Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2018, 19:54   #68
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Why does man kill? He kills for food. And not only food: Frequently there must be a beverage.

― Woody Allen, Without Feathers

Niecałe pięć minut później znaleźli się na schodach przeciwpożarowych, a po pokonaniu kilku kondygnacji trafili na parter. Mimo szybkości z jaką dotarli do celu, Celine czuł się tak, jakby brnął przez bagno. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi z powodu zamieszania, ale bariera między światami ducha i ciała była w tym kompleksie absurdalnie gęsta. Jawiła mu się jako trudniejsza do pokonania niż mury samego Genhinnom. Nawet myślenie o jej przestąpieniu krępowało mu ruchy, wywołując wolno rozrastające się w umyśle uczucie paniki. Na razie był w stanie utrzymać je w ryzach, ale jak długo? Jego dyskomfort był namacalny, toteż nic dziwnego, że starszy mężczyzna zwrócił nań uwagę.
- Ej, młody? Coś nie tak? Wyglądasz jakbyś zaraz miał puścić hafta i przemalować pół podłogi. Chcesz na moment przystanąć i złapać oddech? - chwycił żylastą ręką za klamkę drzwi prowadzących do głównego holu i sprawdził, czy są otwarte. Były.
- Tak. Coś nie tak. Ale musimy przez to przejść - tam, gdzie ciało słabło, wola była wciąż mocna. Inni nie wychodzili z Piekła o własnych siłach. Przykucnął, zwalczając torsje i pokusę porzucenia na jakiś czas tej ułomnej ziemskiej powłoki.
- Bułka z masłem, przynajmniej na razie. Tom Cruise może mi naskoczyć - skomentował stary, dyskretnie wyglądając zza uchylonego kawałka drewna i skanując otoczenie.
- Kt…- zsynchronizowanie wspomnień nie było jeszcze pełne, a nawet gdyby było, to czy takie detale byłyby jego pierwszym skojarzeniem. - Kim ty jesteś? - pytanie było tak nieprecyzyjne, jak tylko pozwalała na to chwila między czerpanymi haustami powietrza.

- A samo słowo “sojusznikiem” to koledze nie starczy? Biorąc pod uwagę szambo, co to w nim oboje po szyję jesteśmy? No nie mogę - wsunął głowę z powrotem, wybałuszył na Benona patrzałki, a potem udał, że się burmuszy. Jego twarz, wystarczająco już pomarszczona, wyglądała teraz jak śliwka, która spędziła na słońcu o jeden (ty)dzień za dużo. Nie mniej jednak, uchylił rąbka tajemnicy.
- Banitą, uciekinierem, hedonistą. Facetem lubiącym się dobrze bawić w piątkowy wieczór. Pełny życiorys puszczę Ci pocztą, jeśli z tego wyjdziemy. Mamy trzech cieci, jedną bramkę od wykrywania metalu i ten... no. Takie cholerstwo do prześwietlania paczek. Podobne do tych z lotniska - zdał szeptem raport Latynosowi. Nie odnotował za to dwóch istotnych rzeczy, które Navarro wychwycił prawie od razu - na tym poziomie nie wyła już żadna syrena alarmowa, a oczu nie raziło czerwone światło.

- Są uzbrojeni? Nerwowi? Co jest po drugiej stronie korytarza? - Benon korzystał z okazji żeby wziąć w karby swoje nowe ciało. Jeżeli za chwilę mieli wdać się w bijatykę, nie mógł słaniać się na nogach. Niepewny zarządanych szczegółów, zwiadowca łypnął za drzwi po raz drugi. Latynos miał trudne do przewalczenia przeczucie, że starzec lada chwila zbierze tygodniowe zapotrzebowanie ołowiu prosto między oczy. A on zostanie sam. Zupełnie sam. W jego umyśle sekundy wlokły się tak, jakby każda musiała najpierw przebrnąć przez bagno w pełnym rynsztunku, a potem wypełnić dwudziestostronicowy raport z praktyk polowych. Obyło się jednak bez tragedii. Podglądacz bezpiecznie skrył swoją łysinę. Nie padł żaden strzał i nikt nie zaczął wołać na alarm. Chłopak mógł spokojnie odetchnąć.
- W porównaniu z ekipą na dole są niegroźni. Pistolety na pestki i klawe czapeczki. Jeden molestuje telefon, drugi śpi z otwartą gębą. Zaślinił im całe biurko. Ten trzeci stara się robić dobrą minę do złej gry i poważnie wyglądać, chociaż nikt z szefostwa nie patrzy. Znasz ten typ - służbista, a do tego pewnie donosiciel. Szef wszystkich szefów, gościu, co to mu nadepnęliśmy na odcisk kilka pięter niżej, najwyraźniej uznał, że nie warto powiadamiać trójki wspaniałych pilnującej wyjścia na służbowy parking. Ha! Niezłe jaja - błysnął uśmiechem beztroskiego potępieńca. Jego białe zęby, podobnie jak prężna skóra pod rozerwaną koszulą, nie pasowały do piętna lat odciśniętego na reszcie osoby.

- Wyglądasz niemal jak miejscowy capo - podał staruszkowi kartę dostępu do zawieszenia na szyi. - A z tym to już w ogóle - wstrząsnął głową, starając się wrócić do pełni władz umysłowych po wsadzeniu makówki w kocioł umbralnej smoły. Nowy znajomy wydawał się ukontentowany opisem Latynosa, a akcesorium przyjął bez szemrania. Na klatce pożarowej brakowało lusterka. W innym wypadku pewnie stanąłby przed nim, coby się poprzeglądać.
- Ruszę jak tylko zasłonisz im widok na mnie, szast-prast i położymy ich pod biurka - to nowe ciało napawało upadłego dziwną pewnością siebie, jeżeli chodziło o bijatyki. Kostki pięści posiadały wyraźne zrogowacenia od załatwiania spraw w ten sposób.
- Ja zgarnę tego z komórką.
- Zacnie. A już myślałem, że wybierzemy tę nudną opcję i spróbujemy ich zbajerować.

Przyjmując - nieco przejaskrawiony - sposób bycia szefa wszystkich szefów, kapo przestąpił przez drzwi, ruszając pewnie w stronę metalowej zapory. Zainteresował się nim tylko jeden z pilnujących przeszkody pachołków - ten nadgorliwy. Pozostali dwaj mieli ważniejsze sprawy na głowie. Gdyby jednak zdawali sobie sprawę, że starzec, niczym nielegalny emigrant z porannej kreskówki, trzyma w skrzyżowanych za plecami dłoniach kawał żelastwa, pewnie szybko by się zreflektowali. Zakładając, że całe przedstawienie trwałoby jakieś dwie sekundy dłużej, zapewne zreflektował się też sam Benon, który nagle uświadomił sobie, że jego napomknięcia odnośnie bezkrwawego pokonania blokady spotkały się z klasycznym przykładem umyślnej głuchoty. Chcąc wylegitymować podchodzącego mężczyznę, służbista sięgnął po kołyszącą się plakietkę. Niestety, palce nie dotarły do plastikowego prostokąta. Powstrzymały je świst oraz chrzęst kości - dwa odgłosy towarzyszące oddzielaniu się przedramienia strażnika od reszty jego osoby. Ucięty fragment kończyny plasnął na podłogę pomiędzy legitymującym i legitymowanym. Zanim z ust tego pierwszego wydobył się krzyk, ten drugi wyprowadził ponowne cięcie. Było ono jednak mniej finezyjne od poprzedniego. Brakowało mu też siły, przez co ostrze, zamiast gładko wyjść drugą stroną, zatrzymało się w połowie krtani zaskoczonego mężczyzny. Słysząc towarzyszący obrazowi gardłowy bulgot, bawiący się telefonem strażnik uniósł wzrok. Pech chciał, że zobaczył tylko zbliżające się w błyskawicznym tempie kłykcie, które nawiązały przelotną - acz bliską - znajomość z jego nosem. Cios Benona był na tyle silny, że cisnął oponentem o ścianę, przysparzając kolejnego guza zdezorientowanej łepetynie. Uderzony zachwiał się na wpół ugiętych nogach. Zrobił niemrawy krok w przód. Potem drugi. Do trzeciego nie doszło, bo wyłożył się na lśniącej podłodze jak długi, tracąc przytomność. Klasyczne 1-Hit K.O.

- Sss-so... co się... już dwunasta? Obchód już? Dajcie... dajcie mi jeszcze... - trzeci z pilnujących wyjścia właśnie się obudził. Chociaż może bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że dopiero zaczynał wyrywać się obłapującemu go Orfeuszowi. Jak przecierający ślepia, karykaturalnie przerośnięty bobas z kilkudziesięciu kilową nadwagą. Nie ulegało jednak wątpliwości, że kiedy już upora się z tym przytłaczającym zadaniem, zacznie zawodzić w najlepsze. Oczywiście w tym wypadku na pomoc, a nie żeby podano mu kocyk i butelkę.
- Nie potrafią nawet zdechnąć jak należy, współczesne sukinkoty... - sojusznik Benona psioczył niewyraźnie, próbując wyswobodzić swoją broń z rozpłatanego karku przeciwnika. To dzięki temu małemu utrudnieniu śpioch nie dokonywał jeszcze żywota w kałuży własnej juchy tak, jak jego pokiereszowany współpracownik.


Morderstwo wywołało dwojaką reakcję wewnątrz Celine. Z jednej strony - tej przedwiecznej, tej które widziała wszystkie okrucieństwa ludzkości i jeszcze wiele, wiele, wcześniejszych - była to kolejna kropla wody w oceanie. Ale z drugiej, ludzkiej, nonszalancja starca podczas tego aktu krzyczała o tym, jak niewiele pamiętał z Wielkiego Planu, gdzie wszyscy byli ukształtowani tak, aby budziło to w nich odrazę.
- Może zwyczajnie nie chcą - warknął, doskakując do ostatniego ze strażników, aby kombinacją zaczynającą się od prawego sierpowego posłać go z powrotem - tym razem przymusowo - w objęcia Morfeusza. Działanie miało sporo wspólnego z ćwiczeniem na worku treningowym - z mięśniami karku zamiast podwieszenia i dodatkiem wywołujących mieszankę odrazy oraz politowania efektów dźwiękowych. Nos śpiocha zmienił się w rozgnieciony pomidor, a właściciel zmaltretowanego warzywa stracił przytomność jeszcze zanim zdążył się porządnie rozbudzić. Kalafa powróciła na blat. Opadła w kałużę własnej śliny, sprawiając, że płyn w końcu pokonał krawędź biurka i zaczął kapać na podłogę. Miał teraz lekko różowe zabarwienie. Benon nie tracił czasu. Rozebrał jednego z mężczyzn do samej bielizny i odłożył na bok jego mundur. Następnie upchnął znokautowany duet pod meblem tak, aby skryć jego obecność przed potencjalnymi gapiami z zewnątrz. Narzucił na siebie koszulę. Na głowie wylądowała “fifaśna” czapeczka. Pozostała w zasadzie tylko kwestia spodni. No i tego, że lewa strona ściany oraz część podłogi zostały przefarbowane na czerwono przez nadgorliwego malarza. Ten właśnie ocierał pozostałości posoki ze swojego narzędzia pracy, które nareszcie udało mu się oswobodzić. Ukontentowany, wraził broń za pasek spodni, co Latynosowi zdawało się nie być najroztropniejszą decyzją.
- Za mundurem panny sznurem - posłodził towarzyszowi broni - ale może po prostu powinniśmy zebrać stąd zady i spróbować sił w biegu na przełaj?
Sugestia ociekała ryzykiem, ale dawała większe szanse na przeżycie niż barykadowanie się w korytarzu wyjściowym. Ten, bądź co bądź, też już czymś ociekał, a wyjaśnienie komukolwiek natury improwizowanych prac renowacyjnych zapewne przekraczało nawet możliwości Celine. Nie wspominając nawet o tym, że biurko nie miało już wolnych wakatów. Ludzkie puzzle zmajstrowane przez starca uciekający musieliby ulokować gdzieś indziej, a żadne miejsce nie jawiło im się jako oczywisty wybór.
 
Highlander jest offline