Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2018, 12:16   #29
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Okoliczności, jakby to można było ująć, sprzyjały pogawędce. Ogień w kominku trzaskał wesoło, choć po prawdzie to nie było potrzeby się ogrzewać. Było dość ciepło. Lecz wszyscy mieli w pamięci wilgotne ubrania lepiące się do skóry, a także zimno jakie towarzyszyło im w drodze do Bree, więc nie mieli zamiaru narzekać.

Alatar zamówił herbatę z cytryną i otoczony hobbitami, niczym starzec dziatwą, zaczął snuć opowieść.
- Trzeba Wam wiedzieć moi drodzy, że krasnoludy to wielce starożytna rasa. Ich początku nikną w mrokach dziejów. Stworzył ich Aule, jeden z Valarów i byli oni pierwszymi rozumnymi istotami jakie powstały. Nie było wtedy bowiem ani elfów, ani ludzi, ani tym bardziej hobbitów. Stworzył on siedmiu ojców krasnoludów, od których wywodzą się wszystkie ich plemiona. Wy hobbici najczęściej spotykacie krasnoludy z Gór Błękitnych. Oni zaś najczęściej pochodzą z Plemienia Durina zwanego Długobrodymi, a część z mniej licznego Plemienia Ognistobrodych. Tak …

Czarodziej przerwał, by posłodzić miodem przyniesioną herbatę. Upił ostrożnie łyczek i zamruczał z zadowoleniem.
- Brakowało mi tego. Przed opuszczeniem Bree musimy kupić trochę. O czym to ja? A właśnie. Plemiona żyją niestety w rozproszeniu na skutek licznych wojen, o których może opowiem Wam bliżej przy innej okazji. Otóż kilka plemion wywędrowało daleko na wschód. Jednym z nich byli Żelaznoręcy. Mój przyjaciel na którego czekam pochodzi właśnie z tego plemienia. Nazywa się Gimbrin Smoczy Ząb, ale pod tą nazwą jest znany właściwie tylko współplemieńcom. Zwykle mówi się o nim Gimbrin syn Brokkiego. Ja zaś nazywam go Gimbrinem Spóźnialskim, albo Gimbrinem Powsinogą. To największy łazik jakiego znam. Założę się, że od wczoraj obszedł całe Bree ze trzy razy.

Alatar spojrzał w stronę drzwi, które właśnie skrzypnęły wpuszczając kogoś do środka.
- A wygląda właśnie tak. – czarodziej kiwną głową w stronę stojącego w drzwiach brązowowłosego krasnoluda ćmiącego fajkę i oglądającego jakiś pergamin.




Krasnolud podniósł wzrok i spojrzał na Alatara.
- No jesteś wreszcie. – powiedział Gimbrin niskim głosem. – Od wczoraj Cię wypatruję.
Alatar spojrzał na krasnoluda chłodno:
- Doprawdy? Moi drodzy, to jest właśnie Gimbrin.
Krasnolud podszedł do nich i z każdym się przywitał. Uważnie im się przypatrując i powtarzając „do usług”. Był zwykłego wzrostu krasnoludem, wyglądem także niczym szczególnym się nie wyróżniał. Gdyby go spotkali na ulicy pewnie nie zwróciliby na niego uwagi. Jedynie ciemne, błyszczące inteligencją oczy były niezwykłe, jednak przeważnie przysłaniały je krzaczaste brwi.

Gdy krótka prezentacja dobiegła końca zarówno Alatar, jak i Gimbrin poszli do pokoju czarodzieja, gdyż jak wyjaśnił krasnolud, miał poufne wiadomości z południa.

Po mniej więcej godzinie czarodziej poprosił hobbitów do pokoju. Wszyscy zdziwili się zmianie jaka zaszła w Alatarze. Czarodziej wyglądał jakby postarzał się o kilka lat. Zgarbił się, a jego wzrok przygasł.
- Niestety wieści jakie przywiózł mi Gimbrin nie są pomyślne. – zaczął czarodziej stłumionym głosem – Muszę natychmiast udać się do Gondoru. Co oznacza, że niestety nie będę mógł towarzyszyć Wam w wyprawie na północ.
Jednak nic straconego. Będzie z Wami Gimbrin. Jest wprowadzony we wszystko i kto wie może przyda Wam się bardziej niż ja. Masz zwierciadła? –
ostatnie pytanie skierował do krasnoluda.
- Mam i to cały tuzin na wszelki wypadek. Niczym się nie frasuj Alatarze. Wszystkiego dopilnuję.
Stwierdził ze spokojem Gimbrin.

Wieści były niespodziewane, oto Alatar ich opuszczał w ważnych dla siebie sprawach, a miał go zastąpić dopiero co poznany krasnolud. Ale czy mogli coś na to poradzić? Wieczór upłynął wszystkim na przygotowywaniu się do drogi i tuż przed świtem Gimbrin obudził ich ponaglając do wyjazdu, gdyż jak mówił szlak jest trudny, niebezpieczny i lepiej wyruszyć wcześniej, by przed zmrokiem dotrzeć jak najdalej. Umyli się w naprędce podgrzanej przez służbę wodzie i zjedli skromne, jak na standardy hobbickie śniadanie. Towarzyszył im przy posiłku Alatar, który zatroskany mało się odzywał.

Wyruszyli wkrótce po posiłku przez niemal bezludne, pogrążone we śnie Bree. Było cicho i chłodno, a delikatna mgła spowijała mijane zaułki, choć niebo było bezchmurne w swym błękicie. Zmitrężyli trochę przy bramie, bo musieli dobry kwadrans czekać, aż zaspany i niezadowolony oddźwierny otworzy im wrota.

Na rozstaju dróg pożegnali się serdecznie z Alatarem, który życzył im wszystkiego najlepszego i udzieliwszy mnóstwa dobrych rad zapewniał, że spotka się z nimi gdy wrócą do Shire na herbatce u Isengara.

Ich droga wiodła na północ zarośniętym traktem. Za Bree rozpoczynał się las Chetwood, który skrywał za swoimi pniami wioski tej krainy Archet, Combe i Staddle. Jak o tym poinformował ich Gimbrin, który jechał na czele na swoim tłustym kucu, którego pieszczotliwie nazywał Powolniakiem. Okolica jednak nie była całkiem bezludna i jeszcze na kilka mil od Bree można było spotykać hobbickie gospodarstwa, a w samym lesie żyli drwale, bartnicy i smolarze.

Gdy minęła prawie godzina od opuszczenia Bree Gimbrin nagle zatrzymał kuca i mrużąc oczy zaczął intensywnie wpatrywać się zarośla po prawej stronie ścieżki.
- Panno Mirt jeśli łaska, ma panienka młodsze oczy, cóż panienka widzi? Zdaje mi się bowiem, że tam ktoś leży.
Myrtle, a wraz z nią inni spojrzeli we wskazanym kierunku. W krzakach leżała jakaś niewielka postać. Gdy podjechali bliżej okazało się, iż jest to hobbit. Strasznie sponiewierany, jakby przedzierał się od dłuższego czasu przez leśną gęstwinę.

Mirt ostrożnie ułożyła głowę niziołka na swoich kolanach. Ktoś skoczył po manierkę z wodą, by skropić nieprzytomnemu twarz. Jednak Gimbrin nie zamierzał czekać i wymierzył niziołkowi dwa umiarkowanie mocne uderzenia w policzki. Pomogło. Hobbit z wolna odemknął powieki. Przełknął z trudem ślinę.
- Po … pomocy. Trolle … trolle porwały moją siostrę.

Gdy dostał wreszcie wodę do picia zaczął mówić składniej. Był bartnikiem i mieszkał wraz z siostrą w lesie. Nocą napadły ich trolle. Chyba trzy o ile Jon, bo tak miał na imię hobbit, mógł się zorientować. On uciekł, jednak napastnicy porwali jego siostrę, jak i jedyną krowę jaką mieli. Pomimo strachu jaki czuł Jon poszedł za nimi, aż do ich kryjówki w lesie. Nocą postanowił iść do Bree po pomoc, ale nie starczyło mu sił.
- Błagam pomóżcie mi to niedaleko, a liczy się każda chwila. Pewnie wpierw zjedzą krowę, ale potem .. potem …
Nie dokończył i zaniósł się szlochem.
 
Tom Atos jest offline