Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2018, 18:59   #30
Ranghar
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Maelstrom poprowadził Legionistów główną arterią biegnącą przez środek obozowiska i skręcił do pierwszej drewnianej chaty po prawej stronie. Jak na "polowe" warunki rodem ze średniowiecza budynek był bardzo starannie wykonany, okna miały szyby oraz okiennice. Solidne drewniane drzwi zaskrzypiały na zawiasach, gdy podchorąży je otworzył i wszedł do środka, a za nim pozostali.
Wewnątrz sporej i przestronnej chaty znajdował się długi stół, z przystawionymi do niego taboretami, na którego blacie walała się masa rolek zwiniętego papieru, ołówki, krzywiki, cyrkle i inne szpargały. Oraz wszędzie rozstawione były świece, niektóre z nich były już zapalone by dać nieco światła.

- Mapujemy okolicę - powiedział Maelstrom, gdy spojrzenie Arthura skierowało się na stół. Na lewo, w głębi chaty była ścianka działowa. - Tam trzymamy broń i amunicję, a także piły łańcuchowe i części do nich. - Wskazał ręką na ową przegrodę. Natomiast na prawo był mniejszy stół, na którym leżała schludnie ułożona talia kart, a w kącie tej części budynku stało kilka skrzyń z jakimś sprzętem. - A tu wszystko to co nie działa i nie uruchomimy. Noktowizory, radia... - skomentował i skrzyżował przed sobą ręce. - No... Całkiem sprawnie udało nam się to wszystko pobudować, a teraz oddaję dowodzenie w pana ręce - przeszedł do sedna i spojrzał na Higginsona. Po jego minie można było wnioskować, że nie ma za złe utraty dowodzenia.

Arthur rozejrzał się po wnętrzu, trochę szkoda, że dobry sprzęt nie działał.
- Faktycznie, całkiem sprawnie. Powiedz mi, czy dowództwo zostawiło tu dla mnie jakąś teczkę? - Mężczyzna miał nadzieję ujrzeć teczkę z napisem “tajne”, z różnymi rozkazami do wypełnienia po przejęciu dowodzenia. - Mamy jakieś księgi ze zliczonym inwentarzem oraz mieszkańcami obozu? - Arthur ciężko klapnął na pośladkach na krześle. Nie za bardzo wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony liczył, że odstawi towarzystwo i będzie miał ich z głowy, z drugiej mógł tu sobie urządzić całkiem przyzwoity harem, jak się oswoi tubylców. Znaczy zaproponuje im zdobycze cywilizacji i rozwój intelektualny.

Kapral Flanigan obrzucił badawczym spojrzeniem pomieszczenie, jakby chciał zapamiętać detale, po czym stanął przy jednym oknie. Niby przypadkowo co jakiś czas wyglądał na zewnątrz, broń z kolei ciągle miał w pogotowiu.
Kiedy przyznał do świadomości, że nikt ich w tej chwili nie zaatakuje, potarł palcami wąsa i charknął, ale powstrzymał się od splunięcia. Zamiast tego w ciszy przyglądał się rozmawiającym, nie myśląc nawet, by przerywać starszym stopniem.

- Ta, jest trochę papierów do czytania i wypełniania - odparł Maelstrom. - Mamy prowadzić dziennik, pokrótce opisywać każdy dzień. Badacze prowadzą swój własny. Uprzedzam, że trzeba kalkować i luźne kartki co transport oddajemy do Bazy Zero. - Björn podrapał się po głowie. - Mamy tu akta wszystkich ludzi w bazie, do wglądu wyłącznie dla dowódcy i zastępcy. Wszystkie przedmioty są zinwentaryzowane i w księgach za każdym razem notujemy komu i jaka ilość została wydana. Również z paliwa każdy jest rozliczany. Zasoby mamy ograniczone, więc trzeba pilnować każdego gwoździa. - Wzruszył ramionami. - Szefem zespołu badawczego jest Nicole de Foix... Potrafi wkurwić, ale jakimś cudem udaje jej się dogadać z resztą grona naukowego - podsumował ją z westchnieniem. - Jak dobrze pójdzie, to odda pałeczkę temu całemu hrabiemu czy markizowi Cartierowi, który z wami przybył. Mamy też kilka osób ogólnie rozumianego wsparcia, które różnych zajęć się chwytają. Mamy też lekarzy, myśliwych, reporterkę i psychologa. Ach, i konsultanta z Japonii.
- W porządku, idźcie odetchnąć trochę, Maelstrom, bo żeście wykonali tu kawał solidnej roboty. - Arthur zasalutował zastępcy, dając mu znać, że może opuścić pomieszczenie wraz z pozostałymi żołnierzami. Gdy ten się oddalił położył na biurku zabłocone buciska.

- Wpakowaliśmy się w bagno, Konował, po same uszy. Do usranej śmierci będziemy zapieprzać na polach ryżowych poza cywilizacją. Nawet japończyka nam przydzielili, aby pokazywał nam jak siać te ziarenka. Było trzeba iść na astronautę, chyba mają lepsze wrota międzywymiarowe niż wojsko. To już w durnym Stargate było lepiej. Szczególnie jak się pojawiła Claudia Black i ten drugi pajac z Farscape. Zaciągnijcie się do armii, mówili, kobiety ciągną za mundurem sznurem, mówili. - Arthur wstał, zaczął chodzić po pomieszczeniu i rozglądać się za jakąś wódą, na trzeźwo nie ogarnie tego bajzlu.
- W każdym anime są cycate, urocze mieszańce ras, mi dostał się świat, gdzie kaprala prześladują dachowce gadające w myślach. Uroczo! Zaraz wyskoczy myszka Miki i zacznie śpiewać. - W końcu znalazł flaszkę rozpoczętą przez Maelstroma i dwa jakieś drewniane kubeczki. Trzymaj, łyknij sobie, podał jeden z kubeczków kapralowi

Kapral stał sztywny, jak z miotłą w tyłku, nieporadnie obserwując poczynania swojego przełożonego. Co już zerkał w stronę drzwi, jakby obawiał się, że zaraz wparują tu pozostali Legioniści. Ostatecznie zawiesił spojrzenie na kubeczku z alkoholem, wpatrując się w niego dłużej niż powinien. Być może jego profesjonalizm walczył z ukrytymi słabościami.
- Sir, zanim spoczniemy... - Erick potrząsnął głową, unosząc wzrok na oczy Arthura. - Zanim spoczniemy, powinniśmy zrobić obchód Bazy. Skontrolować stanowiska wartownicze, sprawdzić perymetr oraz przeprowadzić inspekcję miejscowej załogi. Nie wątpię w kompetencje chorążego Maelstorma, ale regulamin tego od nas wymaga - Flanigan robił wszystko, by zachować powagę i trzeźwość osądu.
- Regulamin od nas wymaga, abyśmy się dobrze prezentowali w oczach innych. Ja się lepiej prezentuje jak coś łyknę - podniósł kubeczek z płynem do ust. - Łap okazję, bo zaraz i twój dopije. - pogroził lekko między jednym łykiem, a drugim. -Błeee, ale szczyny - Arthur ocenił gatunek trunku, chwaląc wspaniały świeży rocznik, po czym spojrzał w malejącą już zawartość na dnie.
- W takim… w takim razie chorąży zajmie się prezentacją, a ja zadbam o resztę - Flanigan bardziej stwierdził niż zaproponował. Co jakiś czas zerkał na drugie naczynie z alkoholem, jednak nie dawał się tak łatwo przełamać.
- Flanigan, kto tu jest przełożonym? Był rozkaz się napić, to nie stawiaj mnie w niezręcznej sytuacji. Bierz ten cholerny kubek! - Arthur stawał się lekko poirytowany, a zaczynał pić w intencji, aby się uspokoić. Będzie potrzebna dolewka przez tego Konowała. Powoli dolał sobie kolejną porcję, nie śpiesznie, dając koledze kilka sekund do namysłu.

Legionista przełknął ślinę, wpatrując się w rękę dowódcy Bazy Jeden. Ostatecznie przestąpił z nogi na nogę i przewrócił oczami.
- Rozkaz - odezwał się, sięgając po kubeczek. Zamieszał jego zawartością i zaraz pociągnął solidny łyk, odkrywając przed kolegami z drużyny swoje zdolności w tej dziedzinie sztuki. Kiedy opróżnił już swoje naczynie, przetarł usta wierzchem dłoni, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
- Sir - odkaszlnął Erick, mrugając oczami. - Czy oni to na jebanych sznurówkach pędzili?
- Na sznurówkach z moczem. - Stwierdził ekspert, biorąc kolejnego łyka. - Tak trudno było? To teraz na drugą nóżkę! - Arthur uzupełnił kubek kompana. - Więc ty i królowa lodu, co? - Przytoczył wcześniejszą sytuację. - Coś sie z tego wykluje? - Dopytywał wirując kubkiem i oglądając fale z alkoholu.
- Blondi, do chuja pana, dałbyś już spokój - kapral westchnął przeciągle, po czym zatopił spojrzenie w płynie. - Chciałbym zapytać… nie martwi cię to ani trochę? Jesteśmy na linii frontu. Bez wsparcia powietrznego ani kawalerii. Mamy blade pojęcie o walce na tym terenie, a do tego wróg może dysponować… technologią, która wykracza poza nasze możliwości. Wszystko kurwa po to, żeby jajogłowi mogli sobie polizać skały i pobiegać ze zmutowanymi zwierzętami. To jest wojna, chorąży, czy tylko ja to dostrzegam?
- W wojnę to się bawi Japonia kapralu. My nie nawiązaliśmy kontaktu z wrogiem, nie wiemy czy taki istnieje po tej stronie, może trafiliśmy na wymarły kontynent, którego nawet nie trzeba wyzwalać w imię demokracji i cywilizowanych wartości, a przy odrobinie szczęścia będzie można wszystko po prostu wziąć do kieszeni. W obecnej chwili największym zagrożeniem są wilki, które zeżarły dwa konie i twoja wizja kota w krzakach. Kota, którego wstyd wspominać w raporcie, ale może muszę, bo mrugnięciem oka może potrafi detonować ludzkie umysły. - Pogłaskał się po włosach myśląc co ma zrobić z tym cholernym kotem. - Mam nadzieje, że jedyną technologią jaką dysponują tutejsze kobiety to tortury poprzez Snu-Snu. - Arthur uśmiechnął się na samą myśl o jednym z klasycznych odcinków serialu animowanego.

- Macie rację, chorąży. Niemniej jednak taki stan rzeczy nie powinien zaćmić naszej czujności. Jak to mawiała moja matka, wróg nigdy nie śpi. Tym bardziej my nie powinniśmy - odpowiedział Erick, po czym zabrał się za opróżnianie drugiego kubka samogonu.
- A tego sierściucha jak spotkam ponownie, to odstrzelę choćby dla zasady - mruknął, poirytowany.
- Będzie trzeba, a co jak podsłucha myśli generała lub prezydenta i pozna kody do wystrzelenia głowic nuklearnych? Nie możemy podejmować takiego ryzyka. Cały kraj na nas liczy! - Arthur podkreślił wagę sprawy rozlewając na boki alkohol z kubka. Spojrzał z wyrzutem na to, jak on śmiał tak sam wyskoczyć i dopił pozostałą resztkę.
- Konował, nie możemy tak cały dzień pić! Doprowadź się do porządku! Ja mam tu ważną misję do spełnienia, obóz do poznania i rozkazy do wydania, a ty byś tylko chciał, abym polewał i polewał! No, ruszamy zadki na zewnątrz! - Arthur skoczył równo na nogi i upominająco spojrzał na biały kubeczek w ręce kaprala. - Mój Boże, co sobie ojczyzna pomyśli! Zalewanie się w trupa w środku dnia! (pomimo, że jest wieczór - info dla czepliwych) - Arthur wyszedł na zewnątrz kręcąc głową na boki z politowaniem nad kapralem alkoholikiem.

- Jak Boga kocham… przyjdzie taki dzień, że zastrzelę siebie albo jego. - Flanigan cisnął pustym kubeczkiem w kąt i zaryczał jak wół. Omiótł ostatni raz pokój narad, po czym skierował się do drzwi wyjściowych.
 
Ranghar jest offline