Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2018, 08:53   #72
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Dwoje nieumarłych weszło do środka, gdzie panowała niemal kompletna ciemność. Nawet ze swoją zdolnością widzenia w mroku, Aila początkowo nie zauważyła leżącego na posadzce między przewracanymi stołami ciała. Dopiero gdy to poruszyło się, zwróciła uwagę na nieco jaśniejszy obiekt.
- Hans... - jęknęła z przejęciem i ruszyła w jego kierunku.
- Znasz go? - Usłyszała znajomy głos z ciemności. - Niebywałe… Kainitka i Garou, cóż za ciekawa znajomość.
Aila podskoczyła i rozejrzała się naokoło. Gdyby jej serce biło, pewnie teraz waliłoby jak szalone.
- To długa historia - rzekła, szukając wzrokiem Marcusa. - Dobry pomysł z tymi szczurami. Pozbyliśmy się co najmniej dwóch łowców.
- Macie ochotę na grę? - Zobaczyła go w końcu, siedział na stole pod ścianą a na jego piersi widniały rany po pazurach. - Powiedzmy, że puszczę jedno z was. To, które zabije drugie.
- A może znów uciekniesz, jak dwa razy do tej pory? - Alexander zgrzytnął kierując twarz ku źródłu głosu, on nie widział starego wampira.
Odruchowo sięgnął po miecz, ale ten został w wielkiej kaplicy. Wyjął mizerykordię, choć była to mizerna broń jak na takiego przeciwnika.
- Nie taką mieliśmy umowę. - Warknęła Aila - Pomogłam ci zająć się łowcami. Teraz są bezbronni w sali bibliotecznej. Są twoi. Tak jak zakołkowani. Mnie obchodzi tylko Alexander. Daj nam odejść i nasze drogi się rozejdą.
- Och... więc udawałaś, że z nimi współpracujesz... - rzekł Marcus. - Nawet sprytne... jak na ciebie, Ailo. Twój małżonek pewnie jest teraz zdruzgotany tą wiedzą…
- Zdruzgotany, to będziesz ty, jak z Tobą skończę - warknął buńczucznie nieumarły rycerz próbując wzrokiem przeniknąć ciemności. Nawet nie próbował przejrzeć prawdziwych pobudek Aili. Tu i teraz po prostu jej ufał.
Chciał ufać.
Szlachcianka tymczasem zobaczyła lekki ruch dłoni leżącego na ziemi, okrwawionego ciała. Powoli zaczęła iść w jego stronę, licząc na to, że Marcus skupia teraz uwagę na Alexandrze.

- Doprawdy? A jak zamierzasz to zrobić, skoro nawet nie możesz mnie zobaczyć? - zapytał stary Gangrel.
W odpowiedzi bękart zawył. Głośno, donośnie. Gdzieś w oddali odpowiedziało mu inne wycie.
Marcus tylko zaśmiał się pogardliwie.
- I naprawdę myślisz, że coś mi ten twój zwierzak zrobi? Albo że byłeś pierwszym, który wpadł na pomysł zgulenia stada? Widzisz, niedźwiedzi jest może mniej w okolicy, ale ich siła... - nieumarły zrobił wymowną przerwę, gdy tymczasem Aila przykucnęła koło nagiego, poranionego mężczyzny.
- Jeden niedźwiedź jest niczym przy sforze. Sam użyłeś szczurów, do zwyciężenia bitnych, uzbrojonych ludzi - odpowiedział bękart bez pewności w głosie.
- Jeden owszem... - odparł nieprzejęty Marcus i... poruszył się, o czym świadczył nagły zgrzyt jakiegoś mebla.
Wampirzyca poderwała się, rozglądając czujnie i szybkim ruchem chowając za plecami przedmiot, podany jej przez rannego wilkołaka. Ten zresztą zaraz potem zemdlał, bowiem rany zadane szponami Marcusa nie goiły się naturalnie.
- To co? Kto atakuje pierwszy? - dopytywał się stary Gangrel.
- Tak śpieszno ci do ostatecznej śmierci? - Alexander spytał wodząc głową by wypatrywać w mroku przeciwnika. Jego brak umiejętności widzenia w ciemnicy, oraz jedynie długi sztylet służący za broń nadawały tej wypowiedzi komicznego wymiaru.
Alexander jednak grał. Wszak jego wzrok nie przebijał mroku, ale widział czerwonawy blask z oczu Marcusa używającego wampirzej mocy.
- Waszej? Owszem... mam jeszcze kilku łowców do zabicia - odparł Marcus, ruszając ku potomkowi. - Chociaż tego starego to pewnie przemienię... dla samej przyjemności patrzenia jak go to dręczy.
Wampir zaśmiał się i... potężnym skokiem znalazł się nagle blisko Alexandra, który stał do tej pory nieruchomo z lewą dłonią w sakwie wiszącej u pasa. Wzmacniał swe ciało karmiąc się krwią zaklętą przez Tremere w orzechach.

Odskoczył unosząc sztylet bardziej w obronie niż w ataku.
- Możesz mnie zabić, ale poniesie się że… - znów się cofnął - uciekałeś przede mną gdym był jeszcze człowiekiem, a drugi raz jak pies czmychałeś przed własnym potomkiem.
- Jakbym o to dbał... - Wbrew słowom zMarcus aatakował z wyczuwalną wściekłością. Jego szpony dosłownie o włos minęły twarz Alexandra. Ten zaś odskakując, zauważył jak Aila zamiast dołączyć do walki, przemyka w stronę kuchni. Właściwie to widział nie ją, a czerwony poblask jej oczu. Czyżby jednak postanowiła uciec?
Bękart rzecz jasna nie skupiał się na tym skoncentrowany w trójnasób na przeciwniku.

Marcus był wampirem bliższym Kainowi i potrafił krwią doprowadzić swe ciało do potęgi większej niż jego potomek, ale uczynił to już wcześniej aby walczyć z Hansem, strasznym dla każdego wampira przeciwnikiem: wilkołakiem. W efekcie potęgą wzmocnionych krwią mięśni, Alexander przewyższał swego stwórcę, który nie miał już w sobie tyle vitae aby nadać ciału pełnię możliwej mocy.
Jednak Alexander widział tylko oczy przeciwnika, przez co zmuszony był się tylko cofać i robić uniki ‘w ciemno’. To była nierówna walka.

Pierwszy cios jakiego nie uniknął wiązał się nie tylko z tym, że go nie widział, ale i z potknięciem się o resztki stołu, który zmienił się w szczątki zapewne podczas walki starego wampira z Hansem. Szpony Marcusa głęboko rozorały rękę bękarta, który zawył z bólu. Przewrócił się przy tym, ale wnet odturlał w bok. W samą porę, bo szpony wbiły się w kamienną podłogę w miejscu gdzie przed chwilą była pierś młodego wampira. Kamienna posadzka prysła pod tym ciosem.
Marcus mając konieczność skupienia się na jednym, wzmocnił nie wytrzymałość swych nieumarłych mięśni, nie gibkość, a brutalną siłę, jedynie na tyle starczyło mu krwi, ale była to siła zaiste potworna. Był to świetny wybór w walce z kimś, kto nic nie widzi i nie może przejść do kontrataku. Jeden czysty cios i po wszystkim.
Alex zerwał się na nogi i znów zaczął cofać, tym razem jednak z rozmysłem, ku drzwiom na dziedziniec, ale on nie znał układu pomieszczeń tak dobrze jak choćby Aila spędzająca tu tyle czasu. Miast drewna odrzwi plecami trafił o ścianę i tylko desperacki skok w bok uchronił go od kolejnego ciosu. Szpony przejechały po cegłach tam gdzie miał szyję jeszcze chwilę temu. Moc uderzenia była taka, że głowę by mu to wręcz zdmuchnęło z ramion.

To przypominało sadystyczne polowanie, a Aili nie było przy mężu. Alex wszak nie wiedział, co szepnął jej wilkołak, gdy z trudem włożył w jej dłonie glinianą miseczkę. To niepozorne naczynie bowiem mogło odwrócić losy starcia, które zdawało się z góry przesądzone.
Młoda wampirzyca wpadła do kuchni i tam nie przestając nasłuchiwać odgłosów walki, drżącymi z emocji dłońmi nabrała do miski wody z beczki. Potem na tyle szybko, by nie wylać zawartości, wróciła z naczyniem do Hansa. Gdyby w pomieszczeniu była choć odrobina światła, pozostali mogliby zobaczyć na jej policzkach ślady po krwawych łzach, które ciekły za każdym razem, kiedy Alex o włos unikał śmierci.
- Oby ci się udało - powiedziała drżący głosem do wilkołaka, stawiając przed nim miseczkę.
Dopiero potem wreszcie mogła dołączyć do walczących. Nie wiedząc, czy gdzieś w pobliżu nie czają się szczury, nie sięgnęła po miecz, lecz skupiła się na swych dłoniach. Po chwili zaczęły wyrastać z nich szpony - przypominające te, którymi walczył Marcus.

Tymczasem Alexander oberwał po raz drugi, w bark, szerokim cięciem, samą końcówką szponów. Rana zapiekła niby żywy ogień, ale bękart nie stracił głowy i mimo rany odchylił się do tyłu, gdy druga z dłoni starego Gangrela świsnęła mu przed twarzą i uderzyła. Odłamki drewna pofrunęły w powietrzu z roztrzaskanych drzwi, a Alex natychmiast rzucił się w nie wyłamując je do końca i wypadając na zewnątrz budynku.
Po mrokach panujących wewnątrz, dziedziniec rozjaśniany światłem księżyca jawił się niczym skąpany w jasności. Wampir zerwał się na nogi spoglądając na Marcusa, wychodzącego jego śladem.

Stary Gangrel uskoczył w bok aby mieć za plecami ścianę budynku. Nie wyglądał jednak na zagonionego do obrony, uśmiechał się przy tym, zerkając ku dziurze, gdzie po chwili pojawiła się sylwetka Aili.
- Ładne pazurki - zagadnął. - Chcesz mi pomóc wypatroszyć tego kurczaka? - Wskazał szponem Alexandra. Jeśli jednak chciał powiedzieć coś więcej, nie zdążył, gdyż wściekła wampirzyca dosłownie rzuciła mu się do gardła. Była w tym może pewna brawura, ale przede wszystkim głupota, wynikająca z braku doświadczenia w prawdziwym starciu, co też Marcus brutalnie wykorzystał. Sparował cios wymierzony w swoją szyję lewą ręką, a drugą z zamachu wyprowadził morderczy cios na odlew. Tylko dzięki niesamowitej zwinności wampirzycy jej atak był na tyle szybki, że stary nieumarły nie trafił szponami w jej bok zapewne rozcinając ją na dwie części. Miast tego dostała przedramieniem i nasadą dłoni.
Cios był tak silny, że rzuciło ją na ścianę niczym szmacianą lalkę druzgocząc lewe ramię i żebra. Wrzasnęła boleśnie, padając na ziemię.

Alexander krzyknął z obawy o ukochaną i z wściekłości. Rzucił się z mizerykordią na Marcusa ledwo widocznego w świetle księżyca.
- Alex... prze... trzymaj... - tylko tyle była w stanie wydusić z siebie Aila, chwytając się za bolące miejsca. Jej ciało regenerowało się szybko, jednak nie było mowy o cudownym ozdrowieniu. Póki co nie była zdolna do walki.
Bękart z wściekłością zaatakował wroga, który przeszedł do obrony nie atakując. Dawał się wyszaleć, młodemu, doprowadzonemu do wściekłości nieumarłemu. Musiał być też ostrożny, bo choć przewyższał siłą Alexandra, to młody wampir w przeciwieństwie do starego wzmocnił za pomocą vitae również zwinność swego ciała, czym górował nad stwórcą. Tysiącletnie doświadczenie i nabyte przez ten czas arcymistrzowskie posługiwanie się morderczymi szponami, nie górowało też zbyt mocno nad tym jak bękart posługiwał się krótkim ostrzem.

W pewnym momencie Marcus odsłonił się, a Alexander to wykorzystał. Gdy sztylet zagrzechotał o szpony nieumarły rycerz błyskawicznie sięgnął po kołek zatknięty za pasem i wbił go prosto w serce starego Gangrela.
Marcus znieruchomiał, i dopiero po chwili opuścił lewą dłoń potwornym ciosem.
Wręcz odrąbał szponami ramię Alexa tuż przy barku, blisko miejsca gdzie przed laty prawie śmiertelnie ranił go ojciec Armand.
- Przeklęci przez Boga… - odezwał się mocnym kopnięciem posyłając okaleczonego na ziemię i gruchocząc mu żebra. - A mimo to, potrafi on ocalić swe dzieci nocy.
Marcus wyszarpnął kołek i wyjął spod kubraka książkę w która wbiło się drewno.
Pod siłą ciosu bękarta jak papier mogłyby rozdzierać się zbroje, ale nie setki stron księgi.
Biblii.

Stary Gangrel nie cieszył się jednak swoim szczęściem, lecz po raz pierwszy okazał prawdziwą złość. Uniósł w górę szpony i ruszył, by zadać ostateczny cios.
Wtedy na jego drodze stanęła Aila, wciąż osłabiona i ranna, jednak zasłoniła swoimi pazurami Alexandra.
- Nie... - powiedziała tylko słabym głosem, choć w jej oczach jarzył się upór.
- Dokończ. Zabij go, a potem zabijesz Angusa. - Marcus stanął przed nią. - Wtedy pozwolę ci istnieć, jako moja służka. Masz coś w sobie, tedy jestem gotów pójść na to. Znaj mą łaskę.
Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa ze smugami krwi na policzkach wyglądała nawet bardziej żałośnie niż faktycznie przedstawiał się jej stan.
Obejrzała się i zerknęła jakby w rozterce na poranionego wampira.
- Ja... ja... nie mogłabym. Proszę. Puść go - odpowiedziała i... padła przed Marcusem na kolana. - Proszę... tylko o to jedno. O nic więcej nigdy nie poproszę, a będę ci służyć wiernie aż po kres czasu. Zabiję ich wszystkich... Angusa, ludzi, konie, wilki... kogo tylko zechcesz, tylko proszę... nie jego.
- On ma zginąć. - Głos Marcusa był twardy niczym stal. - Decyduj, czy przyjmujesz mą łaskę, czy chcesz doświadczyć ostatecznej śmierci wraz z nim.
- Ja... ja... - Głos Aili drżał, gdy tak siedziała skulona na ziemi. - Do... dobrze - powiedziała w końcu ledwo słyszalnie.

Poruszając się wolno, na granicy irytacji starego Gangrela, Aila podniosła się z klęczek i odwróciła w stronę Alexandra. Ich spojrzenia spotkały się.
- Wybacz mi... - jęknęła płaczliwie.
- Zrób to… - bękart odpowiedział jej z wysiłkiem. Ból musiał być potworny. Nawet nie próbował wstawać tylko leżał patrząc jej w oczy. Uśmiechnął się lekko. - Zrób to i istniej kochana - dodał miękko.
Z oczu wampirzycy znów pociekły krwawe łzy. Cała drżała na ciele.
- Zrób to! - Rozkazał jej stanowczym tonem Marcus, zdradzając zniecierpliwienie.
- Pocałuj mnie Ailo, nim szczeznę. Tylko raz. Ostatni. - Bękart przymknął oko.
Wampirzyca przyklękła przy nim i choć z trudem opanowywała drżenie, pochyliła się nad ukochanym, by złożyć na jego wargach zimny, pełen bólu i miłości pocałunek, oddał go z pasją i ręką, tą, którą jeszcze posiadał, objął wampirzycę.


Złe słowa między nimi, zazdrość, rozterki, żal, to wszystko odpłynęło gdzieś. Przy tym pocałunku pozostało tylko to co było między nimi dobre, jak spojrzenia na polanie w górskim wąwozie, bliskość przy opowieściach o swoim życiu w komnacie skryby Kocich Łbów. Wiele innych wspomnień i przeżyć, tak krótko doświadczanego, a tak szaleńczo intensywnego uczucia, wyrosłego na przekór intryg szalonego Elijahy.
- Zabij go! - W głosie Marcusa była już tylko wściekłość i kraniec cierpliwości.
A im ciężko było się od siebie oderwać. Jakby zapomnieli o zagrożeniu, o całym świecie wokół. Nawet o nieumarłym, który ich prześladował, a teraz stał się zupełnie nieważny.

Jeden, brutalny cios wielkich szponów przeciął obie szyje za jednym zamachem. Marcus nie lubił gdy się z nim igra, a choć cierpliwym był jak prawie każdy bardzo stary wampir, to ta cierpliwość nie rozciągała się na ignorowanie jego poleceń.
Dwie głowy poturlały się po dziedzińcu i czy to zrządzeniem losu, czy przez nierówności terenu, zastygły w końcu obok siebie leżąc tak jakby ten pocałunek trwał. Złote włosy szlachcianki przykrywały ich oblicza, jakby z litością, aby nie pokazać światu jak czas szybko wyrównuje rachunki za to jak go oszukano.

Marcus wyprostował się stając nad bezgłowymi ciałami splecionymi w uścisku. Powietrze za nim lekko falowało.
- Młode, słabe, głup… - Nie dokończył ani wypowiedzi, ani obrotu, jaki zaczął aby skierować się ku wejściu do budynku, aby pójść mordować za nim. Z nicości za jego plecami zmaterializował się ogromny kształt.

[MEDIA]https://i2.wp.com/res.cloudinary.com/db93r9y9i/image/upload/c_scale,w_900/v1487843163/horror-art-03_fmq69s.jpg[/MEDIA]

Potworna hybryda człowieka i wilka mierząca ponad dziesięć stóp uderzyła uszponioną łapą przebijając nieumarłego na wylot przez klatkę piersiową i uniosła w górę. Stary Gangrel zaskoczony patrzył na swoje serce w zaciśniętej łapie wystającej z jego własnej piersi, ale zaraz przestał cokolwiek widzieć, bo druga zmiotła mu głowę z ramion.
Ciało nieumarłego zaczęło rozsypywać się w proch, tu czas odbierał zdecydowanie więcej niż w przypadku Aili i Alexandra.

Wilkołak ni to zaryczał, ni to zawył wściekły, bezsilny i rozgoryczony porażką. Dzięki tafli wody w kubku, Hansowi udało się przenieść do świata duchów, gdzie mógł uleczyć się z ran zadanych szponami gangrela. Nie zwlekał, wrócił jak najszybciej wciąż był strasznie poraniony, gdy tylko mógł utrzymać się na nogach.
Za późno.
Jedynie kilka chwil za późno.

Ryk splątał się ze skowytem pełnym rozpaczy. Szary wilk o przyprószonym siwizną pysku cwałował od bram ku ciałom. Ta rozpacz zwierzęcia tak głośna, była niczym w stosunku do tego jaka miała wybuchnąć już niedługo, gdy Alina i Urszula odkryją los swej pani.
- Wybacz Schone Dame - rzekł cicho Hans von Hallwyl już w ludzkiej postaci nagiego mężczyzny.
Nie patrzył na ciała, chciał zapamiętać ich takich jakimi byli gdy żyli.
Odwrócił się w stronę drzwi, by pójść do łowców, do żony.

Znikając w mroku wnętrza klasztoru nie zauważył nawet, że zaczął padać deszcz.

 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 31-01-2018 o 09:01.
Mira jest offline