Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2018, 15:14   #157
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rozbrykanie tutejszego kucyka młodej Oldbuckównie udzielało się powoli. Najsampierw ulokowała się bez słowa na ławie i podkuliwszy nogi pod brodę sączyła powoli pintę z trzymanego między kolanami kufelka łypiąc na Dużych Ludzi nieprzychylnie. Z czasem jednak stópki Hildegardy zaczęły poddawać się brzdękającej radośnie muzyczce i przebierać co jakiś czas w jej rytm. Spojrzenie jej spogodniało nieco i nawet z niejakim zainteresowaniem spojrzała na talerz, na którym stygła strawa. Nawet uśmiechnęła się kilka razy, choć uśmiech ten skierowany był do jej kuzynki od strony brata dziadka. Pansy Oldbuck wyszła za Carla Smallburow już będzie dziesięć wiosen temu. Ale nie układało im się za dobrze. Pan Smallburrow wyobrażał sobie lepszą partię dla syna od Oldbuckówny i nie chciał go widzieć. Tak też ulokowali się w jednym z pokoi w smajalu Oldbucków. A, że dwójki dzieciaków się już dorobili, a Nob i Bob rośli jak na drożdżach to i ciasnota doskwierała rodzinie. Gdy Hilly wróciła do domu i przywitała się zkuzynka, od razu przypomniałą sobie słowa Bramunda Butterburra. A że z Pansy kucharka była zawołaną, a Carl świetnie radził sobie z kucykami, rodzina z początkiem wiosny sprowadziła się do Bree. I chyba nie żałowała, bo Pansy choć zabiegana po całym Rozbrykanym Kucyku, odnalazła się tu błyskawicznie. Tak jak i jej jako ten kucyk brykający po izbie synowie.
W końcu Hilly nie wytrzymała i zeskoczywszy z ławy ruszyła na środek izby ucapiając za rękaw jakiegoś słomianowłosego młodziana Dużych Ludzi i wyciągnęła go na deski ku uciesze jego kompanów. Rozpląsane nogi same puściły się w skoczny tan i młodzik miał do wyboru albo uciec albo podjąć wyzwanie. Zachęcany pokrzykami kolegów zdecydował się na to drugie co w mig podchwycili grajkowie przyśpieszając rytm i rozwiewając na chwil kilka temat śmierci Timeasa Heathertona. I tego właśnie Hilly potrzebowała. Skakała i kręciłą się w kółko tak długo, aż w końcu całkiem opadła z sił i ciężko dysząc w końcu uśmiechnęła się. Tym razem niewymuszenie. I z prawdziwym zadowoleniem. Słomianowłosy też ciężko dyszał, ale tempa dotrzymał jej do końca. Skinęła mu głową w podzięce i nadal posapując wróciła na swoją ławę sączyć pintę. Tu tymczasem ktoś się do ich stołu dosiadł. Kruczoczarny krasnolud gawędził właśnie żywo z Thyrim, którego jak Hilly pamiętała, tak wylewnego nie widziała od dnia gdy po raz pierwszy bawił w smajalu Oldbucków i dopadła go uzbrojona w słodkie pączki, pieczone jabłka i trufle cioci Filomeny, chmara ciekawskich wyrostków domagając się opowieści o królach, górach i skarbach. Skąd wiedziały, że mistrz takie opowieści zna i czym go nęcić, nie było wiadome. Ale Hilly przy każdej opowieści była obecna. Teraz zresztą Thyri też opowiadał i akurat o niej co skwitowała kolejnym niewymuszonym już dziś uśmiechem. Uśmiechem który zaraz zlazł z jej ust gdy kruczoczarny oznajmił, że jej największego wyczynu sobie nie wyobraża. Nim jednak fuknęła, że w istocie tak było, do karczmy wpadła na dwóch trzęsących się nogach, wystraszona wieść o duchu.

Oczywiście w duchy Hilly już od pewnego czasu wierzyła toteż zaintrygowana zabrała kufelek i ruszyła za tłumem zobaczyć co też za zjawa wystraszyła młodziana i w razie potrzeby pomóc nieszczęsnej. Na miejscu jednak zjawy nijakiej nie obaczyli. Nagrobek stał jak stał i tylko ćmy i komary zlatujące się do lamp były tu jedynymi unoszącymi się w powietrzu stworami. Tak łatwo jednak Hilly wiary nie traciła. Przycupnęła przed nagrobkiem i wyciągnęła fajkę i woreczek ze starym Toby’m. Piosenki która by ducha Timeasa mogła przyzwać, nie znała toteż sięgnęła po środek uniwersalny. Któregoż rozumnego stworzenia nie przywabiłby wszak zapach fajkowego ziela. Jak gdyby nigdy nic więc zaczęła pykać dymne kółka, a tłum począł topnieć. Gdzieś mignęła jej Lorelei z ogonkiem nieustannie nią zafascynowanych Dużych Ludzi, którym nijak nie przeszkadzało to, że trzymała w dłoniach jakąś starą łopatę. Gdzieś indziej kruczowłosy myszkujący pomiędzy nagrobkami. W końcu cybuch opustoszał, a zjawy jak nie było tak nie było. Natomiast na cmentarzu nadal był kruczowłosy, elfka i kilkoro jej obrońców. Jej, czyli oczywiście elfki. Bo przecież nie Hilly.
Obrzuciła zawiedzionym wzrokiem mogiłkę i zmarszczyła brwi. Ziemia była wilgotna od nocnej rosy. Ale nie w każdym miejscu równomiernie. Wyglądało to trochę jakby… ktoś dwa razy grób zakopywał... Łopata?
- Och by cię w trolli zadek kopany gamoniu ty jeden niewdzięczny! - gdy garstka pozostałych obejrzała się na nią zdziwiona, popędziła do Lorelei, zgarnęła od niej łopatę i rzuciwszy sakramentalne - Rozkopał grób! -
popędziła do Rozbrykanego Kucyka.

Wpadłszy do środka, podbiegła do Thomasa podsuwając mu łychę łopaty pod nos.
- Poznajesz? - warknęła rozeźlona - Duch ci się pojawił?! A nie zapomniałeś rzec wcześniej, żeś grób rozkopał?! To i się duch pojawił! I pojawiać się będzie póki nie oddasz wujowi coś mu zabrał!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 01-02-2018 o 15:19.
Marrrt jest offline