Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2018, 15:44   #70
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Kolejny wieczór nastał w wietrznej atmosferze zwiastującej niedługo zmianę pogody. A może zmiany w ogóle?
Aila otworzyła oczy i rozejrzała się. Na początku nie pamiętała gdzie jest, jednak po chwili wspomnienia ostatniej nocy napłynęły do jej umysłu, wżerając się w niego niby krwawe bestie. Wampirzyca spojrzała na zgarbioną sylwetkę człowieka, siedzącego pod drzewem z jej własnym mieczem na kolanach.
- Nie zabiłeś mnie... - wydawała się zdziwiona tym faktem.
Nim jednak mężczyzna odpowiedział, Aila uniosła się szybko z ziemi. Coś się zmieniło. Mimo osłony drzew wiatr przyniósł ze sobą swąd spalenizny. Gangrelka skupiła się.
- To od strony klasztoru... - szepnęła.
- Tak - Hans zgodził się enigmatycznie. - Pół dnia się paliło, dymy widać było na niebie.
- Coś tam się musiało stać... Alex... - przez chwile wyglądała, jakby chciała ruszyć biegiem w tamtym kierunku, jednak powstrzymała się. - Nie... to już... nie moja sprawa. - Rzekła gorzko.
- Gdzie zatem ruszysz? - von Halwyll nie poruszył się obserwując wampirzycę.
- Nie wiem... - powiedziała cicho. - Nigdzie już nie należę, nikomu na mnie nie zależy... Mogę zrobić wszystko i nie zrobić niczego. - Podniosła głowę i z namysłem spojrzała w gwiazdy, jakby z nich chcąc wyczytać swoją przyszłość.
- Użalać się nad swym losem na przykład. To idzie ci świetnie.
Szlachcianka spojrzała na niego ze złością.
- Jak to mówią przyganiał kocioł garnkowi... - warknęła, lecz musiała przyznać, że coś ruszyło ją w tych słowach. Kiedyś Hans podziwiał ją otwarcie za odwagę, teraz nawet on mówił, że się użala nad sobą.
- Zapominasz, że chciałam wczoraj zginąć z twej ręki. Mało... mało mnie wiąże. - Spojrzała w kierunku monastyru - Nawet jeśli tam wrócę... może być już za późno. No i mogę wszystko pogorszyć. Jak zazwyczaj.
- Jeżeli nie masz w życiu żadnego celu i masz zamiar jedynie pochylać się nad swoją niedolą, oraz wysysać ludzi z krwi by trwać w takiej egzystencji, to… - Szwajcar wstał. - Ano przyganiał. Tak, byłem taki sam, w Wygódkach. Jak trup, choć w moim przypadku przynajmniej ciało żyło.
- Więc teraz ty mi doradź...albo tchnij we mnie życie. Czy twoim celem jest całkiem mnie pogrążyć? - zdenerwowała się.
- Zrób to co ja dwa miesiące temu. Nie roztkliwiaj się nad tym co ci uczyniono i jaka krzywda cię spotkała. Nie myśl nad beznadzieją egzystencji, nad zdradą bliskich, bezsilnością. - Hans nie zbliżał się do wampirzycy. Była w nim jakaś rezerwa. - To trucizna, która zabija ducha, człowiek gnije od środka, a smród tego rozkładu niczym prawdziwy fetor uderza we wszystkich wokół. Miłość czy nienawiść, jakikolwiek cel pchający do działania, duma czy chęć zemsty. Znajdź coś co wyrwie cię z tego stanu, skup się na tym co teraz, nad przyszłością. Albo skończ ze sobą, jeśli nic takiego nie masz, bo będziesz cierpieć.
Słuchająca go kasztelanka dalej wyglądała na zirytowaną, lecz stała w ciszy oswajając się z kolcami słów mężczyzny.
- Pomogłeś mi, choć... widzę, że mój stan napawa cię niechęcią - odezwała się wreszcie. - Jestem twoją dłużniczką i.... zamierzam spłacić ten dług, pomagając ci w czym zechcesz. teraz jednak... masz rację... nawet jeśli niewiele zostało, nawet jeśli nic już nie zrobię, muszę tam wrócić i dokończyć to, co zostało zaczęte. Skoro ja straciłam swoje cele, mogę chociaż wspomóc tego, który kiedyś był moją miłością w jego celach... nawet jeśli nasze drogi już nie mają się złączyć. - Postanowiła, a wraz z tym poczuła dziwną pewność, że czyni słusznie. Było to uczucie, o którym niemal całkiem zapomniała - wiara we własne czyny.
- Czy zechcesz tu na mnie zaczekać? - zapytała Hansa, biorąc od niego swój miecz.
- Nie. - Oddał jej ostrze odsuwając się. Kiedyś łaknął jej bliskości, dotyku, teraz było odwrotnie. - Bo coś czuję, że to wspomożenie wiązać się będzie z niszczeniem nieumarłych, nie mógłbym odpuścić sobie takiej okazji.
Aila uśmiechnęła się lekko.
- W takim razie dziękuję i... powodzenia. Dokądkolwiek zmierzasz. - Powiedziała. Zawahała się chwilę czy nie pocałować mężczyzny w policzek, ale nie chciała, by zareagował wstrętem. Sama myśl o tym ją zabolała już.
Wampirzyca ruszyła biegiem w kierunku klasztoru.

Wampirza moc pozwalająca widzieć w ciemnościach była istnym błogosławieństwem, bo dla zwykłego śmiertelnika biegnącego tak jak ona przez górski las, zakończyłoby się to bardzo źle. Jarzące się czerwonym blaskiem oczy pięknej nieumarłej wypatrywały w mroku drzewa, korzenia, zdradzieckie wykroty i inne przeszkody, przez co mogła poruszać się szybko. Nieumarłe ciało nie męczyło się, toteż nie przystawała by odpocząć i znów czułą te radość pędu przez dzicz.

W pewnym momencie jej wzrok wychwycił sylwetkę wilka biegnącego równolegle do niej pomiędzy drzewami. Zwierze nie uciekało od niej, ale i nie kierowało się ku niej z zamiarem ataku, co mogło świadczyć iż to ten sam basior, którego spotkała z Alexandrem. Jego sługa krwi…
Czyżby była śledzona cały czas z polecenia bękarta?
Drapieżnik zaraz zniknął jej z oczu, ale coś mówiło jej, że wciąż gdzieś tam jest nie odstępując wampirzycy zbyt daleko.

Woń spalenizny poczuła niedługo przed dotarciem do Przyklasztorów, które wkrótce ukazały się jej skąpane w świetle księżyca. Osada o gęsto ściśniętych chałupach i stodołach mieszcząca się u stóp wzniesienia klasztornego zniknęła, zastąpiło ją pogorzelisko. Wypalone domy odznaczały się czernią zwęglonego drewna i szarością popiołów, gdzieniegdzie wyrastały celując w niebo nadpalone belki, których żywioł nie strawił do końca. Najpierw ludzie, potem ich domostwa, Przyklasztory były martwe.

- Czasem starczy jedna iskra - usłyszała za sobą głos. Znany i znienawidzony głos. - Dom, wieś, miasto, życie ludzkie. Wszystko to jakieś nietrwałe… - Marcus rzucił nostalgicznym tonem. - A mimo to większość z nam podobnych swą pozycję i potęgę buduje na takich nietrwałych fundamentach. Upadek jest wtedy jedynie kwestią czasu.
Przez chwilę wampirzyca miała ochotę rzucić się mu do gardła i zginąć w walce. Postanowiła jednak, że od teraz będzie unikać najprostszych rozwiązań. Odwagą wszak nie było rzucenie się na miecz, lecz życie gdy inni oczekiwali, że się nań rzucisz.
- Co tu się wydarzyło? - zapytała cicho, obracając się, by spojrzeć na nieumarłego.

Nie odpowiedział od razu.
Przyglądał się jej jakby coś rozważał.
- Gdzie walka, tam i pożar często. Szczególnie w nocy, gdy biją się ci, co w mroku nie widzą - odezwał się w końcu. - Łowcy wampirów zaatakowali nas gdy Alexander przywiódł mi Angusa. Wszyscy sa w klasztorze, w ich mocy, z kołkami w sercach. Angus, Merlin, Isotta… Alexander. - Zmrużył oczy. - Z jakiegoś powodu łowcy nie wykończyli ich w dzień. Podejrzewam, że zrobią to jutro.
- A ty znów jak ten tchórz będziesz patrzył na ich śmierć, tak jak patrzyłeś na zgon swych córek? - Aila nie mogła odmówić sobie wbicia szpili.
- Czemu nie? - Marcus powoli zaczął się zbliżać. - To wszak jeno narzędzia.Wielu z naszego rodzaju zbyt przywiązuje się do śmiertelników, dóbr, słabszych potomków i sług krwi. Wampirzy sługa jest lepszy niż nawet hufiec śmiertelnych rycerzy, tak jak wspaniały miecz, arcydzieło zbrojmistrzów jest lepszy od znalezionego przy drodze kija. Ale ryzykować dlań śmiercią tego kto tym mieczem ma fechtować? Śmiercią nieśmiertelnego pamiętającego czasy imperium Rzymu? Wszak można zdobyć nowy oręż. Sam nie widzę sensu w uderzaniu na klasztor. Może gdyby znalazł się ktoś gotów zaryzykować, inny nieumarły, zdeterminowany… Może.
Rozumiała do czego to zmierza. Na moment zacisnęła wargi w wąską kreskę.
- Jaki masz plan? - zapytała i dodała przezornie - Żadnych tajemnic, Marcus. Wiem, co ryzykuję i tak, dla Alexandra jestem gotowa to zrobić. Dla mnie twoja egzystencja jest nie do przyjęcia. Życie bez więzi z... kimś... takich zwykłych więzi... to żadne życie.
- Plany, plany… - Uśmiechnął się. - Czy spontaniczne zabijanie nie jest przyjemniejsze od zaplanowanego? Nie ma planu, wedrzyj się tam i zacznij zabijać, a ja uczynię to samo. Dwoje Kainitów, dwa razy mniej przeciwników na każde z nas, łowcy ogłupiali atakowani w dwóch różnych miejscach.
- Wiesz, że ci nie ufam... - rzekła, patrząc na niego spode łba. - Dlaczego mam współpracować? Znów zagrozisz, że mnie zabijesz?
- Mi nie zależy jakoś specjalnie na egzystencji żadnego ze spokrewnionych. - Marcus uśmiechnął się. Angus ma zginąć, przyjemniej byłoby go zgładzić własnoręcznie, ale to zbędny luksus. Mam księgozbiór Merlina, więc mi on niepotrzebny. Alexander był narzędziem, spełnił swoją rolę, a niebezpiecznie trzymać przy sobie kogoś kto potrafi zerwać więzy krwi. Isotta mnie w ogóle nie interesuje. - Spojrzał na nią przechylając lekko głowę. - W twoim przypadku jest inaczej, przynajmniej względem jedego z tej czwórki. Może powinienem uznać iż powinnaś mnie prosić bym to ja ci pomógł? Decyduj się, nie lubię marnować czasu.
- Możesz też w ten sposób po prostu chcieć pozbyć się mnie, w ogóle nie dołączając. - Warknęła Aila. - Niech będzie jednak, masz rację, że... nie mam wyboru, jeśli chcę ocalić Alexandra.
- Zatem… do dzieła. - Uśmiechnął się i zaraz zerwał się do lotu pod postacią kruka. Aila stała, przyglądając się gdzie też poleci i zobaczyła jak ptak wzniósł się pod niebo wysoko, aby zataczać kręgi wokół klasztoru.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline