Wątek: Posiadłość
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2018, 22:55   #52
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Wbijam wzrok w leżące na zimnej posadzce ciało. Mój narzeczony. Mężczyzna, który był gotów poświęcić się – nawet to uczynił - żeby mnie ochronić . Pamiętam jego głos z nagrania w komórce. Muszę.. musze sprawdzić.
Odganiam Jenny niecierpliwym ruchem
- Zostaw! Wykrwawi się jeśli to wyciągniesz!
i przyciskam rękę do tętnicy szyjnej mężczyzny, choć wiem, że to nie ma sensu. A może ma? Jeśli nawet żyje, to nie przeprowadzę tutaj operacji… Przesuwam palce dalej, muskając zarys szczęki. Widzę niewielką, starą bliznę u dołu brody.

- Dodaje mi męskości – niebieskie oczy śmieją się . – Mogę bajerować laski, że to po bójce na noże. Wiesz, jak podnosi moje notowanie towarzyskie?
Robię obrażoną minę i stukam go w ramie. Leżymy nadzy na pomoście.
- Znam dobrego chirurga plastycznego. Usunie ci ja, bo teraz nie pozwalam ci na bajerowanie żadnych lasek.
- Nie pozwalasz?
– uniosi się na łokciu i pochyla nade mną. Krople wody z jego włosów kapią mi na twarz – No, a jeśli cię nie posłucham, to co się stanie? - pyta, nachylając jeszcze niżej.


Nie miało to żadnego sensu. W głębi serca wiedziałam o tym. Ile czasu minęło odkąd on tu leżał? Ile godzin poświęciłam na przeszukiwanie tego piekielnego miejsca? Zbyt dużo. Był od dawna martwy. Był zimny. Miałam jednak nadzieję, że śmierć przyszła szybko i była mało bolesna.

Henry. Łzy płyną mi z oczu, nie mogę ich powstrzymać. Henry.

Jenny zaś przygląda się mi w milczeniu . Waży w dłoni włócznię, rozmyślając. Nie zwracałam na to uwagi. Pogrążyłam się w żalu, zamknęłam w bólu jak w kokonie. Doszło do mnie co straciłam.
Twarz Jenny zmienia się. Co prawda rysy pozostałą te same, ale spojrzenie i mimika robią się coraz mniej ludzkie, coraz bardziej obce i zimne.
Nie zauważam tego od razu. Pogrążona w żalu nie jestem w stanie. Ale coś musiało nade mną czuwać. Coś co sprawiło, że załzawionym kątem oka dostrzegam gwałtowny ruch.
Odruchowo odsuwam się unikając przyszpilenia włócznią do podłogi.

Jenny… zaatakowała mnie! Uzbrojona we włócznię próbowała przebić nią moje ciało.
Jenny? Zrozumiałam, że to nie Jenny. Że nigdy nią nie była. Jenny zginęła. Pewnie w tym samym czasie co Henry. To nie była Jenny tylko Paziutek.
Opanował jej martwe ciało i mając tak wiele czasu poznał je na tyle, że mógł ją imitować. I to zrobił, by się do ciebie zbliżyć wyczekując okazję na atak. I ta właśnie mu się natrafiła.

Ciało reaguje szybciej niż mózg. Rzucam się w stronę ‘Jenny’, z zamiarem zdobycia włóczni.

Chybiłam… ta się obróciła wokół osi i wbiła włócznię w mój bok, prosto między żebra celując w serce. Dobrze że miałam na sobie grube ubrania, które założyłam by chronić swe ciało przed deszczem i chłodem. W innym przypadku… byłabym martwa. Włócznia wbiła się w mój bok. Poczułam ból i ciepły płyn spływający po skórze. Moją krew.

Paziutek w ciele Jenny nawet się nie uśmiechnął, nawet nie zdziwił. Patrzył na mnie jak na niższą istotę, jak na robaka którego musi rozdeptać w drodze do celu. Bo tym dla niego byłam.

Zrozumiałam też, że rzucanie się z gołymi rękami na Paziutka nie ma sensu. Włócznia nie była dla niego kawałkiem drewna ze szpiczastą końcówką. Była bronią którą znał i którą umiał używać z zabójczą skutecznością.
Nie jest dobrze. Adrenalina hamuje na razie odczuwanie bólu, ale wiem, że za niedługo się to skończy. Nie mam też wątpliwości że Paziutek – w przeciwieństwie do mnie – przeszedł szkolenie w posługiwaniu się włócznią. Mogę się tylko bronić albo uciekać. Obie opcje dają mi równie małe szanse na przeżycie, niestety. Uświadamiam sobie, że muszę być w szoku, skoro zamiast się załamać rozważam opcje walki.

Rozglądam się, szukając czegoś, co może mi pomóc. Na kredensie pod ścianą widzę dużą, srebrna patera na której stoi zapewne oryginalna (i droga jak cholera) chińska porcelana z osiemnastego wieku. Jednym szarpnięciem wyciągam paterę – może uda mi się jej użyć jako tarczy, Jednocześnie szukam czegoś, gdzie mogłabym się schować.
Widzę drzwi za sobą… duże i prowadzące do czegoś co wygląda galerię obrazów. Widzę schody prowadzące na piętro i drzwi, po obu stronach.
Jestem twarzą do drzwi prowadzących na zewnątrz. Tych, którymi myśmy weszły, ale teraz Paziutek utrudnia mi do nich dostęp. Te drzwi, obecnie na prawo wydają mi się najlepszym wyborem. Z prostego wyboru… mogłabym je zablokować za sobą za pomocą łyżki do opon, używając jej niczym zasuwy.

Zaczynam panikować a to nie pomaga mi w podejmowaniu decyzji.
Rzucam się w stronę najbliższych drzwi, może uda mi się tam dostać i je zablokować… ale sytuacja zaczyna się robić beznadziejna. Nie czuję już bólu zranionego boku, tyko wszechogarniające znużenie i rezygnację.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline