Lucyna poczuła, że jest restutyuawana, resTYTUŁowana, resuscytacjonowana, eh zrespiona po prostu. Jak Mob w krainie dreszczowców. Została w magiczny i mega kolorowy oraz wonny sposób zresPIONA, do życia. OOO. Super znów żyje, aż z tej wielkiej radości rzygła se pod nowiutkie butki marki dolce i giebbana. W sumie to nachylając się zauważyła, że coś się na jej głowie dynda.
-
A liki pompon dał! - powiedziała do siebie i przez trzy minuty oraz pięćdziesiąt osiem sekund bawiła się pomponem, podśpiewując sobie. Fajna zabawka dla koteczków i nieogarniętych dziewcząt jak Lucyna V2. Pompon miał w sobie grzechotkę, taka nieźle wkurzająca rzecz, która jedyne co robi to wkurza.
-
Dobra zabawa się skończyła - powiedziała Lucy. Nagle Kuropatew chwycił ją za dłoń. Pomocną dłoń. Ledwo się zrespiła i już ją maca. Zbok jeden. Żadnego pożytku z tego elfa. Jak grom z jasnego sufitu zjawił się jakiś rympał pospolity imieniem Zbysio-Pysio. Znowu jakiś mag super jesteśmy extra ekipą od zadań uber-specjalnych. Na dodatek jakaś konwalia sepleniła po hiszpańsku.
-
Ciebie też również widzieć, Partridge’u kochany - powiedziała do elf i dodała.
-
Jam Lucyna. Lub Lucy wszystko jedno - powiedziała na powitanie się nowego kompana do towarzystwa (nie)ubezpieczeniowego. Jakiś Dowbor von Naturliś czy inny Dumgarowicz mówił coś o wydostaniu się z tej kwatery krasnoludków za oferowaną pomoc, a i o artefakty bedo do wybrania przez nas czyli odział do sadań pecjalnych, w skrócie OSP.
-
Dobchra kamraty ja siem sgadzam. Na pomos wam w czymś czego nie potrawicie sami rozwiązać. Małe kamraty. Recha w chóre kto idzie ze mną? Ciebie nie pytam, bo wiadomo, że się zgadzasz - zapytała i powiedziała (do Kuropatwy) dziewczyna zebranych tu obateli.
Głodna jestem - pomyślała.