Tylko dzięki nieziemskiemu refleksowi, oraz doświadczeniu John zawdzięczał życie. Odwracając się zauważył, że ponad dwumetrowy i ważący pewnie ze 140 kilo ochroniarz miał dość niewygodną pozycję do strzału. Nie dał mu ponownej szansy. Szybko skrócił dystans otwierając walkę fintą pod wielką ręką trzymającą broń i uderzył krótko, szybko i brudno z łokcia w splot słoneczny. Nie zastanawiał się, zarejestrował nagle wyciskane powietrze z płuc, jednak szedł dalej uderzając kolanem w łękotkę od wewnątrz. Ochroniarz zachwiał się tracą zarówno powietrze jak i równowagę.
John doskoczył wykręcając rękę przeciwnika skierował jego skroń na framugę. Nieprzyjemny zgrzyt pękającego nosa połączony z falą krwi, jaka trysnęła mieszańcowi z rany był satysfakcjonujące, jednak John nie poprzestał na tym, złapał olbrzyma za uszy i ciągnąć w dół wyskoczył uderzając kolanem w złamaną już nasadę nosa. Krew chlusnęła przeciwnikowi na twarz oślepiając go na chwilę, zaś Doe poprawił kilkoma ciosami na mostek, wątrobę i kolano. Przeciwnik zwalił się na ziemię, jednak nie myślał zbyt długo się wylegiwać. Szybko i zwinnie jak na swoje rozmiary wyskoczył celując nogą w głowę nie dając chwili na okrążenie się, jednak szpieg nie dał się na to złapać. Wyprowadził równocześnie serię ponad sześciu błyskawicznych ciosów okładając przeciwnika po twarzy, szyi i obojczykach. Prędkość z jaką uderzał powodowała, że powietrze wokół rąk Johna pociemniało smugami, jakby dłonie zostawiały za sobą chwilowy ślad z czystego mroku. Zaskoczony żółtek nie zdążył zareagować gdy spadł na niego grad pięści.
Ostatnie uderzenie ponownie posłało go na deski i John chciał już rozpocząć odliczanie, gdy uparty grubas ponownie spróbował wstać wierzgając nogami. Tym razem jednak Doe wiedział czego się spodziewać i nie ryzykując uniknął uderzenia zwinnie skracając dystans. Nie było miejsca na finezje, gdy jest się twarzą w twarz z przeciwnikiem. John uderzył czołem w miazgę, która kiedyś była nosem przeciwnika i oboje zatoczyli się od siły uderzenia. Ręką zmazał krew z twarzy pozbywając się również mroczków od uderzenia i zaatakował.
Widział, że to może być ostateczny cios, więc włożył w niego całą złość. Wykorzystując dystans wbiegł na ścianę, wyciągnięta noga natrafiła na pionową powierzchnie, miękko ugięła się i natychmiast wyprostowała nadając ciału dodatkowy pęd potrzebny do zadania kończącego uderzenia. Wydając ryk triumfu John uderzył z góry w opuchniętą twarz przeciwnika wyciągniętą nogą niczym w filmach karate posyłając żółtka po raz ostatni na deski.
Głuchy łomot upadającego ciała i ciche stęknięcie podpowiedziało, że przeciwnik ma dość. Doe kopnął go jeszcze dla pewności wyładowując złość i zmył krew z twarzy chusteczką. Trudno było mu stwierdzić, czy to jego krew z rozdartej rany po muśnięciu pocisku, czy resztki nosa pół-Azjaty, pół-hipopotama z którym walczył, ale nie zamierzał się tym przejmować teraz. Podniósł broń i poprawiwszy swój granatowy garnitur ruszył za dziewczyną, która widząc wagę swoich argumentów śpiącą na podłodze czmychnęła.
- Nie bądź taka nieśmiała - mruknął John odwracając tekst dziewczyny sprzed paru minut ruszając w pościg.