Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2018, 19:12   #134
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Liz, Chris (retro, niedziela rano)

Po odejściu Johna Liz wróciła do łóżka. Niespecjalnie chciało jej się wstawać ale i nie w smak jej było nie robić nic. Posłuchała muzy. Poszperała w kosmetykach Anastazji, otworzyła kilka szuflad, przerzuciła parę wieszaków. Im dłużej rozmyślała, do tym bardziej ponurych wniosków dochodziła.
W końcu boso, jak stała, ruszyła z powrotem do VIP roomu, który wczoraj opuścili w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Z ulgą skonstatowała, że nikogo tam nie ma. Wszyscy gdzieś się rozeszli. Odpaliła muzykę. Na tyle głośno, że od basów zadrżały szyby we froncie designerskiego segmentu. Jeśli za ścianą ktoś jeszcze spał, to właśnie przestał.

Zaległa na kanapie, zarzuciła długie nogi na blat stołu. Wygrzebaną z lodówki butelkę wódki kulturalnie przelała do wysokiej szklanki. Upiła bez entuzjazmu.
Włosy miała w nieładzie a spuchnięte oczy zaświadczały bez wątpliwości o nieprzespanej i pewnie częściowo przeryczanej nocy.
Drzwi do bocznego pokoiku w którym wczoraj rozmawiała z Chrisem otworzyły się i stanął w nich perkusista, widać było po nim, że miał zamiar ojebać kogoś kto rozkręcił muzę na full, nawet otworzył usta by puścić wiązankę, ale gdy zobaczył kto siedzi na kanapie zrezygnował.
Stał tak z półotwartymi ustami niepewny czy wejść, czy się wycofać, co wyglądało komicznie. Widać nie był pewny reakcji Liz po wczorajszym tete-a-tete.
Liz podniosła się, wlała w siebie kilka łyków przezroczystego płynu, który Chris nie podejrzewał o bycie wodą. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, a może w stronę pustego dywanu, który wydawał się najlepszą przestrzenią do tańca. Muzyka miała ten energetyzujący rytm, przy którym ciężko było Liz wysiedzieć.
- And now you do what they told ya… And now you do what they told ya… Now you’re under control! And now you do what they told ya... Now you’re under control! And now you do what they told ya... - wydzierała się, trudno powiedzieć, do sufitu czy do Chrisa na którego co chwila patrzyła dość wyzywająco.
Liz była żywiołem z natury i tak też się poruszała do muzyki. Skakała, szalała, na wszystkie strony falowały jasne włosy.
Zza Chrisa wyleciała Lamia, a na twarzyczce holograficznej powłoki komputera-drona pokazała się ciekawość.
- Fuck you, I won't do what you tell me! - AI, a raczej jej wizualizacja zaczęła pogować w powietrzu.
- Czuję dobrego tripa - Sully wydarł się uśmiechając szeroko, choć wciąż wyglądał na niepewnego reakcji wokalistki. Był też najwidoczniej srogo skacowany i zmęczony, ale to był częsty stan Chrisa. Podszedł do lodówki i wyjął piwo wciąż zerkając ku Liz.
A ta szalała jak wariatka do samego końca utworu. Zresztą tekst znała na pamięć i wydzierała się niespecjalnie chyba dbając, że głos to jej narzędzie pracy i nie jest niezniszczalny.
- Motherfucker! Uggh! - było już ewidentnie skierowane do O’Sullivana, a przynajmniej Liz gapiła się prosto w jego oczy.
Kawałek dobiegł końca, Liz ściszyła na holo następny utwór z tej samej płyty, na tyle żeby chcący mógł zabrać głos, a drugi chcący go usłyszał.
Z lodówki wyjęła zmrożoną Stolnichnaya, dołożyła na stół drugą szklankę i dolała do połowy.
- Śniadanko? - Z brody skapnęła kropelka potu.
- A czy kiedyś odmawiałem? - Sully podszedł i dopełnił szklankę piwem, po czym lekko zamieszał. - Klin zawsze i wszędzie. - Usiadł na kanapie. - Jak się czujesz? - Biorąc pod uwagę jak Liz wyglądała, było to chyba pytanie retoryczne.
- Wybornie, kurwa. Postanowiłam się przekwalifikować. Zostanę anestezjologiem. I będę miała jednego pacjenta. Siebie - uśmiechnęła się sztucznie i wlała w siebie następną partię wódy. Odstawiwszy szklankę z trzaskiem podwinęła dół cholernie krótkiej sukienki i przetarła nią spoconą twarz. Przez moment Chris mógł podziwiać krój jej majtek, a nie zwykł odwracać wzroku w takich sytuacjach.
- Też dobra fucha. Muszę nad nią pomyśleć. - Pokiwał głową. - Wczoraj z Anastazją robiliśmy małą praktykę w tym kierunku. - Skrzywił się lekko.
Przez chwilę jakby się nad czymś wahał, ale spojrzał raz jeszcze czujnie na Liz i w końcu zdecydował się dodać:
- Rano byłem na małych zakupach zanim zacząłem montować oprawę - wygrzebał z kieszeni niewielki woreczek z białym proszkiem. - Łap, to za wczorajszą rozjebaną działkę. - Rzucił jej porcję dragów.
Wlepiła wzrok w woreczek, przez chwilę się wahała ale w końcu wzięła.
- Wysłałeś film? - wypaliła wprost.
- Jeszcze nie, ale jest już w sieci. Wyślę namiar na niego Dobrym, jak Bill i JJ będą bezpieczni tutaj. - Upił łyk ‘drinka’. - Bardzo musza to chciec, bo z tego co wiem zadziałali w ich sprawie już wczoraj. Dziś wstępny proces i pewnie ich wypuszczą.
- Samo życie. Jednych wypuszczają, innych wsadzają - Liz wróciła na kanapę, nogi wróciły na stół. - On nie jest taki. Niektórzy muszą robić to co robią, nawet jeśli im się to nie podoba.
- Liz, ja się nie wpierdalam. - Sully zerknął na siedzaca obok z lekkim grymasem. - Wśród glin są porządni ludzie i mendy, wśród polityków też, w mafii… pewnie również. Mi John nie przeszkadza, ot zbieg okoliczności, że był akurat w materiale jaki dostałem. Pojechał?
Skinęła.
- Wczoraj nie wyglądałeś na obojętnego i nie wpierdalającego. Byłam, kurwa, szczęśliwa, wiesz? A teraz? Już nie będę.
- Wczoraj mnie jebło, że mogę wsadzić chłopaka przyjaciółki. Kurewski zamot, co zrobić to i tak chujnia - mruknął ponuro. - Dlatego uznałem, że cię choć ostrzegę. Wkurwiony byłem na niego przez pojebaną sytuację, nie że coś innego. Będziesz szczęśliwa Liz, przestań emopieprzyć pesymistycznie.
- Jasne. Hajtnę się z osadzonym i raz w tygodniu będzie mi przysługiwało mokre widzenie. Może nawet będą z tego dzieci - drwinę popiła wódą. Chyba powoli ją ścinało.
- Dramatyzujesz. On na tym filmiku nic nie zrobił. Zarzutów za morderstwo nie dostanie, dobry prawnik by go uchronił nawet od ‘współudziału’ w zabójstwie. - Chris szturchnął Liz ramieniem w ramię. - Myśl pozytywnie.
- Fontana zobaczy to nagranie. - Przypuszczała, że to nazwisko coś Chrisowi mówi skoro siedział w sprawie. - Boję się, że pomyśli, że John wymięka. Widziałeś jak się skulił, tam pod ścianą. On jedzie na oparach. Nieważne, nie powinnam z tobą o tym rozmawiać.
- Okey, tylko nie mów o tym nikomu. Wiesz, o nagraniu i wysyłce. Szczególnie jemu.
- Fontanie? A co ty, kurwa myślisz, że jest moim kumplem? - oburzyła się.
- Ten drugi z filmu to Fontana? Nie, chodzi mi o Johna.
- Nie wiedziałeś?
- A skąd? Ja się nie interesuję tą ligą półświatka. To nie moje sprawy.
- To skąd masz ten film? I takie dobre układy z Dobrymi Glinami. Myślałam, że jesteś informatorem czy coś - Liz odszukała paczkę fajek i wsunęła jednego do ust.
- Nope. Nie zbliżam się do takiego gówna. - Sully pokręcił głową i wypił kilka łyków klina. - Ktoś był mi coś winny, poprosiłem by mi dał coś co spodoba się glinom, by dali nam w razie potrzeby parasol bezpieczeństwa w poniedziałek. Na przykład ewakuacja gdy Pacyfy będa szturmować. Tu może być naprawdę krwawo… W ogóle nie znam sie na tych mafiach, kto jest kim i tak dalej.
- Nie uważasz, że to lekka hipokryzja? - Liz znalazła w końcu zapalniczkę, odpaliła papierosa. Podsunęła odrolowaną paczkę w stronę O’Sullivana. - Mamy dać tu koncert żeby tych ludzi zagrzać do walki, zbuntować przeciwko korporacjom i obecnie nam panującemu zjebanemu porządkowi. Rozpętać, kurwa, rewolucję. A jak zrobi się naprawdę gorąco zgarną nas gliny pod bezpieczne skrzydełka? Tam będą ludzie tacy jak my. Każemy im wierzyć w nasze słowa a sami zwiejemy? Nie, kurwa, Chris. To kompromitacja.
- Aye - perkusista zgodził się kiwając głową i sięgając po zaproponowanego fajka. Odpalił go i zaciągnął się.. - Ale alternatywa to na przykład Anastazja obrywająca pociskami do tłumienia zamieszek, ty w stanie ciężkim odwożona do szpitala po spałowaniu i wzięciu cię na buty, Howl w pierdl… boże wyobraź sobie Howl w areszcie… - Znów pokręcił głową. Cóż to byłaby za drama. - Sam Marco mówił, że zagwarantują nam spierdoling w razie co, bo to nie nasza walka, a Dobre ściągną nas jako zabezpieczenie świadków w sprawie Melomana. Czasem lepiej być hipokrytą niż za mocno oberwać. Po Insomni i wczorajszej zadymie w Warsaw, to żeby daleko nie szukać mi w areszcie mógłby się zdarzyć ‘wypadek’.
- Myślałam, że jesteś twardszy. I bardziej bezkompromisowy. Czyli te tysiące ludzi, którzy przyjdą pod Alamo mogą zebrać wpierdol ale my już nie? - zaśmiała się jakby inna strona Chrisa ją rozbawiła. - Mowy, kurwa, nie ma. Pisałam się na to bo prosiliście to zostaję do końca. Poza tym nie chcę pomocy Dobrych, okupionej wolnością Johna.
- Twój wybór - Sully wzruszył ramionami. - Ja tylko organizuje alternatywę, jak nikt nie będzie chciał skorzystać, to sam też nie spieprzę. Gdyby mi płacono dolara za każdym razem gdy zbierałem wpierdol, to byłbym bogaty. Z tych tysięcy co przyjdą... przytłaczająca większość też będzie spieprzać, gdy Pacyfy zdecydują się jednak uderzyć na tłum. To też kompromisowi hipokryci?
- Przynajmniej nie wyprowadzą ich tylnymi drzwiami jak pieprzonych dygnitarzy. Ale skoro jesteś jednak skłonny do kompromisów to z tym niepodpisaniem kontraktu z Amuse to też tylko takie rebelianckie pierdolenie?
- Ty próbujesz mi coś udowodnić, czy pojeździć po mnie z goryczy? Właśnie jak “dygnitarzy”, cichcem, tyłem, zamierza nas wyprowadzić Marco. Przestań pierdolić Liz. Jak nas będą chcieli wyprowadzać ci z Alamo, to zaje, a jak Chris załatwia pewniejszą alternatywę, to trzeba go zjechać. Bo obrywa przez to John, tak? Nie wiedziałem, że to John na tym filmiku kurwa, więc daruj sobie pojazdy. On sam wybrał sobie fuchę w mafii, wszedł w klimat bandytów rozszarpujących ludzi żywcem. Jego wybór. Karma dopadła i tyle. Ojebywanie mnie nie zmienia faktu, że to nie nagranie przechodzenia przez jezdnię w miejscu niedozwolonym, a jego ‘zawód’ to nie kierowca szkolnego autobusu.
Liz zatkało. Dobrze, że już siedziała bo nogi jej zmiękły. Nieśpiesznym ruchem wysypała zawartość woreczka na blat i rozdzielała palcami na jedną wyjebaną jak pas startowy strużkę.
- Nie wiedziałeś, że to John, zgoda - przyznała nad wyraz chłodnym i spokojnym głosem. - Ale potem ci powiedziałam. Mogłeś im tego nie wysyłać. Billa i JJ’a i bez tej taśmy wyciągnąłby ojciec Howl. Jest dobry, a gliny gówno na nich mieli. Prosiłam cię. Olałeś mnie. Takie proste.
Sully wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale widząc przygotowania Delayne do strzały tylko upił łyk piwno-wódczanej mieszanki. Pochyliła się nad działką i wciągnęła. W połowie drogi skoczyła jak oparzona na równenogi jak mantrę powtarzając “Kurwa!”.
Perkusista zaczął chichotać, aż w końcu parsknął śmiechem i zakrztusił się.
Nie pośmiał się długo bo Liz rzuciła się na niego jednym dzikim susem aż zwalili się na podłogę.
- Jesteś zjebany! - warknęła mu w twarz. Zamachnęła się pięścią, na co Chris nie zareagował poza próbą osłonięcia się leżąc. Wciąż chichotał i kaszlał na zmianę.
Dostał parę ciosów na chybił trafił. Słabeusz pewnie by poczuł ale O’Sullivan był przecież w formie. Liz wstała wreszcie z niego i nadal trzymała się za nos.
- Nienawidzę cię! - pisnęła w wysokich tonach a kiedy odsłoniła twarz zobaczył, że z zaczerwienionych oczu leją się łzy. Odwróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. - Jak się kurwa, zabiję, to będzie twoja wina!
Sully wstał opierając się o ławę i ruszył za nią. Nim dotarła do drzwi chwycił ją za rękę by obrócić do siebie.
- No już ty furio, przepraszam - w jego tonie wesołość walczyła ze skruchą. - Po prostu nie mogłem się powstrzymać. Liz usiądź na chwilę coś wyjaśnię.
Wyrwała rękę i go odepchnęła.
- Spierdalaj, O’Sullivan! - Wyszła na korytarz. - Zajebiście, że chociaż ciebie to wszystko śmieszy.
- Nie śmieszy - warknął tracąc wesołość. - Nie śmieszy mnie to co sie stało z Fist, ani nalot i nagonka, ani sprawa Johna. Poprosiłaś, fajnie, w nocy, gdy byłem już dogadany z bliską przyjaciółką z Dobrych Glin, a ona z szefostwem. Nie dostanie obiecanego filmiku, to ona dostanie taki strzał w dupsko, że kaplica. - Zbliżył się do niej. - Ty masz to w dupie tak? Ale za wszelką cenę chcesz bym ja przejmował się Johnem.
- Nie oczekiwałam, że przejmiesz się nim. Tylko mną - wyjaśniła nie zwalniając. - Jestem… - szukała odpowiedniego słowa - krucha. A on mnie trzymał w kupie. Kto mnie będzie teraz trzymał w kupie, Chris?
Perkusista wysforował się przed nią i zastąpił jej drogę. Nie było łatwo urwać się komuś z neurodopałem.
- My. - Spojrzał jej w oczy. - Po to jestesmy, nie tylko by grać. Poza tym…- Położył jej ręce na ramionach. - Liz do cholery, Johnowi nic nie będzie. Skitra się gdzieś, przetnie więzy z mafią. Jara cię bycie z kimś kto robi takie rzeczy? Będziesz bogata to w godzine dwie będziesz sobie latać AV-ką do np. Vancouver by spędzić z nim kilka dni pomiędzy koncertami, zamiast mieć we łbie to czy nie zginie w wojnie mafii lub kogo danego dnia zarżnął albo wydał psom z polecenia.
O ile pierwsza część tyrady Chrisa zaczęła Liz uspokajać, o tyle druga przywróciła stan zwyżkowego wkurwu.
- I właśnie dlatego to nie zadziała - wypaliła przez zęby i odepchnęła Chrisa z drogi. - Ty go masz za śmiecia. A ja nie pozwolę nikomu tak o nim gadać. Dopóki tak robisz nie będzie żadnych “nas”. Nie chce twojej pomocy, Chris. Nie zagaduj mnie, nie rób mi głupich żartów, nie wchodź mi kurwa w drogę. Na scenie poudajemy. Poza nie musimy.
- Nie mam go za śmiecia, skąd kurwa w ogóle ten pomysł? - wypalił też rozeźlony. - Ja go nawet nie znam do cholery. Wiem tylko tyle, że z jednej strony mafiaman, z drugiej twój chłopak, a to drugie ważniejsze. Gdybym wiedział wczoraj, to ten filmik byłby już skasowany i nie byłoby tematu.
Liz odetchnęła głębiej.
- Ok - pokiwała głową, cokolwiek to miało znaczyć. - Jestem po prostu wkurwiona. Przejdzie mi.
- To chodź na wódkę. Sama wpadniesz w wir rozkmin. A to… - wyciągnął mały woreczek z drugiej kieszeni - to nie mąka.
- Niedługo wrócę, tylko się ogarnę - zgarnęła woreczek, wytarła nos wierzchem dłoni. - Wezmę prysznic i zmienię te kieckę na coś normalnego. - Obciągnęła materiał przykrótkiej sukienki.
- Mnie tam się podoba - perkusista mruknął i klepnął lekko Liz w ramię. - To idę trochę pomontować holo na wieczór.
 
liliel jest offline