Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2018, 06:30   #21
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Szwed wypalił z pistoletu i podjął ucieczkę. Ogier Jakuba nie spłoszył się od wystrzału, bo konie dla wojska przeznaczone od źrebaka są przyzwyczajane by przy nich z pistoletów palić.
Wilczyński zaś poderwał się pierwszy i ruszył do galopu, co by dopaść uciekiniera zanim ten sprowadzi im cały oddział wrogich wojsk na głowy.



Wilczyński ogiera spiął i dalejże w pogoń. Sięgnął do nahajki, co ją w pętli przy siodle wodził i smagnął swojego gniadosza. Dalej do galopu. Nie pierwszy to raz wroga ścigał. Znał przewagi w pościgu, jak to że goniący widzi lepiej co robi uciekinier i ma czas zareagować w czas. Przeto dobrze wiedział, że pierwsza przeszkoda albo większe rozlewisko kałuż i konia trza nieco wstrzymać. Chyba, że kto głupio konia prowadzi i łacno coby mu gadzina ochromiała. A zawszeć pierwej musi zwolnić uciekinier i wtenczas łatwiej go dojść.

Żmajło był wściekły, chciał zbliżyć się do wroga na taką odległość by strzałą wytrącić mu broń z ręki. Niestety Szwed okazał się szybszy. Gdy pogoń zaczęła się oddalać schował strzałę do kołczana i pobiegł za swoja klaczą. Miał nadzieję, że dystans był na tyle duży, że kula nie wyrządziła krzywdy kobyłce.

Mężowie w pogoń sie rzucili a Janka zastanawiała się po co gonić skoro ładnie jej Szwed na linii strzału siedzi. Uniosła strzelbę, przycelowała jak nieraz z tatkiem gdy zwierza w ruchu zestrzelić jej kazał. Szwed to moze nie sarenka czy szarak, ba, nawet cel większy. Że człowiek, postanowiła się nie zastanawiać. Pociągnęła za spust, huknęło.

Machała w tym rwetesie Ałtyn do skulonej na ziemi chłopki, machała aż jej ręka uwiędła, ze skutkiem poza tem żadnym. Ujęła więc suknię w palce i zeskoczyła, prosto w błoto, trzewiczki o haftowanej cholewie zagłebiły się w rozmiękłą glebę. Dopadła do klęczącej dziewki, pochwyciła ją za łokieć, dłoń od ucha odrywając, może teraz usłyszy.
- Na kolasę! - poleciła twardo. - Chyżo!

Zaczęło się. Konie rzuciły w galop, jeźdźcy ruszyli do boju… lub w pogoni za spłoszonym i rannym wierzchowcem. Wilczyński ruszył przodem wiedząc że Szweda dopadnie, prędzej czy później… choć to później było właśnie problemem. Jeśli jego kompani są blisko, to zamiast dopaść kawalerzystę… a między wrogów wpadnie. Ryzyko, które jednak gotów był podjąć tym bardziej, że za sobą słyszał tętent konia Cadejki i na jego wsparcie mógł liczyć.

Kozak w tym czasie, ruszył w pogoń za ranionym wierzchowcem mając nadzieję, że rana nie okaże się poważna. Była na to nadzieja, bo postrzał był z daleka i na oślep. Szwed nie strzelał, by wierzchowca zabić, a jedynie uniemożliwić Kozakowi działanie i wywołać chaos.
Niełatwo jednak było piechurowi dogonić spłoszonego czworonoga.Rimas po pałę sięgnął, za lejce kolasy trzymając, ale z miejsca nie ruszył… pani wszak nie kazała. Co innego Adam, żydowski sługa Wilczyńskiego, który ruszył z kopyta za swym panem, przelotnie zerkając na Ałtyn. W jego Karaimka nie była obrzydliwym wynaturzeniem jak dla żydowskiej starszyzny. A bardziej filistyńską Dalilą.
Jednakże chłopak nie mógł być w tej chwili pomocny nie dorównując szlachcie w jeździe, a i mając pod sobą pośledniego rumaka.
Janina wystrzeliła… huk rozniósł się echem, ale kula jeźdźca ominęła. Zaś chłopka posłuchała samej Karaimki, zbyt przerażona by oponować. I dała się Tynci doprowadzić do kolaski.

Obaj jeźdźcy weszli w zakręt kryjąc się ścianą lasu, za pozostałymi członkami kompaniji. Wilczyński nieuchronnie skracał dystans do Szweda, który pędził w kierunku coraz wyraźniejszych zabudowań ubogiej wsi… o dachach krytych strzechami. Za sobą miał Cadejkę, którego tętent konia dodawał mu otuchy.
Ten zaś oceniał ryzyko. Za sobą nie widział nikogo, Wilczyński mógł Szweda dopaść… ale… co prawda dachy wioski już widzieli, ale ludzi nie. I ci nie mogli zobaczyć tego co brał pod uwagę. Jakub zaś nie jeszcze kilka metrów i możliwe iż zdoła się zrównać z uciekinierem zanim dopadną do zabudowań. Wszak łapserdak był prawie na wyciągnięcie ręki. Prawie.

Wilczyński widział już chałupy, ale krew w nim się zgrzała. Wróg był na wyciągnięcie ręki. Zatem konia przynaglił by zrównać się z pludrakiem. Nahajem po łbie spróbował go smagnąć. A w razie trafu zgłuszonego z kulbaki spróbuje go ściągnąć.

Ałtyn pociągnęła dziewkę do kolasy. Ta się niby nie opierała, ale jakby ją paralusz chwytał ze strachu, i gdy ją Karaimka wpychała na powozik, aż jej dech sparło i w kręgosłupie coś chrupnęło nieprzyjemnie. Obok Rimasa na koźle zasiadła jednak w pozie i z miną królowej, i parobczakowi wskazała ścianę sosnowego lasu. Co też Litwin uczynił od razu, nie mając w nawyku spierania się ze swą panią.
- Janka! Zejść z traktu nam trza.
Dzielni waszmościowie mogli wrócić lada chwila… z niechcianymi gośćmi na plecach. A Tyncia miała bardzo ostro sprecyzowaną wizję co do miejsca niewiasty. Było ono na tyłach każdej awantury, z dzielnymi waszmościami stojącymi pomiędzy nią a zagrożeniem.
- Ale… - Janka zerkała to na oddalający się pościg, to na Altyn i kolaskę. - Ale moze i ja bym mogła…
Minę miała zawiedzioną jakby ją kto wykluczył z zabawy, ale ostatecznie posłuchała karaimki i powłoka konia

Nahajka dosięgła celu, pludrak zaklął w swoim prostackim języku, ale miał na samo za dużo stali, by cios Wilczyńskiego zdołał go powalić. Niech to diab… chociaż ich może lepiej teraz nie wspominać?
Miłowit tymczasem zwolnił konia i zsiadł z wierzchowca, najwyraźniej tracąc zainteresowanie pościgiem. Uspokoił wierzchowca i...

Ruch zamarł, barwy uległy wygaszeniu, kontury się rozmyły. To było wrogie miejsce, ale nie dla niego. W każdym razie nie zamierzał tu przebywać wystarczająco długo, by natknąć się na coś czego spotkać nie powinien. Miłowit ruszył do nieruchomych postaci szwedzkiego kawalerzysty i ścigającego szlachcica. Wdrapał się na zad wierzchowca i usadowił za wrogiem. Sięgnął po sztylet i..



Wilczyński zamrugał oczami, bo nagla zamiast jednego jeźdźca było już dwóch. A drugim był Miłowit. Ten szybko poderżnął gardło Szwedowi. Zwalił trupa z konia i pochwyciwszy lejce zmusił go do zatrzymania.

Tymczasem Michaił zdołał dotrzeć do ranionego zwierzęcia, które zmęczone biegiem uspokoiło się nieco i nerwowo co prawda, ale jednak bez pośpiechu, skubało trawę w młodniku leśnym. Żmajło wpierw uspokoił wierzchowca, a potem obejrzał ranę. Odetchnął z ulgą, strzał z pistoletu celny nie był. Kula drasnęła boleśnie okolicę zadu, ale poza zdarciem skóry nie poczyniła dużych szkód. Szukanie konowała nie było więc potrzebne.
Ałtyn zaś zabrała się za dowodzenie. Jej rozkazów słuchał zarówno Rimas jak i młody żydek, który odpuścił sobie pościg zaraz po tym, jak uciekający szwed i dwaj szlachcice zniknęli za zakrętem. Bądź co bądź, jego szkapina tak szybka nie była, a i on sam nie radził sobie z galopem. Zawrócił więc niewiast chronić, bo to wszak “rycerska powinność”.
I od razu dał się zagonić do roboty przez Tyncię.
Pomógł Litwinowi wóz ukryć, podczas gdy dwie niewiasty w nim siedziały. Jedna nadal w szoku, a druga komenderując jakby jakimś hetmanem polnym była.
Janka zaś strzelbę w tym czasie nabijała.

Cadejko schował zakrwawioną stal i w naprędce zeskoczył z gniadosza.
Nie sprawiał wrażenia, jakoby dumnym był z tego co uczynił kawalerzyście i sposobem jakim, lecz w ruchach jego biła wprawna pewność, zdecydowanie i zimna krew, gdy zwrócił się do Wilczyńskiego.

- Pomóźcie Jakubie. - rzucił ponaglająco. - Przez grzbiet ogiera nim rzućmy i do naszych wartko wracajmy. - złapał ze wiotkie ręce wciąż charczącego Szweda, czarną czupryną falujących kędziorów wskazawszy na drgające buty wroga, coby je towarzysz ucapił dogorywającego bliźniego. - Ach gdyby nam dane było w ichnej mowie władać, to i z pożytkiem jego odzienie mogłoby przysłużyć się naszej sprawie. Echh… - stęknął podnosząc trupa, a one wszak zawsze ważą niemożebniej od żywych, jakoby kajdan wszystek ciężkich grzechów żywota zaległy spadł z wolnej duszy na puste ciało.

Wilczyński zdziwił się wielce gdy Cadejkę obok Szweda nagle zobaczył. Omam to jaki mi w oczy wszedł. Szwed nagle spadł z konia nim Wilczyński zdążył zrobić cokolwiek i dojść do ładu. Jakub pomógł Miłowitowi wtargać trupa.

- W oczach mi się mieniło, a we łbie burzyło, jakem cię na jego wierzchowcu obaczył. Jakeś tego dokonał Miłowicie? - zwrócił się do towarzysza gdy wracali.

- To korzyść za duszy stracenie. - przyznał się. - W zemście szukałem ukojenia, a to mi się uwidziało przydać. Rok temu pod Szkłowem, kiedy słońce czarna tarcza zaszło, tak do mnie przyszedł diabeł czas wstrzymawszy. - po raz pierwszy prócz Janki opowiedział o tym innemu śmiertelnikowi ku swemu zdziwieniu. I jakoś lżej mu się na sercu zrobiło. - Byłbyś przeczesał go stalá Jakubie, to bym nie musiał, lecz zląkłem się, że z każdym uderzeniem kopyt bliżsi odkrycia przez Szwedów jesteśmy. - szybko zmienił temat.

***

Wojsko szwedzkie obcym było dla Milowita, jednak słyszał o nim, że reputację mają wielce karnego, w odróżnieniu od niestety pospolitego ruszenia. Jak to na wojnie, zdobyczą wojenną prostemu wojakowi wygranemu jest majątek pokonanych, kobiet wroga hańbienie, a pobitym ogień i miecza ostry koniec. Zwiadem mogli być jeźdźcy łupiący ludność miejscową na potrzeby wyżywienia armii. Marna szansa, że samowolnymi tchórzami byli, bo któż ze służy abszytuje się na obcej ziemi, głową ryzykując po dwakroć, kiedy wojnę oną wygrywa?

Z Jakubem zataszczyli trupa cudzoziemca nad wodę i za kotarą szuwar, z dala od oczu niewiast, rozdziali ciało z butów, stali i szwedzkiego munduru. Wrogowi, co na Rzeczypospolitą nastawał, kamień przydrożny uwiązali powrozem u szyi i wrzucili ów głaz do rzeki. Siodło Gniadosza rozkulbaczyli, a siodło cisnęli w nurt, coby je poniósł aż do morza i dalej, do Szwecji.

Wszyscy bez szemrania przystali na propozycję Miłowita, aboż to mądrze musi gadał, tudzież lubo pomni słów starosty przytakiwali jak kazano. Więc czekać mieli do zmroku wieś z lasu obserwując i na zwiad do wsi się udać pod osłoną nocy.

Na stronę wziął Cadejko kozaka i rzekł mu dosadnie.
- Może tam na Ukrainie każdy sobie panem, gdy z folwarków polskich za Dniepr ucieknie i sra gdzie rzyć wystawi nie obracając się na drugich, ale tutaj tak nie jest i nie będzie. Może my nie wojsko, azali Michaił po polsku dobrze rozumie „nie strzelać” - stwierdził chłodno. - Przeto mnie do piekła mogłeś posłać kozacze, lub naszych towarzyszy, kiedy powód pludrakowi dałeś kiedym w lufę zaglądał. Dał Bóg, szczęściem naszym, głupcem był on większym, że za cel kobyli zad obrał, bo może byśmy z nim miejscem się w rzece pozamieniali. Daleko nie ujedziemy szukając krwi przelania w pierwszym rozwiązaniu każdej kabały, gdy okolica obleziona regularnym wojskiem jak pies pchłami. Listy mamy od starosty i gdy dyplomacyja w łeb weźmie, to po stal sięgać będziemy, nie wcześniej. - zażądał wzrokiem.
Po chwili dodał już spokojniej.
- Na zwiad pójdziesz do wsi, sam. Tu masz łachy szwedzkie, to ci pomóc mogą więcej, aniżeli zaszkodzić, gdyby kto miał cię wymacać po ciemku.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline