Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2018, 19:28   #141
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację


- Dwóch aresztowanych wczoraj członków zespołu rockowego Mass Æffect zostało dzisiaj zwolnionych z aresztu. Ani sąd ani prokuratura hrabstwa San Francisco nie zgodziły się ujawnić szczegółów postępowania. Troje innych muzyków wciąż poszukiwanych przez organy ścigania przebywa obecnie w supersquacie Alamo, gdzie dziś wieczorem mają zagrać koncert.

But there's a warnin' sign
on the road ahead
There's a lot of people sayin'
we'd be better off dead

- To tylko kolejny argument za likwidacją squatu w Alamo – oznajmił rzecznik ratusza. - Nie ma w tym mieście miejsca na azyl dla przestępców, skąd otwarcie wyśmiewają się z wymiaru sprawiedliwości. Nie ma w tym mieście miejsca dla stref bezprawia, do których policja nie ma wstępu.

Don't feel like Satan
but I am to them
So I try to forget it
any way I can

- Stref bezprawia jest w San Francisco pod dostatkiem – skomentował przewodniczący samorządu Alamo, Paul Gaultier. – Żeby wymienić tylko Noe Valley, Bayview, Twin Peaks czy większą część Sunset district, i nimi jakoś ratusz się nie przejmuje. Ze statystyki policyjnej wynika, że Alamo jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc w mieście. Nasza samoobrona od dawna współpracuje z lokalną policją, wydając jej przestępców dopuszczających się aktów przemocy a sprawców pomniejszych przestępstw i wykroczeń karamy we własnym zakresie. Nie widzimy jednak powodu, żeby wydawać władzom ofiary prowokacji i represji politycznych. Pamiętajcie jeszcze jedno: niemal nikt z pośród dwóch tysięcy siedmiuset mieszkańców Alamo nie trafił tu na własne życzenie. Ratusz proponuje nam w zamian pole namiotowe na pustkowiu za miastem. Ale Alamo to nie tylko dach nad głową, to darmowa przychodnia, szkoła, przedszkola… to setki miejsc pracy, dla ludzi, nie dla maszyn. To wspólnota. Taka jaką powinno być całe nasze miasto, stan i Ameryka.

We got a thousand points of light
For the homeless man
We got a kinder, gentler
Machine gun hand

- Wszystko wskazuje na to, że rady miast i hrabstw w całym Bay Area uchwalą jutro solidarnie zmniejszenie dziennego limitu słodkiej wody na osobę z obecnych dwudziestu do piętnastu litrów. Koszt dokupienia limitu ma pozostać na dotychczasowym poziomie dwóch eurodolarów za litr. Władze zapewniają, że dzięki wpływom z dokupywania wody przez zamożniejszych obywateli będzie możliwa budowa nowej odsalarni na platformie u wybrzeża Daly City. Przy odrobinie szczęścia te wyrzeczenia dla wspólnego dobra pozwolą nam dotrwać do końca suszy.

Keep on rockin' in the free world!



Wszystko da się zastąpić.
Prawdziwe jedzenie da się zastąpić systetycznym, produkowanym w gigantycznych kompleksach fabrycznych pod Sacramento i we Fremont po drugiej stronie zatoki.
Prawdziwe domy można zastąpić wirtualnymi, w Netropolis, stolicy Sieci, tym podkoloryzowanym odbiciu rzeczywistości, albo jednym z nieskończenie wielu innych dostępnych światów. Do podłączenia się wystarczy byle klitka albo nawet łóżko w hotelu kapsułowym. Prąd jest tani a dostęp do sieci darmowy.
Wszystko da się zastąpić.
Oprócz wody.

Po dwóch miesiącach upałów miasto jest na skraju wrzenia, jak garnek z gotującą się zupą, która zaraz wykipi. Mass Æffect znaleźli się zaś w samym środku tego kipiącego garnka. Lud zawsze domagał się dwóch rzeczy: chleba i igrzysk, a oni nie wiedzieć kiedy stali się głównymi bohaterami letnich igrzysk w Bay Area. Wideo, na którym Liz Delayne w bikini nokautuje ciosem w nos dziewczynę na plaży, miało już sto tysięcy wyświetleń, podobnie jak to ze świecącą cyckami Anastazją i filmik z Chrisem skaczącym z dachu na pakę ciężarówki oraz wczorajsze oświadczenie zespołu. „Holophone Love” przebiło właśnie milion odsłon.
Rosnącą popularność zyskiwało też całkiem profesjonalnie zmontowane nagranie z koncertu w Niewidzialnym Klubie, bonus od Niewidzialnego Człowieka.

Pod wszystkimi filmami, artykułami oraz na fanpejdżu rozpętały się gwałtowne gównoburze. Fani zespołu wymieniali argumenty i wiązanki z hejterami, produkowali się niestrudzenie wszyscy samozwańczy eksperci od muzyki, praworządności, lajfstajlu i polityki. Nie brakowało oczywiście uwag na temat dup i cycków żeńskiej części zespołu i komentarzy typu „ruchałbym!”. Bardzej ortodoksyjni fani krytykowali z kolei mieszanie się zespołu w politykę. Kolejni, coraz bardziej wpływowi vlogerzy nagrywali odcinki poświęcone sytuacji zespołu, Melomanowi i Alamo.
Było na to określenie.
Mass Æffect stali się „viral”.
Steve Silver rzekłby może, że nie ważne jak mówią, byleby mówili. I w jednym aspekcie miałby rację. Bowiem sława całkiem bezpośrednio przekładała się na pieniądze.


Cytat:
From: store@spotify.org
To: Mass_Æffect@spotclient.com
Topic: Daily sales report for July 23rd 2050

„On The Edge” full album downloads: 6892
Single track downloads:
Diversity Æffect: 202
Libido: 578
Rebel Cry: 3461
Holophone Love: 11420
Loss: 165
Matris Cruentum: 197
The City Lights: 284
Killing Lips: 359
Replace me with an android: 226
Eltar Ago: 211

Total income: 21648 E$
Był to zysk tylko za wczorajszy dzień.
Ze sklepem rozliczali się w systemie tygodniowym, więc jutro na ich konta miało wpłynąć, po odjęciu podatku, po kilka tysięcy eurodolarów.
Do tego dojdą wpływy z reklam na YT i VRradio oraz tantiemy, bo stacje radiowe puszczały „Holophone Love” na okrągło, coraz częściej sięgając też po inne utwory. Holowizje z kolei upodobały sobie ilustrowanie informacji o Alamo fragmentami „Rebel Cry”. Czy był to trwały trend miało się dopiero okazać. W ciągu doby zostali celebrytami, po części dzięki własnym działaniom, po części dziełem przypadku. Wiele zależało od tego czy staną się teraz medialnym serialem czy jednorazową pożywką dla głodnej sensacji gawiedzi, która bardzo szybko się nudziła.
Ale wiele też wciąż zależało od muzyki.
Łatwo było w tym całym zamieszaniu zapomnieć, że to dzięki niej się tu znaleźli, na swoje szczęście lub nieszczęście. I tylko dzięki niej mieli szansę przekuć swoje pięć minut sławy w artystyczny sukces.
Na razie było jednak tu i teraz.

W Alamo.
Miejscu, w którym splatały się nici społecznego niepokoju i gdzie dojrzewały grona gniewu.
Miejscu, które jak wielki magnes przyciągało wszelkich wyrzutków i cyberpunków, z ich piercingiem i ciałami pełnymi metalowych części.
Miejscu, które miało jutro stać się polem bitwy między dwoma światami składającymi się na San Francisco, między dwoma obliczami Kalifornii, między korporacyjnymi wizjonerami Amerykańskiego Snu a tymi, którzy go nie śnili, cierpiącymi na nerwową bezsenność.

Howl dotarła do Alamo przed czternastą, w żałobnym stroju, prosto z pogrzebu Didi. Billy i JJ osobno, trzy godziny później.
Obawy Howl okazały się bezpodstawne.
Okolica nie przypominała strefy wojny, jeszcze nie. Z jednej strony przemysłowa, z drugiej mieszkalna, była może zaniedbana i brudna, a wiele sąsiednich budynków wciąż leżało w ruinach lub straszyło pustymi oknami. Ale poza tym wokół dawnego centrum handlowego toczyło się zwyczajne życie. Chodnikami chodzili piesi, sąsiednimi ulicami jeździły samochody, busy oraz wszechobecne elektryczne rowery i skutery, z biegiem lat coraz bardziej upodabniające San Franscisco do chaotycznych miast Azji. Na dużym, nieco zdewastowanym placu przed głównym wejściem do galerii grupka dzieciaków skakała na deskorolkach.
O zbliżającej się zadymie przypominały tylko barykady przed wejściem i kilka krążących wysoko po niebie dronów.


Paul Gaultier, przewodniczący samorządu Alamo, starszy facet z imponującym siwym irokezem, osobiście pokazał im scenę, mieszczącą się na owalnym tarasie nad głównym wejściem.
Był tu też Rasco, bez dziewczyny, za to ze sprzętem nagłaśniającym – nieoczekiwanym prezentem od Niedziwialnego Człowieka. Oświetleniowiec Siergiej, który jak się okazało mieszkał w Alamo, z pomocą kilku ludzi montował lampy.

Koncert miał rozpocząć się o 20, ale już dwie godziny wcześniej na placu przed galerią zaczęli gromadzić się ludzie, by degustować tanie trunki. Świeża (nie)sława Mass Æffect przyciągnęła sporo ciekawskich, tym bardziej, że koncert był darmowy a nagrania z Niewidzialnego Klubu pokazywały, że warto. Z całego Bay Area ściągali wszelkiej maści buntownicy, anarchiści i wytrwałe, stubarwne cyberpunki, nie przejmujące się tym, że ich stylówa wyszła z mody lata temu. Przybywali też różni społecznicy i aktywiści oraz zwykli, wkurwieni ludzie, niektórzy z transparentami już gotowymi na jutrzejszą demonstrację. Zjawili się też ludzie, których z całą pewnością jutro tu nie będzie. Zbuntowane, ale tylko na pokaz, łatwo rozpoznawalne bogate dzieciaki z korpostref. Dziś był przecież ostatni dzień gdy można było bezpiecznie zrobić sobie selfie pod Alamo.
Jednym słowem zapowiadała się niezła frekwencja.

Mass Æffect mieli zagrać na końcu, po 22, więc mieli jeszcze trochę czasu na krótką próbę. Na szczęście swój własny materiał po piątkowym koncercie mieli na bieżąco. Pozostał wybór ewentualnych coverów, czasu było akurat tyle, żeby opanować jako tako jeden, albo góra dwa niezbyt skomplikowane nowe kawałki. Sully z niewielką pomocą Rosalie prawie skończył montować holooprawę. Tatuażystka i tak nie narzekała na brak zajęć, pomagając przy ogarnianiu sceny. Wobec niedoboru technicznych, miała też pomagać przy samym koncercie. W międzyczasie zdążyła spakować do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, na wypadek gdyby jutro było trzeba szybko zwiewać. Miała już nawet dokąd.
„Hejka, ty dalej w Alamo? Zostajesz tam do końca? Jakby co, to wiesz, możesz się u mnie zabunkrować na jakiś czas.”
- napisał do niej Kirk.


O 18 wszyscy zgromadzili się w VIP-roomie, jak nazwali przydzielony im duży pokój w pomieszczeniach samorządu Alamo, na ostatnim poziomie galerii. Kiedyś mieściły się tu biura zarządu centrum handlowego a pamiątką po tych przedkryzysowych czasach były meble z prawdziwego drewna i skórzane kanapy. Do pokoju przylegała kanciapa, gdzie zgromadzone były instrumenty zespołu.

Przyszli tu również muzycy mający dziś supportować Mass Æffect.
Cyberpunkowcy z Kill The Man byli od nich trochę młodsi. Podobnie jak oni mieli na koncie jedną, samodzielnie wydaną płytę, pod tytułem „Corpotration Camp”. Ponieważ nie stać ich było na prawdziwe wszczepy, nosili ich atrapy, wraz z dużą ilością kolczyków i ćwieków. Trzej młodzi, zbuntowani chłopcy byli aktualnymi lokalnymi idolami zbuntowanych nastolatek. Grali jednak całkiem niezłą, ostrą i bezkompromisową muzę, techno-punka z klawiszami i automatem zamiast perkusji. Technicznie nie dorastali Mass Æffect do pięt, ale nadrabiali dzikim napierdalaniem. W ich tekstach średnio co trzecie słowo było przekleństwem.
Mieli też dość pretensjonalne ksywki.
Persistent Public Wanker grał na syntetyzatorze.
- Nie śliń się tak, Snatch. Chcesz, żebyśmy zaprosili koleżankę i nagrali kurwa album symfoniczny? – rzucił żartem do kumpla, posyłającego porozumiewawcze, dwuznaczne spojrzenia De Sade.
Arrogant Socially Condemned Atomic Pussy Snatcher, w skrócie Snatch, którego Anastazja i Liz już poznały, był gitarzystą w Kill The Man.
- Zapałałem nagłą miłością do muzyki klasycznej – odpowiedział, szczerząc zęby.
- Skończcie pierdolić – rzekł Riot Master, screamer, basista i ich natchniony lider. - Mówię wam – przechadzał się po pokoju z butelka taniego wina w ręku - tu będzie początek rewolucji. I to my ją kurwa zaczniemy. Prosto spod Alamo ruszymy na jebany ratusz! Aha, i jakby co, pierdolniemy dziś covery „Refuse/resist” Sepultury i „Anarchy in the US” Led Junkies. W ogóle to zaszczyt grać z wami, byliśmy w piątek w Niewidzialnym i to był kurwa odlot.

Ghostyler Schizo był gościem z zupełnie innej bajki. Krótko ostrzyżony facet po trzydziestce, ubrany w długi czarny płaszcz, uprawiał trip-hop z naciskiem na trip. Freestylował w duecie ze swoim duchem imieniem Hyde, specjalnie zaprogramowaną przez siebie muzyczną AI. Schizo programował kiedyś dla Google aż stworzył AI, która zajęła jego stanowisko. Wkurwił się i odszedł z korpo z hukiem, podobnie jak Chris. O ile jednak Sully tylko zdemolował biuro to Schizo zhakował systemy firmy, powodując straty wyliczone na kilka milionów. Spędził trochę czasu w więzieniach i wciąż wisieli nad nim korporacyjni prawnicy, oskubujący go z każdego legalnego zysku. Mimo trzech płyt na koncie utrzymywał się tylko z występów na żywo oraz czarnorynkowych zleceń informatycznych, będąc postacią znaną lokalnym fixerom, o czym Janis wspomniała dziś Billy’emu w Azylu.
Był przy tym całkiem znanym i uznanym artystą, najbardziej znanym z tu zgromadzonych. Mimo to nie miał problemu z tym, że to Mass Æffect obiecano rolę gwiazd wieczoru. Stwierdził ze wzruszeniem ramion, że koncert będzie ciekawszy jeśli przemiesza się style.

- Ja nie gram coverów – rzekł spokojnym, niskim głosem. – Czasem wplatam zdania czy motywy ze znanych kawałków, ale to tyle. – Upił łyk wody, bo jak oznajmił już na wstępie był abstynentem. Oraz Realistą, przedstawicielem ruchu walczącego z uzależnieniem społeczeństwa od sieci i VR. – Powinno tu jutro przyjść sto tysięcy ludzi – dodał. – To byłoby w ich najlepszym interesie. Ale nie przyjdą, bo grają kurwa w gry. I chuj im w wyprane mózgi, musimy zagrać dla tych, którzy chcą jeszcze walczyć o rzeczywistość.

Holofon Chrisa właśnie zapikał i ten przeczytał wiadomość.
„Lokalizator Kaceya mówi, że twoi kumple są już bezpieczni w Alamo, więc czekamy na wiesz co.”
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 05-02-2018 o 20:59.
Bounty jest offline