Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2018, 22:33   #143
Selyuna
 
Selyuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Selyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputację
Spotkanie zespołu i z zespołami, godzina 18.

Howl parsknęła śmiechem na etapie “chuj im w wyprane mózgi”, ogólnie jednak od momentu przybycia do Alamo była dość zgaszona, a jeśli coś mówiła, były to monosylaby. Teraz też siedziała milcząco, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie, w jakimś najmniej zwracającym uwagę kąciku. Całkiem możliwe, że momentami przysypiała, bo wyglądała na zmęczoną.
Również Chris z początku się nie odzywał.
“Na buziaczka?” odpisał Natashy, ale w załączniku dodał lokalizator plików rozsianych po sieci. Starał się nie patrzeć przy tym na Liz.
Atmosfera była raczej mało koncertowa, lecz Anastazji to chyba nie ruszało. Kręciła się wszędzie i paplała od rzeczy, promieniejąc wkurwiająco dobrym humorem. Gdy skończyła wyginać się przy lustrze i wreszcie miała klepnąć na tyłku, by wypalić fajkę, za miejscówkę wybrała kolana Billy’ego.
- Czeeeeść! - zagadnęła go z przesadną kokieterią - Fajnie było w kiciu?
- Anastazja chyba chce wiedzieć czy musieliście komuś ciągnąć druta - zagadnęła Liz, która wracała akurat od strony lodówki z zimnymi browarami. Jeden podała Billy’emu a drugiego podsunęła pod nos Schizo, do którego się zresztą dosiadła.
Ghostyler zaśmiał się i odmówił gestem dłoni.
- Mówiłem, nie piję. Nawet piwa. Nic co zaśmieca umysł. Straight Edge, skarbie.
- Ale piwo to nie alkohol - odparła Liz jakby objaśniała mu, ze ziemia nie jest naleśnikiem przytrzymywanym przez dwa słonie.
- Wy tylko o seksie, co? - rzekł przesadnie dramatycznie Rebel Yell, niemal odruchowo obejmując Anastazję w pasie. - W kiciu nie byliśmy. To był areszt śledczy. Małe klitki, nieciekawe towarzystwo. Jedyna w nim panienka to… - Billy nagle przerwał wypowiedź. Siedząca na nim skrzypaczka, poczuła jak przechodzi przez jego ciało nerwowe drgnięcie. - ... była stara i brzydka. A obciągania nie było. Nie zdążyliśmy się wynudzić.
De Sade zachichotała. Nie odpowiedziała od razu, bo delektowała się papierosem. Po chwili wstała gwałtownie z kolan Billy’ego i przesiadła się na wolne siedzenie naprzeciwko.
- Ciekawe czy dziś zabije. Wie, że jest pod lupą, ale jego też jara napięcie. No i fejm. Większego fejmu szybko nie zgarnie. Ja bym to zrobiła dziś na jego miejscu... - Powiedziała w zamyśleniu, gapiąc się na sufit.
- Gliny myślą chyba podobnie. - Sully skrzywił się gdy Vandelopa przywołała mało optymistyczny temat. - Też mnie wkurwiają covery. Dziś są zespoły, co jadą tylko na coverach i remixach, nic swojego, odgrzewanie do porzygu - zmienił temat odpalając fajka i zwracając się głównie do Schizo. - Czasem jednak cover znaczy więcej. Gadaliśmy o tym dziś z Liz. Dobrze dobrane kilka kawałków, a choćby i jeden, jakaś jebana klasyka, coś co znają wszyscy. Zagrany przez nas, zaśpiewany przez cały tłum, to może dać im kopa i siłę bardziej niż najbardziej mocne nasze utwory.

- Whatever, man… nie mam teraz głowy do tego. Zagramy co żeście zaplanowali. Choćby nursery rhymes jeśli was to kręci. - stwierdził ugodowo Billy, choć wyraźnie spochmurniał na wspomnienie Melomana.
- Daj dymka… - zwrócił się do Anastazji.
- To weź dymka. - Droczyła się z nim skrzypaczka, nie ruszając się ze swojego siedziska i ostentacyjnie wypuszczając dym z ust.
Rebel Yell nie zamierzał odpuścić tej prowokacji. Wstał i nachylił się ku siedzącej naprzeciw niego dziewczynie, by poprzez pocałunek przejąć papierosowy dymek z jej ust. Nie opierała się. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że ta dwójka podjęła grę w rodzaju “kto pierwszy się oderwie, ten przegrywa”. A co gorsza… ani on, ani ona nie zamierzali przegrać, przechodząc w coraz bardziej namiętne połączenie ust, co by Billy miał pewność że nie umknie mu nawet jedna smużka dymu.
Saksofonista po dotarciu do Alamo, nie myślał o niczym innym jak tylko złapać kilka tudzież kilkanaście minut snu.
W areszcie nie zmrużył nawet oka, za każdym razem, gdy tylko próbował, jego wyobraźnia kształtowała obraz Tyrese’a stojącego nad Joshem. Z ust Murzyna nie schodził uśmiech...
Nie czuł się na siłach grać dzisiaj tego koncertu. To nie był jego czas.
Otworzył pięciogwiazdkową metaxę, która zakupił od Boba i zaczął ją powolutku sączyć.
Przyglądał się z rozbawieniem reszcie ekipy, bo tylko w ten sposób był w stanie przegnać upiorne myśli ze swojej głowy. Ciężko mu jednak było skupić uwagę, jego powieki stawały się coraz cięższe, a wzrok nieostry, w końcu organizm się poddał.
Do połowy pełna butelka wypadła z jego ręki, przeturlała się po podłodze, rozlewając słodki nektar wszędzie dookoła. Odpłynął.
Liz podążyła wzrokiem za toczącą się butelką.
-To napiszmy coś razem. My, Kill the Man i Schizo. Coś co porwie tłum. Po zwrotce na band i refren, który podchwycą ludzie. Tytuł: Alamo. Albo, kurwa, coś w ten deseń.

Anastazja gwałtownie przerwała migdalenie się z Billym i spojrzała zdziwiona na wokalistkę.
- Pojebało cię? Jak my to zagramy? Tekst to nie wszystko. Tu trzeba dograć instrumenty, głośność, kto po kim wchodzi. Normalnie musimy się ogrywać po parę dni z utworem a ty chcesz stworzyć kociokwik! - Powiedziała i szybko mruknęła do Rebel Yella - To się nie liczy.
Czerwonowłosa wyglądała na oszołomioną, ale i zaintrygowaną. Nawet zapomniała o papierosie, z którego popiół właśnie poleciał na podłogę.
- Ale coś w tym jest... - odezwała się de Sade znów do wszystkich - Może nowy tekst pod jakąś znaną melodię? Żebyśmy wiedzieli jak zagrać, jak idzie rytm, ale słowa napisane dla Alamo.
- Wporzo, tylko pamiętajcie, że uprawiam trochę inny styl muzyczny - uśmiechnął się Schizo. - Zresztą ja improwizuję, więc jak coś wymyślicie to mogę zarzucić zwrotką pod jakiś riff.
- Zagrajcie, kurwa, "The Star-Spangled Banner" - wyszczerzył się Riot Master. - Dobra, my musimy iść się pomału rozstawiać a wy się naradzajcie, możemy się zawsze podłączyć, chociaż będziemy raczej udawali, że z wami gramy, he. Narka - skinął na kumpli i Kill The Man wyszli, ze swoim liderem wyjącym zachrypłym głosem hymn Stanów Zjednoczonych:

And the star-spangled banner in triumph doth wave,
O'er the land of the free and the home of the brave!


Schizo prychnął i wstał.
- To ja też się przejdę obejrzeć scenę. I przejść się po Alamo - oznajmił, wychodząc za punkowcami.

- Można użyć, tego… jako podstawy. - Billy zaś wystukał coś na swoim eglass i puścił z netu muzyczny kawałek.
Howl aż się poderwała. Była tak niewyspana, że wszystkie dźwięki rozlegały się w jej głowie głośniej i jakby ostrzej, przez co teraz wyglądała na nieco zdezorientowaną. Poprawiła marynarkę, którą wcześniej zarzuciła sobie na ramiona, a która teraz się zsunęła, i na powrót usadowiła się w pozycji pół-leżącej.
- Sprawdźcie może, czy JJ oddycha. - Skomentowała lakonicznie.
-No dobra, to się nie uda - Liz szybko wycofała się z pomysłu. - Nie, kiedy połowa kapeli śpi lub prawie śpi. Zarządzam przerwę do wieczora. Jak wszyscy zbiorą się do kupy, odeśpią, przeruchają czy co tam naglącego mają do zrobienia, zbierzemy się na próbę. Wybierzemy jedną z gotowych setlist i postaramy sie tego nie spierdolić. - Z sykiem otworzyła piwo Schizo i pociągnęła łyk podnosząc się z kanapy. - Amen.
- Y... - Howl aż zdjęła okulary. - Ale jest wieczór. I za godzinkę muszę spadać, bo dograłam że wpadnie tu ekipa dziennikarzy z Amuse. Alamo się to bardzo przyda, nie? Gaultier powiedział że przydzieli im swojego człowieka, żeby nie węszyli gdzie nie trzeba, ale się zobowiązałam że też z nimi połażę. I może po prostu zagramy “God save the queen”, w tej wersji “God save the Alamo”, Sex Pistols zawsze spoko, punks not dead, przerobimy sobie wspólnie tekst? - Widać było że zmęczyła się tą wypowiedzią, chociaż jak na nią nie była jakoś przesadnie długa.

De Sade po szoku spowodowanym pomysłem Liz jakby spoważniała. Widać, że zaczęła temat traktować na serio. Przesunęła się w stronę śpiącego JJ’a i położyła sobie jego głowę na kolanach. Potem rzekła.
- Billy, twój pomysł fajny, ale zbyt undergroundowy. Nie wszyscy to znają. Howl, twój pomysł mi się podoba, ale boję się, że tu też utwór jest jednak za mało znany. To musi być coś, co ludzie kochają, a po naszej aranżacji opipieją z radości. Jak Satisfaction Stonesów, Tunder AC DC... coś co wżyna się samo w łeb od pierwszych dźwięków... - Spojrzała na Howl i zmrużyła oczy - Królowa... idźmy tropem królowej... Mam! Queen! We are the champions! Bez zmian, po prostu wszyscy razem na pełnej kurwie. Co wy na to?
- Wolałabym coś mniej popowego. No i żeby było o buncie albo rewolucji, bo mnie to trąci czołówką do retransmisji z cyberigrzysk - Liz wzruszyła ramionami. - W takiej formie nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Zróbmy, kurwa, losowanie. Wybrany kawałek gramy wszyscy bez kwękania.
- Zgadzam się co do słów o buncie - Howl skinęła głową. - Też dla mnie ważniejszy przekaz niż znana melodia. Ale jak chcecie losować to beze mnie. Ja się mogę dostosować po fakcie.
Saksofonista, majacząc sennie dodał - Scott McKenzie, utwór San Francisco. - Po czym mocniej wtulił się w kolana De Sade.
- Może być cokolwiek co... Wszyscy znamy i nie spartolimy, bo nie będzie czasu na ćwiczenia. - zadecydował Rebel Yell spoglądając po całej ekipie. Podrapał się po policzku wyraźnie czymś… zmartwiony.

- Mi pasuje “We built this city on rock’n’roll” - odezwał się Chris coraz bardziej zmęczony tą dyskusją. - Zmienić city na Alamo, jest w tym pewien bunt, jest o korpo, jest o Frisco, znany jak cholera. Niszowe nie mają sensu. - Kiwnął głową Anastazji wskazując, że się z nią zgadza.
- Nie no, jesteśmy zajebiści... - Vandelopa już miała się roześmiać, ale przypomniała sobie o drzemiącym na jej nogach koledze. Dla jego komfortu więc wstrzymała się z bardziej gwałtownymi reakcjami.
- Dobra, jak wam Queeny nie pasują, to mój głos idzie na propozycję SillyBoya.
- Sami sobie grajcie cokolwiek - Howl podkreśliła słowo którego wcześniej użył Billy. - Chcecie coś z buntem i znanego to zróbmy “Wake up” Humanwine, stary kawałek ale kilka lat temu scoverował go ten band którego liderem jest Tom Hiddleston junior, jak tam się ta jego kapela nazywa, Götterdämmerung? No i wszyscy to znają i o buncie. I Billy, nie pierdol, spokojnie jeden kawałek zdążymy przećwiczyć.
- Taaa - perkusista pokiwał głową - o ile nie usną nam przy tej kołysance zanim się rozkręca. A i “Wake up” nie ma pierdolnięcia, przekaz jest jebnięcia zero. Słabe życie songu. Jak dla mnie kiepskie jak na cover kończący koncert. A jak jakiś cover znanego coveru, to może ”We’re not gonna take it” odświeżone nie tak dawno przez The Faggots? Żywe, o walce, buncie…
- Ok Howl, jeśli twierdzisz że czas do 22 starczy na przećwiczenie go… to jak dla mnie może być twój kawałek. - stwierdził pojednawczo Rebel Yell.

- Ja jestem wciąż za T-Rex, Children of the Revolution. Bardziej wymownie się nie da, ma świetne muzyczne wejście co wpada w ucho a aranż można zrobić mocniejszy, z tempem i napierdalaniem aż do finału. No i w refrenie wszyscy ryczą chórem plus tłum - Liz usiadła z powrotem i odpaliła fajkę jakkolwiek jej mina zaświadczała, że już niedowierza, że uda im się dojść do konsensusu. - Proponuję głosować. Każdy wybiera jeden kawałek prócz tego, który sam zaproponował. Ja jestem za Creed, dawać dalej i podliczamy.
- But you won't fool the children of the revolution. - Zanucił cichutko przez sen JJ.
- Niech będzie Children of the revolution. - Bily przychylił się do obecnie najbardziej popularnego wyboru.
Anastazja spojrzała na leżącego na niej JJ-a, który nie wiadomo już czy spał, czy korzystał z okazji. Pokręciła głową z rozbawieniem i pogładziła jego zmierzwioną czuprynę.
- Dobra, też się przychylam. W końcu sami jesteśmy dziećmi rewolucji.
- Refren dobry. Zwrotki chujowe, zwłaszcza druga o wożeniu się rolls-royce’m. - Howl skwitowała lakonicznie. - Chyba że napisać dwie równie proste, własne.
- Można. To raptem cztery linijki, nawiążemy do Alamo. A refren jest w punkt i instrumentalnie i rytmicznie kawałek wymiata. Saks i skrzypce wzbogacą całość, środek aż się prosi o jazgot i rozpieduchę. Próba? - Liz klasnęła w dłonie i się podniosła.

- Kto przerabia zwrotki jest zwolniony z próby. Dopóki nie przerobi. - zaproponował Billy. - “Children…” jest klasykiem… łatwo będzie go opanować. Grałem go przynajmniej… osiem razy w życiu.
- Aye. Mamy jeszcze trochę czasu, możemy to dograć w praktyce, na próbie. - Sully radośnie kiwnął głową wieńcząc wybór jednomyślnością. Przynajmniej ich bandu. - Kto przerabia tekst na bardziej związany z Alamo?
- Wszyscy? Burza mózgów z instrumentami w ręku? - Howl gapiła się w powietrze przed sobą, czyli najpewniej sprawdzała coś w sieci. - Chwyty łatwe, nawet nie muszę tego ćwiczyć. Tylko musicie mi wybaczyć jeśli was na trochę zostawię dla mojej tajnej misji o której mówiłam wcześniej.
- Ja odpadam. Nie mój styl tworzenia. Zresztą tekst to nie moja działka. Wolę nuty. - odparł Billy wyjaśniając swoje stanowisko. Dobrze zresztą znane. Rebel Yell rzadko pisał teksty, a jeśli już to w owym jego “Azylu”.
- Kiedyś trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. - Howl stwierdziła lekkim tonem, zdawała się nie poświęcać wiele uwagi reakcji Billy’ego. W jej głowie z kolei zaczęła się rodzić jakaś wizja, co było widać po rosnącym ożywieniu. Nawet wyciągnęła z kieszeni skręta, ale nie zapaliła go, tylko obracała w dłoniach, w końcu wetknęła za ucho. - O, właśnie, jeszcze jeden pomysł, możemy jako zwrotki zrobić jakiś mash-up z innego utworu. Albo posplatać kilka. Jaki kawałek o buncie ma od pierwszych słów genialnego powera?

Nim ktoś zdążył odpowiedzieć zapikały holofony.
Chrisowi odpisała Natasha:
Cytat:
“Na buziaczka też. : * Przepraszam, przez tą sprawę siedzę jak na szpilkach. Gadałam z szefem o jutrze. Mission to dzielnica Dobrych Glin, więc mamy zabezpieczać sąsiednie ulice podczas eksmisji. Współpracować z Pacyfikatorami… nikomu się to nie uśmiecha, ale siła wyższa. W każdym razie na teren samego Alamo nie będziemy mogli wejść, możemy za to podjechać pod któreś wejście. Na pewno nie pod główne, tam będzie najgoręcej. Sprawdzałam plany, są jeszcze trzy, plus dwa wjazdy do podziemnego garażu. Teraz wszystko oczywiście zastawione barykadami. Pewnie jutro zobaczymy gdzie będzie najłatwiej i damy znać w ostatniej chwili.”
Howl i Liz dostały zaś jednocześnie tą samą wiadomość od Dale’a:
Cytat:
“Cześć, jestem z ekipą holowizyjną pod głównym wejściem, robimy wywiad z Gaultierem.”
Wystarczyło zresztą wyjrzeć przez okno, żeby dostrzec więcej wozów transmisyjnych i ekip oraz dronów różnych serwisów informacyjnych i stacji, filmujących gromadzący się na placu tłum. VIP-room znajdował się bezpośrednio nad głównym wejściem i jego okna wychodziły na południe. Na zachodzie słońce schowało się już za linią zrujnowanych budynków, które skryły plac w swoich cieniach. Koncert miał zacząć się za niecałą godzinę występem Kill The Man, którzy instalowali się właśnie na tarasie poniżej.

- Hmm, no to nara. - Howl podniosła się i zapaliła skręta, ale do drzwi ruszyła niespodziewanie żwawo, niczym Liz która właśnie wciągnęła kreskę.
Billy zaś wstał i podszedł do okna i spoglądał przez nie na zebranych dziennikarzy. Na jego obliczu nie było radości tylko zamyślenie. Najwyraźniej nie zdecydował, czy to widział było zwiastunem pomyślności czy raczej kłopotów. Z pewnością otoczka medialna uchroni ich przed nadużywaniem prawa przez Pacyfikatorów, ale co jeszcze poza koncertem uchwycą wścibskie teleobiektywy?
- To ja też spadam. Mój brat tam jest z ekipą holowizyjną - wytłumaczyła Liz i leniwym krokiem ruszyła za Howl. - Po koncercie trzeba obgadać kontrakt i menadżera.
- Trzymajcie się. I pamiętajcie, że gadanie głupot to moja dola. Nie życzę sobie konkurencji. - Pożegnała obie kumpele po czym zwróciła się do pozostałych członków zespołu.
- Dobra panowie, a my odpierdolimy tekst, że mucha nie siada. - Zarządziła, biorąc się pod boki jak rasowa gospodyni. W końcu Alamo to był jej dom.
 

Ostatnio edytowane przez Selyuna : 13-02-2018 o 22:43.
Selyuna jest offline