Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2018, 22:34   #12
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Jana spięła się słysząc słowa zbliżającego się do niej obszarpańca, był wyjątkowo niemiły lub głupi, jeśli myślał sobie, że wyjdzie i da mu się zabić podczas gdy on nawet nie był łaskawy odpowiedzieć na jej słowa przywitania lub choć również się przedstawić. Przyglądała się mu więc z uwagą, gładząc z uczuciem kolbę dwururki. Przez gogle oraz omotane wokół jego głowy szmaty nie mogła stwierdzić czy rozmawiał z nią człowiek stary czy młody. Głos wskazywał na człowieka w sile wieku, jednak w sposobie jego poruszania było coś nie tak… albo przynajmniej jej się tak wydawało. Jedynym co mogła powiedzieć z całą pewnością było to, że rozmawiała z niewychowanym bucem. Siedziała więc dalej w cieniu nadal pozornie zrelaksowana tyle tylko, że uśmiech zszedł z jej twarzy a palce zaczęły gładzić broń z nieco większą intensywnością. Czekała…

Ferad chwile po przedstawieniu się obcego, przyjrzał się jej i spojrzał jeszcze raz na jej broń. Milczał jeszcze przez chwilę, po czym odezwał się do niej.

-Nie jestem bezimiennym, chociaż z psem już bym mniej polemizował... Zwe się Ferad, syn mego kochającego ojca. Mam gdzieś twoją broń i najchętniej bym ją stopił tu na miejscu, ale jak widać, tobie się to nie spodobałoby. Rozmawiać nie musimy, po pierwsze nie podobasz mi się, po drugie nie ja tu przylazłem i czmychnąłem do cienia z bronią palną. Prędzej w twoim interesie jest rozmowa, niż w moim. Więc albo przestaniesz mi grozisz tą gównianą rurką, albo nici z jakiejkolwiek rozmowy.

-Do cholery jasnej, akurat musiał ktoś przyleźć, gdy gdzieś wychodzę...4 tygodnie NIC i teraz nagle ktoś chce mapy! - zaczął przeklinać swój los w głowie i stanął w gotowości czekając na odpowiedź ogniową, bądź słowną kobiety naprzeciwko niego.

- Ja nie grożę nikomu, ot przyjechałam w sprawach interesów do niejakiego Kartografa. Dochowałam wszelkich zasad kurtuazji - podjechałam od frontu, zatrąbiłam zapukałam do drzwi. Ponieważ nikt mi nie otworzył pozwoliłam sobie spocząć w cieniu w oczekiwaniu na gospodarza. Kto przy zdrowych zmysłach zostałby na słońcu, albo co gorsza w rozgrzanej puszce, przy takiej pogodzie - roześmiała się - gdy pojawiłeś się przedstawiłam się podając swe miano i ród podczas gdy ty nie podając swojego miana dążyłeś bym stanęła bez broni naprzeciw Ciebie uzbrojonego. Miło mi Feradzie, że w końcu przedstawiłeś mi się, lecz broni swej nie odłożę przynajmniej póki ty nie odłożysz swojej. Nie jestem samobójcą, nie wiem kim jesteś a nawet bez broni jako silniejszy ode mnie możesz mi zrobić krzywdę. Pozwól więc, że poczekam tu na gospodarza - to mówiąc przymknęła oczy opierając wygodnie plecy o ścianę.

-Jak sobie chcesz.- po krótkiej przerwie jeszcze dodał - Gdybym rozbrajał się przed każdym, kto mi grozi z karabinu, czy co ty tam masz, to już dawno nie spacerowałbym po tej ziemi.

Doszedł w końcu do wniosku, że Jana miała całą masę okazji, by go zastrzelić (włączając ten moment) więc nie stwarza zagrożenia. Poza tym zdarzało się, że ktoś tu przychodził po mapy, więc po prostu odłożył broń na plecy i obrócił się plecami do strzelca. Podszedł do drzwi i wyciągnął klucz z kieszeni.

Chwycił za torbę z antybiotykami i otworzył drzwi do domu.

-Przykro mi, ale kartograf jest nieosiągalny w tym momencie. - powiedział tylko i wszedł do puszki, zostawiając za sobą otwarte drzwi.
Jana sięgnęła po manierkę, napiła się łyka wody po czym ponownie zamknęła oczy. Skoro kartograf w tym momencie jest nie osiągalny nie pozostało jej nic innego jak poczekać na gospodarza lub lepszy moment, nie zamierzała się spierać, z tym dziwnym facetem który wszędzie widział wymierzoną w siebie broń.

Zapalił światło w domu i rzucił torbę z antybiotykami na stół. Oparł włócznie o ścianę i odpiął kilka rzeczy z pasa, po czym również odłożył je na stół. Spojrzał przez otwarte drzwi i zobaczył, że samochód nadal stoi na swoim miejscu. Podszedł do drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Na dworze się już ściemniało, więc spojrzał jeszcze raz na siedzącą w cieniu kobietę i krzyknął do niej.

-Wchodź, jeszcze gdzieś tym ugrzęźniesz i tyle ci będzie z odwiedzin. Tylko nie próbuj tym czymś pruć do mnie.

Jana wstała, otrzepała spodnie z pustynnego pyłu. Następnie leniwie się przeciągnęła i zarzucając broń na plecy skierowała do drzwi. Poruszała się powoli, trzymała ręce otwarte dłonie wysoko tak aby jeszcze bardziej nie straszyć i tak już zastraszonego gospodarza.
Ferad w środku już zaczął gotować wodę i pobiegł na tyły domu, by sprawdzić ukryty sprzęt. Po chwili wrócił zadowolony i zgarnął ze stołu wszystkie rzeczy, które leżały na nim. Wyciągnął dwa kubki z metalowej szafki i postawił je na blacie, po czym wysypał do nich jakieś pokruszone zielsko. Sam w sumie nie wiedział, co to jest, ale smakowało dobrze i nie otruło go dotąd. Usiadł przy stole i spojrzał na wejście do domu. Gdy zobaczył trzymającą w górze ręce, Jane, to parsknął pod nosem i krzyknął do niej.

-Nie jestem debilem, opuść te ręce.

Opuściła ręce zadowolona, że przynajmniej uspokoiła gospodarza. Gdy mijała Walkirię, zatrzymała się na chwilę, otworzyła bagażnik i wyciągnęła z niej torbę, którą zarzuciła na drugie ramię po czym pewnym krokiem skierowała się do budynku. Zbliżając się do drzwi z uwagą przyglądała się wnętrzu, wydawało się jej skromne. Gdy przeszła przez próg jej wyczulone zmysły uderzył ostry zapach, który wydawał się jej być w pewnym sensie znajomy, a w pewnym zupełnie obcym. Przyjrzała się uważnie gospodarzowi, teraz bez chusty wokół głowy wdawał się jej młodszy niż jej się to wydawało wcześniej, był jej rówieśnikiem był szczupły miał czarne rozwalone włosy na głowie i smutne zielone oczy jednak najbardziej rzucał jej się w oczy brak nogi a konkretnie jej metalowa proteza. Starała się jednak nie zwracać na to uwagi.

- Dzień dobry - przywitała się grzecznie - czy Kartograf jest już może dostępny, przychodzę w interesach.

W tym momencie z kuchni doszedł gwizd zagotowanej wody i Ferad wyszedł na chwile z pomieszczenia. Wrócił z dwoma kubkami parującej cieczy i jeden z nich podał Janie.

-Na zdrowie, nie wiem z czego to, ale jeszcze się tym nie otrułem, więc chyba dobre… - odstawił kubek na stół i spojrzał na kobietę. Westchnął zrezygnowany i spytał ją.

-To jakie chcesz mapy?

Jana wzięła kubek w rękę i przytknęła do niego usta udając że pije, niepewna co tak naprawdę znajduje się w tym kubku.

- Szukam drogi na płaskowyż - po czym opisała mu szczegóły dotyczące tego miejsca które zapamiętała ze snu.

Gdy ta zaczęła mówić, on zaczął pić już trochę ostudzony napar. Słysząc jej zamówienie, odstawił kubek i przez chwilę patrzył ze zdziwieniem, ale zaraz się opanował.

-Przykro mi, ale tej mapy nie mogę ci dać. - po chwili dodał jeszcze - A właściwie czego tam szukasz?

- Nie chce nic za darmo, zapłacę ile będzie trzeba, muszę tam pilnie pojechać, w interesach.

-Źle się wysłowiłem… Nie mogę ci jej sprzedać.

- Dlaczego? - zapytała zdziwiona - jeśli musisz zrobić kopię poczekam… chyba, że jej nie masz?

-Mam mapy większości terenów, do których jesteśmy w stanie dotrzeć. Co prawda niektóre wciąż niedokładne, ale nie to chodzi. Jeżeli nie chcesz, bym ci przez pośpiech pominął jakąś jamę, do której wpadniesz, to przykro mi, ale nie narysuje ci mapy. Nie narysuje ci dokładnej mapy, w takim krótkim czasie, a oryginału nie mogę ci akurat teraz oddać.

- Ale dlaczego, ja muszę tam jechać - w jej głosie brzmiała prawdziwa desperacja - Pojadę tam z mapą czy bez mapy, więc jeśli nie możesz mi jej sprzedać, wskaż mi chociaż kierunek w którym mam się udać…

Ferad przez chwilę milczał, wpatrzony w kubek, ale w końcu, po krótkiej chwili się odezwał.
-Dzisiaj przenocujesz u mnie, a jutro z rana wyjeżdżam. - zrobił krótką pauzę i się zawachał, ale ostatecznie dokończył wypowiedź - Nie oddam ci mapy, bo sam jej potrzebuje.
Wiedział, jaką głupotę teraz zrobił, ale miał już dosyć skakania wokół prawdy.

- Czy mogę Ci towarzyszyć?, zapłacę, będę strzegła Twoich pleców, jeśli chcesz zawiozę Cię tam nawet ale muszę dotrzeć na płaskowyż …

-Możesz mi towarzyszyć, o ile będziesz tą rurką pruć nie do mnie. - po raz pierwszy podczas tej rozmowy uśmiechnął się - Poza tym, nie zostawiłbym cię tutaj, zaraz po moim wyjeździe. Jak mówiłem, nie jestem głupi.Niektóre z tych śmieci są sporo warte. Płacić mi nie musisz, wystarczy, że będzie miał kto za mnie strzelać podczas drogi, bo ja się tego nie tknę.
Z ulgą usiadła na krześle i pociągnęłą łyk naparu, smakował niespodziewanie dobrze.

- w takim razie może jakieś siły wyższe postawiły nas na swojej drodze abyśmy razem łatwiej dotarli do celu…

-Może i to siły wyższe. - wzruszył ramionami i dodał - W końcu nawet nie wiem, po co miałbym tam jechać, poza dokończeniem paru map.

- Może poprostu znudziło Ci się spokojne życie i chcesz poszukać przygód, - roześmiała, nie chciała się przyznać obcemu do dręczących ją snów, nie znał jej, nie był z jej stada mógł więc uznać ją za nawiedzoną i odjechać pozostawiając ją za sobą bez mapy.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 08-02-2018 o 22:50.
Wisienki jest offline