec wstał w balii i wyprostował się ociekając pianą i wodą. Pierś i twarz wróciły mu już do normalnych barw. Został jeszcze wciąż poplamiony farbami brzuch, boki i plecy khainity. Wskazał obydwiema dłońmi na siebie uśmiechając się drwiąco jakby kpił sobie z dotychczasowych niebezpieczeństw tego kończącego się dnia. A potem znowu pociągnął łyka z butelki, i znowu się skrzywił po tym mocnym trunku jaki pił.

- To on mówi żeby robić trupy? - jasne brwi zmarszczyły się niepewnie, gdy dziewczyna ścierkowała sumiennie przód i boki kostuszkowego tułowia. Klęczała bo tak było wygodniej, tylko zadzieranie głowy do góry mogło być niewygodne, ale aż tak źle się działo. Wystarczyło wyprostować plecy - Ten głos w głowie? - dopytała. Ona by wolała robić serniki, ale ta czerwona woda do kubka pewnie szła na coś kompletnie innego - Ile masz lat Roger?

- Lat?
- mężczyzna zmarszczył brwi i spojrzał w dół na klęczącą w wodzie dziewczynę. - No ileś tam mam, kto by to tam liczył. - wzruszył już wyczyszczonymi i wytatuowanymi ramionami. Wydawał się dość obojętnie podchodzić do sprawy wieku. Odwrócił się tyłem bo właściwie zostały mu już pochlapane obecnie farbą plecy do przemycia. A na nich miał te liczne ale drobne rany jakie zrobiły mu się po tym gdy w piwnicy upadł plecami na zawaloną szklanymi odłamkami podłogę.

- A z tym Khainem to nie tak. Po prostu jak oddasz mu się we władanie, czujesz zew krwi. Co jest cieniem tego co on odczuwa. Stajesz się jego awatarem na tym syfie jaki tutaj mamy. I oczyszczasz ten syf z syfu jaki nie powinien tu się ulęgnąć. Gdy przelewasz krew w imieniu Khaina czujesz jego radość i masz satysfakcję. Euforia jaka cię niesie przez czas krwi. Nie czujesz zmęczenia ani bólu. Idziesz do przodu zostawiając za sobą sieczkę. Krwawą sieczkę jaką raduje się Khain a ty razem z nim. Jak skończysz wiesz, że to było dobre. Sprawia ci to radość i satysfakcję. - tłumaczył mówiąc z zaangażowaniem i trochę gestykulując rękami co jakiś czas odwracając głowę w tył by spojrzeć na myjącą go nastolatkę.

Ona w tym czasie umyła go dokładnie od pasa w dół. Zostały tylko poranione plecy i ich okolicę, a do tego musiał wrócić do siedzenia, podać butelkę.
- Brzmi fajnie… - westchnęła rozmarzona, ciągnąc go za jedna rękę aby usiadł z powrotem w wodzie - Dużo czerwonej wody i nikt nie krzyczy jak komuś robić wypadek… no nawet nie musisz robić wypadków, po prostu trupisz. I to jest okey, nie ma pretensji, ani potem nikt nie krzyczy że jesteś niemiły i tak nie można - skrzywiła się, wzdychając przy tym cicho - Daj butelkę, zostały plecy. Przemyję je… będzie piekło i szczypało.

-Wypadek? Wypadki się nie liczą. Wypadki są do dupy.
- wódz khainitów pokręcił głową na znak, że tego nie uznaje. Dał się sprowadzić z powrotem do poziomu i usiadł w balii oddając swoje poranione plecy do dyspozycji zabiegów nastolatki. - Liczy się jak staniesz naprzeciw tego drugiego i rozwalisz mu łeb. To się liczy. To cieszy Khaina. A nie jakieś szachrajstwa. - wyrzucił z siebie z naciskiem i pogardą dla takich zagrywek. - A jak ktoś krzyczy na czas krwi zawsze można dać mu po gębie. A jak chce dochodzić swoich racji to niech staje. - już spokojnej wskazał brodą na podłogę przed balią jakby tam miał stanąć jakiś protestujący przeciw khainickim wierzeniom malkontent. Wydawało się, że Roger byłby skory i chętny rozprawić się z takim za pomocą pięści i toporów. Gdy mówił trochę syczał albo wstrzymywał oddech gdy palący alkohol wypalał świeże rany. Nastolatka musiała też ostrożniej manewrować szmatką by doczyścić plecy bez zahaczania o te liczne ranki na jego plecach.

- Bo o wypadki ludzie ani wujkowie się nie czepiają, jak się taki wypadek zrobi… przypadkiem… jak nie ma areny. Nie zawsze jest Arena - Angie bardzo delikatnie manewrowała ścierkiem żeby nie zrobić panu z obrazkami większych ran, albo bóla - Jak wyszliśmy z pustyni… to była trawa, nie arena. Dopiero tutaj - wyjaśniła wesoło, biorąc butelkę i polewając drugiego ścierka alkoholem. Zawahała się, bo wiedziała jakie to będzie nieprzyjemne. Pewnie zacznie się dużo syków i spinania, a pan z obrazkami i tak był dzielny.
Uparcie milcząc nastolatka wstała, robiąc kroka nad siedzącym w misce ciałem. Obróciła się i usiadła mu znowu na kolanach, tym razem przytulając się do świeżo wymytej piersi dzięki czemu patrzyła mu na plecy ponad ramieniem i mogła operować rękami przy ranach w okolicach kręgosłupa.
- Napij się jeszcze - oddała flaszkę i pogłaskała czarne włosy - To nie będzie miłe, ale możesz się stulić. Jak spadłam ze skały na żwir i wbił mi się w łopatkę razem z blachą, to dziadek tak mi go wyjmował… - dodała drugie wyjaśnienie.

Khainita skinął głową i przyjął z powrotem flaszkę. Załyczył i znowu cicho syknął. Dał się na sobie usadowić nastolatce i zająć swoimi plecami. Angie zaś już zostało niewiele pracy. Właściwie końcówka pleców. Ta też zmywała się już odpowiednio rozmiękczona wcześniej przez nadmiar, gorącej wody i ściekający alkohol. Wreszcie skończyła. Roger był znowu wymyty i czysty a rany na ile było to możliwe zostały zdezynfekowane mocnym alkoholem.
- To co? Zmiana? - zaproponował mężczyzna i uśmiechnął się bezczelnie do blondynki. Jakoś sam nie traktował chyba tego pytania poważnie bo wziął od dziewczyny szmatkę, namoczył ją w wodzie i teraz on zaczął przemywać kark i łopatki dziewczyny. Angie czuła dotyk mokrego materiału i ściekającą z niej po plecach wodę. Słyszała jej szmer gdy cicho spływała z powrotem do wody w balii dziwnie uspokajającym odgłosem.

Czuła też wypite procenty, szumiące w skroniach i rozleniwiające ciepło tak miło przekazywane przez ścierka. No i pana z obrazkami. Nie miała nic przeciwko myciu, lubiła jak dziadek ją mył jak była mała, a potem tak samo wujek… tylko kiedy odjechał, a dziadek zmienił się w kości myła się sama w piasku, a gdy zeszli z wujkiem tam gdzie zielono też już nie chciał jej za bardzo pomagać, mówiąc że jest wystarczająco duża aby robić to sama… szkoda. Przecież to było takie przyjemne! Móc się oprzeć na kimś, położyć mu głowę na ramieniu i dać się sobą zajmować.
- Wstawaj, strana ogromnaja - zanuciła cichutko pod nosem, uśmiechając się spod zamkniętych powiek - Wstawaj na smiertnyj boj… - ręka nastolatki na macanego szukała butelki.

Szmatka zjeżdżała z łopatek i karku coraz niżej. Aż dotarła gdzieś do połowy pleców gdzie zaczynała się woda. Nie skończyła tam jednak swojej wędrówki i zjechała jeszcze niżej. Następnie przejechała na bok dziewczyny. Jeden a potem za jej plecami Roger przełożył ją do drugiej ręki i zajął się drugim bokiem. Wreszcie odsunął nieco Angie od siebie, podwinął swoje uda tak, że częściowo mogła się o nie oprzeć. Za to wyeksponowało to jej przód przed siedzącym w wodzie mężczyzną. Ten uśmiechnął się widząc ten widok i znowu uruchomił szmatkę w ruch. Tym razem zaczął od obojczyków i przejechał z nich po ramionach blondynki. Nieśpiesznie wracając z powrotem po nich do korpusu aż znowu zawędrował do obojczyków. A potem zaczął posuwać się w dół korpusu.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline