Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2018, 23:29   #806
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
24 Sigmarzeit 2513, przed południem

Ustalono jednak, że straż miejska to zbyt dużo jak na możliwości bohaterów. Kugelschreiber pieklił się i zżymał, ale kompania nie ustąpiła. Zdecydowali, że nie będą zadzierać ze skorumpowaną, ale wciąż władzą i ścieżki ich oraz wynalazcy rozejdą się. Oczywiście Kugelschreiber nie zamierzał im nic zapłacić, gdyż nie wywiązali się z zawartej z nim umowy. Pepik nie ukrywał natomiast żalu, gdyż w końcu jego kucharski zmysł był doceniany. Rozstali się w niezbyt przyjazny sposób, gdyż Kugelschreibera w żaden sposób nie dało się udobruchać. Czuł się osobiście dotknięty i nie zamierzał rezygnować z odzyskania pieniędzy, a awanturników nazwał tchórzami.


Lothar, już po opuszczeniu Geflugelsalad udał się na spotkanie z Wornbechlerem, od którego kupił kilkadziesiąt beczułek wypełnionych winogronowym sikaczem. Ustalił też szczegóły załadunku, który miał zostać zakończony mniej więcej w tym samym czasie co usuwanie uszkodzeń. Wyglądało na to, że będzie można odpłynąć w stronę Grissenwaldu już rankiem.

Pozostała trójka awanturników, ostrzeżona o obecności w mieście podejrzanych typków przyczaiła się w „Starej Oberży“, całkiem przyzwoitym, klimatycznym zajeździe, zlokalizowanym na lewym brzegu Stiru. Liczyli na to, że w oddaleniu od centrum miasta nie zostaną wyśledzeni. Co okazało się prawdą.


Załadunek trwał gdy bohaterowie pojawili się na łodzi. Dwóch szkutników i stolarz kończyli właśnie mocować ostatnie elementy uszkodzonego poszycia. Rzeka wolno wracała do normalnego stanu po ostatnich ulewach, a pogoda ustatkowała się, chociaż było chłodno, a niebo zasnuwał szczelny całun szarych chmur.

Nim skończono przygotowania do wypłynięcia z kemperbadzkiego doku, awanturnicy mogli posłuchać plotek, które w takich miejscach były szczególnie obfite, nie wspominając o stopniu ich fantazyjności. Mówiono o atakach bandytów na wszystkich szlakach Imperium, które nasilały się w ostatnich tygodniach tak bardzo, że groziły zerwaniem łączności między Prowincjami, a Elektorowie zaciągali do służby nowe oddziały strażników. Mówiono nadal o uwięzionym w twierdzy Reikguard następcy tronu, a pomysły dlaczego się tam znalazł mnożyły się jak grzyby po deszczu. Mówiono o nagłej chorobie Imperatora i spekulowano o sukcesji. Ktoś przywiózł wieści z północy, gdzie spory między Ulrykanami a Sigmarytami przybierały na sile, podobno w kilku miejscowościach doszło do linczów i walk ulicznych. Bardziej lokalnie, ktoś opowiadał o kolejnych trupach wyłowionych z Reiku na południe od miasta. Nawet w zeszłym tygodniu wyłowiono jakiegoś nieszczęśnika, który był porośnięty futrem, a oczy zamiast w oczodołach znajdowały się na wypustkach wyrastających z czoła. Oczywiście nikt nie śmiał nazwać denata mutantem. Mówiono też o pewnym miejscu, położonym nad samą rzeką i przestrzegano aby do się do niego nie zbliżać, zwłaszcza, że arystokratyczny ród tam mieszkający cieszył się odwiecznymi imperialnymi przywilejami. Chodziło o Wittgendorf, siedzibę von Wittgensteinów, którą nawet łowcy czarownic omijali z daleka.

I gdy Dumna Syrenka odbiła od brzegu, Wolfgang omiatając spojrzeniem niebosiężne klify, na których stało miasto dostrzegł zjeżdżających na drabince dwóch obwiesiów. Dokładnie tych samych, którzy podążali za drużyną od Altdorfu. Tym razem nie mieli szans dogonić barki, która właśnie wpływała w główny nurt rzeki.


Dzień później na horyzoncie zamajaczył wznoszący się nad brzegiem Reiku zamek Wittgenstein. Z tak dużej odległości wyglądał na opuszczoną, podupadłą ruinę i dopiero przyjrzenie się pozwalało stwierdzić, że most jest uniesiony, a na basztach powiewają proporce. Nim jednak Syrenka dotarła do zamku i leżącej w jego cieniu wioski Wittgendorf, w kierunku barki ruszyła niewielka, żaglowa łódka, na której znajdowało się kilka osób. Była to łódź rybacka, a jej kapitanem była tęga, krótko ostrzyżona kobieta o blond włosach zmierzwionych wiatrem.

- Ahoj! Tam na barce! - zakrzyknęła. Miała mocny głos, z wyraźnie zaznaczonym północnym akcentem. Brzmiała niemal jak mężczyzna. - Na Hungerfoulta i jego wodne dziwki! Dobrzy ludzie, unikajcie tego gniazda zepsucia! - wskazała wytatuowanym ramieniem na widoczny w oddali zamek. - Trzymajcie się lewego brzegu!
 
xeper jest offline