Andre uważnie obserwował mnicha kiedy ten głosem pełnym patosu chwalił swego boga. Dostrzegł błysk w oku kapłana, który bardziej pasował mu do ulicznego cwaniaczka niż wielebnego.
"On nie jest taki głupi, na jakiego wygląda" - pomyślał
al`Thor. Wiedział, że przedstawienie jakie odstawił wymachując drewnianym dragiem, było raczej na pokaz, gdzie on ze swoją tuszą mógłby mierzyć się z jego szermierską finezją?
Poza tym, spór na środku traktu mógłby zwrócić uwagę ścigających. Już myślał, że zostawił za sobą siepaczy
von Steinacha, kiedy wpadł głupio w łapy osiłkom
Mekratha. "To nie jest mój najlepszy dzień" - odezwała się w nim nutka refleksji. Bandyci raczej będą niemiło wspominać konfrontacje z nim, a właściwe z jego rapierem. Zobaczywszy jednak jak dwóch kompanów pada od ciosów jego broni, sięgnęli po kusze ...
"I oto jestem" - pomyślał, obserwując spod ronda szerokiego kapelusza mnicha i jego wierzchowca.
"Jak ja mogłem skusić się na taką chabetę" - myślał, patrząc jak muł ledwie stoi na nogach dźwigając otyłego wielebnego
Benta.
Schował pięknie zdobiony sztylet do pochwy przy pasie. Brązową skórzaną kurtę, kryjącą w wewnętrznych kieszeniach osiem sztyletów do rzucania, pozostawił rozpiętą. Tak na wszelki wypadek ...
-
Wybacz mi wielebny moje krotochwile, na które mi się zebrało w iście złej godzinie. Me niegodne i arcyśmieszne poczynania, spowodowane są napadem, który miał miejsce nieledwie godzinę temu na mojej osobie. - zaczął ostrożnie.
- Konia musiałem do Ville - de - Clee odprawić, bałem się, że te psie syny bez czci i wiary, z kuszy zechcą ustrzelić mego rumaka, którego ze względu na swą rączość Zefirem nazwałem. - jeszcze raz wykonał zamaszysty ukłon.
- Największa cześć niech będzie Powracającemu, a dostatek i dobrobyt nigdy nie opuszczają,tobie podobnych - wielebny, sług jego majestatu. - miał nadzieję, że mnich nie widział chwilowego skrzywienia wąskich ust
al`Thora, kiedy wypowiadał te słowa i nie wyczuł szyderstwa, którego w to zdanie
Andre włożył sporą dawkę.
- To dla mnie zaszczyt, że mogę Ci towarzyszyć do dworu hrabiego Franciszka. - kapelusz
Andre, znów znalazł się blisko podłoża.
"Zaczyna mnie to denerwować" - myślał, otrzepując nakrycie głowy z pyłu. Jego ręka bezwiednie powędrowała w kierunku sztyletu, lecz w ostatniej chwili powstrzymał się.
"Masz dość problemów, chłopie, nie stwarzaj sobie nowych" - strofował się w duchu.
- Jakiż ze mnie prostak, wybaczcie świętobliwość, przedstawić się zapomniałem. Moja skromna osoba najemnikiem jest w potrzebie bliźnim pomagającym... za odpowiednią zapłatą ma się rozumieć.