Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2018, 13:03   #125
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Uśmiechnięci więc ruszyli żwawym krokiem ku przygodzie wśród podziemnych korytarzy. Przynajmniej tak napisałby poeta, jednak w rzeczywistości trochę nadrabiali miną, może poza wampirzycą, gdyż ona podchodziła do niektórych spraw dosyć bezrefleksyjnie, albo przynajmniej tak się wydawało niektórym. Korytarzem wzdłuż ścian, kolejnymi zakosami, czasami lekko schodzącymi w dół pasażami. Alessio prowadził doskonale odnajdując właściwą drogę, albo przynajmniej sprawiał wrażenie, że wie, gdzie idzie. Przemierzał kolejne przejścia dochodząc wreszcie do schodów. Przypominały kręte schody prowadzące pod ścianami na szczyty wieży, tyle, że te skierowane były ku głębi. Szerokości może będzie pół metra, wiły się wokoło czegoś przypominającego studnię. Szczęśliwie były całkiem nieźle oświetlone szeregiem lamp, których światło przedzierało się przez ciemność tworząc znośny półmrok. Dla faerie nie miało to znaczenia, dla wampirzycy już tak, bowiem widziała obecnie doskonale, zaś dla markiza bardzo tak, ponieważ po prostu widział jakkolwiek przyzwoicie. Schody miały poręcz, którą Alessandro przyjął że szczególnie wymownym westchnieniem. Poza nimi bowiem ciągnęła się przestrzeń bardzo, ale to bardzo daleko prowadząca ku dołowi, głębiej niżeli najgłębsza studnia.
- Idziemy – powiedział faerie ruszając pierwszy. - Uważajcie, są miejscami wyszczerbione. Nie przeszedłem bardzo daleko na nich i tylko wiem, że powinny być dalej drzwi. Musimy uważać.


Wkroczył spokojnie na nie ruszając żwawym krokiem. Widocznie ową część schodów zbadał oraz wiedział, że nie ma tutaj żadnych pułapek skierowanych przeciwko wędrowcom. Agnese ruszyła za faerie, jednak stąpała ostrożnie, wyostrzając zmysły. Z jednej strony nie znała tego miejsca, a z drugiej, był z nimi markiz, którego mimo wszystko chciała pilnować. Dlatego ostrożnie szła rozglądając się. Pętla za pętlą ku dołowi. Powoli zresztą wszystko zaczęło się zmieniać jeśli chodzi o wystrój, jakoś tak powoli, zamiast zwykłej ściany zaczęły występować gładzone kawałki skały wypełnione jakimiś niezrozumiałymi wzorami. Później jeszcze niekiedy pojawiły się wnęki, wewnątrz których stały kamienne gargulce.


Klasyczne szkaradztwa spoglądały na nich z wysokości ścian. Nie poruszały się, były kamienne, jednak wampirzycy wydawało się, jakby ich non stop obserwowano. Dostrzegła delikatny ruch dłoni prowadzącego faerie, który położył swoją dłoń na rękojeści noża. Tylko markiz szedł, owszem pełen obawy, ale szedł bez jakichś dodatkowych odruchów. Wampirzyca miała ostrza w dłoniach, w takich miejscach nie bawiła się w konwenanse. Miała tylko nadzieję, że na górze nie pojawią się jakieś problemy dlatego, że udała się na “spacerek”. Szczęśliwie nic się nie stało. Gargulce jedynie obserwowały ich, alboli tak się tylko wampirzycy wydawało.

Schody nawet najdłuższe kiedyś się muszą skończyć. Także te wreszcie dotarły do swojego celu. Wędrowcy wyszli do korytarza zbudowanego z regularnych płyt, nawet niekiedy zdobionego jakąś mozaiką. Szli prosto, nie było się jak zgubić, bowiem droga wiodła w jedną wyłącznie stronę bez jakichkolwiek skrzyżowań. Identycznie oświetlona, jak schody. Nagle za kolejnym zakrętem kończyła się potężnym zawałem. Wielkie kamienie odpadły z sufitu i zablokowały całkowicie przejście. Nawet wampirze siły nie mogłyby tego usunąć. Faerie jednak nie przejmował się zawałem. Podszedł do pustej ściany po lewej stronie coś szepcząc. Powoli na ścianie ukazał się leciutki zarys drzwi. Wcześniej była pusta, ale po słowach Alessio powoli wyłaniał się obraz wrót. Niewielkich, jednostronnych, właściwie nie różniących się kolorystycznie od reszty ściany, ale coraz bardziej wyraźnych. Aż wreszcie kontury całkowicie zaznaczyły się tworząc wyraźny wizerunek. Szczęknął tajemny zamek zaś drzwi otwarły się ze zgrzytem ukazując dalszy korytarz.
- Czyli nie kłamała - mruknął do siebie Alessio. - Idziemy dalej? -spytał, choć odpowiedź wydawała się całkowicie oczywista.
- A któż ci zdradził taki sekrecik? - Agnese wpatrywała się w przestrzeń po drugiej stronie wrót. - Jeśli panowie pozwolą, pójdę przodem. Może wampirki nie rzucą się na nas od razu.
- Taka brujah. Przeleciałem ją kilka razy. Wiesz, dziewczyna była zadowolona, więc wyśpiewała wszystko, czego potrzebowałem. Osobiście zaś ja miałem ochotę się zabawić, więc transakcja wiązana. Idź więc pierwsza.
- Oh chyba mnie też chciała przelecieć
. - Wampirzyca wyminęła faerie z uśmiechem. - A nawet wypożyczyć sobie Alessandro. Zobaczymy czy nas w coś nie władowała.
Agnese idąc obróciła w dłoniach ostrzami. Broń leżała dobrze w rękach. Szkoda tylko, że strój miała raczej niepraktyczny.

Kiedy poszli trochę dalej przed nimi pojawiło się rozwidlenie. Decyzja: w lewo, czy w prawo? Wampirzyca przyjrzała się uważnie obu korytarzom. Szukała jakichkolwiek śladów obecności… użytkowania. Były wszędzie, na lewo i prawo, właściwe, wydawało jej się, jak przez mgłę, że nawet czuje coś znajomego. Niewątpliwie owo rozwidlenie było wielokrotnie użytkowane. Wampirzyca weszła w prawy korytarz. Najwyżej będą musieli się cofnąć. Jednak nie musieli. Korytarz ciągnął się przez jakiś czas, aż wreszcie otwierał na szerszą komnatę, jeśli można nazywać tak ciemne pokoje. Była duża, okrągła oraz wysoka, sufit jej jakby kończył się kopułą. Oświetlało ją wiele świec stojących na żeliwnych kandelabrach. Poza tym była niemal pusta, bowiem pod jednej ze ścian stał duży, kamienny tron, pod którym leżało kilka rozrzuconych ludzkich ciał. Musieli być niedawno wyssani. Ponadto na tronie siedział kompletnie nieruchomo, potężnie zbudowany, łysy mężczyzna przyodziany we wspaniałą, purpurową zbroję. Przy jego boku spoczywał wielki miecz, który chyba nie sposób byłoby władać jedną ręką. Nie ruszał się kompletnie, niczym martwy, chociaż powieki miał uniesione.


Jednak nawet najmniejsze drgnienie nie poruszało jego ciała.
- Zostańcie tutaj, dobrze? - Agnese ruszyła do przodu nie czekając na odpowiedź swoich towarzyszy. Podeszła prawie pod tron, nie zważając na ciała. Wyostrzyła zmysły obserwując aurę wampira, po podejrzewała, że jest to czerwone oko. Fiolet, lawenda, zieleń oraz mnóstwo czarnych śladów, niby mroczne błyskawice na aurze, taki właśnie był widok na wampira. Ale kim był? Contarini ruszyła do przodu, kiedy nagle z boku usłyszała wesoły śmiech.Doskonale znała go, bowiem był to śmiech stojącej na boku kobiety, która wcześniej ukrywała się gdzieś, pewnie za kolumną. Nosiła króciutki, seksowny strój oraz miała przy sobie węża, niczym maskotkę.


Stanowczo tak, to była ta Setytka, którą kiedyś spotkała oraz biła się wewnątrz karczmy. Agnese zignorowała wampirzycę, jednak wyostrzyła swoją czujność, gotowa na atak. Jakoś bardziej obawiała się siedzącego przed sobą wampira niż setytki, którą mogła ponownie bez problemu zniszczyć.
- Kim jesteś? - Zwróciła się do istoty siedzącej na tronie.
- Jest moim niewolnikiem, zaś ty jesteś już nikim. Bierz tą dziwkę - krzyknęła Setytka, zaś mężczyzna z tronu wyskoczył niby pocisk katapulty. Niewątpliwie używał Akceleracji. Pędził błyskawicznie, zaś Setytka skoczyła na pozostałą dwójkę. Agnese warknęła zirytowana i użyła temporis. O ile przyspieszenie, na początku wydało się jej nienaturalne, to po chwili wampir pędził w jej stronę jedynie bardzo szybko. Miał długi miecz… będzie musiała wejść z nim w zwarcie. Przygotowała się na odparcie ataku. Słusznie, bowiem potężne machnięcie mieczem meżczyzny popędziło prosto w nią. Agnese sparowała ooma ostrzami, krzyżując je przed sobą. Ledwo udało się jej utrzymać ostrze na dystans. Ważne jednak że ich oczy spotkały się. Zobaczyła tam chłód górskiego lodowca. Agnese użyła prezencji, w jej oczach pojawił się gniew, nienawiść, jej twarz przybrała drapieżny, wręcz przerażający wygląd. Właściwie wywołując komiczną reakcję. Potężny wojownik, mocno uzbrojony oraz opancerzony, wyglądający okropnie nagle zatrzymał się, zrobił groźną minę, albo raczej próbował zrobić, bowiem zamiast pokazu siły wyszedł mu grymas przestrachu. Dostrzegła, że lodowiec jego oczu zmienił się z wielkości góry w pagórek, kopiec, wreszcie kopczyk krecika. Gęba ruszała mu się góra - dół, tak raz za razem, jakby nie wiedział co robić. Dał krok później do tyłu. Mieczysko wypadło mu, zaś sam potworny wampir rozglądał się, jakby chciał krzyczeć: pomoooooooocy! Wreszcie ryknął niczym bawół odwracajac się, chcąc uciekać, tyle że nie za bardzo było gdzie, bowiem wyjście znajdowało się wedle linii prostej za straszliwą Agnese. Wampirzyca widząc że stara się od niej uciec, wykonała zwrot i ruszyła w swoim szaleńczym tempie na sSetytkę. Wykorzystując sytuację walczący wampir nagle dostrzegł szansę skrycia się i odrzucając miecz skoczył do beczki stojącej nieopodal tronu, potem zanurkował do środka zakładając jeszcze wieczko od góry beczki.

Tymczasem faerie walczył z Setytką, która wykorzystywała węża, niczym bicz. Trzymała go za ogon oraz machała szybko jak skrzydła wiatraka. Dodatkowo czasami jeszcze dokładając wystrzały z długiego na metr jęzora. Signora Contarini wiedziała, że jedno trafienie mogłoby ubić markiza, zaś ją mocno osłabić. Alessandro tymczasem rozsądnie nie pchał się od przodu, lecz usiłował zajść Setytkę od boku. Przed sobą trzymał wieczko innej beczki, choć wyglądało to trochę śmiesznie. Wspaniale jednak przydało się, kiedy podszedł blisko i jęzor Setytki wystrzelił ku niemu. Gdyby nie wieczko może półmetrowej średnicy, które wyłapało ów strzał spływającego ohydną śliną jęzora, byłoby nieciekawie. Agnese dostała niemal szału. Ta suka odważyła się go zaatakować. NIe zastanawiając się ruszyła swym przyspieszonym tempie na setytkę. Nie wyhamowują dźgnęła nożem w jej plecy, starając się przebić serce. Nie byłoby łatwo trafić walczącą istotą, ale Setytka miała już dwójkę przeciwników, których atakowała próbując jednocześnie powstrzymać ich ciosy, szczególnie faerie. Uderzenie Agnese od tyłu to było zbyt wiele. Potworny cios klingi przeszył jej chłodne, wężowate serce, ona zaś nagle zmartwiała. Zatrzymała się niczym cyrkowiec w niemożliwej pozycji na jednej nodze po to, żeby osunąć się bezwładnie na podłogę. Ciekawe jeszcze, że wieczko stojące przy tronie beczki niekiedy lekko unosiło się, błyskały postem stamtąd jakieś ślepia, potem zaś błyskawicznie ponownie opadało, jakby kompletnie nic się nie stało wcale.

Faerie oraz markiz zatrzymali się ciężko dysząc oraz patrząc pytająco na Agnese. Doskonale widać, iż ta walka kosztowała ich wiele. Jednak mogła być dumna z narzeczonego. Właściwie zdecydowana większość ludzi zamiast bić się przeciwko wampirowi, uciekałoby gdzie kolendra rośnie. Wampirzyca zirytowana tylko zerknęła na leżącą na podłodze wampirzycę i ruszyła w kierunku przerażonego wampira. Jeszcze nie skończyła tu pracy. Zaś jak tamten zorientował się, przestał otwierać wieczko. Agnese podeszła do wampira stając naprzeciwko beczki. Wsunęła ostrze pod wieczko i zrzuciła jednym ruchem osłonę wampira. Znów łapiąc jego spojrzenie.
- Powiedz kim jesteś i kim jest ona. - Powiedziała spokojnie słowa rozkazu.
- Ttttttaaaaakkk - odparł drżącym głosem kuląc się tak, że właściwie wypełniał cały dół potężnej beczki. - Ona jest paniąąąąąą, ja małym kaaaaaaraluszkiem - wydyszał ledwo słyszalnym głosem. - Takiiiiim niiiikiiim, nie trzeba się mnąąąą zajmować, naprawdę paniiiiii.
- Czerwone Oko, to ona
? - Agnese nie ruszyła się z miejsca. Jej głos stał się ciepły niemal czuły. Może ten wampirek był wrażliwy na prezencję. - Czy to ty?
- Czerwone Oko? Wielka pani, ona jest głębiej, ona rządzi. Ani ja ani ta, pooooozwól pani służyć sobie, twój podnóżek byłby zachwycony mieć ciebie teraz za panią.
- Odrąb jej głowę i przynieś mój nóż
. - Agnese spokojnie wydała polecenie, nie stosując już zadnych dyscyplin.
- Oczywiście, pani, a czym? - spytał zaciekawiony wystawiając własna głowę nad beczkę.
- Swoim mieczem. Jesteś dużym wampirkiem, chyba nie muszę ci tłumaczyć takich rzeczy. - Agnese uśmiechnęła się.
- Eee, pani, chciałem cię zadowolić, bo umiem ściąć mieczem, toporem, nożem oraz innymi rodzajami ostrza. Przepraszam, twój pokorniutki sługa chciał ci jedynie dogodzić.

Właściwie wygladało to kretyńsko, jednak potężne wampirzysko chyba miało zakodowany strach przed Agnese, przy której stawał się szarą myszką. Wytuptał z beczki, potem zaś na palcach, niby baletnica podszedł do miecza, wziął go oraz chlup, obciął Setytce głowę. Wampirzyca rozleciała się na drobny maczek, jej wąż identycznie padł. Zaś tamten podszedł ponownie drobiąc do Agnese.
- Czym teraz biedny Toudi może ci służyć?
- Czy kojarzysz jakąś faerie w tych podziemiach
? - Wampirzyca nie odpowiedziała na jego pytanie. Szczerze miała już dość ludzi, którzy chcieli jej tu służyć.
- Faerie, a co to jest faerie, coś do jedzenia?
- Eh.. Toudi… to taka bardzo ładna i bardzo “dobra” pani. Ale dobra w sensie miła, ciepła, a nie smaczna. Może mieć dłuższe uszy, jak tamten pan
. - Wskazała na Alessio.
- Nie wiem, ale Czerwone Oko wzięła kogoś długouchego na przekąskę. Taaaak, chyba wczoraj, albo coś koło tego - próbował policzyć na palcach, jednak średnio mu rachowanie wychodziło.
- A jesteś w stanie nas do niej zaprowadzić, Toudi? - Agnese zaczynała mieć dość wampirów z katakumb. - Z jakiego klanu, ty w ogóle jesteś?
- Oczywiście brujah, twardy wspaniały brujah
- uśmiechnął się od ucha do ucha. - Ale nie mogę zaprowadzić, bo jestem obowiązany być tutaj, Czerwone Oko kazała. Chyba że weźmiesz mnie do siebie? - spojrzał pytająco.
- Nie mogę odrywać cię od obowiązków, jakie narzuciła czerwone oko. Gdzie ja znajdę?
- Hehe rozumiem, dziękuję jaśnie pani
- skłonił się niezgrabnie. Silny niczym góra oraz trep kwadratowy. - Prosto tamtędy do rozwidlenia, potem prosto, łatwo trafić, poznasz królową.
- Dziękuję
. - Agnese ruszyła we wskazanym kierunku. - Chodźmy panowie.
 
Kelly jest offline