John
Zaczęła się najnudniejsza część pracy agenta. Czekanie. Co prawda otoczenie dawało jakąś pociechę, tylu nowych, dla siebie, rzeczy dawno nie widział.
Aż w końcu usłyszał damski głos zza ramienia:
-
Proszę ze mną - mało się nie wzdrygnął, bo zupełnie nie był świadomy, że podeszła. Była mała, nawet w szpilkach sięgała ledwie do ramienia. Ubrana była w obcisłą koszulkę i króciutką spódniczkę. Jak na to miejsce był to wygląd zgoła purytański
Dla podniesienia wagi jej słów służył barczysty ochroniarz w służbowym uniformie stojący tuż, a nią. Wyraz twarzy miał równie służbowy jak strój. Choć oczy patrzyły czujnie.
John odruchowo prześlizgnął spojrzeniem po jego dłoniach. Waga zaproszenia wzrosła. Ochroniarz trzymał w opuszczonej wzdłuż ciała ręce pistolet.
Zapewne na osłodę przysłali dziewczyne by gadała, bo ochroniarzowi już za sam wygląd chciało się przylać.
- Nie bądź teraz nieśmiały. Chodź - dziewczyna przechyliła głowę z miłym uśmiechem.
Raf
Ledwo zrobił kilka kroków, gdy wytatuowane ramię otoczyło jego szyję. Z drugiej strony też wyczuł kogoś.
- Rafael! Czas się odwdzięczyć.
Trzeci wytatuowany chińczyk znalazł się z przodu.
- Pij! Tung wygooglował, że wy Polacy umiecie porządnie pić. Masz - wcisnął mu w rękę flaszkę. Rzut oka na cyrylicę na etykiecie przekonał Rafa, że ciut się rozminęli z geografią. Ale nie dużo. No i trunek na pewno miał moc. Co do smaku to trudno powiedzieć, ale przy tej mocy był to nieistotny detal.