- Jestem asystentką Marity, w czym możemy pomóc? - ładna czarnowłosa dziewczyna, wskazała mu krzesło naprzeciw biurka. - Coś do picia? Kawa, herbata, woda?
Miała trochę krwi azjatyckiej.
Krzeszewski uśmiechnął się uśmiechem numer dwa.
- Przynajmniej nie proponuje mi pani alkoholu - płynnie przeszedł w uśmiech męczennika - Dobrze tu poicie, ale ja mam dosyć. Wodę proszę.
Wyszła zza biurka i podeszła do stolika wrogu, nalała z dzbanka wodę, a z małej lodówki wyciagnęła kilka kostek lodu.
- Proszę - podała mu szklankę.
- Dziękuję - Rafał upił mały łyk wody rozkoszując się przez chwilę jej czystością i słodyczą - Nie uwierzy pani, ale właśnie wypiłem pół dzbanka piwa na zdrowie pewnego dzielnego chińczyka i jego dwóch kolegów. Wie pani o czym mówię?
- Nie mam pojęcia.
- Hmmm, w takim razie być może tracę nasz wspólny czas. Czy w takim razie mogłaby pani skierować mnie do pani manager? Sądzę, że ona mogłaby mieć większe pojęcie o tym co mnie interesuje - Krzeszewski zawiesił głos - Może pani mnie zaanonsować? Gwarantuję, że sprawa jest wyjątkowo ciekawa.
- Zapewniam pana, że wiele osób chce przedstawić równie ciekawe sprawy - usiadła za biurkiem i oparła łokcie na blacie.
- Cóż, chodzi mi o pana Enzo, właściciela klubu. Mam informacje, które mogą przesądzić o jego - Rafał zawiesił głos szukając odpowiedniego określenia - zdrowiu - dokończył wreszcie - Nie ukrywam, że najchętniej porozmawiałbym właśnie z nim. Ale pani manager też wchodzi w grę. Pani nie znam. Przepraszam, jak się pani nazywa? Ja jestem Rafael Krzeszewski.
- Pani manager też pan nie zna - odparła przekrzywiając głowę - Jestem Vicki. Jeśli ma pan jakieś informację, to proszę je przekazać. Z panem Enzo na pewno się pan nie zobaczy, powiedzmy że ze względów zdrowotnych, jak to pan ujął.
- Rozumiem, panno Vicky. W takim razie może zacznę od początku - mężczyzna poprawił się na krześle - Jestem z zawodu dziennikarzem, z dużej ogólnopolskiej gazety. Przyjechałem do Hongkongu kilkanaście godzin temu w sprawie dziennikarskiego śledztwa. Mój znajomy powiadomił mnie o zuchwałym porwaniu kilku samolotów z pokładu amerykańskiego lotniskowca. Reszta szczegółów jest nieistotna. Ważne jest, że prowadząc śledztwo natknąłem się na informacje o ludziach grożących śmiercią właścicielowi prywatnego klubu. Tegoż. Panu Enzo. Ponieważ chwilowo jestem w trakcie oczekiwania na kolejne informacje w sprawie, w której tu przyjechałem postanowiłem, w międzyczasie, zostać bohaterem i okryć się nieśmiertelną sławą - przerwał na chwilę - Mam info dla pana Enzo. Oczywiście wszystko opiszę w naszej gazecie. Ale to oczywiste. Czy mogę liczyć na to, że będziemy współpracować?
- Więc proszę przekazać te informacje mnie. - odparła z uśmiechem - Co do opisania tych rzeczy w gazecie to odradzam. Dostał się pan tu, więc wie pan jakie to środowisko. Ceni prywatność i potrafi przedsięwziąć drastyczne kroki by ową prywatność utrzymać.
- Cóż - Rafa udał, że się zastanawia - Pomyślimy - podrapał się po brodzie - Chiny to taki ciekawy kraj. Smoki i w ogóle. Najbardziej fascynujące są czarne smoki, zgodzi się pani? Odpowiadają, bodajże, za królestwo podziemne. Pani jest chinką, prawda? Może mi pani opowiedzieć więcej o tutejszych smokach?
- Przepraszam, że marnuję pani cenny czas - dodał po chwili - ale naprawdę mnie to ciekawi.
- Smoki są częścią kultury Chin. Proszę poczytać w bibliotece. To bezpieczniejsze.
- Nie wszystkie informacje można znaleźć w bibliotece. Na przykład tutejsze, że tak powiem, związki zawodowe. Słyszała pani o Lin Kuei?
- Zaraz pan oznajmi, że reprezentuje Lin Kuei.
- Nie. Ja tylko o nich słyszałem. Jestem dziennikarzem nikim więcej, nikim mniej. A reprezentuję tych, którzy wygrali ostatni turniej Mortal Kombat - zamyślił się na chwilę wybijając na biurku rytm palcami - W Chinach można spotkać się z wieloma mistrzami sztuk walki, prawda? Zna pani to określenie? Mortal Kombat? - po raz pierwszy Rafa ostrożnie wysłał telepatyczną sondę delikatnie sondując myśli Vicky.
- A kim są ci których pan reprezentuje?
Sonda wykryła, że temat nie jest jej obcy.
- Tak jak mówiłem. Ale mistrzów sztuk walki można spotkać nie tylko w Chinach. W słynnym klasztorze Shaolin. To popularny sport, także dajmy na to w USA. Ale nie tylko - dodał po chwili - Ja sam jestem pasjonatem sztuk walki Często wyjeżdżam w poszukiwaniu nowych mistrzów. Jednym z nich jest, bodajże, słynny Liu Kang. Na pewno zna pani to nazwisko.
- To nie ma znaczenia czy znam. - odparła - Rozumiem, że to właśnie oni chcą zaszkodzić panu Enzo?
Rafa przygładził wąsy.
-Wprost przeciwnie.
- Słowa, nic tylko słowa - uśmiechnęła się słodko.
- Zdaje się, że popadłem w nałóg słów - Rafa zrewanżował się uśmiechem - Ale chyba zabrałem pani za dużo czasu. Proszę z łaski swojej przekazać szefostwu, że wpadłem z wizytą i mówiłem...no...to co mówiłem. A gdyby ktoś chciał ze mną rozmawiać to opuszczę klub dopiero rano więc można mnie łatwo znaleźć - Rafa wstał - Dziękuję za rozmowę, panno Vicky. Miłej nocy.
To powiedziawszy Rafa wyszedł z powrotem do wspólnej części klubu. Przez chwilę bawił się myślą, że kobieta, którą zostawił za sobą, strzeli mu z magnum w plecy.
Dopóki nie wyszedł do wspólnej hałaśliwej i barwnej części klubu. Przywitał go głos dj-a, który dla szpanu zarzucił slangiem i puścił Kraftwerk.
Z dwojga złego lepsze byłoby magnum...
Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 01-02-2018 o 13:52.
|