Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2018, 14:14   #2
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Nie wiedział kim jest, skąd pochodzi, jak się nazywa… Kompletna pustka w głowie i tylko te pytania, które nie dawały mu spokojnie spać, a gdy sen w końcu nadchodził, były pierwszymi myślami tuż po obudzeniu. Otwarcie rano oczu i natychmiastowe ukłucie w żołądku. Co się z nim do cholery dzieje?

Na początku rehabilitacji był w okropnym stanie, nie tylko fizycznym, ale głównie psychicznym. Natrętne myśli nie dawały mu spokoju. Może zakończyć to tu i teraz? Miał dość swojego obecnego życia, bo przecież nie pamiętał nic ze swojej przeszłości. Ledwo chodził, wydawało się, że boli go każda część ciała.

Zabij się…

Skończ to ty żałosny człowieczku…

Jesteś nikim!


Te przeklęty szepty cały czas nie dawały mu spokoju. Może powinien ich posłuchać. Nie miał chyba na tyle odwagi, żeby to wszystko skończyć. Zbyt bardzo pokochał użalanie się nad sobą, żeby tak po prostu to przerwać. Jakby chciał cierpieć, chciał siebie ukarać… Tylko nie wiedział za co…


***


Szpital, w którym przebywał wyglądał bardzo porządnie. Widać było, że był to jeden z lepszych tego typu ośrodków. Miał szczęście, że trafił akurat tutaj. Jakby trafił do jakiegoś podrzędnego szpitala, mógłby już nigdy nie chodzić. Ciężko to sobie wyobrazić, brak możliwości ruszenia choćby jednym palcem.

Rehabilitacja przebiega powoli, ale widać powoli światełko w tunelu. Najgorszy jest jednak utrudniony dostęp do papierosów. Oddałby wszystko, żeby sobie teraz zapalić.


***


Mijają dni, nikt go nie odwiedza oprócz Raphaela, lekarzy i pielęgniarek. Nikt się nim nie interesuje, nikt z rodziny, przyjaciół… A może on nie ma rodziny, a jeżeli jakąś ma to może nawet nie wiedzą, co się z nim teraz dzieje. Znowu ukłucie w żołądku. Jest z tym wszystkim kompletnie sam.
Każdego dnia pytał lekarza, czy ktoś o niego pytał, dzwonił, przyjeżdżał. Niestety odpowiedź zawsze była taka sama. Był sam na tym świecie.


***


W końcu mógł w miarę swobodnie poruszać się po szpitalu i to bez pomocy Ortegi. Dało to wiele nowych możliwości. W toalecie zaczął palić papierosy razem z pewnym mężczyzną. Okazał się, że jest on chory na raka płuc, a tutaj trafił po wypadku. Jechał akurat na pierwszą chemię. Powtarza, że bez papierosów zwariowałby w tym szpitalu. Czuł się tak, jakby jego wyrok został opóźniony. John całkowicie go rozumiał, w momencie, gdy odpalił pierwszego papierosa po tak długim czasie, poczuł, że w końcu odzyskał coś cennego, coś czego brakowało mu przez ten czas. Stary nawyk? Możliwe… Chociaż ta jedna rzecz mogła mu coś powiedzieć o jego przeszłości.


***


Pewnego dnia w szpitalu wysiadła klimatyzacja, co w Californii było równoznaczne z upałem nie do zniesienia. Nienawidził jak było mu gorąco. Zniósłby nawet straszne zimno, ale w lato zawsze przeżywał katusze.
Próbował zasnąć, z nadzieją, że jak się obudzi, klimatyzacja będzie już działać. Ciężko jest jednak zasnąć, gdy pot leje ci się po czole.

Sen był płytki, na granicy jawy i snu. Znów ten sam… Dwie osoby nachylające się nad jego łóżkiem szpitalnym. Kobieta z ciemnymi oczami i mężczyzna z siwymi włosami. Nic nie mówią, nie poruszają się, ich miny nic kompletnie nie mówią. Wydaje się jakby swoimi spojrzeniami wwiercali się w mu w duszę. Kim oni są? Nie jest w stanie się poruszyć, kompletny paraliż i przyspieszony oddech.

Budzi się gwałtownie. Wydaje mu się, że całe jego ciało jest jeszcze bardziej spocone, niż przed zaśnięciem. W całym pomieszczeniu słychać tylko szum wentylatora. Awaria minęła, jego lęki pozostały.


***


Szpital. Miejsce, w którym czuje się bezpiecznie. Jest całkowicie odcięty od świata. To go uspokaja, za każdym razem, gdy powracają lęki.
Raphael dał mu do przeczytania jedną książkę. Jeden jej cytat bardzo spodobał się Johnowi.

„Powiem szczerze: byłem przerażony życiem, tym wszystkim, co człowiek zmuszony jest robić tylko po to, by mieć na jakąś strawę, kąt i odzienie. Dlatego właśnie nie wstawałem z łóżka i piłem. Kiedy pijesz, to świat nadal gdzieś tam sobie istnieje, ale przynajmniej na chwilę zdejmuje Ci nogę z gardła”

Nie miał alkoholu, ale silne środki przeciwbólowe też robiły swoje.


***


Na drugi dzień Raphael przyniósł złe wieści. Dostaje wypis. Będzie musiał opuścić mury szpitala i zderzyć się z realnym światem.
John jest skołowany, przestraszony. Znów zaczęły mu się trząść dłonie, chociaż już od bardzo dawna tego nie robiły. To się musiało wydarzyć akurat dzisiaj, kiedy w końcu udało mu się spokojnie przespać całą noc i obudzić się bez bólu. Tabliczkę czekolady, którą dostał w prezencie wyrzucił do śmietnika. Nie miał najmniejszej ochoty na słodycze.

Poczekał, aż sanitariusz wyjdzie z pokoju. Zaczął powoli przebierać się w swoje normalne ubrania. Po chwili stanął przed lustrem i spojrzał na swoje odbicie. Czarne włosy, kilkudniowy zarost na twarzy, wałki pod oczami. Nie wyglądał dobrze, ale w sumie zdążył już się przyzwyczaić do tego widoku.

Wyciągnął ze strunówki zapalniczkę zippo z logiem The Rolling Stones i schował ją do kieszeni. Zajrzał do środka paczki papierosów. Na szczęście w środku było jeszcze kilka fajek. Jak tylko stąd wyjdzie, pierwsze co zrobi to zapali.

Zaschło mu w gardle i lekko zakręciło się w głowie. Usiadł na krawędzi łóżka. Wziął w ręce pluszaka, który był w jego rzeczach. Przytulił go mocno do piersi, zamknął oczy i zaczął powoli oddychać. Nie wiedzieć czemu, uspokajało go to.

Co go czeka po wyjściu? Co ma ze sobą dalej robić? Nie zna zbyt dobrze okolicy, oprócz Raphaela nie zna tu nikogo. Będzie musiał improwizować.
Powoli otworzył oczy. Schował resztę rzeczy do torby, wstał z łóżka i ruszył w kierunku korytarza. Obejrzał się jeszcze na chwilę. Właśnie zakończył się pewien etap w jego życiu.

Musi znaleźć Raphaela i dokończyć formalności. Jeszcze jakby tego wszystkiego było mało jakiś „ważniak” chce z nim rozmawiać… A przecież to dopiero początek dnia…
 
Morfik jest offline