Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2018, 18:31   #122
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese uśmiechnęła się ciepło.
- Szkoda że nie kochasz mnie bardziej niż martwisz się konwenansami. - Odsunęła się. - Chodź pospacerujemy. Jakby to było dla ciebie nieprzyzwoite muszę pokręcić się w okolicy.
Chyba lepiej trzasnęłaby go w pysk. Mniej bolałoby. Jeśli uważała, że seks przy każdej okazji to to samo co kochanie, to pytanie: co ona o nim myślała? Stop. Odetchnął kilka razy tak mocno, żeby powstrzymać mocniejszą odpowiedź. Spojrzał na nią.
- Wiesz Agnese, bardzo cię kocham, ale jeśli uważasz, że zbyt mało, to pewnie masz rację. Jesteś godna nieskończonej miłości, zaś wątpię, czy jakikolwiek człowiek może coś takiego ofiarować - nie patrzył na nią czując, że po prostu musi spróbować się opanować. Zresztą pomimo starań widać było, że jego głos skrywa emocje. - Osobiście mogę tylko obiecać, że będę próbować, bowiem zależy mi na twoim szczęściu. Jednak nie mogę obiecać, że zawsze będę miał ochotę na to, na co ty. Także od ciebie nie wymagam tego. Wszak wszyscy ludzie są nieco inni. Uczę się, dla ciebie staram się jakoś przełamywać, ale jestem sobą i liczę na to, że takiego mnie zaakceptujesz. Pokręcimy się wobec tego - podsumował.
- Jak już powiedziałam, takiego cię pokochałam. - Wampirzyca uśmiechnęła się, do swego narzeczonego. - Staram się dostosować, ale nie zamierzam przed tobą ukrywać, że na czymś mi zależy. Bo to chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, czyż nie?
- Ano nie o to, ale zarzuciłaś mi, że wolę konwenanse niż ciebie. Szanuję twoje chęci pragnienia oraz próby dostosowania, proszę o to samo. Dobra, może nie rozmawiajmy o tym. Powinniśmy spacerować tutaj, czy … - zerknął pytająco.
Agnese zatrzymała się i spojrzała na niego. Była poważna, ale nie rozgniewana.
- Wiesz… ja też jestem lekko skołowana. Gdy tylko jesteśmy w domu nie możesz się ode mnie oderwać, a gdy wyjdziemy nagle zamykasz się w swojej powłoce zasad. Czasem jasnych dla mnie, czasem wręcz zaskakujących. Choć przyznam, że odzwyczaiłam się od ludzkiego towarzystwa. - Wampirzyca zerknęła w stronę sali. - Tak. Jeśli kręcenie się ma mieć jakiś cel, powinnam mieć wgląd na moje “koleżanki”. Jednak nie chcę byś czuł się niekomfortowo.
- Rozumiem, że jesteś … rozumiem. Zaś powłoka zasad. Wszyscy ludzie w niej żyją. Wampiry zresztą także mają swoje zasady. Jako mężatka wcześniej przecież także musiałaś właśnie funkcjonować tak jak pozostali ludzie … Właściwie co masz na myśli wgląd na moje koleżanki?
Agnese nachyliła się do jego ucha.
- Wampirzyce. nie chcę używać tego określenia. - Odsunęła się z uśmiechem. - Wiesz, egzystujemy głównie dla swoich przyjemności i spełnienia. Są zasady, ale… to troszkę inne zasady. Jesteśmy bandą dzieci, które przy niani zachowują się potulnie, ale po chwili rozbiegają się do swoich zabawek. A co do moich mężów… byli odrobinę mniej restrykcyjni niż ty, ale jakoś nie mam zwyczaju porównywać, bliskich mi osób.
- Słusznie, też mi się tak wydaje, że lepiej nie. Jednak nawet jeśli egzystujecie tak, jak mówiłaś, to ty jesteś wyjątkowa, absolutnie specjalnie wyjątkowa oraz masz coś takiego, czego nie potrafię nazwać.
- Jestem słabą pijawką. - Wyszczerzyła się. - Moja spolegliwość wynika głównie z pewnej rezygnacji, niechęci. Gdy znajduję w tym wszystkim jakąś iskierkę łapię się jej. I ty jesteś taką iskierką Alessandro. - Spojrzała na niego czule, po czym znów przeniosła wzrok na salę. - Jednak jakbym się nie buntowała, dawno zrezygnowałam z walki o pozycję wśród swoich. Znam siebie swoją pobudliwość i to, że czasem wyrywam się, jak przy tamtej rozmowie z księżną… ale to tylko zrywy.
Nagle Agnese wydać się mogła dziwnie… przygnieciona. Niestety manipulacja z czasem miała swoje złe strony. Może kiedyś opowie o nich Alessandro. Może kiedyś będzie chciał posłuchać. Teraz tylko wpatrywała się ze słabym uśmiechem w baraszkujące pary.
- Agnese, według mnie właśnie to jest to, dlaczego ludzie są ze sobą. Są dla siebie iskierkami i pies drapał cała resztę. Eee … - Agnese zauważyła właściwie to co on. Właśnie otwarły się drzwi, zaś zza nich wyszedł snując się cały okrwawiony mężczyzna.
Wampirzyca zdążyła tylko powstrzymać parsknięcie. “Pies drapał”, a z drugiej strony. Zakrwawiony mężczyzna, przerwał jej rozmyślania. Wyostrzyła zmysły, spoglądając na jego aurę. Człowiek oczywiście, czysty oczywisty, poza brudem moralnym. Głęboka czerwień, fiolet, oczywiście czer. Cokolwiek chciałaby znaleźć podłego, niewątpliwie odkryłaby.
- Znam tego kogoś - wyszeptał Colonna. - Orsini. Giuseppe Orsini - wymienił znane nazwisko rzymskiego utracjusza.
Agnese zerknęła na niego i ruszyła w kierunku mężczyzny. Na jej twarz wypłynęła zaniepokojona maska.
- Czy nic się Panu nie stało? - Pozwoliła by w jej głosie pojawiła się obawa. Wampirzyca próbowała ocenić jego stan. Właściwie potrafiła bez problemu: był osłabiony upływem krwi. Mężczyzna nie odpowiedział, spojrzał na nią głupio, jakoś pusto, bezmyślnie. Wampirzyca dostrzegła bez problemu, że jest także pijany. Jednak uśmiechnął się jakoś obleśnie.
- Wy … chmp … cić … ciem? - wymamrotał.
Agnese wyprostowała się.
- Kto zrobił Panu, taką krzywdę?
- Chyba jego matka - mruknął markiz. - Co on powiedział?
- Obstawiam “wypić chcem” lub “wyruchać cię chcem” - Agnese patrzyła na reakcje Orsiniego. - Ty tu jesteś specjalistą od języków obcych. - Uśmiechnęła się do Alessandro.
- Taaak, ale czegoś takiego nie słyszałem - wampirzyca odkryła, że walczy ze sobą: dać tamtemu po pysku, czy stwierdzić, że pijak nie wie, co mówi. Takie słowa do narzeczonej wkurzyły go. - Co za … - nie dokończył, bowiem tamten puścił pawia metrowej długości wprost pod ich nogi. Wewnątrz wyrzyganego świństwa ruszały się jakieś małe istotki.
Wampirzyca zerknęła czy rozpoznaje to coś. Nie widziała, ale kojarzyła. Kiedyś ktoś opowiadał jej, że te istoty są powiązane z baali. Czytała gdzieś może, jak bardzo przypominają kijanki, tyle że nie pływają, lecz poruszają się na dodatkowych nóżkach. Są żółtomdłe oraz jakby pasożytują na ludziach wzmacniając jednocześnie pewne ich cechy. Natomiast wykradają uczucia.
- Odsuń się skarbie, dobrze? - Wampirzyca spojrzała na Orsiniego i wydała rozkaz. - Powiedz, z kim się właśnie widziałeś.
- Paaaaaaani, była tam paaaaani - wymamrotał, zaś jego usta wyrzuciły kolejna porcję, która ciekła mu po ciele oraz brodzie, wśród krwi. Agnese choć jak każdy wampir na krew reagowała, jednak tutaj …
Tymczasem markiz odcinał się na bok. Jakby szykował się do ataku. Agnese spojrzała na niego i pokręciłą przecząco głową. Dała mu znak, by ruszył za nią, a sama skierowała się w stronę drzwi, przez które przeszedł Orsini. Rzeczywiście mężczyzna nie wydawał się groźny. Poza zapachem rzygowin oczywiście. Dlatego starannie ominęli to miejsce. Mężczyzna wychodząc przez drzwi nie domknął ich, dlatego nawet nie wchodząc, przez lekko uchylone widzieli jasnowłosą, młodą kobietę mającą zęby, niczym sztylety.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/d0/84/37/d084377c3c584455bc811939d7b9b00c.jpg[/MEDIA]

Ładna, niebezpieczna, zła, ale nie wyglądała na baali. Agnese przyjrzała się wampirzycy. Była całkiem ładna.
- Witam. Mam nadzieję, że nie przeszkodziliśmy. - Uśmiechnęła się ciepło. Zupełnie jakby przed chwilą nie minęła spitego i wymiotującego faceta.
- Nie przeszkodziliście. Nawet dobrze, że jesteście. Bardzo dobrze - wampirzyca rzuciła się na nią ewidentnie używając Akceleracji. Szczęście miała chwilkę do drzwi.
- Stój. - Agnese wydała rozkaz, nie ruszając się z miejsca. Tamta nagle stanęła. I stała wpatrując się w nich. Ręcznik opadł jej pokazując nagie, okrwawione ciało. Oczywiście jednak to nie była jej własna krew.
- Czego chcesz, dziecię zła. Twojego człowieka?
- Ah, tak bardzo chętnie uzyskam mojego człowieka, skąd mogę go wziąć? - Agnese skłamała bez zawahania.
- Wyszedł. Dziabnęłam go lekko, ale smakował jak gnojówka podrasowana jeszcze większą ilością śmiecia - splunęła nie ruszając się. - Wy baali jesteście zwykłym ścierwem.
- Ah… ale to nie był “mój” człowiek. - Agnese podeszła do niej, ale tylko tak by być dalej niż na wyciągnięcie rąk.
- Wobec tego czyj? Może tych ścierw od katakumb … Przepraszam, wzięłam cię za jedną od nich.
- Kim jesteś… nie mam ochoty dziś na zabijanie stworzonek. Choć przyznam, że nie lubię jak ktoś się na mnie rzuca. - Agnese uśmiechnęła się.
- Jestem wolnym wampirem. Z tej części katakumb. Mamy układ z księżna, że jak się nie plujemy zbytnio, możemy sobie podjeść co nieco, jednak akurat musiałam się nadziać na takie ścierwo, tfu skurywsyn pierdoliński.
- Wybacz, ale nie widzę różnicy…
- Agnese udała, że się zastanawia. Wiedziała, że rozkaz jest nieprzyjemny, paraliżuje mięśnie, uniemożliwiając ruch. - … ty jesteś z katakumb, oni są z katakumb...hm?
- Hm co? Tfu, paskudnie. Nie bądź taka ździra, mogę sobie choć usiąść. Nie chciałam cię zatłuc, albo raczej chciałam, dopóki myślałam, żeś jebana baali.
Agnese podeszła bliżej stając z nią twarzą w twarz.
- Widzisz… a ja myślę, że to ty jesteś jebana balli i mam ochotę cię zatłuc. Bo piłaś z tego gówna, a teraz rzyga zasranymi larwami. - Agnese mówiła cicho. W jej oczach pojawiła się jednak mordercza iskra. - To co? Zdradzisz mi swoje imię, klan?
- Eee co ty, masz jakiś ze mną problem? - Po Agnese wyraźnie było widać, że miała problem. - Przecież nic ci nie zrobiłam. chciałam trochę podeżreć pierdolca, tymczasem zamiast podżerać, wypuściłam go mało co samemu nie rzygając. Siara byłaby jak skurczybyk. Jestem Lilianna Czysta, brujah, a ty? - spytała.
O ile do tej pory Liliana widziała w oczach Agnese po prostu gniew, teraz zobaczyła czystą chęć mordu. Jednak wrażenie po chwili znikło. Contarini spojrzała na markiza i pokręciła przecząco głową. Wydawało się, że prosi by ten nic nie mówił.
- Agnese, też brujah. - Wampirzyca machnęła ręką, uwalniając spętaną kainitkę. Liliana, opadła na ziemię, gdy ciało nagle zostało zwolnione z pęt. - Wybacz nieporozumienie, to ciężkie czasy i coraz gorzej znoszę próby ataku na moją osobę.
- Eee, spoko, nie gniewaj się, co? Po prostu wyskoczyłam sobie coś podeżreć. Trafił się ten kacap, potem zaś ty. Myślałam, że jesteś jego panią. Dlatego zaatakowałam, albo raczej próbowałam, ale schwytałaś mnie jednym ruchem. Musisz być stara - dziewczyna mówiła gwarą pospólstwa. Pewnikiem była kimś niskiego pokolenia ponadto.
- Niezbyt stara. - Agnese uśmiechnęła się. - Mówiłaś, że należysz do wolnych wampirów, a pozostali? Są jakoś spętani?
- Opętani? Eee, to bujda. My tam nie. Jesteśmy po prostu wolni, zaś te wszystkie książęce nudziary niech się szczypią w dupę. Robimy co chcemy, noooooo prawieeee - przyznała. - Mamy układ, że się nie wpychamy na podwórko księżnej tutaj, zas ona nie ładuje się nam w nasze katakumby. Właściwie tyle. Wiesz co, to twój ghul? - wskazała na Alessandro. - Pożyczyłbyś go na chwilę?
- Przede wszystkim to mój narzeczony, a więc nie. - Agnese uśmiechnęła się. - Macie tam jakichś Balli w katakumbach?
- Ani mowy. Zatłuklibyśmy takiego gada. Co panienka mówi. A tego, narzeczony? Nie wiedziałam, że wampirzyce wychodzą za mąż. Po co? Ale skoro tamten, no ten co właśnie wylazł, miał te świństwa, to od razu pomyślałam, że baali. Tamte łajdaki są no gdzieś na drugiej części katakumb, ale nikt tam nie łazi. Pojebane draństwo - splunęła na bok. -Nie cierpię baali, właściwie chyba nikt ich nie cierpi, szczególnie nasi.
- Dobra, to trzymam kciuki za dalsze poszukiwania, mamy coś innego do roboty… - Agnese jakby zamyślona zaczęła się wycofywać. Po czym zatrzymała się wpół kroku. - Czerwone Oko jest z wami, czy z tamtymi?
- Nasza szefowa, wiadomo. Tamci to dranie. Uważaj na nich. Twój narzeczony także. Tam są nie tylko baali, ale również prawdziwe istoty, których wolałybyśmy nie spotkać wcale - odparła młoda wampirzyca. - Słuchaj, nudzi mnie się, nie chcielibyście się zabawić? - rzuciła pytanie. - Mam kapcia w gębie po tamtym i chcę się trochę rozluźnić.
- Normalnie nie odmawiam takich propozycji, ale robię tutaj za niańkę i na długo spuściłam swoją podopieczną z oczu. - Agnese wyszczerzyła się eksponując kły. - Wpadłam tu tylko bo miałam cichą nadzieję na zabicie jakiejś wywłoki, ale skoro jesteś swoja… cóż.
- Może następnym razem - jeszcze krzyknęła tamta. - Wylizałabym ci cipę. Eee, tego, wy damulki nie wiecie co to jest, nieważne. Ale mam naprawdę dobry język. Byłam dziwką, wiem doskonale, jak się to robi.
Agnese podeszła do markiza biorąc go pod ramię.
- To co skarbie, wracamy na przyjęcie?
- Oczywiście kochanie - Colonna spojrzał na narzeczoną. Chyba trochę dziwnie się czuł obok tamtej, tak trochę niezwykle mówiącej wampirzycy. Hm, ruszyli, zaś tuż za drzwiami Agnese poczuła jego dłoń, która nagle objęła jej pośladek.
Zerknęła na niego zaskoczona, jednak w związku z ich wcześniejszą rozmową nie zamierzała grać w tą grę. Wampirzyca odezwała się dopiero gdy opuścili pokój.
- Wolałabym cię nie brać do katakumb. - W jej głosie pojawiła się troska. Po chwili dodała szeptem. - Jeśli biega tam taka hołota, nie do przewidzenia jest na kogo się za chwilę rzucą.
- Nie wiadomo … ale też może, może się zdarzyć, że ci pomogę, albo … przeszkodzę. Zdaję sobie z tego sprawę. Chcę iść, ale nie chcę, żeby przez to, że jestem człowiekiem, cokolwiek ci się stało, bo będziesz myślała oraz ratowała mnie - widać było, że gra w nim burza uczuć. Zabrał także dłoń z pupy Agnese. Wampirzyca dostrzegła, że schował swoją rękę za plecami. - Dobrze, zostanę. Może najlepiej nawet wrócę do pałacu - powiedział.
Agnese stanęła do niego przodem, tak, że ich ciała się zetknęły.
- Mój drogi, jesteś dorosłym mężczyzną, nie mogę ci niczego zabronić, ani nic rozkazać. - Ucałowała go delikatnie. - Ale tak, jeśli pójdziesz ze mną, zawsze będę cię osłaniać. Czuję się najlepiej gdy jesteś obok, bo mogę mieć na ciebie oko. - Uśmiechnęła się.
 
Aiko jest offline