Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2018, 13:05   #139
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Głos… był znajomy. Facjata zdecydowanie warta zapamiętana. Billy odetchnął z ulgą, że facet z celi Tyrese’a nie okazał się członkiem jego gangu. Bo inaczej byłoby ciężko.
Uśmiechnął się więc i rzekł żartobliwie.
- Jasne… Powiemy. Tylko jak w ogóle masz na imię. Bo wiesz, prawnicy lubią imiona i nazwiska równie mocno jak skubać swych klientów z kasy.
Olbrzym zaśmiał się krótko.
- Mat “Kosa” Burton - podał im po kolei dłoń, wielką jak szufla łopaty i równie ciężką, być może mechaniczną. - Tylko dla prawnika opuśćcie ksywę, co nie? Adresu nie podam, ale jak stąd wyjdę, kopsnę wam numer holo na profil kapeli. Albo do Rosie. Lubię Rosie, szkoda że już nie tańczy. Wiem, że ona was lubi, więc też was lubię. Ale nie chciałbym, żeby przez was wpakowała się w kłopoty, albo żeby coś jej się stało, ok? - najwyraźniej naczelna fanka Mass Æffect miała własnego fana, i to rozmiaru dwóch zwykłych.
Wystarczyło jedno krzywe spojrzenie giganta, by mijający ich Tyrese, wędrujący w kółku aresztantów wokół spieczonego słońcem dziedzińca, nagle przestał się gibać i przycichł.
- Nie zamierzam jej wciągać w swoje kłopoty. - wzruszył ramionami Billy. - Ani nikogo innego, ale… Rosie jest dużą dziewczynką, która podejmuje dorosłe decyzje. Pewnie już słyszałeś o tym całym zamieszaniu z Melomanem cytującym nasz kawałek, co?
- Ta - mruknął ponuro Burton. - Jacyś twoi dawni kumple twierdzili w holowizji, że to ty, ale nie wyglądasz mi na mordercę. - zmrużył oczy wpatrując się w Rebel Yella. - Nie znam się na muzyce, ale nie powinno się zabijać muzyków. Nikogo nie powinno się zabijać w ten sposób. Śmierć powinna być czysta i szybka.
- Problem polega na tym, że… Meloman chciał w ten sposób rzec, że kolejny cel będzie powiązany z nami. A Rosie jest powiązana. Więc jak byś zorganizował jej całodobową ochronę… byłoby miło. A jeszcze lepiej jakby w końcu ktoś Melomana przykładnie wypatroszył. Drań… Ostatnim zabójstwem uderzył we mnie osobiście. I bynajmniej nie chodzi o limeryki na ciele ofiary. - rzekł spokojnie Rebel Yell, choć widać było po zaciskających się pięściach, że gotuje się z gniewu.
- Mhm - olbrzym zmarszczył czoło i znów mruknął, patrząc na mur dziedzińca. - Chyba będę musiał wyjść stąd szybciej niż mi proponują.
JJ uścisnął wielka łapę Mata, po czym sam się przedstawił. Dalszą rozmowę prowadzili Billy z nowo poznanym, także saksofoniście nie pozostało nic innego jak wpatrywać się to w niebo to w Tyrese’a. Gdy konwersacja dwóch wyżej wymienionych dobiegła końca, zwrócił się w końcu w kierunku Kosy i rzekł.
- Widzisz tego czarnucha? - Nie czekając na odpowiedź, kontynuował. - Myślisz, że mógłby mu się przytrafić jakiś tragiczny wypadek w tej ciupie? Ja ze swojej strony mogę obiecać pełne zaangażowanie w ochronę Rosie do czasu twojego zwolnienia. Znam ludzi, którzy mogą nam w tym pomóc, ale niestety nie mogą mi, przynajmniej na obecną chwilę, pomoc z tym gibającym się szympansem. - Z dnia na dzień JJ stawał się innym człowiekiem. Z małomównego, acz wesołego chłopaka, wyłaniał się obraz mężczyzny bez skrupułów.
Burton przekrzywił lekko kwadratową szczękę, odprowadzając spojrzeniem małych przymrużonych oczu czarnego gangstera. Następnie przeniósł wzrok na saksofonistę, mierząc go nim od stóp do głów.
- Tu nie - powiedział. - Za dużo kamer i oczu. Ale za murami może go spotkać bardzo dużo wypadków. Zastanów się jeszcze raz o co prosisz, kolo. A jeśli dalej będziesz tego chciał to… - olbrzym zamyślił się na chwilę - zwykła stawka za takiego jak on to dziesięć kafli. Ale jak do jutra rana załatwisz mi czwórkę, bo tyle brakuje mi do kaucji, to jesteśmy zgadani. Puszczę ci numer konta. Tylko nie wpisuj nic durnego w tytule przelewu, jeden typ tak kiedyś zrobił i były problemy.
Nim JJ zdążył odpowiedzieć, rozbrzmiał gwizdek strażnika, który następnie oznajmił:
- Koniec spaceru, szczury! Do swoich nor!
Drugi strażnik wyłonił się zza otwartych drzwi, stanął obok nich i wskazał im taserem drogę do powrotną do zatęchłego wnętrza aresztu.
- Ja do tego ręki nie przyłożę. Ani kasy. Obecnie zresztą nie mamy jej w nadmiarze. - Billy skrytykował pomysł JJa, wyraźnie niechętny planom zemsty szykowanej na zimno.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline