Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2018, 21:44   #54
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan trzymał blisko siebie zawsze Johana. Umiejętności rycerza w walce były bezcenne. Nie bez powodu Wedeghe wysłał właśnie jego na ochroniarza swego syna. Jan był pewien, że wuj miał w czym wybierać. Mimo to wybrał jego. Więc nie podważał wyboru mądrzejszych od siebie. Przed nimi stało dwóch ludzi Glande. Wpatrywali w mgle zagrożeń. Mitycznych potworów i mar. Całe towarzystwo liczyło sześciu ludzi Glande. Dwóch stało po bokach Jana i Johana. Dwóch strzegło pleców. Prócz nich był z nim Kamir i Krzysztof i ozdrowiały po ostatniej awanturze Wąchacz. Hamsa i Agabek zostali z Ludą i pozostałymi w wiosce Glande. Jan był czujny w nowym miejscu i również się rozglądał.

Ghulica nie dość, że za rękę go złapała i ponaglała słownie, to i jeszcze ciągnąć poczęła w głąb zasnutego oparem pomostu.
- Pani czeka, pani juże o tobie wie - tłumaczyła z naciskiem.
- Cieszy mnie to. Nie wypada jednak przed starszymi do przodu się wyrywać. Zaraz ruszymy wszyscy. - Jan nie był głupi to mogła być pułapka jakaś. June miała jakiś rodzaj władzy nad Samboją. Jan zdecydował się na wyprawę zgodnie z ustaleniami ze starszą. Stąd liczył, że utrzyma ewentualne wrogie zamiary zdala od Jana.
- Ale pani na ciebie czeka! - ghulica była mocno niezadowolona jego brakiem entuzjazmu i opieszałością. - Przygotować się nie zdążysz! Pola nie obejrzysz!
- Jest czas na wszystko moja droga. Etykieta też ma swoje zasady. Z Panią twą za moment się spotkamy. - Jan odpowiedział ze spokojem.
- Myslałam, że jesteś inny, panie - fuknęła ghulica i wywinęła usta z niesmakiem. Po czym… zniknęła we mgle, z której Jana zaraz dobiegło wołanie Jaune.
- Biesy mgłę nadali, gdzieżeś ty, mości Janie?
- Tutaj Pani. - odpowiedział Jan. Była tuż za nim chyba. Jej tratwa dobiła zaraz po nich do brzegu. Poczekał na nią chwilę aż się zrównają.
- To i dobrze. Jużem myslała, żeśmy się w oparze jako dziecka pogubili. Bierz Birutę pod rekę i trzymaj się moich pleców.
- Tak uczynie. - Jan oczywiście chwycił Birute pod rękę z nieskrywaną radością. Temu rozkazów oboje musieli ulec mimo dąsu Pani jego serca. Pogładził nawet jej rękę czule jakby w geście pojednania. Po czym oboje skryli się poniekąd za plecami June.

Przez moment wyglądała, jakby rękę chciała mu odgryźć sama, nie fatygując milczących ghuli czy potworów, które być może miała na swej smyczy i które podążyły za nią na wyspę na jeziorze.
- Jest i Eufemia…
Ciemnowłosa wampirzyca wyglądała na chorą, a gdyby odraza miała taką moc, unosiłaby się pół łokcia nad gruntem.
- Mieliśmy nie płynąć na wyspę - przypomniała cicho, a Jaune parsknęła.
- Samboja zmieniła zdanie. Nie pierwszy raz to i nie ostatni. Rozchmurz liczko i ciesz się, że w swym leżu zechciała nas gościć.
- Trzymaj się blisko mnie. Osłonię cię w razie czego. - rzekł w mowie umysłu do Eufemii. Mogli mieć rozbieżności interesów ale nie życzył jej źle. Na głos zaś rzekł.
- Bądźmy czujni.

Słodki Jezu, pomyślał sobie Jan dwa pacierze później. Ile ona miała lat, gdy ją dopadł jakiś nieumarły wynaturzeniec? Dwanaście? Trzynaście?


Po Chorotkowych peanach spodziewał się niewiasty dojrzałej także wyglądem. Tymczasem Samboja była dziewczątkiem o ognistych włosach i delikatnej cerze, uśmiechu może i trochę zadziornym, ale w sumie niewinnym. Jakże się różniła od swych wojów o szalonych oczach, pogryzionych wargach i pomalowanych twarzach.

Z Jaune wymieniły pocałunki, jak siostry, bez klękania czy płaszczenia się.
A potem Samboja otworzyła usta i czar zdeptanej niewinności i dziewiczości prysnął jak sen jaki złoty. Nie chodziło nawet o to, że wnętrze ust miała całkowicie czarne, tzmiską sztuką odmienione czy zabarwione jakimś mazidłem, jeden czort. Szło o dźwięk, co się z gęby ryżego dziewczątka dobył, mrożący nawet nieumarłą krew w żyłach straszliwy wizg, któremu zaraz zawtórowali wyciem i waleniem Sambojowi wojowie.
- Krew dla Czarnoboga! Krew dla Czarnoboga!
Jan do Johana zwrócił się w mowie umysłów.
- Spodziewałem się pojedynków. No może nie turnieju rycerskiego ale czegoś godnego. Teraz odmówić zniewaga, wziąć udział…- westchnął - Czarnobóg wiesz kim on jest? Bo zdaje się spragniony wielce. - zapytał rycerza. Johan albowiem miał sporo wiedzę, w dziedzinach wybitnie nie rycerskich.

Jan przypatrywał się wiwatom w milczeniu. Przypomniał sobie również słowa jednego z druhów, że to tylko na pokaz. Fałszywą kapłanką jest Malkavianka, tak mu prawił. Czarnobog kolejny bóg w tej ziemi zakorzeniony. Poganie mieli wiele twarzy, ta była tym okrutnym odcieniem. Młody Tzimisce nie uczynił nic więcej. Czekał na rozwój wypadków i odpowiedź kompana.

- Demon, co złym losem zawiaduje - odparł Johan przez zaciśnięte zęby. Tymczasem ghulica o poczernionych oczach podsunęła się do swej pani i w ogólnym gwarze coś jej szeptała na małe uszko skryte w ognistych lokach. Samboja poderwała głowę i obdarzyła Jana najpiękniejszym z uśmiechów. Aż mu nogi zmiękły, choć przecie Birutę miał tuż obok. Aż nie mógł uwierzyć na nowo, że to wdzięczne dziewczę zarzyna ludzi na kamiennym ołtarzu i trwało w ostrym, bezpardonowym konflikcie z Leszym.
Samboja uniosła drobne dłonie i wrzaski ucichły. Wskazała na swą ghulicę, ta zaś przemówiła.
- Oto Jan ze Skrzynna, syn Bożywoja, wnuk Zoltana! - zakrzyknęła - Co się w walkach z Zakonem wstawił, a dziś krew przeleje ku chwale naszego pana!
Jazgot wszczął się niemiłosierny, a Samoboja znów uniosła dłonie, tym razem przemówiła sama.
- Druh druha naszego Chorotki sam wybierze broń i przeciwnika pośród was!

Jan zrozumiał zbyt późno, że Johana niepotrzebnie na cierpienie wystawia. Sam straci w jego oczach. Czuł, że tu i walka będzie sroga i ofiary zaraz za nią. Byli tu jednak gośćmi. To nie Jan ustanowił tu prawo czy obyczaj. Ciekawe czy prosty i szlachetny Johan dostrzeże te szczegóły. Czy jedynie osądzi w duszy i wyrok wyda. Jan się pocieszał, że Johan ogarami szczuł starców, kobiety i dzieci. Rozszarpywani na strzępy żywcem byli. Znalazł dla tego wymówkę i uzasadnienie. To może i Jana potraktuje tą samą miarą? Biruta go do Gangrela przyrównała. Zapomniała jednak, że w dzikich ostępach posłuch ma ten kto ma siłę. Lotny umysł też był wymagany. Siła mogła się objawiać w dziwnych mocach ale być musiała. Ta walka mogła być pokazem, prezentacją Janka. On syn Bożywoja tu jest i się nie boi. Okazać słabość w stadzie wilków to stracić reputację i pozycję w najlepszym razie. W najgorszym śmierć bo słabość zwęszą.

Jan wyciągnął miecz. Wskazując jednocześnie, że to właśnie na taki rodzaj broni potyczka będzie. Wyszedł przed wojowników Samboi. Nie zamierzał nawet wśród kukieł jakimi byli nikogo do walki przymuszać.
- Kto z was biegły i chętny by miecze skrzyżować? - powiedział do wojów. Zastanowił się równocześnie nad słowami Samboi. Czyżby Chorotka faktycznie wpłynął na postrzeganie Jana przez Samboję? Czy gra to tylko była na uśpienie czujności.
- Strach was obleciał, co? - zakrzyknęła ghulica.
Odpowiedziały jej śmiechy i walenie w tarcze.
- Tedy zmilczcie i posłuchajcie tego! Gdy się Jan ze Skrzynna godził na walkę, to o likantropa prosił! Do walki jeden na jednego!
Widać bardzo poważnie podeszła do swojej obietnicy, że za młodym Diabłem przemówi. Uśmiechy zbladły nieco, a ze swego miejsca Jan widział, że pierwsze szeregi wojów lekko się przerzedziły. Wreszcie z tłumu wystąpił jasnowłosy młodzieniec.

Jan odpowiedział waleniem w swoją tarczę ustępując miejsca na placu odważnemu. Swoisty wyraz szacunku. Sam już poważnie zwątpił. Wojownik który wyszedł nie lękał się śmierci ni niczego. Skoro po takich zapowiedziach ghulicy stanął do walki. Tylko w jakiej sytuacji stawiało to Jana? Począł wzmacniać się krwią do maksimum swoich możliwości. Zamierzał potraktować go poważnie i w maksymalnym skupieniu. Uśmiech też posłał Birucie. Zwyczajnie gdy na nią spojrzał ostatni raz przed walką nie mógł się powstrzymać. Miał nadzieję, że nie padnie w tym boju. Chociażby dlatego, że wtedy ostatnim gestem, jakim obdarzyła go pani jego serca, byłoby pokazanie języka. Zerknął na myśli swego przeciwnika… ten zaś myślał o pięknej Samboi, całującej jego stygnące usta… jego przeciwnik nie tylko nie bał się śmierci. On jej wręcz pożądał jak odwiedzin kochanki.
- Ty… pierwszy - rzekł łamanym ruskim.
No tak. Zaszczytem jest ginąć dla tych co żyją tylko dla uwagi swej Pani. Jan był skoncentrowany i rozpoczął walkę. Zakochany czy otumaniony szałem nadal może kąsać. Tarcze poprawił w ręku i naparł szybkim wypadem.
 
Icarius jest offline